21.5 C
Biskupin
piątek, 20 czerwca, 2025
Strona główna Blog Strona 21

Tyle wstawania z kolan ile „Polexitów”!

19

Według PiS i PO można ustawiać zegarki! Jeśli Kaczyński po raz 1000 ogłosi, że „Polska będzie stanowcza wobec Komisji Europejskiej”, to góra za pięć minut można się spodziewać wypowiedzi Tuska, że PiS wypycha Polskę z Europy prosto w ręce Putina. Ponieważ politycy z reguły nie mają na tyle kompetencji, aby zbudować zdanie wielokrotnie złożone, a czasami równoważnik ich przerasta, to wmyślają nowe słówka. „Polexit” to ulubione słówko opozycji, którym strzelają do PiS na oślep i przy każdej nadarzającej się okazji lub nawet bez okazji. Po drugiej stronie też nie ma wielkich różnic w zachowaniu i w potencjale. Obóz rządzący „Polexit” zastąpił „Putinflacją” i tak się chłopcy „politycy” bawią, co najgorsze bawią się nami i Polską.

W polityce zagranicznej obie partie są beznadziejne, po prostu nie istnieje coś takiego, jak polska polityka zagraniczna. PO bezrefleksyjnie i za parę stołków „królów Europy” realizuje politykę zagraniczną Niemiec. PiS udaje, że postępuje inaczej i być może od czasu do czasu rzeczywiście tak jest, ale na końcu zawsze mamy upokorzenie i pokorne wykonywanie poleceń. Nie ma w tym żadnego przypadku, że Polska jest najbardziej rozgrywanym i ogrywanym krajem w Europie, chociaż jesteśmy wielokrotnie większym krajem od Węgier. Na czym polega ten fenomen? Na prostocie! Kiedy Orban mówi, że na coś się nie zgodzi, to mówi to do samego końca, póki nie uzyska tego co zamierzał albo przynajmniej nie odhaczy większości punktów w planie. Kaczyński z Morawieckim potrafia w poniedziałek powiedzieć, że KPO to wielki sukces rządu i Polska wynegocjowała rekordową kwotę, która pozwoli nam na skok cywilizacyjny. We wtorek są to już nic nie znaczące środki, zbudowane głównie na kredycie, co jest akurat prawdą. W środę koncepcja zmienia się na porozumienie z UE i karcenie Ziobro za stanowisko narażające Polskę na utratę miliardów złotych. Jednak od czwartku „mamy dość znęcania się nad Polską i mówimy koniec z tym”.

Kaczyński żali się w mediach „niepokornych”, że Polska wykazała maksimum cierpliwości i kompromisowości, ale ten łagodny kurs okazał się błędem. Identycznie wypowiadał się Ziobro i każdy, kto choć pobieżnie rozumie na czym polega prowadzenie skutecznej polityki zagranicznej, jednak wówczas prezes PiS wierzył Morawieckiemu – „politykowi formatu europejskiego”. Jeśli się komuś wydaje, że to ostateczna wersja wydarzeń, to niech poczeka do piątku, gdy znów Polska wróci do rozmów, by w sobotę „patriotycznie” je zerwać, a w niedzielę ponownie przemyślimy sprawę z jeszcze innej perspektywy. Jak widać na załączonym obrazku PiS się zwyczajnie prosi o wielkie lanie i chyba czerpie z tego jakąś przyjemność. Trudno się dziwić politykom brukselskim, że bawią się z Polską na wszystkie sposoby, skoro dzień w dzień dostają zaproszenia do zabawy. W sumie ciężko się też czepiać Tuska i całej opozycji, że jedzie na prostym patencie „Polexit”, co na podsumowanie kompromitującej polityki zagranicznej PiS w zupełności wystarczy, chociaż jest kompletną bzdurą.

Nie ma takiego odważnego w PiS, który jasno by wskazał drogę wyjścia Polski z UE i co więcej zaczął realizować ten plan. „Polexit” to tylko polityczna gra, na bardzo niskim poziomie, ale na potrzeby świętej wojny POPiS-owej wystarczy. Będzie tak jak jest i nic się nie zmieni. PiS dalej będzie udawał twardego gracza i miotał się z kąta w kąt, PO dalej będzie udawało, że PiS jest zdolne do wyprowadzania Polski z UE. W polskiej „polityce zagranicznej” mamy stałe punkty i tylko zabawa statystykami nam pozostała. Zobaczymy tyle wstawania z kolan ile „Polexitów” i tak od kampanii do kampanii, od szczytu w Brukseli, do szczytu w Strasburgu. Naiwne przekonanie, że PiS wprowadzi nową jakość, mogło funkcjonować przez pierwsze dwa lata. Tu i teraz nie ma żadnych wątpliwości, w jakim miejscu jesteśmy i w jakim pozostaniemy pomimo tego, że Niemcy i Rosja, główni rozgrywający w Europie, nigdy nie byli tak osłabieni, jak dziś.

Kaczyński zaczął gadać jak Michnik dla „zachodniej prasy”

10

W jednym z „niepokornych” mediów ukazał się wywiad, w którym Kaczyński po prostu opowiada bzdury, że PiS jest traktowany tak, jak w 1989 roku, kiedy na działaczy prawicowych nasyłano esbecję. Skłonność polityków do budowania wielkich kwantyfikatorów jest większa od samych wielkich kwantyfikatorów, dlatego to nie jest nic nowego pod słońcem. Z takich „przesadyzmów” korzystają wszyscy, ale zawsze w przekonaniu, że sami mówią celnie, a przeciwnicy manipulują. Mistrzem w produkowaniu podobnych bredni przez cała lata był Michnik, który jednocześnie, „dla zachodniej prasy” potrafił powiedzieć, że w Polsce obowiązuje faszyzm i komunizm, jak na Białorusi. Zresztą Michnik nigdy się nie zastanawiał nad sensem wypowiadanych słów, on je po prostu wystrzeliwał z coraz większych propagandowych armat. Robił to tak często i bez żadnego umiaru, że w końcu pociski rykoszetem zaczęły spadać na jego własne bunkry.

Najwyraźniej Jarosław Kaczyński postanowił skopiować mistrza Michnika i chyba nie bardzo zdaje sobie sprawę, jaką próbuje iść drogą. O ile w przypadku opozycji podobne biadolenie jest jeszcze jakoś usprawiedliwione, tak zwanym wilczym prawem opozycji, to biadoląca władza wyłącznie się kompromituje. Skoro rzeczywiście wobec polityków PiS prowadzone są działania o charakterze przestępczym i w dodatku z udziałem tajnych służb, no to nic śmieszniejszego i bardziej kompromitującego były wicepremier od spraw bezpieczeństwa powiedzieć nie może. Nad tym, co się stało i dzieje nadal z Jarosławem Kaczyńskim ubolewałem wiele razy, ale trzeba jeszcze dodać, że proces postępuje. Kompletnie pogubiony człowiek i polityk, co dokładnie widać choćby po inny politycznym skeczu, kiedy to najpierw prezes PiS ogłosił mobilizację, a potem ogłosił, że idzie na urlop. Pomijając wiek i uwarunkowania biologiczne, co nas wszystkich czeka, rzuca się w oczy coś jeszcze. Wszystko wskazuje na to, że gdyby nawet prezes miał 18 lat i biegał maratony w rekordowym tempie, to politycznie zwyczajnie się wyczerpał. Cudów nie ma kryzys formy dopada wszystkich i to po siedmiu latach kryzys w PiS, aż bije po oczach, żeby nie powiedzieć kłuje!

W sytuacjach kryzysowych politycy zawsze mówią o: „faszyzmie”, „komunizmie”, „mowie nienawiści”, „dzieleniu Polaków”. Wystarczy porównać chyba najbardziej merytoryczną kampanię z roku 2015, z tym jak to wygląda dziś, aby zrozumieć, że wszystko, co dobre już było i prawdopodobnie nie wróci. Desperaci będą to jeszcze tłumaczyć podgrzewaniem atmosfery i dokarmianiem najbardziej wiernego elektoratu, ale to są wyłącznie desperackie analizy. Nie ma tak, że polityk i to jeszcze ciągle numer jeden w Polsce, może sobie publicznie coś powiedzieć wyłącznie do jednej grupy. Kaczyński mówi do wszystkich, czy tego chce, czy nie i to co mówi z jednej strony wygląda komicznie, a z drugiej razi totalna niemoc w zderzeniu z prawdziwym kryzysem, który w dużej części wywołał sam PiS. Nikogo nie chce zanudzać przy niedzieli, niemniej w świecie polityki nic się nie zmieniło, wybory wygrywa się głosami większości, nie głosami najwierniejszych z wiernych. Komunikaty wysyłane w ostatnim czasie przez Kaczyńskiego przypominają schyłek politycznej kariery Komorowskiego, z kolei PiS wygląda niczym PO w 2015 roku.

Poza wszystkim znowu wrócił „obciach” i trudno, żeby było inaczej, gdy nie tylko partia rządząca, ale i zaplecze „niepokorne” robi wszystko, aby przekaz polityczny płoszył wszystkich wyborców mitycznego „środka”. W tej chwili popieranie PiS grozi obciachem, bo kto się podpisze pod tymi wszystkimi absurdami, jakie wygadują Morawiecki, Niedzielski, a wtórują im Sakiewicz z Karnowskimi? Mamy do czynienia zupełnie innym frazami, które przechodzą do języka codziennego „najgorszy sort” zastąpiło „zbieranie chrustu”, „tam, gdzie stało ZOMO”, teraz stoi „trzeba mniej jeść”. I mało ważne, że te hasła nie odzwierciedlają ani treści, ani sensu wypowiedzi, poszło pod strzechy i tam zostanie. Kaczyński próbujący się ścigać z Michnikiem, to prawdziwy obraz i skala kryzysu, w jakim znalazł się cały obóz rządzący wraz z przybudówkami.

Profanacja 500+, czyli PiS nawet nie ukrywa, że kupuje głosy

5

Mam potrójnie czyste sumienie, po pierwsze nie powtarzałem bredni skrajnie liberalnych, że 500+ zostanie przepite „z naszych podatków”. Po drugie nie miałem z tego nic, moje dziecko się na 500+ nie załapało. Po trzecie broniłem tego programu, który zlikwidował nędzę i w jakimś stopniu zakopał dziurę po mogile, którą Polakom kopał Balcerowicz. 500+, zwłaszcza na początku, nie tylko nie wywołało patologii, ale zlikwidowało dwie patologie: „kupowanie na zeszyt” i „chwilówki”. Dziś sytuacja się zmieniła, w związku z dwiema tragediami, jakie spadły na Polskę i w obu przypadkach PiS zachował się beznadziejnie. 500+ nie nadrobi strat gospodarczych wywołanych przez beznadziejną politykę rządu, której nie da się wytłumaczyć światowymi pomorami i wojnami, w każdym razie nie jest to jedyne i najważniejsze wytłumaczenie.

Wiadomo nie od dziś, że wojna pomiędzy liberałami i socjalistami trwa od wieków i trwać będzie, mnie w tym ideologicznym okładaniu się cepami nie interesuje nic, dlatego do każdego projektu społecznego podchodzę z głową, nie z legitymacja partyjną. Co było dobre, to było, ale tu i teraz PiS wydaje miliardy złotych w tak bezsensowny sposób, że płakać się chce. Refundowanie zakupu węgla, poprawione o kolejne paliwa, będzie nas kosztować jakieś 20 miliardów. Nie ma w tych projektach kryterium dochodu i to dopiero początek cynizmu ze strony rządu Morawieckiego i sztabu z Nowogrodzkiej. Sama refundacja, w przeciwieństwie do 500 + nie zlikwiduje żadnego problemu, przypominam, że węgiel miał kosztować poniżej 1000 złotych za tonę i cały ten misterny plan poszedł wiadomo gdzie. 3000 zł dotacji, przy rynkowej cenie węgla na zbliżonym poziomie, oczywiście w jakimś stopniu pomoże, zwłaszcza najbiedniejszym, ale nie pozowali przetrwać zimy. Do znudzenia trzeba przypominać, że ta sytuacja jest wynikiem „patriotycznej” polityki PiS, która doprowadziła do tego, że Polska jako jeden z nielicznych krajów w Europie jednocześnie odcięła sobie źródła dostaw: ropy, gazu i węgla, nie mają żadnej alternatywy w zanadrzu.

Mamy do czynienia z klasyką „polityki”, najpierw tworzymy problemy, potem w cudowny sposób je rozwiązujemy, tyle tylko, że żadnych cudów nie będzie. Skala błędów powoduje, że koszty łatania dziur są gigantyczne. Nie jest też żadną tajemnicą, że PiS działa według klucza kampanii wyborczej. Powstała teoria, że węglem pali głównie elektorat PiS i to nie jest teoria spiskowa. Piece węglowe to przede wszystkim wsie i małe miasteczka, czyli baza PiS i nie embargo na węgiel, jak to tłumaczyła, nomem omen, minister Moskwa, tylko właśnie ten argument zdecydował, że rząd skupił się na węglu. Gdy opozycja zaczęła krzyczeć o pelecie, oleju opałowym i gazie, PiS odrzucił wszystkie ich poprawki i nową ustawą chce kupić nowe głosy. Drugi poważny transfer pójdzie na 14 emerytury i dużą rewaloryzację rent i emerytur, co już zapowiedziała minister Maląg. Ponownie środki budżetowe są wycelowane w elektorat PiS i chociaż ci ludzie zostali najbardziej wykorzystani i sponiewierani przez wszelkie władze, to tutaj chodzi wyłącznie o polityczne biznesy, a nie systemowe rozwiązanie problemu.

Innych scenariuszy przez najbliższy rok nie należy się spodziewać, PiS poza rozdawaniem kasy nie ma i nie znajdzie innego pomysłu na utrzymanie władzy. Przez lata śmiano się z Kaczyńskiego, że prowadzi gospodarkę centralnie planowaną i to była kompletna bzdura, programy socjalne, jak 500+ obowiązują w większość państw europejskich, takich jak Niemcy, Irlandia, nie wspominając o krajach skandynawskich. Natomiast to, co się dzieje dzisiaj już w całości wypełnia kryteria gospodarki centralnie planowanej i przypomina „rzucenie pomarańczy na święta”. Tłumaczenie sytuacji kryzysowej też jest bardzo podobne do „słusznie minionych czasów”, tylko imperialistów i dywersantów zastąpiono ruskimi agentami i Putinem, a zrzucanie stonki przez Amerykanów najmodniejszą na świecie chorobą. 500+ było dobrym programem, obecna „polityka socjalna” PiS, to profanacja.

Sprawa Frasyniuka – znów trzeba tłumaczyć „dziennikarzom”, co orzekł sąd

15

W tym felietonie będę zajmował się „śmieciami” wyłącznie w kontekście aktu oskarżenia, do nowej afery, która wynikła po komentarzu Zbigniewa Ziobro odniosę się w dzisiejszym odcinku „Polskiej Chaty Biskupin”. Władysław F. został oskarżony, co ważne z oskarżenia publicznego, o znieważenie funkcjonariuszy publicznych w związku z pełnieniem obowiązków służbowych. Podstawę prawną aktu oskarżenia i całej serii zawiadomień do prokuratury, stanowił art. 226 k.k. Ktokolwiek zna okoliczności sprawy ten wie, że Władysław F. ponad wszelką wątpliwość nazwał polskich żołnierzy „śmieciami” i uczynił to odnosząc się do pełnionych przez nich obowiązków służbowych. Z powyższego wprost wynika, że Władysław F. w całości wypełnił przesłanki popełnienia czynu zabronionego, CO STWIERDZIŁ Sąd Rejonowy Wrocław-Śródmieście.

Najmocniej przepraszam za wstawkę pisaną wielkimi literami, ale to jest informacja kierowana do „dziennikarzy”, którzy nie odróżniają aktu oskarżenia od pozwu, ale biorą się za komentowanie „uniewinnienia” Władysław F., chociaż faktycznie oskarżony został przez sąd uznany za winnego. Dokładnie w sprawie zapadł dość częsty wyrok, niestety zarezerwowany dla „lepszego towarzystwa”! Warunkowe umorzenie postępowania na okres próby z samej nazwy i definicji mówi, że sąd uznaje zarzuty stawiane w akcie oskarżenia, natomiast zajmuje odrębne stanowisko w kwestii wymiaru kary, o ile oczywiście sam oskarżyciel nie wnosi o warunkowe umorzenie, co się praktycznie nie zdarza. Ze słów rzeczniczki Prokuratury Okręgowej w Warszawie płynie dokładnie ta sama konkluzja, bo inaczej po prostu być nie może:

Sąd Rejonowy dla Wrocławia Śródmieścia we Wrocławiu przedmiotowym wyrokiem de facto podzielił tezy sformułowane w akcie oskarżenia, a tym samym potwierdził winę i sprawstwo oskarżonego.

Warunkowe umorzenie postępowania zawsze i wszędzie jest uznaniem winy, w takich przypadkach oskarżony dostaje szansę na poprawę, jednak muszą być wypełnione przesłanki zawarte w:

Art. 66. [Warunkowe umorzenie postępowania. Przesłanki stosowania]

§ 1. Sąd może warunkowo umorzyć postępowanie karne, jeżeli wina i społeczna szkodliwość czynu nie są znaczne, okoliczności jego popełnienia nie budzą wątpliwości, a postawa sprawcy niekaranego za przestępstwo umyślne, jego właściwości i warunki osobiste oraz dotychczasowy sposób życia uzasadniają przypuszczenie, że pomimo umorzenia postępowania będzie przestrzegał porządku prawnego, w szczególności nie popełni przestępstwa.

Jak widać sąd dokonał bardzo swobodnej oceny zarówno dowodów zgromadzonych w sprawie, jak i posłużył się wręcz frywolną wykładnią nieznacznej społecznej szkodliwości czynu. Trudno przyjąć, przy kierowaniu się wiedzą, doświadczeniem życiowym i logiką, że nazywanie polskich żołnierzy „śmieciami”, przez znanego celebrytę, którego słowa obiegły całą Polskę, noszą znamiona znikomej szkodliwości społecznej. Oczywiście jest dokładnie odwrotnie, szkodliwość jest bardzo wysoka, ponieważ daje przyzwolenie nie tylko na bezkarne znieważanie polskiego munduru, ale zagraża bezpieczeństwu państwa. O ile pisanie bzdur o tym, że Władysław F. został przez sąd uniewinniony jest wyłącznie obrazem żenującego stanu wiedzy prawnej, co niestety jest „dziennikarską” normą, to już sam wyrok sądu, jak najbardziej można i należy uznać za skandaliczny. Nie jest to pierwszy „wybryk” Władysława F., a wiec przesłanka odnosząca się do: „postawa sprawcy niekaranego za przestępstwo umyślne, jego właściwości i warunki osobiste oraz dotychczasowy sposób życia uzasadniają przypuszczenie, że pomimo umorzenia postępowania będzie przestrzegał porządku prawnego” również została przez sąd potraktowana „dowcipnie”.

Więcej Smoleńska, więcej Smoleńska – mantra o putinflacji

26

Starzy ludzie, tacy jak piszący te słowa, raczej się nie zmieniają, a starsi ode mnie to już w ogóle są jak skała, bez względu na skutki swoich działań. Tusk i Kaczyński są starsi ode mnie, dlatego też wytłumaczenie ich konsekwencji w powielaniu tych samych schematów, które wszyscy znają na pamięć i dawno się nimi znudzili, jest banalne. Tak po prostu mają i nic się w tym obszarze nie zmieni, bo młodsi nie będą. Tusk dzień w dzień odmienia PiS i Kaczyńskiego przez przypadki, z kolei PiS i Kaczyński, prócz rewanżu na śmiertelnych wrogach, żyją w bańce propagandowej, którą sami zbudowali. Swego czasu gdzieś tak z 500 ludzi, mniej lub bardziej rozpoznawalnych w przestrzeni publicznej, próbowało Kaczyńskiemu wytłumaczyć, że Smoleńskiem wyborów wygrać się nie da. I co? No i w końcu dotarło, ale to był jeden z nielicznych wyjątków i zrozumienie zajęło całe pięć lat.

Z powyższej krótkiej historii wynika między innymi to, że Jarosław Kaczyński był o 7 lat młodszy, to z kolei oznacza poważniejsze problemy i ograniczenia czasowe w zakresie zrozumienia rzeczy oczywistych. Nie „sondażownie” Onetu, czy TVN-u, tylko CBOS zrobił badanie, z którego wynika, że blisko 60% Polaków uważa sytuacja w kraju za zmierzającą w złym kierunku. PiS ma na to prostą i niezmienną odpowiedź – „putinflacja”. Co prawda ten propagandowy chwyt, nawisem mówiąc wypisz, wymaluj w stylu Tuska, nie ma takiego stażu, jak Smoleńsk, ale ludziom zaczyna się przelewać znacznie szybciej. Jakby nie patrzeć na PiS i jakby nie oceniać tego, co się stało pod Smoleńskiem, jedno jest pewne, mianowicie to, że wokół tej tragedii powstała autentyczna wspólnota. Liczba zaangażowanych osób była bardzo duża, jednak nie wystarczająco duża, aby wygrać wybory. „Putinflacja” nie buduje żadnej wspólnoty, co najwyżej dokarmia tak zwany „beton” i na tym paliwie PiS donikąd nie zajedzie, a nawet cofnie się o kilka lat.

Słuchając kolejnych wypowiedzi i czytając wywiady z Jarosławem Kaczyńskim, wniosek nasuwa się jeden. Nic, ale to kompletnie nic do prezesa PiS nie dociera, nie dość, że wpadł w tę samą pętlę, z której wychodził przez pięć lat, to jeszcze doszły nowe elementy działające jak dopalacze utraty społecznego poparcia. PiS przez wiele lat wygrywał na konkretach, owszem w „narodowej telewizji” Kurskiego stal się lała i mury pięły się do góry, ale to była nadbudowa do bazy. Ludzie mieli w portfelach konkret i nie interesowało ich, co tam Joanna Mucha śpiewa w Sejmie. Polakom zwyczajnie żyło się lepiej i pierwszy raz od 1989 roku zdecydowana większość nie martwiła się, czy przeżyje od pierwszego do pierwszego. Na tym argumencie Kaczyński mógł bić rekordy w wynikach wyborczy i budować ambitne plany na poziomie większości konstytucyjnej. Nagle świat konkretów całkowicie się zawalił, 500+ przy inflacji i drożyźnie, szczególnie paliwowej i energetycznej, kompletnie się zużyło. Dodawanie po 3000 zł do zakupu węgla nie robi większego wrażenia, bo tyle sobie dostawcy krzyczą za tonę. Pojawił się poważny kryzys i PiS nie ma pomysłu jak z tego wyjść, dlatego sięga po stare i zużyte metody, które są zwiastunem porażki.

Używanie Smoleńska, jako narzędzia politycznego przynajmniej nie przynosiło strat, ale utrzymywało stały poziom poparcia, zawieszony przy słynnym szklanym suficie. Bredzenie o „putinflacji”, co w jakiejś części jest prawdą, zużyło się błyskawicznie i już skutkuje odpływem elektoratu, a będzie jeszcze gorzej. Ludzie są potwornie zmęczeni i przy tym zaczynają się bać o swoją przyszłość. W takiej sytuacji każdy oczekuje wyjścia z depresji, tymczasem PiS tłumaczy, że depresja jest i trzeba zaciskać zęby, ponieważ alternatywą będzie wojna. Jeszcze bardziej przygnębiająca atmosfera niż w 2010 roku i na takich emocjach urn głosami się nie wypełni. Tymczasem przekonanie sztabu z Nowogrodzkiej, że więcej Smoleńska, czyli „putinflacji”, to doskonała odpowiedź na kryzys, jest niezłomne i nie widać najmniejszych sygnałów, że coś się w tej materii zmieni.

Kolumna chińskich czołgów i wozów bojowych zbliża się do Tajwanu

13

Istnieje takie powiedzenie nakłaniające, aby skorzystać z okazji do milczenia. Jako autor słów: „żadnej wojny nie ma i nie będzie” nie widzę najmniejszego powodu, żeby z tej okazji skorzystać. W tej sprawie miałem absolutna rację, z wyjątkiem ataków na stolicę naszego wschodniego sąsiada, co zaskoczyło samych atakujących i szybko się przeniosło na właściwe pole działania, czyli walkę o wschodnią część byłej republiki radzieckiej. Z Tajwanem jeśli cokolwiek będzie, to będzie dokładnie tak samo. Chiny to nie tylko gospodarcza, ale i militarna potęga, o potencjale ludzkim nie ma co nawet wspominać. Przysłowiowymi czapkami mogą nakryć każdego przeciwnika i wszyscy doskonale o tym wiedzą. Gdy Chiny zechcą wejść do Tajwanu, to po prostu wejdą i nic ich nie powstrzyma.

Dalszy rozwój wypadków to do znudzenia powtarzany scenariusz znany z praktycznie wszystkich współczesnych konfliktów zbrojnych. Obojętnie, czy Rosja, czy USA wkraczają na jakieś terytorium, zawsze dzieje się tak, że do bezpośrednich walk pomiędzy mocarstwami nie dochodzi i prowadzi się tak zwaną wojnę zastępczą. Na czym to polega? Na dostarczaniu broni, technologii i czasami najemników, do państwa, które zostało zaatakowane. Tak robił ZSRR w Wietnamie, tak robiły USA w Afganistanie podczas radzieckiej agresji, identycznie jest w Syrii i obecnie na Ukrainie. Do tej odwiecznej gry dołączyły Chiny i to z taka siłą, która robi wrażenie na największych dotychczasowych graczach. Rozgrywki wokół Tajwanu niczym nie będę się różnić od Wietnamu, Afganistanu, czy Ukrainy. Żadnej III Wojny Światowej nie ma i nie będzie i nawet jeśli dojdzie do jakichś incydentów, choćby strącenia chińskiego albo amerykańskiego samolotu, to też nic się nie zmieni. Będziemy widzieli wzajemne prężenie muskułów, blefowanie i inne zabiegi sprowadzające się do brutalnej polityki. Ważne w tym wszystkim jest jeszcze jedno, bardzo charakterystyczne dla współczesnej propagandy politycznej.

O ile zacznie się konflikt, to w Internecie natychmiast zobaczymy „rozciągającą się na 60 km kolumnę chińskich wozów i czołgów bojowych zbliżającą się do Tajwanu”. Kto wie, ten wie o co chodzi, kto nie wie, to będzie się popisywał wiedzą geograficzną ze szkoły podstawowej i tworzył dowcipy o chodzeniu po wodzie, jak to ostatnio miało miejsce na jednym z portali społecznościowych. Żyjemy w zupełnie innych czasach i od 1945 roku, dzięki Bogu, nie mięliśmy żadnej wojny pomiędzy mocarstwami, a dopiero taki konflikt rozlewa się na wojnę światową. Nikomu się nie opłaca prowadzić prawdziwej wojny, bo to kosztuje miliardy, natomiast we współczesnej wojnie chodzi dokładnie o ty, żeby miliardy pozyskać. Tajwan to centrum nowoczesnej technologii, głównie elektroniki i nic dziwnego, że dwaj najwięksi potentaci w tej dziedzinie: USA i Chiny, chcą mieć nad tą wyspą kontrolę, co najmniej polityczną i gospodarczą. Sama wyspa ma mniej więcej takie znaczenie geopolityczne, jak „Wyspa węży”. Nie chodzi o ziemię, ale o to, co na tej ziemi się znajduje i kto to coś produkuje.

Tania i jednocześnie wykwalifikowana siła robocza – idealne połączenie dla światowych producentów elektroniki, którzy prawie w komplecie zjawili się na Tajwanie. Chińczycy są mistrzami świata w kopiowaniu takiej technologii i choćby z tego powodu, chcą mieć dostęp do wszystkiego, co się na Tajwanie produkuje. Zresztą, nie sam Tajwan, ale całe Chiny brylują w tej produkcji i nic nie wskazuje, że coś się zmieni, po prostu sprawy zaszły za daleko. Amerykanie nie pierwszy raz przespali światowe zmiany, na przykład bardzo długo kpili z japońskich samochodów i końcowy efekt jest taki, że zamienili Detroit w ruinę, którą dopiero po latach zaczęli reanimować. Przeniesienie produkcji do Chin było fatalnym błędem USA i teraz rozpaczliwie próbują to naprawić, ale jak widać z marnym skutkiem. Nikt się w tej „nowej” aferze Tajwanem nie przejmuje, gra się toczy o dominację gospodarczą i kontrolę nad nowoczesnymi technologiami i tylko dla „estetyki” wojny zastępczej odmienia się demokrację i prawa człowieka przez wszystkie przypadki.

Zaginiona komedia Stanisława Barei: „Do Polski płyną statki z węglem!”

13

Jestem stanowczym przeciwnikiem poszukiwania oryginalności na siłę, jeśli coś wygląda jak kaczka, kwacze jak kaczka i chodzi jak kaczką, to jest kaczką. Dokładnie tak się sprawy przedstawiają z kolejną absurdalną akcją rządu Morawieckiego wspieraną przez „media narodowe”, bo tak się te media po „reformie” nazywają. O co konkretnie chodzi? O węgiel, który płynie statkami do Polski! Węgiel płynie do Polski! Ktoś w Internecie napisał, że to tak, jakby Arabia Saudyjska zamówiła parę tankowców z ropą, a ja dodam, jeszcze parę dosadnych porównań. Na Saharze pojawiała się kolumna ciężarówek z piaskiem, do Holandii jedzie pociąg z serem Gouda, Włosi oczekują na transport lotniczy z dostawą spaghetti. Bareja w czystej postaci i nic nie poradzę, że brzmi to banalnie, mało oryginalnie i w ogóle jest nadużywane, po prostu Bareja.

Bądźmy jednak precyzyjni w tym całym cyrku i bazujmy na dokładnych komunikatach, z podaniem źródeł. Oto precyzyjny cytat z „medium narodowego” TVP Info: „Do Polski docierają pierwsze statki z zamówionym węglem z Indonezji, Kolumbii i RPA”. Co tutaj zwraca szczególną uwagę? Mnie się najbardziej rzucił w oczy entuzjazm, autentyczna radość, niczym przy kubańskich pomarańczach, które dopłynęły do Polski tydzień przed Bożym Narodzeniem. Na drugim miejscu oko przykuwa „zamówiony”! Kto zamówił? Kulczyk Investments SA, czy może Węglex Stefan Kabura&Szwagier? Nic podobnego, Szanowni Polacy, to nasza władza troskliwa zamówiła węgiel, żeby klasa pracująca miała ciepło w domu i zagrodzie. Niezwykle istotne, przynajmniej dla mnie, jest taż wskazanie miejsca, z którego węgiel płynie i mamy tu trzy państwa: Indonezja, Kolumbia, RPA. Zacznijmy od pierwszej sceny z zaginionej komedii Barei. 30 czerwca 2022 roku prezydent Indonezji Joko Widomo przyleciał do Moskwy i spotkał się prezydentem Władimirem Putinem. Po spotkaniu prezydent Indonezji zadeklarował dalszą współpracę gospodarczą z Rosją.

Scena komediowa z RPA jest jeszcze bardziej zabawna, ponieważ prezydent tego kraju Cyril Ramaphosa nie tylko nie potępił Rosji za militarny atak na Ukrainę, ale jeszcze winą za konflikt obciążył NATO. I na koniec scena z Kolumbią, popularnie zwaną republiką kokainową, jednym z najbardziej skorumpowanych krajów na świecie, gdzie w wojnach karteli narkotykowych krew leje się strumieniami. Dlaczego o tym wspominam? Ano dlatego, że rząd miał się pozbyć „krwawego węgla z Rosji”, tymczasem zaimportował węgiel od Indonezji, która z Rosją współpracuje, od RPA oficjalnie popierającej Rosję i oskarżającej NATO i od Kolumbii, gdzie krew leje się dzień w dzień. Wisienką na torcie tego absurdu, jest zerwanie współpracy z Węgrami, które to Węgry potępiły agresję Rosji, ale nie zgodziły się na zerwanie łańcucha dostaw, co zagrażało bezpieczeństwu Węgier. Przy całym szacunku dla świętej pamięci Stanisława Barei, obawiam się, że podobnego scenariusza jednak nie byłby w stanie napisać, Morawiecki i Kaczyński pokonali mistrza.

Jeszcze klika lat temu prezydent Andrzej Duda zapewniał, że węgla w Polsce jest na 200 lat i będziemy go wydobywać ile się da, gdyż Polska węglem stoi i tak pozostanie. Podobne deklaracje składał prezes Kaczyński i premier Morawiecki, a teraz importujemy piach na Saharę. Mało tego! Nie udało się postąpić racjonalnie, z uwagi na przesłanki moralne i polityczne, dlatego na polu moralnym i polityczny PiS popełnił dużo większą komedię i na tym nie koniec. Za chwilę zobaczymy kolejne odcinki! Jest więcej niż pewne, że w następnych aktach desperacji, PiS będzie importował rosyjski gaz z Niemiec i błagał Orbana, aby odsprzedał parę kanistrów ruskiej ropy. Pewnie optymiści zaprotestują i powiedzą, że to przesada, ale gwarantuję, że jeśli się pomyliłem, to w tę drugo stronę, czyli może być jeszcze „śmieszniej”. Tak się kończy uprawianie polityki na tandetnych hasełkach „patriotycznych”, kompletnie oderwanych od bezpieczeństwa państwa i to na poziomie podstawowym, bo energetycznym.

Afera z kabaretem „Neo-Nówka” – skecz napisał im Sasin albo Dworczyk

12

Od paru dni „wrze w sieci”, chociaż prawdę mówiąc to wrze wyłącznie w bunkrach fanatycznych zwolenników i przeciwników PiS. O co tym razem poszło? Jak zwykle o kompletną i w mojej ocenie kompletnie nieśmieszną głupotę. Kabaret „Neo-Nówka” nagrał skecz, w którym „ostro jedzie po PiS”, przynajmniej tak jest ten występ propagowany. Obejrzałem to „dzieło” i nawet kącik ust mi nie drgnął, z tej prosty przyczyny, że teksty w stylu „PiS nas ze wszystkimi skłócił i nas r…a” czytam średnio 150 razy dziennie. Nie twierdzę, że w tym zdaniu nie ma prawdy, co więcej sam opisuję rzeczywistość podobnym tonie, ale gdy kolejny raz widzę beznadziejną produkcję polskiego kabaretu, żywcem ściągniętą z memów i komentarzy internetowych, to płakać mi się chce, nie śmiać.

Przed 1989 rokiem były jakieś inne kabarety niż kabarety polityczne? W tym miejscu koneserzy mogą eksplodować jednym słowem „Potem”. Tak, wyjątki się zdarzały, na przykład „Potem”, ale generalnie najbardziej znane kabarety ze Smoleniem, Laskowikiem i Pietrzakiem na czele, to były kabarety polityczne. Czasy inne, środki wyrazu inne i paradoksalnie cenzura na Mysiej podnosiła jakość skeczów. Twórcy musieli się ostro nagimnastykować, aby powiedzieć, że ZSRR „nas ru…a”, oczywiście nie mówiąc tego wprost. Dziś jest odwrotnie, w skeczu politycznym wystarczy rzucić dosadnym słowem, czyli pospolitym przecinkiem na „k” i jest strasznie śmiesznie. Nie, nie jest, może z jednym wyjątkiem. Gdy słyszę, że w końcu ktoś nazwał rzeczy po imieniu i wygarnął PiS, to nie tylko się śmieję, ale zanoszę się od śmiechu. Powtórzę! W tym skeczu nie ma nic poza zamęczonymi na śmierć hasłami wyborczymi i kopią codziennej politycznej nawalanki w Internecie. Co by nie sądzić o „Uchu prezesa”, to tamten serial stał nie o jedną, ale pięć półek wyżej. Krótko mówiąc skecz kabaretu „Neo-Nówka” jest tak tandetny, jak tandetne są rzędy PiS, zrobili materiał, pod którym mógłby się podpisać Sasin albo Dworczyk.

Istniej gdzieś tak 1234 powody, aby na PiS nie zostawić suchej nitki i z tej gamy panowie kabareciarze wybierają „skłócenie z Unią i Francją”, no i żeby tak całkiem biednie nie wyglądało, to jeszcze dorzucili obyczajówkę płciową. Cud, że nie nawiązali do preferencji samego Kaczyńskiego i to jedyny plus tej ramoty. Bieda, bieda i jeszcze raz bieda, która raczej PiS pomaga niż krzywdzi, co zresztą widać po charakterystycznych komentarzach na portalach społecznościowych. Fanatycy PiS zwarli szeregi i dostali amoku, strzelają najcięższymi armatami, nie wyłączając „ruskich onuc” i angażowania prokuratury. Fanatycy antypisowscy uznali tę tandetę za najśmieszniejszy występ kabaretowy wszech czasów i prawdę objawioną o rządzie. Cyrk, jaki się kręci od 2005 roku i rzecz jasna wszyscy wiedzą, jaki będzie tego finał. „Przełomowy skecz” skończy tak samo jak „stało ZOMO”, czy „uzależnienie od smartfonu”. Wraże plemiona pookładają się maczugami i za chwilę zapomną o co poszło, bo pojawi się nowa „fantastyczna” wypowiedź znanego aktora, autorytetu, czy piosenkarza Stinga.

Cały czas się taplamy w takiej miałkości, która z realną oceną polityczną nie ma nic wspólnego. W takich przypadkach pojawia się też rutynowe pytanie, po co w ogóle o tym piać i dodawać rozgłosu? Od lat odpowiadam tak samo, że milczenie to reakcja beznadziejna, to się po prostu nie udaje i nie może udać. Dlatego wychodzę z innego założenia, które przynajmniej w część jest jakimś antidotum. Gdy tłumy śmieją się z byle czego i uznają za sztukę byle tandetę, to nazywam tandetę tandetą. Takie skecze i tacy wykonawcy doskonale sprawdziliby się w roli ministrów i podsekretarzy w rządzie Morawieckiego albo w roli doradców Kaczyńskiego. Jedni i drudzy idą po równi pochyłej i osiągają ten sam poziom zjazdu. Co ma mnie śmieszyć jeśli widzę, że kabareciarz jest tak samo nieudolny i sięga po takie same prymitywne środki, jak polityk. PiS oszukał miliony Polaków, co więcej kilkaset tysięcy zapłaciło za to najwyższą cenę, ale bądźcie pewni, że żaden topowy kabaret w to sedno nie trafi i nie odważy się go ruszyć.

„A Kaczyński powiedział!” – nieśmiertelny klasyk i paradygmat POPiS-owy

13

Jak wiadomo moje drogi z PiS się rozeszły, jak droga polska z drogą węgierską, a to oznacza, że los polityków PiS jest mi całkowicie obojętny, z prezesem Kaczyńskim na czele. Dlatego też proszę w żadnym razie nie traktować dzisiejszego felietonu jako próby obrony, usprawiedliwiania, czy nie daj Boże wsparcia prezesa. Po prostu pojawił się tysięczny przykład na to w jakiej kondycji jest polska polityka i to wbrew pozorom jest warte uwagi. Zresztą wiele razy podkreślałem, że robota uczciwego felietonisty politycznego to ciężki kawałek chleba, bo praktycznie za każdym razem trzeba pisać o tym samy i tylko formą uatrakcyjniać niezmienną treść. Nie jest moją winą, że to co widzimy na scenie politycznej jest niekończącą się operą mydlaną albo i jeszcze gorzej, w końcu w operach mydlanych zmieniają się dialogi i monologi, w polskiej polityce mamy wyłącznie duble.

Co tym razem Kaczyński powiedział? Użył słowa „smartfon”, co już samo w sobie otwiera całą paczkę sucharów o drukowaniu Internetu, nie posiadaniu konta w banku i posiadaniu kota. Na tym jednak nie koniec, ponieważ prezes PiS powiedział coś jeszcze i jak zwykle dokonał zamachu na demokrację poprzez wprowadzenie modelu białoruskiego. „Młodzież jest pod bardzo wielkim wpływem smartfonu, mówiąc w przenośni” – tak dokładnie brzmiało zdanie wypowiedziane przez „dyktatora z Żoliborza”, no i się zaczęło. Mniej więcej pół Polski ustawiło się po jednej stronie barykady, by strzelać do tej drugiej połowy po przeciwnej stronie. Dlaczego? Powód jest wyłącznie jeden – to powiedział Kaczyński. O tym, że młodzież i dzieci są uzależnione od smartfonów mówi 99,9% psychologów, tyle samo nauczycieli i co najmniej 50% rodziców. Nigdy wcześniej wypowiedzenie takiego banału i przede wszystkim groźnego dla rozwoju dzieci zjawiska, nie wywołało takiego sprzeciwu. Co tam sprzeciwu?! Histeria, furia, inicjatywy społeczne w obronie wolności smartfonowej.

Naturalnie na czele tych ruchów społecznych i internetowych widać przede wszystkim tych rodziców, którzy o swoich dzieciach dawno zapomnieli, głównie z tego powodu, że smartfon to doskonały rodzic i wychowawca. Naturalnie zdarzają się też inne postawy i w normalnych okolicznościach niejedna matka i ojciec #silnirazem wydarli się na swoją pociechę, gdy ta godzinami gapiła się w ekran Androida. No, ale to już jest nieaktualne, odkąd „Kaczyński powiedział” należy się domyślać, że rodzice #silnirazem zmuszają dzieci do spędzania czasu z telefonem i w dodatku zakupili najnowszy model, bo zaraz PiS zakaże sprzedaży. Niby śmieszne, jednak jak się dobrze temu wszystkiemu przyjrzeć, to raczej płakać się chce, tym bardziej, że to dopiero jedna strona medalu. Po drugiej stronie mamy Tuska i wszystkie jego winy, ta sama technologia, te same metody i stadne reakcje, a wszystko razem składa się na jedną wielką tragifarsę. Nie wiem, czy istnieje na świecie tak potężny umysł albo kalkulator, który zliczy wszystkie akcje PO i PiS skupione wokół totalnych bzdur, nadinterpretacji słów i czynów, ale jedno wiem ponad wszelką wątpliwość – nic się w tej materii nie zmieni!

Dokładnie tak będzie wyglądała kampania wyborcza i z takich „priorytetów” zostanie zbudowana. Podtrzymywanie ciągłego napięcia i konfliktu na linii PiS i PO jest zabiegiem zgranym do imentu, ale to niestety działa i obie partie doskonale zdają sobie z tego sprawę. Oni tak mocno uwierzyli w swoje propagandy, że rzeczywiście przyjmują za prawdę każdą bzdurę, jaką sobie zbudują na potrzeby politycznej wojny. Nie tylko jestem sobie w stanie wyobrazić, że opisane powyżej reakcje polityków na użytkowanie telefonów przez dzieci, miały rzeczywiście miejsce, ale jestem przekonany o masowości zjawiska. Gdy tylko cichną tematy dominujące przestrzeń publiczną, na przykład konflikt na Ukrainie, PO i PiS natychmiast wracają do zdartej płyty i odpalają te same „przeboje”. Nic nowego pod słońcem, ten sam mechanizm działa na przykład w wśród kibiców, gdzie nie ma mowy o żadnych nowościach i litości wobec śmiertelnego wroga. Było, jest i będzie tak samo i to nie prognoza, tylko stwierdzenie faktu.

Kaczyński załatwi reparacje, Tusk 15 emeryturę

7

Jeszcze się na dobre nie zaczęło, a już jest bardzo śmiesznie. Policzyłem na palcach, że do wyborów parlamentarnych w 2013 roku pozostało 14 miesięcy. Wydawać by się mogło, że to kupa czasu, zwłaszcza jak na polityczne tempo, ale najbardziej skłócone obozy nie mogą się doczekać i traktują każdy dzień, jak termin ostateczny. Wczoraj wyborcy mogli się zapoznać z dwoma przełomowymi deklaracjami, jedna z nich trochę przeczy napiętej atmosferze, ale to tylko teoria. Jarosław Kaczyński miał odwołać objeżdżanie Polski, ponieważ jest okres wakacyjny i to ta informacja, która pozornie nie wpisuje się w presję kampanijną. Swoją drogą ciekawa sprawa, że sam Kaczyński i sztab doradców, po długich namysłach i serii wizyt w gminach, doszli do wniosku, że w lipcu są wakacje. Cóż zdarza się najlepszym, ale to nie jest rezygnacja, tylko strategiczny odwrót.

Druga informacja to raczej scysja, która się rozpoczęła w Internecie i skończyła w mediach. Tomasz Lenz, poseł Platformy Obywatelskiej, pokornie, uprzejmie i z partyjnym zaangażowaniem zaprosił obywateli na konferencję Donalda Tuska. W czasie konferencji Donald Tusk w krótkich, niemal żołnierskich, słowach zwrócił się do posła Lenza i zagroził wyrzuceniem z PO. Za co? Za inne wpisy internetowe posła, w których krytykował 14 emeryturę, co spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem zwolenników PO, przynajmniej sporej części. Donald Tusk zapewnił Polaków, że PO nie zlikwiduje 500+, 13 i 14 emerytury, jak również doprowadzi do takiego błogosławionego stanu, że te wszystkie dodatki socjalne nabiorą większej wartości. Przyznam się, że nie sprawdzałem reakcji posła Lenza i zwolenników PO również, ale domyślam się, jest bardzo ciekawie i przy tym schizofrenicznie. Podręczniki politologii krzyczą, że partie konkurencyjne za wszelką cenę powinny się odróżniać, najwyraźniej Donald Tusk otworzył nowy rozdział i postanowił kopiować pomysły PiS i co więcej być bardziej „pisowski” niż sam PiS. PO jest bardzo sprawna w obiecywaniu rewolucyjnych zmian i dzięki ich obietnicom, mamy w Polsce 3×15, JOW, dobrze zarabiające pielęgniarki, które wracają z Irlandii, za to nie mamy Senatu i 150 miliardów z OFE.

Czego Tusk z PO nie obieca, to Kaczyński z PiS przebije. Co tam marne 150 miliardów?! Kaczyński mówi bez kozery o bilionie i jeszcze się zastanawia jaką walutę przyjąć. Temat reparacji od Niemiec stał się niestety jednym z wielu skeczy, jakie słyszymy z ust polityków PiS, ale ten skecz jest wyjątkowo mało śmieszny. Trudno się nie zgodzić z tym, że agresja niemiecka połączona z okupacją i ludobójstwem wyrządziła Polsce gigantyczne szkody i bilion złotych, czy nawet euro prawdopodobnie nie jest w stanie zrekompensować tych strat. Problem polega na tym, że z tej poważnej, wręcz tragicznej sprawy partia polityczna odwołująca się do patriotyzmu, uczyniła tandetną tragifarsę. Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że te wyborcze pohukiwania mają jakiekolwiek realne podstawy. PiS miał siedem lat na to, aby poważną kwestię potraktować poważnie i po tym czasie nawet nie ma żadnej rzetelnej ekspertyzy prawnej, jedynie jakieś nieistotne pustosłowie wyprodukowane przez Mularczyka i jego ekipę.

Patrząc na strat kampanii wyborczej 2013, jedno można powiedzieć na pewno, to będzie dla człowieka myślącego bardzo ciężki czas. Jeśli w tej chwili, w okresie urlopowym, poziom absurdu i śmieszności rozpala polityczny kocioł aż po gwizdek, to co będzie na parę miesięcy przed rozstrzygnięciem? O ile w 2015 roku PiS przedstawił dość spójny i konkretny program, który w dużej części wdrożył i tym samym ośmieszył PO, o tyle w 2013 roku będziemy mieli do czynienia wyłącznie z POPiS. Obie partie są kompletne wyjałowione i niezdolne do niczego innego poza wzajemnymi atakami, połączonymi z coraz bardziej żenującym populizmem. Jeśli Tusk odzyska władzę, to w pierwszej kolejności weźmie się za łamanie obietnic, które dla niego nigdy nic nie znaczyły. Jeśli Kaczyński utrzyma władzę, to będziemy mieli rządy PO w końcowej fazie. Porzućcie polityczne nadzieje, jak chcecie na kogoś liczyć, to liczcie na siebie.