Reklama

Istnieje takie powiedzenie nakłaniające, aby skorzystać z okazji do milczenia. Jako autor słów: „żadnej wojny nie ma i nie będzie” nie widzę najmniejszego powodu, żeby z tej okazji skorzystać. W tej sprawie miałem absolutna rację, z wyjątkiem ataków na stolicę naszego wschodniego sąsiada, co zaskoczyło samych atakujących i szybko się przeniosło na właściwe pole działania, czyli walkę o wschodnią część byłej republiki radzieckiej. Z Tajwanem jeśli cokolwiek będzie, to będzie dokładnie tak samo. Chiny to nie tylko gospodarcza, ale i militarna potęga, o potencjale ludzkim nie ma co nawet wspominać. Przysłowiowymi czapkami mogą nakryć każdego przeciwnika i wszyscy doskonale o tym wiedzą. Gdy Chiny zechcą wejść do Tajwanu, to po prostu wejdą i nic ich nie powstrzyma.

Dalszy rozwój wypadków to do znudzenia powtarzany scenariusz znany z praktycznie wszystkich współczesnych konfliktów zbrojnych. Obojętnie, czy Rosja, czy USA wkraczają na jakieś terytorium, zawsze dzieje się tak, że do bezpośrednich walk pomiędzy mocarstwami nie dochodzi i prowadzi się tak zwaną wojnę zastępczą. Na czym to polega? Na dostarczaniu broni, technologii i czasami najemników, do państwa, które zostało zaatakowane. Tak robił ZSRR w Wietnamie, tak robiły USA w Afganistanie podczas radzieckiej agresji, identycznie jest w Syrii i obecnie na Ukrainie. Do tej odwiecznej gry dołączyły Chiny i to z taka siłą, która robi wrażenie na największych dotychczasowych graczach. Rozgrywki wokół Tajwanu niczym nie będę się różnić od Wietnamu, Afganistanu, czy Ukrainy. Żadnej III Wojny Światowej nie ma i nie będzie i nawet jeśli dojdzie do jakichś incydentów, choćby strącenia chińskiego albo amerykańskiego samolotu, to też nic się nie zmieni. Będziemy widzieli wzajemne prężenie muskułów, blefowanie i inne zabiegi sprowadzające się do brutalnej polityki. Ważne w tym wszystkim jest jeszcze jedno, bardzo charakterystyczne dla współczesnej propagandy politycznej.

Reklama

O ile zacznie się konflikt, to w Internecie natychmiast zobaczymy „rozciągającą się na 60 km kolumnę chińskich wozów i czołgów bojowych zbliżającą się do Tajwanu”. Kto wie, ten wie o co chodzi, kto nie wie, to będzie się popisywał wiedzą geograficzną ze szkoły podstawowej i tworzył dowcipy o chodzeniu po wodzie, jak to ostatnio miało miejsce na jednym z portali społecznościowych. Żyjemy w zupełnie innych czasach i od 1945 roku, dzięki Bogu, nie mięliśmy żadnej wojny pomiędzy mocarstwami, a dopiero taki konflikt rozlewa się na wojnę światową. Nikomu się nie opłaca prowadzić prawdziwej wojny, bo to kosztuje miliardy, natomiast we współczesnej wojnie chodzi dokładnie o ty, żeby miliardy pozyskać. Tajwan to centrum nowoczesnej technologii, głównie elektroniki i nic dziwnego, że dwaj najwięksi potentaci w tej dziedzinie: USA i Chiny, chcą mieć nad tą wyspą kontrolę, co najmniej polityczną i gospodarczą. Sama wyspa ma mniej więcej takie znaczenie geopolityczne, jak „Wyspa węży”. Nie chodzi o ziemię, ale o to, co na tej ziemi się znajduje i kto to coś produkuje.

Tania i jednocześnie wykwalifikowana siła robocza – idealne połączenie dla światowych producentów elektroniki, którzy prawie w komplecie zjawili się na Tajwanie. Chińczycy są mistrzami świata w kopiowaniu takiej technologii i choćby z tego powodu, chcą mieć dostęp do wszystkiego, co się na Tajwanie produkuje. Zresztą, nie sam Tajwan, ale całe Chiny brylują w tej produkcji i nic nie wskazuje, że coś się zmieni, po prostu sprawy zaszły za daleko. Amerykanie nie pierwszy raz przespali światowe zmiany, na przykład bardzo długo kpili z japońskich samochodów i końcowy efekt jest taki, że zamienili Detroit w ruinę, którą dopiero po latach zaczęli reanimować. Przeniesienie produkcji do Chin było fatalnym błędem USA i teraz rozpaczliwie próbują to naprawić, ale jak widać z marnym skutkiem. Nikt się w tej „nowej” aferze Tajwanem nie przejmuje, gra się toczy o dominację gospodarczą i kontrolę nad nowoczesnymi technologiami i tylko dla „estetyki” wojny zastępczej odmienia się demokrację i prawa człowieka przez wszystkie przypadki.

Reklama

13 KOMENTARZE

  1. Tajwan zostanie zjednoczony z Chinami prędzej czy później. Mówiąc językiem biznesowym będzie to bardziej fuzja niż przejęcie. Tajwańska technologia, kadry oraz systemy zarządzania są kluczowe w walce Chin o supremację światową.

    Aby tego dokonać należy osłabić, rozbroić i zdemoralizować Stany Zjednoczone oraz państwa opanowane przez chazarskie NWO. Dlatego to starcie będzie bardzo ciekawe. Obie strony użyją w nim najbardziej nowoczesną broń: kreowanie paniki, przekupionych urzędników, pseudopandemie, depopulacyjne szczepionki, embarga i sankcje, wojny peryferyjne (Korea i Ukraina) oraz ruchy społeczne (BLM i tym podobne). Na pewno będzie się dużo dziać.

    • @Egon O.
      Zgadzam się co do zjednoczenia. Uważam natomiast, że mimo wszystko będzie to przejęcie w stylu powrotu zbuntowanego dzieciaka do domu (zbyt duża różnica potencjałów). Dojdzie do tego gdy chińczykom po obu stronach cieśniny będzie na tym zależało. Kwestia dyktatury czy demokracji nie będzie miała tu żadnego znaczenia. Tak jak dzisiaj w gospodarce nie ma znaczenia rzekomy komunizm w ChRL. Taiwan jest jednym z największych inwestorów w kontynentalnej części Chin. Obie strony mają silną pozycję gospodarczą praktycznie na całym świecie. Nie wydaje mi się aby byli zainteresowani niszczeniem wzajemnych biznesów na których zarabiają biliony $$. USA osłabnie to Taiwan i Centrala szybko się dogadają.

  2. Chiny w zeszłym roku miały po raz pierwszy ujemny przyrost naturalny. Grozi im katastrofa demograficzna za 20-25 lat. Płace wzrosły w Chinach wciągu 15 lat 25 krotnie. Chiny juz nie są konkurencyjne i produkcja wunosi sie do Indii, Wietnamu, Turcji, Na Filipiny i m.in. do Polski! (Niemieckie łancuchy zaopatrzenia). Chiny w przeciwieństwie do USA nie maja dużej marynarki wojennej, która kontroluje światowe morskie szlaki handlowe. Próba zbudowania lądowego mosto do Europy (Road and Rail) właśnie dogorywa na Ukrainie. Po to m.in. Amerykanie wpierdolili Ukraińców w te wojne. Amerykańska marynarka wojenna jest w stanie zablokować dopływ ropy naftowej z Bliskiego Wschodu do Chin w ciągu tygodnia. A także gigantyczny chiński import żywności z Brazylii, Argentyny, USA i Kanady. Chiny w przeciwieństwie do Europy i Rosji nie są samowystwarczalne żywnościowo.Tajwan od kilku lat przenosi fabryki zaawansowanych procesorów do USA. W Stanach obecnie produkuje się Mercedesy, BMW i Volkswageny taniej niż w Niemczech. W USA poza tym produkuje się Toyoty, Subaru, Nissany, Hyundaje, Kia. Volvo produkuje ciężarówki w Stanach. Właścicielem Chryslera jest obecnie Fiat, który m.in produkuje Fiata 500 w Meksyku na rynek amerykański i europejski. Detroit jako stolica przemysłu samochodowego (Ford, GM) ma sie dobrze a przybył im konkurent w postaci Tesli. Wydaje mi się, że jak ktoś czeka na upadek USA to jeszcze trochę będzie się musiał uzbroić w cierpliwość.

    • @ J2:
      W kwestii Tajwanu wyglada to chyba mniej wiecej tak jak pan to przedstawia, wiekszosc komentatorow zdaje sie kompletnie pomijac fakt, ze Tajwan w tej chwili dysponuje najlepsza prawdopodobnie obrona przeciwlotnicza na swiecie, jest w stanie szybko zmobilizowac ponad milionowa, dobra jakosciowo armie, posiada dostep do najnowoczesniejszych technologii, a Ciesnina Tajwanska to grubo ponad 100km otwartej przestrzeni w ktorej okrety desantowe bylyby latwym zerem dla tajwanskich rakiet.
      Inwazja bylaby koszmarnie kosztowna, straty ludzkie bylyby gigantyczne, a chinskie problemy demograficzne nawet bez tego rodzaju kataklizmow to bomba z opoznionym zaplonem. W konwencjonalnym arsenale ciagle pozostaje artyleria, ale w tym wariancie atak na Tajwan oznaczalby koniecznosc zrownania wyspy z ziemia i miliony ofiar.

      Kwestie upadku USA wideze troche inaczej.
      USA juz dawno upadly, USA w sensie kraju, spoleczenstwa, narodu juz nie ma.
      Po tym kraju pozostala strefa eknomiczna w na terenie ktorej tubylcza populacja, zdewastowana przez kilka dziesiecioleci korporacyjnego kapitalizmu, jest systematycznie spychana na margines egzystencji materialnej i politycznej.

  3. Felieton zawiera, moim zdaniem, dwa, kompletnie błędne, założenia, ewentualnie przemyślenia.
    “Żyjemy w zupełnie innych czasach i od 1945 roku, dzięki Bogu, nie mięliśmy żadnej wojny pomiędzy mocarstwami, a dopiero taki konflikt rozlewa się na wojnę światową.”
    Mocarstwa przestały wojować z sobą bezpośrednio, ponieważ wszyscy wielcy dysponują bronią atomową. Zwyczajnie, bardzo wzrósł, że tak powiem, próg ryzyka. Pomimo tego, iż sami zarządcy poważnych państw być może uważają się za półbogów, to realnie są ludźmi. Tzn. ludzkie emocje nimi kierują. Kiedyś, ktoś, gdzieś, nie wytrzyma. Wciśnie guzik i wówczas III wojna światowa wybuchnie. Taka jest po prostu ludzka natura.
    “Nikomu się nie opłaca prowadzić prawdziwej wojny, bo to kosztuje miliardy, natomiast we współczesnej wojnie chodzi dokładnie o ty, żeby miliardy pozyskać.”
    Zawsze, niezależnie czy to nasza teraźniejszość, czy starożytność najdawniejsza, chodziło o to, aby zyskać, dlatego powyżej zacytowane zdanie uznaję za kompletny, niby intelektualny, bełkot. Jak mawiał Napoleon, prowadzenie wojen wymaga trzech rzeczy:
    pieniędzy, pieniędzy i jeszcze więcej pieniędzy. To również prawidłowość działająca w każdej epoce historycznej. Podejrzewam, iż Chińczycy z Tajwanu dogadają się ostatecznie z kontynentalnymi. Zostaną wchłonięci, być może na łagodniejszych warunkach, niżeli Hongkong.
    Żyjemy w przełomowym momencie dziejowym, postmodernistyczny zachód, ogłupiony demoliberalizmem, dostrzec tego nie potrafi:
    https://gf24.pl/31693/ten-biedny-europocentryzm/
    Dlatego najbliższa przyszłość należy do Azjatów. Być może za kilka wieków Europa znów się odrodzi. Jeśli tak się stanie, to nowa cywilizacja powstanie na gruzach obecnego porządku, nie zaś na jego przebudowie. Dzisiejszy system panujący w tzw. demokracjach zachodnich jest zgniły pod każdym względem:
    etycznym, estetycznym, gospodarczym, politycznym, etc. Nadchodzą nowe mroki średniowiecza, z których, żywię nadzieję, wyłoni się kiedyś drugi renesans. Nie dożyjemy oczywiście ewentualnego odrodzenia Europy, bowiem młyny dziejowe mielą powoli. Nie latami, lecz pokoleniami liczy się ich praca.