22.5 C
Biskupin
czwartek, 19 czerwca, 2025
Strona główna Blog Strona 16

Tradycyjny Amerykański Thanksgiving…

7
niceTrumpPic

Święto Dziękczynienia to najbardziej amerykańskie ze wszystkich obchodzonych świąt. Przede wszystkim to święto kultywujące więzi rodzinne jest okazją do ogniskowania bliskości i wspólnej refleksji nad minionym rokiem i podziękowania Bogu za otrzymane dary i nadzieję oraz siłę do sprostania nadchodzącym nowym zmaganiom. Szukając odniesienia, to trochę takie polskie Boże Narodzenie, bez prezentów, mniej religijne z rodzinnym dodatkiem, z podkreśleniem wagi rodzinnych więzi, trącące też nieco ideą dożynków z refleksją po kolejnym roku pracy.

To najbardziej amerykańskie z obchodzonych świąt kusi, nakazuje, organizuje miliony ludzi wtrącając ich w świat nostalgii, radości ze wspólnych bezgrzesznych lat dzieciństwa i tęsknego powrotu do zaczarowanej atmosfery rodzinnego domu. Jeszcze tylko ostatnie trzeźwe ostrzeżenie zanim sięgnę po kieliszek kalifornijskiego czerwonego wina: kierowco, zachowaj trzeźwość, zachowaj odpowiedzialność za siebie i za często najdroższych ci pasażerów, twoje dzieci i współmałżonka.

Dla tych co zostaną “u siebie” w wielu miastach tradycyjnie zaplanowano parady Thanksgiving Day, z których najsłynniejszą jest chyba Macy’s w Nowym Jorku. Również zwyczajowo Amerykanie oglądają wiele rozgrywanych wtedy zawodów sportowych. Przy naprawdę suto zastawionych stołach niejako w cieniu dymiącego zapachami pieczonego indyka, zasiadają klany rodzinne, aby z każdą przełkniętą porcją niesamowitych pyszności, przeżywać satysfakcję z podjętych wysiłków i rozpływać się w ciepłej refleksji nad minionym czasem wśród bliskich i najbliższych osób, przy kieliszku wina na tle ogni domowego kominka. Spożycie wspólnego posiłku poprzedzone jest modlitwą dziękczynną skierowaną do Boga.

Amerykanie jak ptaki o tej porze roku wracają do swoich rodzinnych gniazd, jadąc samochodami, pociągami i lecąc samolotami, do swoich mam, ojców, dziadków, pradziadków, aby zaprezentować swoje narzeczone, mężów, dzieci i wnuki i wygrzać swoją duszę w bezpiecznym zanikającym ciepłe troskliwego spojrzenia nestorów rodu.

Ten powrotny lot do rodzinnego domu w kraju rozpostartym od oceanu Atlantyckiego do Pacyfiku ma też miejscowy unikalny smaczek powrotów po dłuższym okresie nieobecności, w celu zrozumienia tradycyjnej mądrości czasu i postrzegania zmian, jakie on ze sobą niesie, bo czas w ludzkiej skali to nic innego jak dystans między narodzinami i śmiercią każdego z nas.

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamiera życie zawodowe, pustoszeją szkoły, drogi i człowiek z wyroku kalendarza tradycji, jak zahipnozowany dosiada jakiegoś środka lokomocji. Zostawia wszystko, czym żyje na co dzień i poddając się pierwotnym instynktom, przestaje opierać się bajkowemu światu marzeń, niby dawno minionych, ale zaczarowanych na zawsze w naszych dziecięcych tęsknotach i cudownych jaskiniach wspomnień.

Oto właśnie Thanksgiving, coroczna chwila czarodziejskiego troskliwego odwiertu, zabieganych dążeniem do sukcesu ludzi, w celu poszukiwania prawdziwej bliskości i sensu ciągłości ludzkiego życia opartego na modelu więzi amerykańskiej rodziny.

Oczywiście to tylko powszechny model, w który uderzają współczesne wichury i huragany nowoczesności niszczące i demolujące tę ważną i unikalną tkankę amerykańskiej tradycji. Powszechne i bezwzględne dążenie do sukcesu, nerwowa potrzeba natychmiastowego zaspokajania i gratyfikacji, rozpowszechniony egoizm, dbałość o jedynie słuszny swój punkt widzenia i interes. Wszystko to zaprzeczające koncepcji koniecznego w małżeństwie, w rodzinie i społeczności kompromisu, sztuce pielęgnowania różnorodności partnera w pełnej tolerancji konfederacyjnej koncepcji związku z uznaniem prymatu i potrzeby jego trwania.

Coraz więcej wnucząt i prawnucząt rodzi się niezamężnym kobietom i one to unikają przy rodzinnych stołach bezsilnych, troskliwych i niepewnych spojrzeń i niezadanych pytań rodziców, dziadków i pradziadków. Rozpad modelu tradycyjnej rodziny powszechny jest tak w kategorii ludzi klasy średniej, wyższej, jak i wśród ubogich żyjących na opiekuńczej siatce rządowej pomocy.

Niewidzialna ręka państwowej biurokracji zwiększającej swój udział w przestrzeni ekonomicznej kraju starając się zastąpić kobiecie tradycyjnego partnera pomaga, jednocześnie osłabia potrzebę dotychczasowego modelu rodziny i sprzyja jego przypadkowemu zburzeniu i wykolejeniu. Człowiek traci poczucie potrzeby odpowiedzialności za drugiego człowieka i niezdolny do kompromisu dziczeje, dba już tylko o siebie samego, opierając się na zgubnym silnym ramieniu Wujka Sama.

Pozytywne aspekty tradycji Święta Dziękczynienia są chłostane nowymi sposobami przez zwiadowców i heroldów pieniądza i produktu szerzących nowe tradycje, nową wyobraźnię, pragnienia, wartości i nową moralność. Część ludzi po spożyciu wspólnego posiłku nie dopełnia już wieczoru w gronie rodzinnym.

To, co kilka lat temu było jeszcze nie do pomyślenia staje się rzeczywistością. Już o godz. 2 po południu swoje podwoje otwierają sieci wielu sklepów z kuszącym wrzaskiem reklam pełnych sporych obniżek na artykuły. W ubiegłych latach sezon polowań na te szalone przeceny zaczynał się o północy w dziękczynny czwartek. W sumie nazwano to Czarnym Piątkiem a to, dlatego, że biznesy w handlu detalicznym umownie zaczynają dopiero zarabiać, wydobywające się spod dorocznej czerwonej kreski strat. Żeby było ciekawiej dla mniej mobilnych a bardziej zaprzyjaźnionych ze światem komputerów, już w nocy ze środy na czwartek internetowy świat rzuca swoje perły przed… chętnych oferując zniżki na wiele artykułów. Choć trzeba przyznać, że i w tę dżunglę wkracza świat wirtualny i “czarny piątek” jest już w akcji od tygodnia, ludzie zamawiają po obniżonych cenach swoje łakocie już znacznie wcześniej. Niestety w tym roku jest jeszcze gorzej, jest już “czarna środa”, a szkoda…

Przed większymi sklepami rozgrywały się dantejskie sceny. Ludzie na kilka godzin przed ich otwarciem stoją (czasem śpią) w kolejce, (czyli rezygnują z Thanksgiving!), niektórzy rozbijają namioty… Dochodzi do bójek, wpychania się do kolejek, nawet użycia broni. Ktoś zażartował, że w Ameryce byłby ekonomiczny boom, jeśli ci sami ludzie włożyli by podobną energię i poświęcenie w szukanie pracy…

W godzinie otwarcia zebrany lud, jak bydło pędzone biczem pożądania, przejawia zachowanie właściwe samobójczym religijnym sektom, rzucając się w ślepym pędzie (jak po zbawienie, czy w lepszej sprawie…), tratując swoich mniej mobilnych współ nieszczęśników. Oto smutna próbka nowych zachowań i wartości zaszczepianych przez niewidzialną rękę, kształtującą nowe społeczeństwo potrzebne do realizacji dalekosiężnych planów nowych panów inżynierów zachowań rodzaju ludzkiego. Patrząc na te obrazy jakby z III świata, można pomyśleć, Ameryki już nie ma…

Przyjmuje się, że pierwszy Thanksgiving miał miejsce w Plymouth, wśród holenderskich imigrantów w stanie Massachusetts w 1621. W okresie prześladowań religijnych ci Anglicy uciekli z życiem do Holandii i po 11 latach 1 sierpnia 40 (na 102 pasażerów) z nich wybrało się w podróż do Nowego Świata. Do Ameryki dotarli w zimnym, nieprzyjemnym listopadzie. W pierwszej zimie ok. 50% z nich zmarło z głodu i chorób. Wiosną życzliwi Indianie nauczyli ich siać kukurydzę i innych umiejętności pozwalających przeżyć.

Tak więc uczestnikami biesiady byli przybyli z Anglii na statku „Mayflower” pielgrzymi, którzy oddali się razem z okolicznymi Indianami 3 dniowej biesiadzie, na której główną atrakcją były dzikie indyki. Podobno w tej słynnej biesiadzie wzięło udział 53 pielgrzymów i 90 amerykańskich Indian. Taki właśnie obraz tamtych dni przekazują szkolne podręczniki, pielgrzymi przeżyli swoją pierwszą srogą zimę z pomocą miejscowego indiańskiego plemienia Wampanoag, który następnie brał udział w biesiadzie.

Tak więc dokładniej mówiąc ze 102 pasażerów słynnego „Mayflower”, 40 było angielskimi purytanami, uchodźcami religijnymi z Holandii. Oni to kierując się Słowem Bożym z Biblii i naśladując starożytnych Izraelitów (przejście Żydów przez Morze Czerwone do Palestyny), stworzyli swego rodzaju kibbutz-komunę, polegająca na wspólnej własności i wspólnej pracy. Przybysze byli zadłużeni, teraz musieli spłacać pożyczki zaciągnięte na podróż jeszcze w Holandii. Można, więc śmiało powiedzieć, że Ameryka już miała swoje spotkanie z socjalizmem/komunizmem i banksterami dawno zanim ktokolwiek słyszał o Karolu Marksie, czy Sorosie. Co prawda był to komunizm na podłożu religijnym, ale przyniósł tamtej społeczności równie opłakane skutki, co nasze współczesne nieudane adaptacje na podłożu ateistycznym. Wszyscy czerpali w równym stopniu zyski ze wspólnej pracy, ale wielu z nich nie chciało się pracować.

Gubernator Bradford obserwując powolny upadek motywacji do pracy wśród swoich podopiecznych i wprost zagrożenie śmiercią głodowa, wprowadził swoisty NEP, własność prywatną i tzw. wolny rynek (wymiana dóbr i pracy) i z satysfakcją odnotował w swoim dzienniku gwałtowne „ożywienie gospodarcze” wśród swojej społeczności. Nastąpiła nie tylko współpraca, ale i wymiana handlowa z Indianami dla obopólnej korzyści.

W 1863 r. prezydent A. Lincoln wydał proklamację wprowadzającą oficjalnie święto Thanksgiving i ustanawiającą go na ostatni czwartek listopada. Ze względów biznesowych prezydent FDR w 1941 r. przesunął je na 4-ty czwartek listopada, oficjalnie wpisując je, jako święto do prawa federalnego.

Od lat 40 – tych XX wieku, prezydent USA oficjalnie ułaskawia dwa indyki, aby godnie dożyły swoich dni.

W kilku miastach kraju tradycyjnie mają miejsce słynne parady (NYC, Detroit, Pasadena), mają również miejsce ważne rozgrywki sportowe. W sąsiedniej Kanadzie, święto Dziękczynienia ma miejsce w drugi poniedziałek października.

Inny punkt widzenia na świętowanie Thanksgiving reprezentuje znany ze swoich lewackich poglądów, profesor wydziału dziennikarstwa z Austin (University of Texas), Robert Jensen. Jensen publikuje na witrynie związanej z globalistą i finansowym spekulantem, socjalistą, węgierskim Żydem z USA, Georgem Sorosem, który w Polsce sponsoruje Instytut Stefana Batorego i Otwarte Społeczeństwo. Prof. Jensen pisze też w Texas Triangle, w Austin, w tygodniku dla gejów i lesbijek.

Autor porównuje białych osadników z Anglii i innych krajów europejskich, do niemieckich nazistów, mówiąc o ludobójstwie Indian, (którzy skolonizowali Amerykę ok. 10 tys. lat wcześniej).

Jensen przypomina, że od 1970 r. istnieje inna tradycja, alternatywna do Thanksgiving, nazwana Dniem Żałoby i obchodzona w proteście do mitologizowania amerykańskiego eksperymentu i upamiętnienia ludobójstwa Indian.

Okazuje się, że Thanksgiving to święto również największego ruchu na drogach i w przestrzeni, ceny biletów lotniczych poszybowały w górę ok. 40%, zatory na lotniskach, ok. 2,000 lotów skasowano w środę, przepychanka i bałagan. Co najmniej 60 mln Amerykanów będzie podróżowało co najmniej 50 mil.  

Nie czas tu dzisiaj na politykę, ale jasno widać, że Ameryka w wielu wymiarach przechodzi kryzys i naprawdę jest o co się modlić przy rodzinnej dziękczynnej biesiadzie. Konserwatyści będą modlić się powrót do normalności z uszanowaniem płynących z Konstytucji praw jednostki. Socjaliści/komuniści będą się “modlić” o szybsze i odważniejsze zmiany w polityce, które przybliżyły by mieszkańców Ameryki do życia w komunistycznej utopii, kiedy to nic nie będziesz posiadał i będziesz wolny i szczęśliwy (?)

Amerykanie powinni podziękować Bogu za to, że przynajmniej lewica globalistyczna nie zdobyła Kongresu (dzierżąc Senat i Prezydenta), dając tym samym nadzieję, że w następnych wyborach przy napływie cywilnej, obywatelskiej odwagi jest szansa na przywrócenie zasad REPUBLIKI. Republikanie powinni po pierwsze przypilnować swoich polityków do spełnienia wyborczych obietnic przywrócenia działania zasad zdrowego rozsądku i respektowania Konstytucji. Będziemy cieszyć się dymiącymi  smacznościami indyków, bo kiedy zwariowani globalistyczni lewacy zdobędą pełnię władzy, dla nas zostaną ostatnio propagowane robaki…

Bezideowi globaliści będą się “modlić” o to aby konserwatyści i socjal/komuniści wzięli się za przysłowiowe “łby”, w wyniku czego zaistniałaby potrzeba wprowadzenia silnej władzy i dalszego ograniczenia praw obywatelskich. A Bóg z zaciekawieniem patrzy ile w nas pozostało wiary, z której czerpiąc będziemy w stanie powstrzymać szaleństwa globalistów i ich sojuszników…

Jacek K. Matysiak                                                                                                                    Kalifornia, 2021/11/24

Przerażenie, upokorzenie i wołanie na pomoc starszego brata

30

I to tyle, dziękuję Państwu za uwagę! W tytule znajdziemy prawie wszystko, co można powiedzieć o kreacji PiS na ukraińską rakietę, która spadła w Przewodowie, ale oczywiście nie zawracałbym sobie i Czytelnikom głowy, gdyby rzeczywiście nic więcej nie dało się dodać, niestety da się. Zacznijmy jednak typowo, czyli od początku. Po kilku dniach od tragedii większość ekspertów na zmówienie już się uspokoiła i zaczęła mówić coraz więcej prawdy. Nagle okazało się, że ustalenia skąd wyleciała rakieta to „banał’, co nawet dla laików potrafiących czytać i oglądać filmy wojenne było jasne. Oznacza to tyle, że władze polskie, czytaj partia PiS, niemal w pierwszych minutach, najdalej w pierwszej godzinie, wiedziały z czym ma do czynienia.

Wiedzieli, ale milczeli, sparaliżowani strachem i upokorzeni telefonem do Zełenskiego, który po prostu okłamał polskiego prezydenta. Dopiero po tym, jak amerykańskie media wrzuciły newsa, a zajęło to aż dwie godziny, rzecznik rządu zaczął w Internecie coś tam przebąkiwać o zwoływaniu nadzwyczajnych komisji i posiedzeń. Po kolejnych czterech godzinach wydano groteskowy komunikat o postawieniu w stan gotowości niektórych jednostek wojskowych, natomiast w tle media i politycy cały czas straszyli użyciem art. 5 lub co najmniej art. 4 NATO, który mówi o konsultacjach. W sumie jako taki spokój nastał następnego dnia i stało się tak tylko dlatego, że USA wskazały na Ukrainę, co pozwoliło przestraszonym politykom PiS budować własne komunikaty. Przez moment wydawało się, że to już koniec kompromitacji i strachu, ale za chwilę przyszedł czas na śledztwo i zaczęło się upokorzenie.

Strona ukraińska, będąca tak naprawdę sprawcą tragedii, domagała się udziału w śledztwie. Polskie służby wprawdzie na formalny udział nie pozwoliły, ale nie wiedzieć z jakiego tytułu, udostępniły ukraińskim prokuratorom miejsce zdarzenia do oględzin, jak również okazano, im niektóre dowody w sprawie. Po coraz głośniejszych protestach społecznych, szeroko płynących w Internecie, prokuratura łaskawie wydała oświadczenie i zapewniła, że nie ma mowy o jakimkolwiek wspólnym śledztwie z Ukrainą. Problem w tym, że mleko się rozlało, w dodatku nie było to świeże mleko i przykry zapach będzie się unosił jeszcze bardzo długo. Całej serii błędów, politycznych, komunikacyjnych, społecznych i na końcu prawnych, nie da się przykryć spóźnionymi oświadczeniami, które w najmniejszym stopniu nie tłumaczą, tego co wyczyniali ukraińscy politycy z „polskimi sługami narodu ukraińskiego”.

Jakby się nie bronić przed skojarzeniem ze Smoleńskiem, to taka analogia narzuca się ze wszystkich stron. Nie chcę przesadzić, że te dwie sprawy łączą się ze sobą idealnie, niemniej jednak zachowanie polityków PiS i podległych im instytucji państwowych, stawiają w zupełnie innym świetle wcześniejsze zapewnienia, że PiS nigdy by nie dopuścił do przekazania śledztwa Rosji. Pyskowanie z opozycyjnych szeregów, to coś zupełnie innego niż podejmowanie suwerennych i odważnych decyzji w imieniu państwa. Porównywanie w skali jeden do jednego byłoby chyba przesadne, ale nikt mnie nie przekonał, że Zełenski nie potraktował Dudy podobnie, jak Putin potraktował Tuska, no i zachowanie obu upokorzonych polskich polityków też skrajnie różne nie było. Duda nadal opowiada jakieś baśnie o ukraińskiej przyjaźni, PiS nie zmienia „narracji” i krzyczy, że wszystko jest winą Rosji.

Krajobraz po tej bitwie pokazał zgliszcza państwa polskiego, tym bardziej dramatyczne, że przecież takiej historii wcześniej, czy później należało się spodziewać. Nie zadziałały żadne procedury, nie było najmniejszego przygotowania na to spodziewane nieszczęście i co gorsza, do dziś nie widać cienia refleksji. Można się spierać kto bardziej działał nieprofesjonalnie i tchórzliwie, ale na pewno nie można mówić, że PiS pokazał inną treść i formę państwowości, niż to robiła PO. Polska klasa polityczna to lej po bombie, nota bene ciągle pogłębiany, przez kolejne ekipy.

Cel: powstrzymać pochód Trumpa…

8
niceTrumpPic

Czytam, wysłuchuję wypowiedzi polskich komentatorów analizujących sytuację w Ameryce w tym kończącym się sezonie wyborczym (midterms) i rozpoczynającą się kampanią prezydencką i widzę, że przynajmniej część z nich pływa w mitach. Spróbujmy więc nazwać i zdefiniować realne siły w tej politycznej grze. Na pierwszy rzut oka Ameryka jawi się jako integralna całość podzielona na dwie walczące o władzę partie polityczne (Republikanie i Demokraci), które przy pomocy medialnej artylerii i ładunków finansowych dotacji próbują emocjonalnie zarazić, przekonać swój zaprzyjaźniony oraz niezależny elektorat do swoich wyborczych programów i obrzydzić program konkurencji. Jednak w rzeczywistości sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana. Przez dekady ponad politycznymi partiami ukształtował się nowy system nadzorczy  podporządkowany ponadnarodowym celom kierowany przez lobbystów pracujących dla wielkich korporacji i wypełniający plany kręgów (teraz Davos) pragnących wdrożyć nowy porządek światowy. Do ugruntowania swojej pozycji używają nie wybieralnej biurokracji tworzącej obok grup interesów (jak Pentagon), Deep State.To oni zwykle przez działania korupcyjne wpływają na establishment polityczny obydwu partii, oczywiście mając o wiele większe wpływy na szalejącej lewicy (Demokraci), nie gardząc też elitami RINO Republikanów. 

https://floridianpress.com/wp-content/uploads/2020/04/Screen-Shot-2020-04-01-at-8.17.46-AM-800×400.jpg 

Kiedy więc ktoś mówi, że Ameryka popiera te czy inne zmiany na świecie, musi  rozumieć, że to tylko decyzje bieżącej administracji prezydenckiej, sterowanej przez lobbystów. Prezydent Trump np. bardzo różnił się od swoich poprzedników tym, że nie zaczynał nowych wojen, a nawet kończył stare obszary konfliktów (Syria, Irak, Afganistan). Koncentrował się na poprawie stanu Państwa i sytuacji ekonomicznej obywateli. Dlatego dostał się w niszczący krzyżowy ogień Deep State, który dysponując aparatem państwa od początku próbował zdezorganizować i wykoleić możliwość przeprowadzenia reform uzdrawiających państwo. 

To Trump kreując ekonomiczny i giełdowy boom uczynił elity bogatymi, ale jednak nie podlegał ich kontroli. Dziś wiemy, że Trump był wypadkiem przy pracy globalistów i zrobią oni przy pomocy swoich niższych “reprezentantów” wszystko, aby taki wypadek się już nie powtórzył. Podobne wpadki opóźniają tylko proces dotarcia do punktu kulminacyjnego Wielkiego Resetu. Ojcowie Założyciele kładąc fundament pod republikański ustrój zakładali, że większość obywateli ma dobry moralny charakter i respektując prawa zapewni im stabilną przyszłość. A przecież wiedzieli o gwałtach i anarchii zrodzonych z wytrychu rewolucji, o jej demonicznej niszczącej dorobek cywilizacyjny sile. Dlatego nie wybrali demokracji, wybrali republikę, jednak demokracja jak obleśny rzezimieszek dopadła w ciemnym zaułku republikę, ale spójrzmy na dzisiejszy stan rzeczy.  

Siły globalistycznych niszczycieli cywilizacji w ostatnich kilku latach korzystając z wypieszczonego wirusa Covid  w chińskim laboratorium  Wuhan odniosły  oszałamiające sukcesy działając w myśl wojskowej strategii “shock and awe”, z powodzeniem łamiąc siłę oporu obywateli (dla ich dobra!) w większości krajów świata przy pomocy strachu. Ciągle cieszący się ogromnym poparciem Trump został poddany niesamowitej medialnej i rządowej serii napaści i dyskredytacji klasyfikującej go jako podważającego wyniki wyborów. Czyli coś jak Hillary Clinton, czy  Stacy Abrams (kandydatka na gubernatora Georgia), które nie uznały swojej przegranej w wyborach. Dodatkowo korzystając z protestu wobec nieprzejrzystości wyborów posłuszne Deep State FBI zaaranżowało specjalną operację “Russian collusion”, która z Trumpa miała uczynić kukiełkę Putina. Wyszło na jaw szalbierstwo, ale też zaszkodziło Trumpowi.

Trump jest wybitnym rodzajem samorodnego talentu obdarzonego rzadką charyzmą, coś w rodzaju nieustraszonego gen. George’a Pattona.  15 listopada zewsząd  atakowany medialnie i na wiele sposobów nękany przez departament  sprawiedliwości Trump zgłosił swoją kandydaturę w wyborach prezydenckich 2024 r. Kiedy patrzymy na pierwszą prezydencką kadencję Trumpa , widzimy desperacką, ale i systemową próbę najpierw jego zatrzymania, a następnie pełną nielegalnych przekrętów próbę wykolejenia jego administracji. Więc teraz nie będzie inaczej…

Dodajmy, że Trump nie był politykiem, nigdy wcześniej nie ubiegał się o jakikolwiek urząd, nie miał nawet krótkiej ławki, aby obsadzić zaufanymi współpracownikami urzędy, był tylko znanym człowiekiem z biznesu i TV. Z biegiem czasu okazało się, że wielu jego “zwolenników” było nasłanymi przez Deep State jego przeciwnikami, po to aby mu szkodzić, kontrolować i niszczyć. Kiedy Trump zabrał się za porządkowanie państwa w materii korupcyjnych układów z Ukrainą zainteresował się niesamowitym biznesami synów  Joe Bidena i Nancy Pelosi, to ostatnie doprowadziło do dwóch (!) impeachmentów i katastrofalnej, wyniszczającej walki  Deep State przeciwko naiwnemu “Robin Hood”-owi. Naruszył stary układ korupcyjny, a to nie może być pozostawione bez kary! Kilka dni temu sekretarz Departamentu Sprawiedliwości Merrick Garland (pochodzi z ortodoksyjnych łotewskich Żydów) powołał specjalnego prokuratora (Jack Smith, w 2010 r. spec od zwalczania Tea Party),  aby nadzorował śledztwa przeciwko Trumpowi. Będzie się działo…

Jednak Trumpa łatwo rozsierdzić, a trudniej uciszyć. Jeszcze kiedy był prezydentem potężne globalistyczne korporacje wykluczyły go z Twittera i z Facebooka, to poniżające traktowanie skwitował powołaniem własnej platformy Truth Social. Cóż nie chcę zanudzać i muszę się skracać, a tyle jest informacji! Więc krytycy Trumpa twierdzą, że jest on egoistycznym białym samcem, który ma gdzieś zagrożenia klimatyczne (zimą globalne ocieplenie!), problemy LGBT+, czy nawet transwestytów. Zamiast dbać o te szczytne ideały i niesamowite zagrożenia dla planety Ziemi Trump opowiada jakieś koszałki opałki o zlikwidowaniu błyskawicznie narastającego deficytu, szybującego do piekieł zadłużenia, wzroście zatrudnienia, prawach rodziców do wychowywania własnych dzieci, do prywatności (!) i wolności słowa. Słowem wychodzi na kompletnego oszołoma, który nie rozumie takich światowych uznanych intelektualistów i naukowców jak Greta Thunberg! Czyli oszołom i skandal.

15 listopada Trump ogłosił swoją kandydaturę, w porównaniu do wyborczej kampanii 2016 r. nie było to jednak transmitowane przez główne kablowe stacje telewizyjne. Mainstream media dotąd usilnie kreowały obraz Trumpa jako faceta zagubionego w negowaniu rezultatów ostatnich (oszukanych) wyborów prezydenckich. Wystąpienie Trumpa zupełnie zaskoczyło krytyków. Przedstawił troskę o niebezpiecznie kiepski stan państwa. Mówił o podatkach, ograniczeniu nadmiernych regulacji, powrocie do samowystarczalności energetycznej, wolności wyboru szkół przez rodziców,  zapewnieniu środków na wojsko i zrozumienia nadchodzącego kryzysu z Chinami. Taki pech! Nawet nie zaatakował swoich potencjalnych konkurentów zagrzewanych do walki przez Deep State, jak Ron DeSantis! Ciekawostką jest, że republikańska gwiazda świetna Kari Lake, ubiegająca się o fotel gubernatora w stanie Arizona ciągle się nie poddaje i wreszcie  nadużyciami wyborczymi Demokratów ma zająć się prokurator. Chętnie bym ją widział u boku Trumpa (pozycja wiceprezydenta).

Kim są konkurenci Trumpa (w republikańskich prawyborach) do nominacji? Otóż na dzisiaj najważniejsi to: Gov. Ron DeSantis, Gov. Glenn Youngkin, Mike Pence, Tim Scott, Nikki Haley, Mike Pompeo, Gov. Larry Hogan i Chris Christie. Ten ostatni, były sympatyk Trumpa , były gubernator New Jersey, głosi aby GOP dała sobie już spokój z Trumpem i nawołuje do przekonywania w ciągu następnych 18 miesięcy zwolenników Trumpa, aby go porzucili. Christie (RINO), porzucił Trumpa po słynnych wypadkach 6 stycznia 2021 r. obejmujących protest radykalnych zwolenników Trumpa wobec licznych nieprawidłowości w liczeniu głosów w prezydenckich wyborach w  kolejnych stanach. Christie mówi wprost, Trump przynosi Republikanom nieszczęście, to on jest winien przegranym kampaniom wyborczym w 2018, 2020, 2022.  Czyli: dump Trump! Podobnie  sugeruje były wiceprezydent Mike Pence: “Myślę, że będą lepsi  kandydaci”…

To jest politycznie ważki temat do dziś, kiedy próbuje się wyjaśnić rolę agentów FBI w podburzaniu zwolenników Trumpa do najścia na Kapitol, gdzie właśnie Kongres zatwierdzał  decyzje poszczególnych stanów odnośnie oddanych głosów na Trumpa, bądź Bidena. Prawo przewiduje dyskusję nad konfliktowymi wynikami stanowych wyborów w sytuacji kiedy popierają to aktualni członkowie Senatu. Podejrzewa się, że zadyma na Kapitolu z 6/1/2021 r była prowokacją Deep State mającą zatrzymać, zdezintegrować legalny proces “zbuntowanych “ delegacji stanów, aby przez zorganizowaną “ruchawkę” i stworzenie głośnego zagrożenia zapanować nad pożądanym zatwierdzeniem wyników wyborów. Stąd najpierw odrzucenie propozycji Trumpa o wzmocnieniu sił porządkowych wokół Kapitolu, a następnie ukrywanie ofiar po stronie protestujących z promocją “fake’ ofiar po stronie sił porządkowych.

Deep State nie może znieść wizji następnej kadencji Trumpa bez nowych wojen, kontrolowanej imigracji, obniżki podatków i deregulacji, powrotu biznesów do USA i dozbrajania armii. RINOS i Never-Trumpers stali się piątą kolumną, która próbuje przeciwstawić Trumpowi 44 letniego gov. Florydy Rona DeSantis, reklamując go jako Trumpa bez jego wad. Spójrzmy na DeSantis: jest absolwentem najlepszych uczelni (Yale i Harvard Law) i pochodzi z klasy średniej z Tampa Bay. To Trump pomógł mu wygrać w 2018 r. z wschodzącą gwiazdą demokratów (Andrew Gillum) z którym DeSantis przegrywał aż 7 %! W rezultacie poparcia Trumpa, DeSantis wygrał co prawda jedynie 33,000 głosami. Wielu uważa, że DeSantis nie okazał Trumpowi wdzięczności. W listopadowych wyborach, kiedy kandydaci popierani mieli (i mają) wiele kłopotów, DeSantis wygrał drugą kadencję (z programem Trumpa) zwyciężając aż o 19 %! Dlatego Deep State stawia na niego jako alternatywę 76 letniego Trumpa.

Najprawdopodobniej w republikańskich prawyborach Trump zetrze się właśnie z DeSantis za którym stoi jego bardzo dobry gubernatorski dorobek. Jednak Trump jest nieobliczalny i pewnie będzie chciał zniszczyć DeSantis, tak jak to zrobił poprzednio również z byłym gov. Florydy i faworytem Deep State, którym był Jeb Bush, podobnie ośmieszył innych (Marco Rubio, Ted Cruz). Choć niektórzy przypisują to zmęczeniu Amerykanów rodziną Bushów i liczą na podobne zmęczenie opinii Trumpem. To co może martwić to utrzymanie się republikańskich liderów na swoich posadach, w Senacie kunktatora RINO (Mitch McConnell bojkotował kandydatów popartych przez Trumpa) i w Kongresie (zostanie teraz speakerem!) Kevin McCarthy, nieco lepszy, ale letni wobec ruchu MAGA.

Wiemy, że bez pomocy Trumpa DeSantis w 2018 r. nie zostałby gubernatorem, jednak być może ten młody, inteligentny gubernator, choć bez charyzmy nauczył się używać innych i znając go dobrze (jego słabości) będzie w stanie powalić Trumpa. Z pewnością będą to wielkie igrzyska dla widowni. Pamiętajmy jednak, że co najmniej 30% Republikanów zostanie wiernie przy Trumpie. A może pójdą na kompromis i  zostanie wiceprezydentem? A jeśli do Deep State jednoznacznie dołączą RINO Republikanie, wtedy zablokowany i rozzłoszczony Trump może ogłosić się kandydatem niezależnym. Pewnie taki jest master plan Demokratów, to zapewniłoby im zwycięstwo, a klęskę Republikanom…

Jacek K. Matysiak                                                                                                     Kalifornia, 2022/11/21

Ameryka: krajobraz po bitwie (wybory 8/11/2022)…

24

Przed tymi wyborami zapowiadano “czerwone tsunami”, czyli wielkie zwycięstwo Republikanów i zdobycie większości w Kongresie i w Senacie. W pełni oceniając wyniki wyborów trzeba przyznać, że dziesiątki milionów Amerykanów głosowało za aborcją swojej prosperity, tzn. za inflacją, wzrostem przestępczości, otwartymi granicami, ekonomicznym chaosem, ideologią gender i zabijaniem dzieci aż do momentu urodzenia. Trzeba tu Amerykanom przypomnieć prawdę: “cokolwiek sponsorujesz, otrzymasz tego więcej”. Czyli mniej konstytucyjnego republikanizmu, z promocją własności prywatnej, wolności słowa, a więcej praw dla silnego rządu elit. Jeśli te wybory były reżyserowane to dano opozycji jedynie tylko tyle cukierków, aby nie wszczęła buntu. Smutne to w kraju, który był kiedyś przykładem republiki.

  https://news.berkeley.edu/wp-content/uploads/2022/11/Trump-DeSantis-r

Rzeczywiście na Republikanów głosowało o 6 mln wyborców więcej niż na Demokratów, co jednak nie przełożyło się na ilość zdobytych miejsc. Republikanie są wyraźnie rozczarowani. Jeśli chcielibyśmy zrozumieć pełniejszy obraz sytuacji wyborczej to zauważmy, że to Supreme Court USA podał piłkę Demokratom, a jest nią sprawa aborcji (nie ma prawa umocowanego w Konstytucji, odesłać to do stanów). Dzięki temu “wrzuceniu politycznego szczura” Republikanie przegrali co prawda jedynie (ale totalnie) u niezamężnych kobiet i wyborców poniżej 30 roku życia. Obrońcy życia byli dumni, ale niestety to był rok wyborczy, więc więcej stracili niż wygrali, a masmedia miały uciechę i sukces.

Choć ciągle jeszcze trwa liczenie głosów (szczególnie w stanach rządzonych przez Demokratów) wydaje się, że Demokraci co najmniej utrzymają swoją przewagę (50 miejsc + Kamala) w Senacie (dogrywka 6XII w Georgii), natomiast Republikanie uzyskają większość w Kongresie jedynie kilkoma miejscami.  Z uprawnionych 250 mln wyborców w tych wyborach głosowało nieco powyżej 120 mln. W ostatnich latach (Covid) bardzo zwiększyła się liczba głosujących przez pocztę, co jest popularne szczególnie wśród Demokratów. 

Jeśli chodzi o wybory do Senatu (co 2 lata ⅓ miejsc) to tym razem Republikanie byli w gorszej sytuacji, bo musieli bronić aż 20 pozycji, natomiast Demokraci tylko 14. W Kongresie na 435 miejsc na dziś Demokraci wygrali 206 miejsc, zaś Republikanie 216, do zdobycia większości potrzebne jest 218, ale piłka jest ciągle w grze. Jednak jest wysokie prawdopodobieństwo, że Nancy Pelosi pożegna się z młotkiem speakera. Wypada przypomnieć, że jeszcze za prezydenta A.Lincolna w czasie trwania wojny secesyjnej w wyborach prezydenckich liczenie głosów (też przy świecach) w całym kraju zajęło jedynie tydzień!

W kilku stanach panuje kompletny wyborczy bałagan. W Arizonie, w jej największym powiecie Maricopa w dniu wyborów w 60 z 223 punktów wyborczych odnotowano problemy z maszynami do głosowania (wyczerpane baterie, brak farby, etc.). Odbiło się to głównie na konserwatystach, którzy nie ufają głosowaniu przez pocztę i chcą głosować osobiście w dniu wyborów. Teraz dowiadujemy się, że wyniki w Arizonie mogą być znane w okolicach Bożego Narodzenia. Totalna niekompetencja, ale w każdym stanie jest inaczej, w równie “kontrowersyjnej” Pensylwanii głosowano już 2 miesiące przed wyborami. Tam wygrał pozycję senatora Demokrata, człowiek po udarze niezdolny sklecić jednego zdania bez pomocy komputera, który na debatę ze swoim republikańskim konkurentem (dr Mehmet Oz) zgodził się dopiero na kilka dni przed wyborami! Według agencji Rasmussen, aż 80% Amerykanów uważa, że wszystkie głosy powinny być policzone w dniu wyborów. W tak dużym stanie jak republikańska Floryda wyniki wyborów były znane już po 5 godzinach!

Mija tydzień po wyborach, a wyborcy nie znają ich wyników. Podobno zapowiadane  republikańskie czerwone tsunami rozbiło się o niebieski mur demokratów. Mówi się, że Demokraci dotąd będą liczyć głosy dopóki nie osiągną przewagi. Jakie mogą być przyczyny takiej niespodzianki, można się spodziewać. Trwają poszukiwania winnych. Oczywiście konserwatyści podejrzewają Demokratów o machlojki i oszustwa, jak również nie są zadowoleni z własnych “bezpłciowych” liderów. 

Wydaje się, że jednym z celów tak Demokratów jak i ich sojuszników z Partii Republikańskiej w tych wyborach było wycięcie, zablokowanie republikańskich konserwatystów szczególnie tych, których popierał Trump. Establishmenty obydwu partii rozumieją się dobrze i nie życzą sobie żadnych samorodnych, oddolnych rewolucji, które zagrażałyby ich władzy. Zbliżają się wybory prezydenckie (2024) i Trump już zapowiedział zgłoszenie swojej kandydatury właśnie dzisiaj. 

Trump jest z ostrym konflikcie z establishmentem swojej partii, a szczególnie z przywódcą republikańskich senatorów, którym od 15 lat jest Mitch McConnell. Mitch jest 80 letnim senatorem ze stanu Kentucky. Można powiedzieć facet bez charyzmy, biegły i przebiegły liberalny centrysta sprytnie manipulujący partyjnymi funduszami tak aby usuwać ludzi, którzy mogliby stworzyć zagrożenie dla jego pozycji. Jest bezbarwnym, bezideowym partyjnym biurokratą. Od 1993 r w małżeństwie z Elaine Chao, córką magnata kontenerowego i szkolnego kolegi byłego prezydenta Chin, od którego w prezencie ślubnym otrzymał ponad $20 mln, żyć nie umierać!

Wydaje się, że te wybory były tak przeprowadzane, aby odrzucić, zminimalizować popularność wśród konserwatystów Trumpa i jego zwolenników. W ekskluzywnych klubach spotykające się elity establishmentu obydwu partii, nie pragną oddolnej nie sterowanej rewolucji.  Knują lobbyści przemysłu zbrojeniowego, neocons, bushyści, aby błądzące republikańskie owieczki wróciły do pasterzy typu Mitch McConnell, Karl Rove, Paul Ryan. 

Wydaje się, że wzrastająca inflacja, ceny paliw, narastająca przestępczość będzie w stanie najlepiej rekrutować wyborców Trumpa w 2024 r. Niestety na dziś sprawdza się złota zasada Stalina: “ Nie ważne kto jak głosuje, ważne jest kto liczy głosy”. Bez stworzenia przez Republikanów organizacji kontroli wyborów (to co zorganizował w Polsce Marcin Dybowski), Republikanie mogą jedynie kształcić się w medialnej sztuce protestu. Jednak kiedy były doradca Trumpa Steve Bannon zapowiedział stworzenie organizacji kontrolującej wybory, Demokracji doprowadzili do jego skazania (za wydarzenia z 6-go stycznia), które teraz podobno nie musi odsiadywać (po wyborach). Tylko pomyśl, że w kraju gdzie 70% obywateli sądzi, że sprawy idą w złym kierunku, wygrywa strona odpowiedzialna za taki stan rzeczy. To nawet przestaje być śmieszne…

Niestety, Demokraci liczą na konflikt egoizmów, czyli walkę między największymi liderami sprzeciwiającymi się upadkowi Ameryki, między D.J. Trumpem, a wschodzącą gwiazdą konserwatystów Ronem DeSantis (gubernator Florydy, zwyciężył o 20%!) ,  obstawiając oczywiście tego ostatniego, ale o tym narastającym jakże ważnym i podgrzewanym konflikcie za tydzień… 

Jacek K. Matysiak                                                                                                      Kalifornia, 2022/11/15

Tusk z pełną premedytacją nazwał Kaczyńskiego Żydem

8

Podczas jednego ze spotkań z wyborcami, o którym poza jednym zdaniem nikt już nie pamięta, Donald Tusk rzucił pełne troski słowa. Zakładając, że te słowa wypowiedział człowiek pozbawiony mściwości, interesowności i przede wszystkim politycznych ambicji, można by uznać, że nic nadzwyczajnego się nie stało. W końcu każdy z nas, kto występuje publicznie zna to przykre uczucie zapętlenia i braku języka w gębie. Zaczyna się od niewinnego: „to tak oczywiste, jak…” no i potem brakuje nagle porównania, dlatego rozpaczliwie szuka się czegoś po zakamarkach pamięci, żeby się całkowicie nie skompromitować.

Czy tak było w przypadku Tuska i jego „niewinnej wypowiedzi”, w której szczególną uwagę zwraca „Żyd Kaczyński”. Zacznijmy od pełnego cytatu:

Jeśli my przywrócimy normalną rolę telewizji publicznej, nie żeby mówili, że Tusk jest geniusz, a Kaczyński Żyd, no tak rzucam, tylko żeby znowu była normalna telewizja publiczna, ludzie o różnych poglądach, debaty, zobaczycie jak szybko istotna grupa dziś zaczadzonych propagandą, wróci do rozumnego, spokojnego myślenia – Donald Tusk na spotkaniu z wyborcami w Sępólnie Krajeńskim.

Nie tylko przeczytałem, ale wysłuchałem tej wypowiedzi wiele razy, co może wskazywać na masochizm, ale prawda jest bardziej banalna. Śledzę telewizyjne doniesienia, bo to moja robota i po prostu wielokrotnie było to powtórzone. Co usłyszałem? Za każdym razem to samo! Żadnego zająknięcia, zawahania, przestoju w wypowiedzi, pewnie wyartykułowane słowa, łącznie z „Żydem Kaczyńskim”. Tusk niczego w zakamarkach pamięci nie szukał, Tusk dosalane wiedział, co chce powiedzieć i dokładnie tyle powiedział. I bez tej fonetycznej analizy sprawa jest czytelna do bólu, o ile ktoś zna metody, jakimi posługuje się Tusk, ale najważniejsze w tym wszystkim jest coś innego. Po co on to powiedział? Stracił instynkt i wpakował się w szaleństwo antysemityzmu? Przecież wyborcy PO mają alergię na: antysemityzm, rasizm, homofobię, ciemnogród. Naprawdę? A kto tak twierdzi, poza „epsertami” i telewizjami o proweniencji lewicowej tudzież liberalnej?

Zapraszam do lektury internetowych komentarzy radykalnych zwolenników PO, chociażby tych spod szyldu #silnirazem, ale nie tylko. Nie potrzeba dużo czasu i uwagi, żeby dotrzeć do notorycznie powtarzających się kalek, w których Kaczyński równocześnie występuje jako „Żyd” i „pedał”. Działa tutaj prosty mechanizm „Kali i krowa”, przy takim poziomie wzajemnej nienawiści, pomiędzy wrażymi obozami, nie ma granic w rzucaniu inwektywami, a rzecz jasna jedno i drugie słowo za inwektywę miało służyć. Tusk wiedział do kogo kieruje swoje słowa i jak one zostaną entuzjastycznie odebrane, przez najwierniejszych z wiernych. Powiedzieć, że zrobił to inteligentnie byłoby nadużyciem, ale zrobił to wystarczająco cwanie, aby uniknąć krytyki ze strony swoich mediów. Politycznie tą wypowiedzią Tusk ugrał tyle, ile zamierzał. Wsadził kij w mrowisko PiS, podjudził swoich fanatyków i kolejny raz ustawił pojedynek polityczny na jedynym froncie POPiS.

Tak jak Kaczyński z premedytacją odnosi się do Tuska Niemca, tak Tusk z premedytacją poczęstował Kaczyńskiego Żydem. Jeden i drugi robi to w tym samym celu, mobilizacja fanatyków i wykluczanie z gry wszystkich konkurencyjnych partyjek. Pozostaje na koniec zapytać dlaczego milczy „zachodnia prasa”? Kto naiwny niech pyta, mądry wie w jaki sposób działa ta „zachodnia prasa”. Polskojęzyczny korespondent pisze paszkwil, który potem jest publikowany w „zachodniej prasie”. W tym przypadku żaden Wileński się nie ruszył i nie pisnął, bo wiadomo czym by się to dla niego skończyło. Gdybyśmy mieli odwrotną konfigurację, w której Kaczyński mówi o Żydzie Tusku, to dziś robilibyśmy przegląd jamajskiej prasy, a tak to paru „niepokornych” w „Wiadomościach” i na swoich portalach podnieciło się argumentami ad Hitlerum i po wszystkim.

Czy kampania Kaczyńskiego to powtórka z kampanii Komorowskiego?

22
Suwałki, 05.11.2022. Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński (C) i poseł PiS Jarosław Zieliński (L) podczas spotkania z mieszkańcami Suwałk, w ramach objazdu po kraju i spotkań z wyborcami, 5 bm. (mr) PAP/Artur Reszko

Dokładnie takie pytanie zadał mi na portalu Twitter jeden z Użytkowników, którego kojarzę z rozsądnych wypowiedzi i ta sugestia w pytaniu, też do głupich nie należy, ale zgodzić się z nią nie mogę. W jakim zakresie „nie ma zgody na brak zgody”? Zacznijmy od tego z czym się zgodzić wypada, a mianowicie pierwsze skojarzenie jest po prostu trafne. Kolejne wypowiedzi Kaczyńskiego są tak „ezoteryczne” i „zagadkowe”, że nawet otoczenie prezesa ucieka po sejmowych korytarzach, gdy jest zaczepiane przez dziennikarzy i proszone o interpretację słów lidera. Ostatnia wpadka z dawaniem w szyję, to wręcz oddzielna kategoria, jako żywo przypominająca „bigosowanie”, czy słynne „szwedzkie kaszaloty”.

Tak, to wszystko prawda, ale… Pamiętajmy, że Kaczyński mówi do swoich i w języku sowich, czego nadal nie rozumieją lewicowi i liberalni intelektualiści, stąd ich niedorzeczne opinie, że takie zachowania obniżają notowania PiS. Nic podobnego, ta część elektoratu, do której Kaczyński mówi, ma jeszcze bardziej „zacofane” poglądy i chciałaby powiedzieć jeszcze więcej. Weźmy te nieszczęsne dawanie w szyję, co my tu tak naprawdę mamy? Ano mniej więcej tyle: „takie to młode i już pijane albo zaćpane, strach z taką dziecko zostawić”. Powszechna opinia i to głównie w wykonaniu kobiet, ale nie tych, co to w Warszawie chodzą do galerii sztuki współczesnej i oglądają krwawiącego schabowego, symbol piekła zwierząt i emisji CO2. Takie opinie mają kobiety zajmujące się domem albo pracujące i zajmujące się domem, czyli najmniej 40% kobiet. Oczywiście to nie jest tak, jak też chcą „eksperci” i lepsze towarzystwo, że każda kobieta z prowincji, czy też każda kobieta o poglądach konserwatywnych, to kompletny ciemnogród zachwycony dialektyką prezesa.

Zapewne wiele kobiet głosujących na PiS było co najmniej zażenowanych, właśnie dlatego, że na co dzień muszą się zmagać ze stereotypem prowincjuszki głosującej na PiS. Tyle tylko, że nowoczesną alternatywą przedstawianą przez większość opozycji jest 56 płci, paradowanie z gołym tyłkiem po ulicach i wulgarne szopki Lempart sprowadzające dziecko do poziomu pasożyta, a w najlepszym razie do zlepka komórek. Po każdej wypowiedzi Kaczyńskiego, która żenuje żeńską cześć elektoratu PiS, pojawia się „alternatywa” i z tą chwilą wszystkie żale do prezesa cichną, bo poziom absurdu i głupoty po drugiej stronie jest w stanie przykryć największą wpadkę prezesa PiS. Kaczyński nie jest Komorowskim, który mówił do „nowoczesnych” językiem sołtysa z Podkarpacia i to mu rozwaliło całą kampanię. Komorowski miał reprezentować „lepszy sort” i to na najwyższym prezydenckim poziomie, tymczasem on był, jak to się mówi, świeżo od pługa oderwany i kompromitował nie tylko siebie. Kaczyński mówi do swoich, w zrozumiałym dla swoich języku i mówi to, co oni chcą usłyszeć i co jednocześnie doprowadza do szału „warszawkę”. Śmiech sali po słowach prezesa, nie pozostawia wątpliwości, że przedstawiona diagnoza jest prawdziwa.

Klasyczne rządź i dziel i chociaż ten konkretny przykład akurat nie jest dobrym przykładem, bo czym inny jest atakowanie LGBT, a czym innym jednak wpadka dotycząca alkoholizmu u młodych kobiet, to wszystko rozjedzie się po kościach. Kaczyńskiego od co najmniej 20 lat przedstawiają jako prostaka, bez pojęcia o życiu, ale to zadziałało tylko na jakiś czas. W 2015 roku nastąpił przełom i mamy do czynienia z dreptaniem w miejscu. Wszyscy wiedzą, czego się mogą spodziewać po Kaczyńskim i czego mogą oczekiwać od Tuska. Po obu stronach non stop mamy te same beznadziejnie nudne schematy, ale to napędza emocje, które są niewyczerpanym źródłem politycznego paliwa. Kaczyński nie zaszkodzi sobie, ani PiS, tak jak Komorowski zaszkodził sobie i PO. Zupełnie inni politycy, zupełnie inni wyborcy i zupełnie inna strategia. Naturalnie istnieje i to dość poważne zagrożenie, że sytuacja nagle może się zmienić, jeśli prezes PiS nie ustawi sobie granicy, gdy pojawi się nie jedno „dawanie w szyję”, tylko ze 100 „szogunów”, to i elektorat PiS ucieknie, tak jak uciekł elektorat PO.

Ostatnia szansa Ameryki!

14

W świecie zachodnim zaniepokojeni globaliści rejestrują narastające problemy, reakcyjni wyborcy chcą zniszczyć dobrze zaprojektowaną przez wielkie koncerny demokrację w imię własnych przyziemnych ekonomicznych, kulturowych, a nawet religijnych interesów! Skandal! Jak można być takim zapyziałym i zacofanym wstecznikiem, aby interes własnej rodziny, narodu, a nawet państwa przedkładać nad wspaniałą wizję uratowania zagrożonego bytu Matki Ziemi! Fuuj! 

                  https://assets.zerohedge.com/s3fs-public/styles/i                                                 

Konserwatyści zapatrzeni w stare wartości, w opinii ludzi młodych cuchną nudą, co innego odlotowe i podniecające propozycje lewicy. Coś ci nie leży? Zmień płeć, to taka przygoda, później zastanowisz się czy to było dobre. I jak tu nie popierać i nie głosować na lewicę, ona daje ci tyle wolności! 

A konserwatyści? Tylko podkreślają kwestię odpowiedzialności, ostrzegają przed konsekwencjami czynów, decyzji. Coś plotą, że nieodpowiedzialne pragnienie ultra wolności to anarchia, a co tam, wszystko jest relatywne. Celem konserwatystów jest podtrzymanie i kontynuowanie tradycji, tworzenie warunków w których jednostka zakwitnie blaskiem i kolorami swojego indywidualizmu i wolności. Na dłuższą metę relatywizm nas zabije i zabije zachodnią cywilizację. Relatywizm jest sprawnym wytrychem wykutym w tolerancji, którym chce otworzyć wszelkie prawa do prywatności, a nawet sakralne drzwi chroniące godność jednostki.

Dla Polaka widzenie i ocena prezydentów Trumpa i Bidena jest nieco skomplikowane. Trump reprezentuje stary świat w którym dla lidera bardzo ważny jest los jego narodu i państwa i wszelkie jego posunięcia podporządkowane są interesom jego państwa i narodu. W dzisiejszym świecie ciągle są jeszcze liderzy tego typu. Zaliczymy do nich Orbana, Kaczyńskiego, Trumpa, odchodzącego Bolsonaro, Putina, czy chińskiego Xi. 

Biden, podobnie jak wcześniej Obama, mieści się w kategorii liderów państw post narodowych, którzy nie posiadają własnego środka ciężkości, a jedynie reprezentują  interesy ponadnarodowych stowarzyszeń i sprawują swój mandat z ich wyboru i pod ich dyktando. To nie oni kierują dobranym przez siebie zespołem współpracowników, ale to ten dobrany zespół kieruje liderem. Celem tu jest wdrożenie planu stopniowego wyciszania, wygaszania wartości narodowych, czy państwowych interesów na drodze do ustanowienia globalnego społeczeństwa (UE). Coś takiego w ograniczonej skali miało miejsce tylko przeprowadzane w bardziej prymitywny sposób w Rosji Sowieckiej i krajach przez nią kontrolowanych. Wtedy celem było stworzenie człowieka sowieckiego. Produkt finalny miałby być taki sam jak dziś w opinii Klausa Schwaba z Davos i jego “narodowych” liderów: 

“nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy”.  

Davos otwarcie chwali się liderami praktycznie z każdego kraju, których szkolił i szkoli w swojej szkole. “Uczęszczali” tam liderzy i potencjalni liderzy, również z Polski. To ich zadaniem jest przygotowanie swoich społeczeństw do nowej rzeczywistości w myśl sprawdzonej zasady zarządzania kryzysem. Czyli najpierw oni tworzą kryzys, a następnie proponują rozwiązanie, które stopniowo przybliża “owieczki do rzeźni”, czyli do banksterskiej utopii. Widać, że wybierają, selekcjonują liderów  z zasobów “niepełnosprawnych”, bądź takich na których mają już haki. Mogą to być też ludzie z poważnymi kłopotami zdrowotnymi budzący przez to sympatię jak na rynku amerykańskim Biden, czy Fetterman (kandydat na senatora w Pensylwanii), a na arenie światowej np. biedna dziewczyna Greta Thunberg. 

Dla Polaka w obecnej konstelacji pomagający finansowo i militarnie Ukrainie Joe Biden wydaje się być wartościowym, nieodzownym sojusznikiem. Mimo, że wiemy o jego (i jego syna Huntera) głębokim zaangażowaniu w brudnych interesach silnie skorumpowanej “przedwojennej” Ukrainy. Ukrainy w której ogromne wpływy posiadali ludzie pokroju Sorosa, urządzonej na wzór rosyjski przez super bogatych oligarchów. Chętnie zapominamy, że Biden też piastuje swoją pozycję z łaski tychże wielkich korporacji, a wszystko dlatego, że znamy i obawiamy się rosyjskiego imperializmu. Trudno zapomnieć, że według popularnego powiedzenia tak naprawdę dla Rosjan Polska to nie zagranica. 

Gdy tak  dobry Bóg ulokował nas gdzie indziej na mapie Europy, niestety żyjemy w strefie zgniotu między Rosją, a Niemcami. Więc oczarowani historią i jej zapisem cieszymy się, że Biden pomaga nam, pomagając Ukrainie (z którą też mamy nierozliczoną przeszłość), pomaga nam powstrzymać okrutnego rosyjskiego misia. Jednak nie powinno ujść naszej uwagi, jakie siły stworzyły Bidena i że reprezentuje on nie tylko tradycyjne interesy Pentagonu, ale i ludzi pokroju Sorosa i Schwaba.

Natomiast Trump, który być może ponownie zwycięży w wyborach prezydenckich w 2024 r. jak pisałem reprezentuje typowy imperialny amerykański interes mając na uwadzę nadchodzącą na Pacyfiku konfrontację z Chinami. Trump i generalnie Republikanie siłą rzeczy reprezentując opcję patriotyczną i konserwatywne wartości będą chcieli najpierw przywrócić zdrowy rozsądek w Ameryce, jednocześnie jak poprzednio mocniej kontrolować ambicje niemieckie i ich ciągoty do sojuszu z Rosją. 

Jak wiemy polityka bezpośrednio sprzęgnięta jest  (Republikanie) z ekonomią, jak też z ideologią (Demokraci i utopia z Davos). Co jawi się groźniejsze? Wydaje się, że w wersji z Trumpem, zaproponuje on pokój (jeśli jeszcze będzie wojna), siłą rzeczy wzmocni Polskę, aby przyhamować Niemcy. Wersja Sorosa, Schwaba z Davos i UE kontrolującej coraz to nowe obszary państw narodowych jest na dłuższą metę groźniejsza. W Polsce jest pełno narodowych wydmuszek, które jak ćmy lecą do utopijnych świecidełek europejskości. Tak to bywa, jak się nie ma poczucia wartości, nie zna się własnych fundamentów, to łatwo upaść w nicość utopii…

Wiele się mówi o Republikanach, że jeśli zwyciężą to obetną pomoc dla Ukrainy. Spokojnie Pentagon pozostaje ten sam, ma swoich lobbystów, oni będą pracować nad nowym Kongresem i Senatem. Ameryka nie wycofa się z Europy, przecież już dwa razy w ubiegłym wieku interweniowała w Europie, aby przywrócić równowagę. Wszelkie pogłoski o porzuceniu Europy są przesadzone. 

Aby nie przedłużać, więc wybory tuż, tuż. Co nowego w tendencjach zachowania się wyborców? Otóż 71% Amerykanów uważa, że sprawy w USA idą w złym kierunku! Prawdopodobnie na Republikanów zagłosują tym razem kobiety z suburbs, czyli z przedmieść miast, powodem jest nakręcająca się spirala przemocy i bezkarność naruszających prawo przestępców. Obliguje je troska o bezpieczeństwo własne i dzieci. Również rozkład społecznego porządku nie jest na rękę latynosom, którzy chcą lepiej żyć i awansować w społecznej hierarchii. Podobnie jest z czarnoskórymi, choć jeszcze w mniejszym stopniu. Chcą wyrwać się z “demokratycznej” plantacji i walczyć o swoją pozycję w bogatszej klasie średniej. To też sprawa ludzkiej godności, nie chcą mieć dawane z łaski, wolą sami coś zdobyć własnym wysiłkiem. Czyli w oczach Demokratów i oni zdradzają, tak jak “klasa robotnicza” zdradziła komunistów wybierając ambitnie republikę i aspiracje klasy średniej.

Na kampanię wyborczą w tych “połówkowych” wyborach idą zawrotne sumy, już w miliardach dolarów. Lewica oderwała się od bazy jak w 1920 r. marsz. Tuchaczewski od zaopatrzenia. Nawet zieloni ogłosili, że ich priorytet recykling plastiku nie pracuje! Wyrzuć plastik, razem z innymi pomysłami Demokratów do śmieci! Oczywiście dalej trwa zarządzanie populacją strachem, covid, przestępczość, otwarte granice. Trwa bezsensowna wojna narkotykowa w której w ostatniej dekadzie poległo już ponad 1 mln Amerykanów! Miejmy nadzieje, że teraz wygrają Republikanie i dokonają zmian w takt hasła: “Big God, small government!”, czego im życzę.

Jacek K. Matysiak                                                                                                Kalifornia, 2022/11/07

Dość już tego, będziemy elastyczni – grzmi Kaczyński

20

Gdy się nie traktuje poważnie państwa, Polaków i samego siebie to nie należy oczekiwać szacunku od innych. Wypadałoby sprawdzić ile czasu upłynęło, od stanowczej deklaracji Jarosława Kaczyńskiego: „dość już tego”, do koncyliacyjnego: „będziemy elastyczni”. Wypadałoby też sprawdzić, czy to są dokładne cytaty, czy też moja wersja pamięciowa, ale ani jednego, ani drugiego sprawdzał nie będę. Z szacunku dla siebie, państwa i Polaków tak postąpię i z jeszcze jednego bardzo prostego, choć smutnego powodu. Słowa prezesa partii rządzącej coraz częściej nie mają żadnego znaczenia, zatem ich weryfikowanie i precyzyjne cytowanie umieszczone w odpowiedniej chronologii, to zajęcie dla frajera, którym nie zamierzam być.

W sposób szczególnie ostrożny trzeba traktować deklaracje polityczne PiS i samego Kaczyńskiego w odniesieniu do naszych relacji z Unią Europejską. Tutaj partia rządząca i jej lider zaliczyli już wszelkie możliwe kompromitacje od „twardego stanowiska”, po „jesteśmy elastyczni”. Co więcej w tej huśtawce nastrojów, która musi wywoływać śmiech u poważnych polityków, mamy jeszcze bardzo krótkie interwały. Napisałem, że nie chce mi się sprawdzać dat, ale skoro pamiętam zmianę stanowiska Kaczyńskiego, to lata prezesowi ta wolta nie zajęła. Bez sprawdzania wiem, że to kwestia paru tygodni i tak się dzieje nie pierwszy, nie dziesiąty, tylko Bóg wie, który raz. Tylko dla czystej formalności poinformuję, że podobne hołubce są najgorszą z możliwych podstaw do jakichkolwiek negocjacji, tymczasem znów w tym samym „stylu” rozprawiamy o KPO. Jeśli sam pokazujesz, że w poniedziałek jesteś twardziel, a w piątek mięczak, to w sumie przedstawiasz się jako pajac, z którym można zrobić, co się tylko chce.

Nie wiem jak to od zaplecza wygląda, przestało mnie to interesować i od dawna nie mam żadnym sygnałów, ale znając Kaczyńskiego domyślam się, że nic się nie zmieniło. Przychodzi na Nowogrodzką Morawiecki i mówi: „Panie prezesie ten Ziobro doprowadzi nas do bankructwa i przegranej w wyborach, bo Polacy Kochają UE, musimy być elastyczni”. Prezes na to: „No tak Mateusz, dobrze mówisz, musimy być elastyczni”. Za tydzień puka do drzwi na Nowogrodzkiej Sasin albo Ziobro i przedstawia swoją wersję: „Panie prezesie ten Morawiecki, to drugi Tusk, on sprzedaje Polskę Berlinowi, a Berlin się z nas śmieje i znów blokuje KPO. Musimy powiedzieć – dość tego”. A prezes na to: „No tak Jacku albo Zbyszku, dobrze mówisz, musimy powiedzieć – dość tego”. I tak się kręci ta groteskowa karuzela polityki zagranicznej, co od zawsze było tragiczne w wydaniu PiS i takie na wieki pozostanie.

Uprawienie polityki na krajowym podwórku, gdzie PiS, głównie z uwagi na beznadziejną opozycję, radzi sobie zaskakująco dobrze, to zupełnie inny poziom niż europejska liga mistrzów. Cały czas mamy do czynienia z bezsensownym kłapaniem dziobem, czego to my nie zrobimy, jak bardzo się nie postawimy, ale za tym nigdy nie szedł i nie pójdzie żaden konkret. PiS traktuje politykę zagraniczną, jako element polityki krajowej. Dlaczego tak się dzieje, to można pisać prace doktorskie, ale z grubsza powody są dwa. Przede wszystkim nikt w PiS nie ma pojęcia o tym, jak się robi politykę zagraniczną, a nawet jeśli ktoś się znajdzie i coś próbuje robić, to za chwilę zostanie sprowadzony na ziemię przez wewnętrzne propagandowe zapotrzebowania. Po drugie PiS jest przekonany, że polityka zagraniczna polega na szarpaninie z Tuskiem „Wyborczą” i TVN, czyli znów wracamy na krajowe podwórko.

Zmiana stanowiska od krawężnika do krawężnika bierze się z ignorancji połączonej z czystą polityczną ślepotą. Teoretycznie PiS wie, że KPO jest blokowane wyłącznie z jednego powodu, oczywiście ma to doprowadzić do zmiany władzy lub całkowitego podporządkowania się władzy w Brukseli, czytaj w Berlinie. Tyle tylko, że w żaden sposób nie potrafią tej wiedzy spożytkować i przekuć na własną, konsekwentną strategię, a ta jest jedna i nie polega na „elastyczności”, ale  na „dość już tego”.

Kto wygra wybory w Ameryce?

21

Cóż, na całym świecie dochodzi do ogromnych zmian, kończy się stara cywilizacja i tradycyjny system kiedy suweren, czyli uprawnieni obywatele wybierają do parlamentów i pośrednio do rządów swoich reprezentantów. Dziś coraz częściej ci wybierani reprezentanci przy pomocy ogromnych funduszy i kampanii medialnych reprezentują już innego suwerena. Tym nowym suwerenem w polityce wielu krajów są wielkie korporacje międzynarodowe realizujące  swoje plany Globalnego Resetu poprzez sterowanych przez swoich lobbystów lokalnych krajowych polityków. 

          https://assets.zerohedge.                                    Nawet ongiś dumni ze swojego republikanizmu Amerykanie praktycznie są już pod nowym komisarycznym zarządem globalnych grup interesu. Ci wysocy komisarze o niskich pobudkach mają na celu zniszczenie fundamentów naszej cywilizacji zaczynając od tradycyjnej rodziny, wolności gospodarczej, wolności słowa,własności prywatnej, lokalnych patriotyzmów i wszelkich przejawów konserwatyzmu. Na dzisiaj ci pożądający totalnej władzy nad populacjami banksterzy kojarzeni są z ośrodkiem w szwajcarskim Davos. 

Do zarządzania wyburzaniem starej cywilizacji na gruncie amerykańskim (ale nie tylko) w szalenie obiecującym obszarze opieki zdrowotnej uprawomocniono m.in. Billa Gatesa (chłopak z maturą!), zaś inny talent Mark Zuckerberg odpowiedzialny jest za generowanie pożądanych wyników wyborów, szczególnie po jego ostatnich sukcesach w wyborach prezydenckich 2020 r.                                                                        

W Ameryce już 8 listopada odbędą się wybory uzupełniające, czyli w grze są wszystkie 435 miejsc do izby niższej Kongresu i ⅓ izby wyższej, Senatu. Na dziś w Kongresie większość mają Demokraci (224 miejsc), przy 213 miejscach Republikanów. W Senacie obydwie partie mają po 50 miejsc, jednak jego obradom tradycyjnie prezyduje wiceprezydent USA, czyli w tym przypadku demokratka Kamala Harris (więc Dems mają 51 głosów) posiada decydujący głos. 

Demokraci kompletnie zgłupieli uważając, że w tych wyborach ich zwolennicy ruszą do urn, aby walczyć o to co najważniejsze, o prawo do aborcji (nawet tej barbarzyńskiej tuż przed narodzeniem!). Innym ważnym zagadnieniem miało być prawo dzieci (nawet bez zgody rodziców!) do zmiany płci, (niszczenie narządów rodnych, kastracja fizyczna, czy też chemiczna). Można śmiało i z niesmakiem powiedzieć, że Dems kompletnie nie mają pojęcia na jakim świecie żyją i powinni wreszcie się dowiedzieć. Rodzice protestujący seksualizację dzieci na polecenie resortu sprawiedliwości (DOJ) uważani są przez FBI za krajowych, wewnętrznych terrorystów!  Jak oni śmią protestować przeciwko kastracji, czy sterylizacji własnych dzieci? Podobnie nie chcą szczepić dzieci na Covid! Przecież w “Manifeście Komunistycznym” Marksa i Engelsa z 1848 r. stoi jak byk: wszystkie dzieci są nasze, czyli w systemie totalitarnym należą do Państwa.

Biedny Biden, prezydent USA w służbie i z łaski Davos widzi (?), że wszystko mu się wali w konsekwencji jego klimatycznej polityki błagał wyśmiewaną wcześniej Arabię Saudyjską (i OPEC) o zwiększenie wydobycia ropy (które ograniczył w USA), aby przed wyborami nie wkurzyć zbytnio wyborców i obniżyć cenę benzyny. OPEC odprawił go z kwitkiem, więc dalej obniża poziom strategicznych rezerw USA zgromadzonych na wypadek poważnego kryzysu, byle do wyborów…

Sądzę, że Republikanie tym razem zwyciężą zdecydowanie i w wielkim stylu. Przeciętny Amerykanin zaniepokojony jest wzrastającą inflacją, szalejącą drożyzną, nielegalnym przekraczaniem granicy przez nieudokumentowanych osobników ze 120 krajów świata. Za panowania Bidena to już ok. 5,5 mln!, toż to tyle co populacja 3 krajów Pribałtyki, trzeba jeszcze doliczyć tych co wymknęli się procesowi dokumentowania. Republikanie narzekają, że Dems interesuje tylko płot wokół Kongresu, ich własnych domów , no i granica rosyjsko-ukraińska. Do tego obrazu dochodzą  jeszcze potężne wspaniale teraz prosperujące meksykańskie gangi narkotykowe dorabiające dodatkowo na “sex trafficking”, czyli sprzedające dzieci seksualnym zboczeńcom. Jednak cóż tu się dziwić, przecież celem jest chaos…  

Prognozy na nadchodzące wybory wskazują, że GOP (Republikanie) mogą zdobyć większość w Kongresie (przynajmniej 232 miejsca) i uczynić Dems mniejszością (ok. 203 miejsca), przypomnijmy, że do uzyskania większości potrzeba 218 posłów. Oczywiście Demokraci mają zabawne poczucie humoru, kiedy oni wygrywają, wygrywa demokracja. Kiedy wygrywają Republikanie demokracja jest zagrożona!

W ostatnich dniach przed wyborami szala poparcia przechyla się w kierunku Republikanów, którzy bezapelacyjnie mają lepszych kandydatów, co jest widoczne podczas odbywających się debat. Na Florydzie w walce o fotel gubernatora wschodząca gwiazda GOP, dotychczasowy gubernator Ron DeSantis wyprzedza konkurenta o ok. 20 punktów. 

Największym zagrożeniem dla Demokratów stanowi spadające poparcie wśród ich tradycyjnych elektoratów, czarnych i latynosów. W 2008 r. Obama otrzymał 95% poparcia czarnych Amerykanów, 4 lata później 87%. Hillary Clinton w 2016 r. otrzymała 82%, zaś Joe Biden 80% w 2020 r. Pro biznesowy Trump, którego polityka sprzyjała powstawaniu nowych miejsc pracy zjednywała mu też latynosów, którzy poczęli głosować na Republikanów, aż w 40%!

Polityka to pieniądze, czyli program finansowania kampani wyborczych kandydatów. Na kilkanaście dni przed wyborami fundusze wyborcze poszybowały do sumy $2,5 mld! Zdecydowanie największym darczyńcą wywierającym w ten sposób zdecydowany wpływ na szanse wyborcze kandydatów jest niesławny bankster George Soros, który na lansowanie swoich kandydatów przeznaczył już $128,5 mln! 

Nie chcę przedłużać opisując najbardziej medialne i popularne postacie w tych wyborach, ale do nowych republikańskich twarzy rokujących duże nadzieje należy zapewne (popierana przez Trumpa) była prezenterka TV w stanie Arizona Kari Lake występująca przeciwko demokratce Katie  Hobbs w walce o fotel gubernatora tego stanu. Innym kandydatem GOP w stanie Pensylwania jest ubiegający się o fotel gubernatora Doug Mastriano, czy gwiazda TV dr Mehmet Oz ubiegający się o fotel senatora w stanie Pensylwania. Robi się naprawdę gorąco!

Z innych wydarzeń warto odnotować przejęcie Tweetera przez najbogatszego człowieka na Ziemi, którym jest  Elon Musk (którego majątek szacowany jest na ok. 200 mld!). Można dodać, że im więcej ktoś ma tym więcej może stracić czego przykładem jest 38 letni Mark Zuckerberg (Meta, Facebook -70% w ciągu roku!), którego majątek spadł w ciągu roku aż o 60% z $130 mld na $47 mld. Cóż, to tylko zapowiedź nadciągającego kryzysu…

Najnowszym głośnym wydarzeniem było włamanie w San Francisco do domu (o wartości ok. $10 mln) spikerki Kongresu Nancy Pelosi, która całe szczęście przebywała na wschodnim wybrzeżu w Waszyngtonie. Znany w rejonie San Francisco 42-letni celebryta nudysta David Depape z Berkeley (kanadyjczyk nielegalnie w USA) parający się też wyrabianiem ozdób z konopii, członek lewicowej Green Party rzekomo wtargnął przez tylne drzwi o 2,30 rano. Co uderzające, obaj panowie byli jedynie w slipkach, podobno David szukał Nancy, ale znalazł jej 82 letniego męża Paula, który bronił się młotkiem. Jednocześnie Paul zdołał zawiadomić policję, która nasłuchiwała wymiany zdań między mężczyznami (Paul znał nawet imię napastnika!) i pojawiła się natychmiast. W czasie wkraczania policji napastnik zdołał wyrwać Paulowi młotek i go nieco poturbować (dłoń, ramię, głowa). Obydwu panów policja dostarczyła do szpitala (Zuckerberg San Francisco General Hospital), a następnie jeden z nich trafił do aresztu. W całej tej historii komentatorzy zachodzą w głowę jak to możliwe, że przy najeżonym kamerami i systemami bezpieczeństwa domu nad ranem mógł pojawić się facet w slipach(?).

Cóż, życie nie cierpi nudy, a tym bardziej polityka, nadchodzą wybory, więc czekamy na następne “mrożące krew w żyłach” zjawiska z życia polityków…

Jacek K. Matysiak

Kalifornia, 2022/10/30

Tusk się zestarzał tak samo albo jeszcze bardziej niż Kaczyński

22

Wydarzeniem numer jeden, w ubiegłym tygodniu w Polsce, nie był wybór Xi Jinpinga na sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chin, chociaż był to wybór łamiący chińską tradycję podwójnej kadencji. Niewiele też nowego i sensacyjnego pojawiło się na froncie ukraińskim, mało kogo zainteresowały rozmowy Sasina o elektrowni atomowej, za to prawie wszyscy mówili o sejmowej komisji śledczej. Wierzyć się nie chce, prawda? Temat zgrany do imentu, obojętnie jakiego śledztwa by dotyczył, a tu nagle top medialny i w dodatku poszło o „aferę taśmową” z wytwórni „Sowa i przyjaciele”. Siła rytualnego konfliktu pomiędzy PO i PiS jest tak wielka, że na tym tle ginie prawie wszystko i dopiero „pandemia” jest w stanie ugrać coś dla siebie.

W ubiegły wtorek Tusk poczuł krew, w zasadzie krew to on poczuł już kilka dni wcześniej, gdy przeczytał artykuł w Newsweek Polska o „scenariuszu pisanym cyrylicą”. Marcin W., wspólnik węglarza Falenty, miał złożyć zeznania, w których pojawił się rosyjski wątek szpiegowski. Wprawdzie w artykule była mowa o tym, że to nie Rosjanie nagrywali, ale Falenta Rosjanom „taśmy” oferował, ale kto by się takimi detalami przejmował. Tusk na pewno się nie przejął i momentalnie połączył PiS z Kremlem, po czym zażądał powołania komisji sejmowej. Jeszcze tego samego dnia Zbigniew Ziobro z szelmowskim uśmieszkiem odpowiedział na konferencji prasowej, że wkrótce odtajni zaznania Marka W., to i komisja nie będzie potrzebna. Jak zapowiedział tak zrobił i już w środę więcej niż połowa Polski pękała ze śmiechu na widok grafik, w których Donald i Michał Tusk biegali z charakterystyczną żółto-czerwoną reklamówką znanej sieci sklepów spożywczych. Stało się tak, bo w zeznaniach Marcina W., które zresztą od wielu lat znał Michał Tusk, pojawił się zarzut przyjęcia łapówki przez syna ówczesnego premiera Donalda Tuska.

Wierzyć się nie chce, że taki stary lis i prowokator z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem podłożył się jak dziecko, ale na tym nie koniec. Tusk zamiast skorzystać z prawa do milczenia i tym samym wyciszenia tragifarsy, którą sam sprokurował, postanowił polecieć Beatą Sawicką. Najpierw przed kamerami TVN i Polsatu lamentował, że Ziobro atakuje mu rodzinę, potem na lewackim kongresie Inicjatywy Polskiej niemal dosłownie płakał nad swoim losem. Zupełnie inną reakcję mogliśmy zaobserwować po stronie mediów sprzyjających PO, gdzie jednak takich progów żenady nie przekroczono. Mało tego Onet, a ściślej Stankiewicz i Długosz, wysmarowali dezyderat na kilka stron, w którym z urzędu atakowali PiS i Ziobro, ale nie zostawili też za wiele suchych nitek na Tusku. Trudno się było spodziewać innego zachowania, nawet po usłużnych funkcjonariuszach medialnych, przy takiej skali kompromitacji Donalda Tuska. Dziennikarze też mają dostęp do Internetu i widzą skalę reakcji, a w tym przypadku nie mogło być najmniejszych wątpliwości, reklamówka z „Biedronki” świeciła w każdym zakątku Internetu.

Parę zdań wyżej napisałem, że trudno uwierzyć, w jak banalny sposób Tusk dał się ograć, ale to nie jest kwestia wiary, tylko faktów, głównie związanych z wiekiem polityka. Po prostu Tusk się zestarzał i to nie mniej niż Kaczyński, a może jeszcze bardziej. Zużyte schematy wystarczają do podtrzymania emocji w grupach w bojowych typu „silni razem”, jednak poza tą sferą fanatyzmu Tuskowi jest coraz trudniej zachować powagę, bo o wiarygodności w ogóle nie ma mowy.

Prócz starości rozum „prezydentowi Europy” odbiera ślepa chęć zemsty, on na tle „afery taśmowej” ma nie tylko nie zaleczone kompleksy, ale pełne przekonanie, że to jest główny powód utraty władzy i ucieczki do Brukseli. Tusk zbudował sobie wokół tej prostej akcji zaplanowanej przez węglarza Falentę, całą mitologię związaną z tajnymi służbami, aby nie wyjść na kompletnego frajera, którego ograli kelnerzy. Na moje oko atmosfera wokół Tusk gęstnieje z każdym dniem, coraz więcej działaczy i zwolenników widzi, że era Tuska bezpowrotnie przeminęła, ale prawdopodobnie do wyborów w 2023 roku swoją pozycję utrzyma.