Reklama

Wczoraj poszedł w eter najnowszy sensacyjny projekt, który rzekomo wykuwa się w szeregach partii rządzącej. Doktor Simon i parę innych gwiazd „pandemicznych” naciskało na władzę, aby ta zrobiła porządek z „medyczną mową nienawiści”. Jak zwykle bełkot polityków trzeba przetłumaczyć na nasze, żeby w ogóle wiedzieć o co chodzi. Pomysł jest prosty, wszyscy krytykujący Simona i resztę, to z definicji „hejterzy” i „szury”, którym należy odciąć dostęp do Internetu. W jaki sposób? Specjalną ustawą zmuszającą właścicieli portali posiadających powyżej miliona Użytkowników, do powołania specjalnej jednoosobowej komisji. Na czele tej komisji ma stać człowiek z wykształceniem medycznym i ci najmniej tytułem doktorskim, a do jego obowiązków będzie należało rozpatrywanie skarg dotyczących komentarzy i większych publikacji na poszczególnych portalach.

Bez wgłębiania się w dalsze szczegóły, gołym okiem widać, że założenia projektu spłodził kompletny ignorant, nie mający pojęcia nie tylko o funkcjonowaniu Internetu, ale i o życiu w ogóle. Przypomnijmy raz jeszcze, chodzi o portale z co najmniej milionem użytkowników, czyli na przykład Facebook, który ma w Polsce 16 milionów użytkowników. Zakładając, że tylko 1/10 będzie pisać nieprzyjemne rzeczy o Simonie i „pandemii” mamy 1 600 000 komentarzy dziennie, które będzie musiał przeanalizować fachowiec od cenzurowania medycznych informacji zawierających nieprawdę. To się samo komentuje i już nie trzeba wspominać, że portale takie jak Facebook, Twitter i Youtube mają tak rozbudowane algorytmy cenzorskie, że dokładanie „eksperta od fake newsów” jest podobne, do oddelegowania człowieka z łopatką do piaskownicy, aby pomagał koparkom w przekopie mierzei. Kto może wpaść na tak idiotyczny pomysł? Naturalnie tylko specjalista od wdrożeń z pionu cyfryzacji, tym razem w osobie samego szefa Janusza Cieszyńskiego, po SGH. Dotychczasowe osiągnięcia pana ministra to pilotowanie zakupu bezwartościowych chińskich maseczek i respiratorów oferowanych przez handlarza bronią, za co pan minister został zrzucony z sanek Ministerstwa Zdrowia. Ponieważ kadry Morawieckiego składają się niemal wyłącznie z takich ludzi, jak Cieszyński, to Cieszyńskiego ściągnięto z powrotem i odesłano na odcinek cyfryzacji.

Reklama

Jakość „projektu” doskonale tłumaczy osoba odpowiedzialna za projekt, co samo w sobie jest gwarancją porażki. Prócz tego istnieją jeszcze talenty PiS do pełnej autokompromitacji. Cieszyński tak wprowadzi w życie ustawę cenzorską, jak PiS wprowadził ustawę o IPN, Suski odebrał licencję TVN24, a Kaczyński nie postawił ani kroku w tył, w obronie Izby Dyscyplinarnej. Żadna duża platforma nie zgodzi się na to, aby grzebał przy niej jakiś delegat z Nowogrodzkiej, jedna kampania w Internecie i jest po Cieszyńskim, razem z jego głupimi pomysłami. W tej chwili Simon i reszta ma do dyspozycji 1000 narzędzi, aby egzekwować swoje prawne interesy. Kodeks karny pozwala na ściganie gróźb karalnych, zniesławienia, znieważenia, nękania, naruszania nietykalności cielesnej, kodeks cywilny na pozywanie osób, które naruszają dobra osobiste. Nowy przepisy, czy raczej żałosne straszenie ich wprowadzeniem ma jednak służyć czemuś zupełnie innemu. Najwyższa kasta lekarska, to ludzie zupełnie wyjątkowi i trzeba ich w sposób wyjątkowy dopieszczać obietnicami specjalnego traktowania. Cieszyński mówiąc językiem Internetu, robi dobrze bohaterskim pizzożercom, ale tylko w sferze projektów, bo te przepisy nigdy w życie nie wejdą.

Na koniec warto jeszcze wyjaśnić straszak w postaci „miliona złotych kary”. Zastosowano tutaj ten sam zabieg propagandowy, który widzieliśmy przy karach za brak maseczki. Słynne 30 000 kary nigdy nie dotyczyło braku maseczki, za to maksymalnie grozi 500 zł mandatu, ale wrzucono to do worka „zasad sanitarnych”, czyli między innymi łamania kwarantanny i tak powstał mit o horrendalnej karze. Z milionem złotych jest tak samo, mają tę karę płacić nie autorzy „fake newsów”, ale portale, które nie powołają „mędrca medycznego” albo nie będą rozpatrywać zgłoszeń. Jednym zdaniem, mamy do czynienia ze 154 projektem PiS z jasno zdefiniowaną przyszłością – spłynie do kanalizacji, ale przez jakiś czas będzie sobie można pokrzyczeć o nie oddawaniu guzika.

PS Proszę Użytkowników Twittera o wrzucenie linku do felietonu.

Reklama

19 KOMENTARZE

  1. Niezależnie od wad projektu wypunktowanych przez Gospodarza to, co wymaga uwagi to zamordystyczne i faszystowskie ciągotki reżimowych “ludzi od covida”. Najpierw jeden z nich chciał skopiować jakaś ustawę norymberską, a teraz drugi chciałby reaktywować peerelowską cenzurę. Tego typu działania mają oczywiście napędzać kampanię “powszechnego wyszczepienia”, ale przy okazji, pokazując że rządzi nami stado niebezpiecznych psycholi, deprecjonują ideę własnego państwa narodowego. Tak, by ludzie sami się chcieli wnieść aportem do globalnego imperium.

  2. […] O mechanizmach tej topornej inżynierii powiedziano wszystko, cytując klasyka „wszyscy, wszystko wiedzą”, pod warunkiem, że chcą wiedzieć, a nie na przykład wierzyć. Jedno z zabawniejszych pytań i diagnoz jednocześnie brzmi: „czy nie wierzysz w wirusa?”. A skądże, pewnie, że nie wierzę, wirus to fałszywy bóg, jestem ateistą i odrzucam wiarę w wirusa. W tym aspekcie też bywa śmiesznie, bo to przecież „medycy” ciągle powtarzali, że kto nie wierzy w istnienie wirusa, ten heretyk. Z drugiej strony wiara czyni cuda, na przykład takie, że „zaszczepieni” dwoma dawkami mają pełną odporność i dlatego potrzebują trzeciej i czwartej dawki albo trafiają do szpitala, ponieważ mają łagodne objawy „kowida”. Za wszystko odpowiada „wiara w wirusa”, która zastępuje myślenie i to takie na poziomie dziecka poznającego świat. Ile razy „eksperci” i słuchający ich „światli ludzie, pokładający wiarę w naukę”, sparzyli się na tych całkowicie niedorzecznych tezach i diagnozach? Setki, może i tysiące, jednak wiara, że za 123 ręka wsadzona do ognia nie przypiecze się tym razem. […]

  3. […] Nie chce się wierzyć, że człowiek, który zjadł zęby na polityce i poświęcił polityce całe dorosłe życie, popełnił tak fatalny błąd. Jednocześnie dał sygnał, że wybrał słabego premiera i sam jest za słaby, aby z pozycji prezes partii zrobić porządek w koalicyjnym ogródku. Wiadomym też było, że Kaczyński zwyczajnie się do tej roboty nie nadaje, nie ten wiek i nie te zwyczaje. Prezes PiS nienawidzi spotkań z politykami zagranicznymi, nie widzi sensu w nasiadówkach zwanych posiedzeniami rządu i unika mediów jak tylko się da. W rezultacie o działalności wicepremiera Kaczyńskiego nic nie było wiadomo, przypuszczam, że i Kaczyński mało rozumiał z tego, co należy do jego zadań i jak się ma odnaleźć na nowym, bezsensownym pod każdym względem, stanowisku. Finał nie mógł być inny, we wstydliwej atmosferze uników i zamilczania porażki, Kaczyński przemycił swoją dymisję. Stało się to w bardzo podobny sposób, jak przy nominacji, poszły przecieki do mediów, żeby wstyd rozłożyć na raty. Po co to wszystko? Nie potrafię odpowiedzieć inaczej niż za pomocą podsumowania upadku polityka Kaczyńskiego. […]