Reklama

Pierwszy przecieki kontrolowane do mediów, które dotyczyły nowego stanowiska, jakie de facto sam sobie miał nadać Jarosław Kaczyński, odebrałem jako krecią robotę. Byłem przekonany, że to któraś frakcja PiS robi takie kuku „naczelnikowi” i to był jeden z tych nielicznych razów, gdy się pomyliłem. Skąd ta pomyłka się wzięła? Wstyd się przyznać, jednak muszę napisać, że z głupoty polegającej na oddaniu spraw emocjom, zamiast rozumowi. Miałem w tamtym czasie duży szacunek do Kaczyńskiego za to co zrobił i pomimo tego, co jemu zrobiono. Sądziłem, że to nadal ten sam polityk, wyprzedzający w diagnozach politycznych całą resztę i to kilka długości.

Niestety to już był zupełnie inny polityk i nie tylko ta „rewelacja” o przejęciu teki wicepremiera się sprawdziła, ale ujawnił się cały olbrzymi problem z Kaczyńskim. Z Polityka wielkiego zostały strzępy, doskonale zilustrowane maseczką zaciągniętą pod same oczy. Od momentu nastania „pandemii” Kaczyński stracił wszystko, nie przeszedł przez najważniejszą próbę, dużo ważniejszą od Smoleńska, przy całym szacunku dla tej tragedii, jaki nadal zachowuję. Wprawdzie przez pierwsze tygodnie prezes PiS zachowywał się w swoim starym stylu i dawał jasno do zrozumienia, że mamy do czynienia z politycznym teatrem, dobrze znanym z przeszłości, ale bardzo szybko zmienił zdanie i od tej chwili było coraz gorzej. Po oficjalnym potwierdzeniu i objęciu stanowiska wicepremiera od spraw bezpieczeństwa, napisałem rzecz oczywistą, to się skończy jedną wielką kompromitacją. Sam kuriozalny układ podległości, w którym Kaczyński jako prezes partii decydował o tym, kto będzie premierem, a jednocześnie jako wicepremier podlegał Morawieckiemu, gwarantował porażkę. Na tym nie koniec, równie kuriozalna była motywacja, czyli próba uporządkowania bałaganu w koalicji. W skrócie sprowadzało się to do pilnowania Ziobry, aby nie zrobił krzywdy Morawieckiemu.

Reklama

Nie chce się wierzyć, że człowiek, który zjadł zęby na polityce i poświęcił polityce całe dorosłe życie, popełnił tak fatalny błąd. Jednocześnie dał sygnał, że wybrał słabego premiera i sam jest za słaby, aby z pozycji prezes partii zrobić porządek w koalicyjnym ogródku. Wiadomym też było, że Kaczyński zwyczajnie się do tej roboty nie nadaje, nie ten wiek i nie te zwyczaje. Prezes PiS nienawidzi spotkań z politykami zagranicznymi, nie widzi sensu w nasiadówkach zwanych posiedzeniami rządu i unika mediów jak tylko się da. W rezultacie o działalności wicepremiera Kaczyńskiego nic nie było wiadomo, przypuszczam, że i Kaczyński mało rozumiał z tego, co należy do jego zadań i jak się ma odnaleźć na nowym, bezsensownym pod każdym względem, stanowisku. Finał nie mógł być inny, we wstydliwej atmosferze uników i zamilczania porażki, Kaczyński przemycił swoją dymisję. Stało się to w bardzo podobny sposób, jak przy nominacji, poszły przecieki do mediów, żeby wstyd rozłożyć na raty. Po co to wszystko? Nie potrafię odpowiedzieć inaczej niż za pomocą podsumowania upadku polityka Kaczyńskiego.

Niestety mamy do czynienia ze smutnym końcem pewnej, jakby nie patrzeć legendy za życia. Tak się w polityce nierzadko zdarza, że jeden błąd potrafi przekreślić cały dorobek – syndrom Napoleona. Kaczyński swoje Waterloo zaliczył nie po idiotycznej decyzji objęcia stanowiska wicepremiera, ale wtedy, gdy postanowił wejść w „pandemiczny” cyrk tak głęboko, że wyjść już z niego nie zdołał. W tytule zawarłem puentę, z faktami nie podejmuję dyskusji, porażka Kaczyńskiego jest bezdyskusyjna i dalej będzie tylko gorzej. Piszę jednak te gorzkie słowa bez cienia satysfakcji, łącznie z kategorią „a nie mówiłem”. Gdyby Kaczyński przeszedł próbę „pandemiczną” zostałby największym politykiem we współczesnej historii Polski i co jeszcze ważniejsze Polska maiłaby niepowtarzalną okazję skrócić dystans do Zachodu, wystarczyło normalnie pracować i nie popadać w paranoję. Porażka Kaczyńskiego jest jednocześnie porażką Polski i nas wszystkich, chociaż Polska i my nie ponosimy za to żadnej odpowiedzialności, wszystko jest „dziełem” przegranego polityka.

PS Proszę Użytkowników Twittera o wrzucenie linku do felietonu.

Reklama

28 KOMENTARZE

  1. Z racji biegłości w korytach: żoliborski geniusz samozwaniec niczym nie różni się od pozostałych żartobliwie nazywanych politykami i nigdy nie różnił. Tu narracja jest dosłownie estetyczna.
    Znana rzeczywistość zmieniła się ze kilkadziesiąt lat temu. Krajowo – może połowę tego czasu temu i nie wnikając w szczegóły, rzeczywistość XXI wieku jest nieco inna niż w medialnych koszałkach opałkach. Dość rzec, że przed tymi którzy WIERZĄ nieustająco że tzw politycy (samozwańcy) czymś rządzą albo mają na coś wpływ, jest pewien szok i dysonans poznawczy. I tu będzie moja “stara śpiewka”:
    Ci wszyscy po prostu nie widzą lasu.
    No bo tak bardzo ogólnikowo zapytam: Kto tak realnie ma największy wpływ na to co dzieje się w kraju? Praktycznie w każdej dziedzinie i każdym aspekcie poza jakimiś detalami na granicy błędu statystycznego?

    • Przekąśnie odpowiem. Nie Niemcy, nie USA, nie UE. Przaśnie od lat Polską rządzi aparat urzędniczy średniego szczebla. To oni są tym lasem, tymi drzewami. Tak jest od dawna. I wystarczy w tym aparacie zdobyć wpływy, by rządzić Polską. Dotyczy to zarówno administracji państwowej, jak również samorządowej.

      • W skali mikro owszem, ale w skali makro? No i skala mikro nie jest lasem, to raczej mikrofauna, z gatunku owadów w ściółce. W makro zaś nie są to również byty zwane państwami, acz i te starały się dopełnić obowiązków by podjąć rękawice. Tyle że to musztarda po obiedzie była bo trzyliterowcy razem z mikro tychże zwykle robili na dwa fronty od kiedy władzą zajął się las w swej esencji, a era impulsowa przypieczętowała całość.

  2. Obydwa Kaczyńskie to żadni bogobojni patrioci ale pieski na smyczy globalistów. Leszek najpierw reaktywował (zdelegalizowaną przez Mościskiego) organizację B’nai B’rith, następnie bez mrugnięcia podpisał Traktat Lizboński. Śpioch Jarek został aktywowany w ubiegłym roku i wszedł w pandemiczną szopkę jak w masło, podlewając to Piątką dla zwierząt, czyli ciosem dla polskiej wsi i rolnictwa. Z kolei o rzekomym politycznym instynkcie niedomytego geniusza najlepiej świadczy ile razy został wyrolowany przez ludzi własnego obozu – Dorn, Giertych, Sikorski, Kluzik-Rostkowska, Ziobro (parokrotnie), lista jest długa.
    I Jarek i Donald to sterowane ludziki na baterie, produkty popkultury politycznej. Z jedyną różnicą, że ten drugi przynajmniej nigdy nie udawał patrioty.

  3. Kolejna głupia teoria spiskowa… MOJA 🙂 Wkrótce NASA przeprowadzi “test broni przeciwko asteroidom”. Zapowiedziano to już oficjalnie. Ta broń impaktowa ma nieznacznie odchylić orbitę asteroidy, której nazwy nie zapamiętałem. Tylko nieliczni wtajemniczeni politycy wiedzą, że nie jest to żaden test, a akt desperacji w obliczu realnego zagrożenia. Rachunek ekonomiczny za takim “testem” na pewno nie stoi, bo NASA od lat ma problemy finansowe. A więc można mówić o realnej groźbie zagłady. To by tłumaczyło nagłą zmianę poglądów znaczących polityków na temat “pandemii”. Ludzie, których od zawsze podejrzewaliśmy o rozsądek, nagle zgłupieli? Masowo? Nie. Informowanie ich podzielono na etapy. Co wspólnego z sobą mogą mieć asteroida i “pandemia”? W tym miejscu muszę przyznać, że moja teoria spiskowa ma słaby punkt. Może chodzi o to, żeby wygaszać populację, bo wszyscy do schronów się nie zmieszczą? Kto ma przetrwać? Przeżyć w schronach mają najbardziej rozsądni, inteligentni ludzie. Cała reszta nie ma być nie_wpuszczona do schronów. Ma zostać po prostu wyeliminowana przez szpryce. Nie moze dojsć do żadnych starć i konfliktów. Mniej rozgarnięci mają przyjąć szprycę i spokojnie czekać na (+). Dlaczego tak szybko, i to o 180 stopni, swoje poglądy na temat “pandemii” zmienił prezydent Trump, prez.. es Kaczyński, czy władze Szwecji? Ścieżka przepływu informacji o takim stopniu utajnienia musi być podzielona na etapy. Ewentualny przeciek doprowadziłby do niebywałej anarchii i wzrostu przestępczości. Od dłuzszego czasu zadziwia mnie to masowe i natychmiastowe zgłupienie możnych tego świata. Przedstawiona wyżej teoria spiskowa jest wytworem mojego mózgu, który w ten sposób ratuje się przed przyznaniem się do bezradnosci. Teoria ta jest dla mózgu kamieniem, który urodził chory zmagający się z bolesną kamicą. I to by było na tyle… Pozdrawiam 🙂

    • A może tak w miejsce słabych punktów wziąć na tapetę np. krzepnięcie, wykup z rynku przez co niektóre zarządy jak największej ilości leków popromiennych równolegle do rodzącej się prankdemi, pochodzenie popularnego preparatu antyprankdemicznego i jego pochodnych, historyczne testy jądrowe z poligonowym udziałem żołnierzy, leczenie poparzeń, terapie tlenowe w tym pozaustrojowej natlenianie, szybko pojawiające i znikające szpitale polowe oraz generalnie różnego rodzaju ćwiczenia przeciwepidemiczne, przestawianie nawyków żywieniowych homo na chwasty i odpadki oraz nawyków w zużyciu energii na ilości mobilne…
      Z tego można zbudować niezłą fabułę 😀

    • @J0nes
      Na pewno rządy zostały poinformowane o czymś, co na razie jest ukryte przed ich obywatelami. Chodzi o jakiś globalny plan. To by mogło wyjaśniać wiele ich dziwnych posunięć. Raczej stawiałbym na plan przejęcia władzy nad ludzkością, tak aby można było rządzić wiecznie, bez jakiejkolwiek kontroli i demokratycznej fasady. Mało kto z rządzących oparł by się takiej pokusie, szczególnie gdy jest to akcja skoordynowana i żadnego alternatywnego, wolnego świata już nie będzie. Co do asteroidy, to może w ten sposób dobry Bóg będzie chciał zakończyć nasze dystopijne męczarnie…

      • Gdy poszuka się w sieci informacji o budowie schronów i ograniczy się wyniki wyszukiwania do ostatniego roku, dojść można do ciekawych wniosków. Nie są to inwestycje tanie i raczej nie są już “trendy”. A jednak są realizowane. Warto by zapytać na konferencji prasowej przedstawicieli władz, czy rząd wie o jakimkolwiek zagrożeniu dla ludzkości (poza “pandemią”). Nie odpowiedź będzie interesująca, a reakcja na pytanie.

  4. Znowu pozwolę sobie na kilka refleksji do generalnie trafnych wniosków Autora. Moim zdaniem Kaczyński “poszedł” na wicepremiera przede wszystkim po to, żeby mieć legalny dostęp do raportów tajnych służb. Wcześniej, jako “zwykły” poseł, dostępu tego formalnie nie miał. Obawiał się więc kolejnej afery, gdyby jego korzystanie z tych raportów zostało upublicznione. Poza tym, dla mnie Kaczyński nigdy nie był wybitnym i bardzo przewidującym politykiem. Owszem, przez wiele lat byłem umiarkowanie życzliwy formacjom politycznym Kaczyńskich, gdyż z jednej strony zgadzałem się ogólnie z ich diagnozą sytuacji politycznej w Polsce, a z drugiej strony ceniłem u nich niezmienność poglądów. Jednak Kaczyński ma dwie słabości, w moim mniemaniu dyskredytujące go jako wybitnego polityka. To skrajne błędy w tak zwanej polityce kadrowej, oraz równie skrajny analfabetyzm funkcjonalny w zakresie korzystania z narzędzi i technologii wytworzonych przez cywilizację cyfrową. W pierwszym przypadku problem polega na tym, że Kaczyński w doborze i preferowaniu współpracowników kieruje się przede wszystkim (o ile nie wyłącznie) osobistymi sympatiami oraz subiektywnymi ocenami. Dlatego regularnie “zaliczał” “wpadki” personalne typu Marcinkiewicz, Michał Kamiński, Poncyliusz, Kluzik-Rostkowska, Migalski, Sikorski, czy wielu innych. Kaczyński nie potrafi skutecznie zarządzać personelem, czyli wyznaczać ludziom zadania, dawać swobodę w ich realizacji, rzeczowo i z dystansu oceniać skutki, oraz niezwłocznie wyciągać wnioski personalne wynikające z tych ocen. W drugim przypadku nieumiejętność korzystania z technologii cyfrowych (moim zdaniem u Kaczyńskiego wręcz skrajna) spowodowała uzależnienie Kaczyńskiego od informacji dostarczanych mu przez ludzi z owych technologii korzystać potrafiących (Fogel, Moskal, Morawiecki etc.). W konsekwencji doprowadziło to do zamknięcia Kaczyńskiego w typowej “bańce informacyjnej”, w której stracił on realny kontakt z rzeczywistością, oraz utracił możliwość konfrontowania własnych poglądów z różnorodnymi opiniami dostępnymi w świecie. Całości dopełnia “dworski” (wręcz feudalny) system funkcjonowania otoczenia Kaczyńskiego, a którym zamknął się on w stosunkowo wąskim gronie ludzi “zaufanych”. W takie sytuacji narastanie wokół Kaczyńskiego intryg dworskich, dezinformacji oraz wyobcowania jest nieuchronne. Z tych powodów Kaczyński nigdy nie będzie dla mnie politykiem wybitnym. A to, co stała się z nim w ostatnich dwóch latach (o czym pisze celnie p.Piotr), tylko dopełniło obraz klęski. Szkoda.

    • Trochę to uproszczone, bo jak niby wytłumaczyć poparcie “zielonego ładu” UE? Że co, że Kaczyński nie wie, jaką to będzie katastrofą dla Polski i to na pokolenia (być może na zawsze)? Oczywiście, że wie, bo sam zapowiadał w 2013 r. wypowiedzenie pakietu klimatycznego UE (podpisanego przez jego brata) po dojściu PiS-u do władzy (a tymczasem nie tylko nie wypowiedział pakietu klimatycznego, ale jeszcze doprowadził do podpisania czegoś dużo bardziej niszczycielskiego dla Polski, czyli “zielonego ładu”). Dla Kaczyńskiego nie ma żadnego usprawiedliwienia – to zdrajca i tyle.
      Tak samo jak niby usprawiedliwić sfinansowanie przez kontrolowany przez rząd PiS-u Polski Instytut Sztuki Filmowej najbardziej antykatolickich i antypolskich filmów w dziejach kinematografii III RP, czyli “Kleru” i “Wesela”? Nawet, gdyby (dobrotliwie) uznać “Kler” za wpadkę, to już po “Klerze” powinno dojść do czystki w MKiDN oraz w PiSF, a taki Smarzowski nie powinien mieć dostępu do złamanego grosza z publicznych pieniędzy. Tymczasem mija kilkanaście miesięcy od “Kleru” i Smarzowski dostaje miliony na “Wesele” (jednocześnie finansowanie filmu o Jedwabnem na podstawie scenariusza Tomasza Sommera i Marka Chodakiewicza jest nagle zablokowane – mimo uprzedniej aprobaty). A po “Weselu” szykuje się kolejny antypolski film o roboczym tytule “Biała odwaga”, który będzie opowiadał o – co wiadomo z przecieków scenariusza – jakimś oddziale Waffen-SS (który w rzeczywistości nigdy nie istniał) złożonym z polskich górali i oczywiście o grabieży żydowskiego mienia. Do tego lada moment do kin wejdzie propedalski film “Wszystkie nasze strachy”.
      Już nie wspomnę o oddaniu lewakom uniwersytetów za pomocą ustawy zwanej “konstytucją dla nauki”. Obrońcy Kaczyńskiego pewnie zaraz powiedzą, że to była “ustawa Gowina”, tyle, że Gowin sam by jej nie przegłosował, a poza tym Gowina już dawno nie ma ani w Ministerstwie Nauki, ani w rządzie, a jego PiS-owski następca Czarnek nie cofnął jej ani na jotę z czego należy uznać tę ustawę za czysto PiS-owską i to PiS i Kaczyński jako wódz partii ponoszą odpowiedzialność za jej opłakane skutki, czyli przepoczwarzanie uczelni wyższych w lewacko-imigranckie kloaki.
      O tym, że PiS – wbrew przedwyborczym deklaracjom z 2015 r. – zrobił z Polski państwo najbardziej (obok Niemiec i Hiszpanii) otwarte na imigrantów (nie tylko z Ukrainy) w całej UE oraz o tym, że w okresie rządów PiS-u przetacza się przez Polskę rewolucja LGBT jak w Hiszpanii za czasów Zapatero, a PiS nic z tym nie robi (a w niektórych przypadkach wręcz wspiera), chyba nawet nie warto wspominać, bo każdy to widzi. Nawet obiecywanej przed 2015 r. sprawy odbierania przez opiekę społeczną dzieci rodzicom z powodu biedy PiS nie ukrócił (co i rusz w mediach słychać o takich przypadkach). Kwestii aborcji też nie załatwił (celowo zostawiona w ustawie furtka “zdrowia psychicznego”, która w przyszłości oznacza wprowadzenie aborcji na życzenie tak jak w Niemczech, gdzie sytuacja prawna jest w tej kwestii analogiczna – wystarczy tylko pójść do psychiatry o odpowiednim światopoglądzie). Nikt po słowach Kaczyńskiego wypowiedzianych dla “Wprost” nie może powiedzieć, że Kaczyński to dement zamknięty w bańce informacyjnej przez swoich klakierów, który nie wie, co jest grane. Z tego wywiadu wyłania się cyniczny sk*****l
      https://kontrrewolucja.net/rodzina/herod-roku-2016-zapewnia-ze-w-polsce-mozna-zamordowac-dziecko-kaczynski-kazdy-srednio-rozgarniety-czlowiek-rozumie-jest-furtka-w-postaci-zdrowia-psychicznego
      Naprawdę czas już skończyć z usprawiedliwianiem Kaczyńskiego. On zawsze był tym, kim jest teraz, tylko że globalizm wszedł już w taką fazę, że trzeba było podnieść przyłbicę i pokazać swoją prawdziwą gębę.

  5. Nie wiem, na czym polega polityka, ale wiem, na czym polega biznes. Otóż do szefa przybiega handlowiec i mówi : szefie, biała słodka się nie sprzedaje, klejenci pytają o czerwoną kwaskawą. Szef dysponuje : produkujemy czerwoną kwaskawą. Z jakiś czas przybiega znów handlowiec i woła : szefie klejenci chcą białej gorzkiej. I szef dysponuje do działu produkcji białą gorzką. Atak dalej
    W polityce może być tak, ale na krótki czas. Ostatecznie chyba nie. Albo się mylę

      • Nie całkiem to miałam na myśli, bo były całe lata, kiedy nas zmuszano do jedzenia np. wyrobów czekoladopodobnych i innych takich. Akurat z wódką było najmniej kłopotów aż do czasów kartkowych, co to jak się skończyła żytnia, na półkach zostawało kiraso.
        Chodziło mi o takich polityków, co to raz są praktykującymi katolikami, a za jakiś czas dokonują apostazji. Myślę, ze mimo wszystko, nawet w naszym zepsutym świecie tracą wiarygodność. Chyba, ze ktoś szuka takich obrotowców, ale go raczej wykiwają

  6. Szanowni przedmówcy
    Alkibel i Kłębek Nerwów napisali już to, co miałem do powiedzenia. Postanowiłem więc odnieść się konkretnie do słów Matki Kurki, celem, żywię nadzieję rzeczowej, polemiki.
    “Miałem w tamtym czasie duży szacunek do Kaczyńskiego za to co zrobił i pomimo tego, co jemu zrobiono.”
    Powracam, z uporem, niczym pijak do płotu, do pytań fundamentalnych?
    Co dobrego dla Polski zrobili bracia Kaczyńscy? Gospodarzu, wymień jeden doniosły czyn któregoś z bliźniaków. Poza tym, jakaż to krzywda spotkała niedoszłego emerytowanego zbawcę narodu?
    Elyta III RP krytykowała go w mediach, tym samym ugruntowała jego całkowicie fałszywą legendę. Wielu autentycznych patriotów niestety uwierzyło, że Jarkacz to prawicowiec, tradycyjny Polak, człowiek głęboko zanurzony w nauczaniu prymasa tysiąclecia, etc. Dziś nikt rozsądny nie ma wątpliwości, iż to kompletny cynik, słowem ostatnia świnia.
    Już Tusk był uczciwszy, przynajmniej nie udawał porządnego, lecz otwarcie się przyznawał, że jest kundlem do wynajęcia.
    “Sądziłem, że to nadal ten sam polityk, wyprzedzający w diagnozach politycznych całą resztę i to kilka długości.”
    Gospodarzu, znów zgłaszam sprzeciw. Zdaje się, że inaczej rozumiemy słowo polityk. Według mnie to przywódca posiadający jakąś wizję państwa i do niej dążący. Kaczyński był i jest intrygantem. Ostatnim polskim politykiem, przy całej furze zastrzeżeń do jego postawy, był Wojciech Jaruzelski. Spotkałem się z tezą, iż prezes to Gomułka naszych czasów. Uważam, iż to poniżanie towarzysza Wiesława, który, co by o nim nie powiedzieć, górował nad żoliborskim strategiem nie tylko moralnie, lecz także intelektualnie.
    “Prezes PiS nienawidzi spotkań z politykami zagranicznymi, nie widzi sensu w nasiadówkach zwanych posiedzeniami rządu i unika mediów jak tylko się da.”
    Nie zna, na poziomie komunikatywnym żadnego języka obcego, więc jak, bez tłumacza, mógłby z kimkolwiek z przyjezdnych porozmawiać. Jego horyzonty kończą się na walkach frakcyjnych w partii. Zatem o czym debatować z zagranicznymi gośćmi. Prezes idealnie się czuje na nasiadówkach partyjnych:
    Komu się podlizać?
    Kogo na zebraniu podesrać?
    Komu nie wchodzić w drogę?
    A kto już osłabł na tyle, aby mu zaszkodzić i tym sposobem podnieść własną rangę?
    Gdy został szefem ten mechanizm przeniósł na własną partię, od góry do dołu. Oto powód wyjałowienia pisu z ludzi inteligentnych, posiadających własne zdanie, lub zdolnych do podejmowania odważnych decyzji.
    Skrajny brak kadr, na podstawowym poziomie wyedukowania, wymusza podkupywanie cynicznych karierowiczów w typie Mateusza Morawieckiego. Teka wicepremiera umożliwia legalny dostęp do materiałów tajnych. Podejrzewam, iż Jarkacz kombinował niczym komuch z kc w latach siedemdziesiątych. Nazbiera więcej kompromatów i jeszcze mocniej partię za pysk będzie trzymał. Być może doszedł do wniosku, iż nic ten stołek mu nie daje, bo dostęp nieoficjalny przynosi tyle samo haków. Natomiast uczestnictwo w obradach rządu bywa, że tak powiem, dołujące. Młodzi, z Pinokiem na czele, gadają o jakichś dziwadłach, których prezes nie zna i używają słów, których on zwyczajnie nie rozumie. Jako ignorant, w temacie szeroko rozumianej obecnej technologii i wynikających z jej rozwoju różnic, w porównaniu do PRLu, zadziałał logicznie. Wycofa się do bunkra na ul. Nowogrodzkiej, gdzie czuje się jak ryba w wodzie.
    Mediów, w pewnym zakresie również własnych, Jarosław Kaczyński unika, bowiem doskonale wie, iż, w każdej chwili, mogą pokazać jego prawdziwą twarz.
    Tzn. aparatczyka partyjnego, który z realnym życiem nigdy się nie zetknął. Przygłupa, który świetnie potrafi szczuć jednych na drugich, natomiast nie ma pojęcia o tym, co się obecnie faktycznie dzieje na świecie.
    Medialni funkowi mogliby go ośmieszyć niechcący, z nadgorliwości, dlatego spotkania z nimi także są dosyć rzadkie.
    “Niestety mamy do czynienia ze smutnym końcem pewnej, jakby nie patrzeć legendy za życia. Tak się w polityce nierzadko zdarza, że jeden błąd potrafi przekreślić cały dorobek – syndrom Napoleona.”
    Za każdym postmagdalenkowym tfu-bohaterem z tzw. solidarnościowym rodowodem ciągnie się, mówiąc Stanisławem Michalkiewiczem, pierwszorzędny smród legendy. Odór roznoszony przez szefa pisu jest faktycznie obrzydliwy, być może najgorszy spośród nowych fałszywych herosów, przez służby, że się tak wyrażę, z nikczemników wykreowanych.
    Moją ocenę Cesarza Francuzów ukształtował Waldemar Łysiak. Jarosław Kaczyński stanowi przeciwieństwo Napoleona Bonaparte, gdyż niczym wzniosłym się w życiu nie wykazał.
    “Wprawdzie przez pierwsze tygodnie prezes PiS zachowywał się w swoim starym stylu i dawał jasno do zrozumienia, że mamy do czynienia z politycznym teatrem, dobrze znanym z przeszłości, ale bardzo szybko zmienił zdanie i od tej chwili było coraz gorzej.”
    Postępował tak, jak zawsze, czyli symulował. Udawał samodzielnego polityka, a gdy się okazało, że pajacowanie odpada, podporządkował się swoim wynalazcom. Całe życie był zdrajcą i tchórzem i oto los, wierzący mówią Bóg, dał mu szansę. Jednym ruchem mógł przekreślić swój szemrany życiorys i przejść do historii jako mąż stanu. Nie skorzystał z okazji.
    Szkoda, bo wszyscy byśmy na tym zyskali.
    Nie musiał wprowadzać kraju w fałszywą pandemię. Polska mogła stać obok i pozorując udział np. urzędową spychologią nie popaść w ruinę, lecz wręcz przeciwnie, nadrobić sporo gospodarczo względem zachodu.
    Cóż tam marzyć o tym;
    Kanalia pozostała kanalią.
    Coś się szykuje grubego, skoro pierwszy szczur ucieka z flagowego okrętu.

    • @ Ufol
      Obawiam się, że zaraz możesz zostać nazwany “ruską onucą”, podobnie jak zgadzający się z Tobą, inni komentatorzy… Zgadzam się z Tobą, i mimo możliwości zostania nazwanym jak wyżej, ja też bym nawoływał wszystkich wierzących w “geniusz” Kaczyńskich o podanie przykładów co takiego dobrego zrobili dla Polski, co umocniło Polskę wewnętrznie i wzmocniło międzynarodową pozycję Polski?
      No i proszę, nie wszyscy naraz, wystarczy wrzucać “zasługi” po jednej na głowę i zrobi sie z tego lista, albo i nie zrobi…

  7. “Niestety mamy do czynienia ze smutnym końcem pewnej, jakby nie patrzeć legendy za życia. Tak się w polityce nierzadko zdarza, że jeden błąd potrafi przekreślić cały dorobek – syndrom Napoleona.”

    Fałszywej legendy.
    Co oczywiście nie przeszkadza, a nawet uwydatnia, jak koniec fałszywej legendy z rzekomym syndromem Napoleona (sic!) podkreśla syndrom sztokholmski u co poniektórych kreatorów, wróć, komentatorów politycznych.