26.3 C
Biskupin
środa, 18 czerwca, 2025
Strona główna Blog Strona 12

Bambik

4
Foto: Krzysztof Mystkowski/KFP

Pewnego dnia przy ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie dało się usłyszeć jeden wielki huk! Wszyscy w okolicy się zastanawiali, co się mogło stać, ale wbrew obawom jednych i nadziejom drugich, to nie prezes Jarosław Kaczyński spadł ze stołka, tylko Michał Moskal, jeden z asystentów prezesa, wpadł na genialny pomysł. A może tak wrzućmy siedemdziesięcioletniego Jarosława do Tik Toka i niech on powie, że „piątka dla zwierząt” to super ustawa. Młodzi kochają zwierzęta, to na pewno zdobędziemy głębokie poparcie.

Jak „pomyślał” tak zrobił, ale wszystko poszło nie tak. Młodzi Kaczyńskiego w swoim świecie nie akceptują, za to rykoszetem filmik z Tik Toka zrobił z prezesa pośmiewisko. Na koniec „piątka dla zwierząt” podzieliła partię PiS, doprowadziła do dymisji ministra rolnictwa i ustawa upadła. Donald Tusk z całą pewnością obserwował tę porażkę i napawał się nią do granic zgorszenia, ale czy wyciągnął wnioski? Nie bardzo! Parę dni temu na spotkaniu wyborczym lider PO „pomyślał”, że warto jakoś przyciągnąć młody elektorat i po setce starych żartów o PiS i Kaczyńskim odpalił „Bambika”. Wstępnie jakieś tam sukcesy odniósł,  bo parę „dziadersów”, którzy sami siebie nazywają „niepokornymi” dało się ponieść ignorancji. Tuzy prawicowych mediów zaczęły pisać o rasizmie łącząc „Bambika” z „Bambo” Tuwima albo z jelonkiem „Babim”. Tych Tusk ustrzelił, jednak dalej to już same straty i żałość.

Przez kilka dni media ustalały o co chodzi, bo „Bambik” jest mniej więcej tak rozpoznawalny w społeczeństwie, jak kod napinacza rozrządu do Seata Toledo z 1992 roku. Wtajemniczeni wiedzą o w czym rzecz, reszta robi wielkie oczy. Gdy się okazało, że „Bambik” to takie określenie gracza, który „gra w grę”, promilowe zachwyty nad erudycją Tuska pomieszały się z bardzo prostymi wskaźnikami kampanii wyborczej. Nie pamiętam i sprawdzać mi się nie chce o jaką konkretnie grę chodzi, wystarczy mi, że TVN24 w roli eksperta zatrudnił najwyżej dziesięciolatka. Pewnie to miało służyć podkreśleniu kompromitacji Morawieckiego i wyborców PiS, w końcu nawet dzieci wiedzą co to „Bambik”, ale nie do końca tak wyszło.

Tusk chciał kupić młodych, jednak przesadził z progiem wyborczym i wrzucił jakąś frazę dla małolatów bez prawa do głosu. Oznacza to, że niewiele młodszy od Kaczyńskiego „dziaders”, podobnie jak Kaczyński zaimponował wyłącznie partyjnym okopom i bunkrom. O całej akcji większość dziesięciolatków nie ma pojęcia, a promilowa reszta jutro zapomni. Podbijanie młodzieżowej części Internetu przez polityków, to jest oddzielna półka prac magisterskich i doktorskich i na całej długości nie znajdziemy jednej pozycji, która opisuje w jaki sposób to się skutecznie przeprowadza. Nadzieje, że Tusk w tym żenującym występie przekonał do siebie młodych musiał z urzędu wyrazić rzecznik PO Jan Grabiec, za którym poszedł cały aktyw partyjny i wyborczy. Nikt inny nad tą żenadą pochylał się nie będzie, niemniej sprawa jest warta małego podsumowania.

Tusk i Kaczyński, żyją w świecie partyjnych forteli i przekonania, że „ciemny lud to kupi”. W polityce takie założenia nie są z gruntu fałszywe, niestety ludzie mają skłonność do kupowania maści na szczury, ale mimo wszystko sprzedawcy i metody sprzedaży muszą się zmieniać. Tusk samym swoim wizerunkiem zapewnia, że co najmniej 80% Polaków z prawem wyborczym, łapie za pilota i przełącza na prognozę pogody. TVN i „Gazeta Wyborcza” mogą godzinami przekonywać, że 66-letni Tusk to młodzieżowiec, ale tego nawet dziesięcioletni gracze nie kupią. Innymi słowy mamy do znudzenia powtarzalną „strategię”, w której Tusk ma konto, prawo jazdy i grę komputerową, a dzidek z Żoliborza kota. Na pewno się uda, ale hazardzistom nie polecam obstawiania „zwyciężymy” w wydaniu PO.

Ameryka, poważny kryzys republiki…

9
niceTrumpPic

Dawno nie pisałem, spędziłem 7 tygodni wśród bliskich mi ludzi w Polsce, więc świat pędząc zatarł wiele wątków ważnych wydarzeń. Amerykanie są dumni, że nie mają demokracji i mają konstytucyjną republikę regulującą bieżące społeczno- polityczne problemy zgodnie z  konstytucyjnymi pryncypiami przy respektowaniu różnorodności prawnych kultur w poszczególnych 50-ciu stanach. W sumie to co napisałem wyżej należy do przeszłości. Rząd w/g prezydenta George’a Waszyngtona jest jak ogień. Jeśli ty masz nad nim kontrolę, jest OK. Kiedy jednak ogień wymyka się spod twojej kontroli, może być nieszczęście. Oto kwintesencja sytuacji w Ameryce i nie tylko.

  https://dw-wp-prod

Obawiam się, że w pewnym sensie sponsorowany lewacki postęp zawlecze nas w mroczne średniowiecze, abyśmy pozbawieni obywatelskich praw i wolności stali się chłopami (i babami)  w relacji do nowych panów feudałów.  Dziś międzynarodowe korporacje są potężniejsze niż poszczególne państwa. Davos (Bruksela i City of London) chce być Nowym Rzymem, to pewnie dlatego globalistyczny operator Jeffrey Sachs (autor niesławnego planu Balcerowicza) kręci się dziś jak sęp wokół papieża Franciszka w kolejnym przebraniu gołąbka pokoju i sprawiedliwości. Jeśli chcemy zrozumieć wydarzenia zachodzące na naszych oczach to zapamiętajmy, że polityka z którą mamy kontakt tak naprawdę jest rozrywkowym sektorem konsultantów z imperium militarnego kompleksu. 

“Po owocach ich poznacie”. Najważniejszym rezultatem I wojny światowej było zniszczenie chrześcijańskich mocarstw w Europie w imię popierania etnicznej podmiotowości państw (z czego też skorzystała Polska). Padło protestanckie cesarstwo niemieckie, padło katolickie cesarstwo Austro-węgierskie, zmiażdżone zostało ortodoksyjne cesarstwo rosyjskie. 

Możni ówczesnego świata sfinansowali polityczną epidemię niezwykle śmiertelnego wirusa bolszewizmu z nadzieją jego rozprzestrzenia się na inne kraje. Mimo, że ten krwawy eksperyment nie powiódł się w pełni to zachodni banksterzy sfinansowali i technologicznie pomogli w budowie wielkich fabryk z nadzieją na powstanie nowego ustroju gwarantującego  większą rolę elit nad podległą im populacją (Antony Sutton, Wall Street and the Bolshevik Revolution”). W drugiej wojnie światowej banksterzy zaprojektowali podział świata generalnie na dwa obozy (i tu sprawa Polska przegrała) jeden z siedzibą w Waszyngtonie, drugi w Moskwie. Oznaczało to poważne rozszerzenie strefy komunistycznej, której populacje żyły z ograniczonymi prawami obywatelskimi i wolnościami. Ciekawe jaki projekt powstanie po kolejnym nadchodzącym światowym kryzysie? 

Wróćmy jednak do sytuacji w USA. Skandal goni skandal. Czarne chmury nad republiką, korupcja najwyższych urzędników, otwarte granice przez które wlewają się miliony niezidentyfikowanych ludzi, często w wieku poborowym, ze 160 krajów świata. Nie lepiej jest w edukacji, gdzie dzieciom zamiast nauki serwuje się genderyzm, transgenderyzm i wciska się drag queens. USA to dziś kraj w którym w/g prezydenta Bidena największe zagrożenie terrorystyczne stanowią biali suprematyści i właśnie to ich pilnie obserwuje i sprawdza FBI. Problem w tym, że tymi groźnymi osobnikami są rodzice kwestionujący seksualizację swoich dzieci w publicznych szkołach opłacanych z ich podatków, lub ludzie dbający o przejrzystość wyborów. Innym, w oczach siłowników z Deep State, niebezpiecznym gniazdem terroryzmu jest Kościół Katolicki (jego tradycyjny odłam), którego wierni nie zgadzają się na aborcję i chirurgiczne zmiany dziewcząt na chłopców i odwrotnie. 

Wyraźnie widać zaawansowaną alienację skorumpowanych elit władzy  od swoich wyborców. Konserwatywni komentatorzy porównują powyższą sytuację z FBI wchodzącą w buty NRD-owskiej Stasi w swoim zapale do wszechstronnej kontroli obywateli przez doskonale zaprogramowany system podsłuchów i donosicieli. Przypomnijmy, że licząca ok. 274,000 funkcjonariuszy i ok. 189,000 donosicieli Stasi przez 40 lat obejmowała NRD swoim terrorem, aż do upadku muru berlińskiego. W USA dziś niebezpiecznymi podejrzanymi bywają obywatele respektujący Konstytucję, wyznający przy tym konserwatywne poglądy i wartości. Natomiast żadnego zagrożenia nie stanowią wszczynający brutalne zadymy członkowie lewicowych formacji Antify, BLM, czy agresywni zwolennicy transgenderyzmu.

W powstałym politycznym zamęcie inspiratorzy coraz większego zamieszania sponsorują wszystko to co może Amerykę głębiej pogrążyć w kryzysie, tak aby skłóconymi i skonfliktowanymi obywatelami łatwiej było zarządzać (sami o to poproszą). Demokratka, kongresmenka ze stanu Missouri, ciemnoskóra Cori Bush zgłosiła razem z innymi radykałami (jak Rashida Talib, D-Mi) rezolucję wskazującą na legalną i moralną powinność USA do wypłacenia Afro-Amerykanom reparacji, odszkodowań za istniejące w przeszłości niewolnictwo, w wysokości ok. $14 tryl. (po polsku bilionów)! Czyli mówimy tu o prawie 3/4 rocznego PKB Ameryki!

Wiele zamieszania obserwujemy w bieżącej polityce wyborczej. Właśnie ogłoszono “Durham Report” (John Durham na zdjęciu wyżej), który nie zostawił suchej nitki na bezwstydnej i bezprawnej kampani Deep State oskarżającej ówczesnego kandydata i następnie prezydenta Trumpa o podejrzane konszachty z prezydentem Rosji Putinem. Durham ujawnił, że była to specjalna akcja kampani Hillary Clinton mająca na celu wyeliminownie Trumpa w wyborach prezydenckich 2016 r. i dalej usunięcia go z prezydencji  przez kolejne 4 lata (kolejne impeachmenty). Raport wykazuje, że fałszywe i bezpodstawne oskarżenia Trumpa znalazły poparcie skrajnie upolitycznionej FBI, której wierchuszka wiedziała, że oskarżenia były spreparowane i bezpodstawne. Oczywiście FBI od kilku lat “siedzi” na sławetnym laptopie Huntera Bidena, który jest kopalnią dowodów na korupcyjną działalność klanu Bidenów z wyłudzanie wielkich pieniędzy od towarzyszy chińskich, biznesmenów z Ukrainy, Rumunii, Kazachstanu itd… Dziennikarze wyliczyli aż 170 przestępstw jakich dopuścił się syn Bidena, bez żadnych konsekwencji. Cicho, sza… 

 Ostatnio na przesłuchania w Kongresie zgłosiło się kilku sygnalistów z szeregów FBI, którzy nie chcieli splamić się “brudną robotą” przeciwko ówczesnemu prezydentowi Trumpowi. Zeznawali o szykanach, które ich spotkały ze strony zwierzchników (np. zawieszenie bez płacy, wilczy bilet, na wiele sposobów utrudnianie życia). Ci ludzie zaryzykowali pensje, kariery w imię moralnych zasad. Jeden z nich powiedział jasno, że przysięgał na Konstytucję, a nie na wierność upolitycznionej wierchuszce FBI. Inny otrzymał przeniesienie na drugi koniec kontynentu (dlatego sprzedał dom) i pierwszego dnia w nowym miejscu został zawieszony w obowiązkach bez płacy, z artykułami pierwszej potrzeby rodziny zamkniętymi w magazynie FBI, bez domu. Dodajmy, że ten agent wcześniej przez lata służył w armii, a żona 2 tygodnie wcześniej urodziła dziecko. Powiedziano mu, że jest zdrajcą. Istna masakra! Słychać coraz więcej głosów, aby rozwiązać skorumpowaną FBI i zbudować ją od podstaw…

Wielką rolę w zwalczaniu wizerunku Trumpa odgrywały i odgrywają mainstream media w przekazie których Trump to zdrajca, wichrzyciel, gwałciciel, rasista, oszust i kryminalista. Media nadają, a owieczki łykają to “dobro”. Ludzie o odmiennych poglądach tracą platformy wypowiedzi, ostatnio rzekomo prawicowy FOX News (właściciel Rupert Murdoch) wyrzucił najbardziej popularnych prezenterów m.in. Dan Bangino i Tucker Carlson. Więc chodziło tu nie o dochody stacji, ale o jej lewicową politykę zgodną z interesami globalistów.  Tucker generował dziennie ok. 3,5 mln widzów i entuzjastycznie miażdżył lewaków  wyszydzając ich logikę i poglądy.

Polityczny kryzys, rosnące zadłużenie, otwarte granice, agresywne poczynania  lewicy w edukacji, hojne dotowanie wojny na Ukrainie, zachwiana pozycja dolara, wzrost przestępczości w stanach rządzonych przez Demokratów, niepewność jutra, wszystko to przekłada się na wzrost popularności Trumpa. Ostatnio aby podreperować słupki oglądalności CNN zorganizowało spotkanie “town hall” z Trumpem, które prowadziła prezenterka Kaitlin Collins. Spotkanie ukazało sprawnego, dowcipnego, kontrolującego ataki, nieustraszonego, otwartego Trumpa i podbiło jego popularność. Collins pytała go o oskarżenie o gwałt (sprzed chyba 30 lat) E. Jean Carroll odpowiedział, że ona nie mogła być w jego typie, jest jakąś dziwaczką z kotem o imieniu “vagina”. Ostatnie sondaże ABC News/Washington Post dają Bidenowi 36% popularności i stratę 6% wobec Trumpa w wyścigu do Białego Domu.  Jeżeli słabujący w sondażach Biden  ustąpi miejsca Kamali Harris okazuje się, że ona ma jeszcze niższe poparcie wśród zarejestrowanych wyborców sięgające 35% (Biden 41% Wall Street Journal poll). 

Inne sondażownie (Harvard CAPS-Harris)  wskazują, że Trump bije Kamalę Harris o 10 punktów (49% do 39%). według sondażu  Zogby Analytics poll z ostatniego roku jeśli Biden wypadnie z konkurencji Demokraci na drugim miejscu widzą Harris, następnie Hillary Clinton. Najwięcej poparcia ma jednak żona byłego prezydenta Michelle Obama! Michelle opuszczała Biały Dom z 68% poparcia, jeśli biedak Biden wycofałby się przed prawyborami w Karolinie Płd. powtórzyłaby się sytuacja z 2008 r. kiedy Hillary Clinton ustąpiła miejsca Barackowi Obamie.

Nie przedłużając, Ameryka jaką znaliśmy, pogrążona jest w poważnym kryzysie. Poważna część jej elit finansowych porzuciła troskę o interes państwa narodowego i jest podporządkowana globalnym korporacjom z bardzo poważnymi ambicjami zbudowania nowego porządku światowego podporządkowującego sobie Świat. Dla tych elit nie ma znaczenia jakimi środkami osiągną swój cel. Czy poprzez inspirowane, destrukcyjne dla państw narodowych migracje ludności, konflikty rasowe, regionalne wojny, wojny pandemiczne, czy po prostu destrukcję (w/g K. Marxa) rodziny, własności prywatnej i narodowego państwa.

Temat szeroki, niebezpieczny, ale jakże konieczny do uzyskania lepszej wizji tego co wokół nas się dzieje…

Jacek K. Matysiak                                                                                                       Kalifornia, 2023/05/20

Błaszczak przeholował, ale takich się tak łatwo nie dymisjonuje

28

Podejrzewam, że było bardzo podobnie, jak w przypadku Chlebowskiego, któremu Tusk kazał wyjść na konferencję i przyglądał się, co z tego będzie. Młodsi obywatele mogą nie pamiętać albo w ogóle nie kojarzyć o co chodzi, to krótko przypomnę. Jedną z pierwszych dużych afer PO była afera hazardowa, a Chlebowski to niegdysiejszy baron PO z Dolnego Śląska i Przewodniczący Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej, którego z tą aferą jednoznacznie kojarzono. Konferencja Chlebowskiemu kompletnie nie wyszła, pocił się nieludzko i nerwowo ocierał twarz chusteczką, żadne szkolenia i przygotowania medialne nie pomogły. W efekcie został zawieszony i ostatecznie wyleciał z PO.

Wczorajsza konferencja Mariusza Błaszczaka wypadła lepiej, ale to nie znaczy, że w ogóle było dobrze i Nowogrodzka jest szczęśliwa. Błaszczak się nie pocił i nie sięgał po chusteczkę, za to wyrzucił z siebie typowy polityczny bełkot i była mała szansa, żeby wszystko rozeszło się po kościach, gdyby nie prostacka próba szukania kozła ofiarnego. Po ujawnieniu pełnej kompromitacji z ruską rakietą zrobiło się strasznie nerwowo, sprawa wygląda tak źle, że nawet wyborcy PiS mają problem z obroną tego, co się wydarzyło. Błaszczak miał wyjść na konferencję i co najmniej złagodzić temat, ale nic takiego mu się nie udało zrobić. Przeciwnie, samo wyjaśnienie incydentu wypadło żałośnie, a jeszcze gorzej wyglądał atak na wojskowych. Pierwszy błąd był typowo polityczny, drugi ma znacznie poważniejsze konsekwencje. Dotąd Błaszczak uchodził za dobrego wujka, ciapowaty trochę, ale nikomu na odcisk nie nadeptał, no i przede wszystkim nie miał nic wspólnego z konfliktowym stylem Macierewicza.

Żołnierze i sztabowcy uważali go co najmniej za nieszkodliwego, wielu było też naprawdę zadowolonych, chociażby z nowych zakupów sprzętu. Jedną konferencją Błaszczak stracił wszystko, co miał w armii, bo żołnierze po prostu zobaczyli zdrajcę, który chroni własny tyłek. Ze wszystkich możliwych opcji Błaszczak wybrał najgorzej jak mógł i ostatecznie pogrążył się na wszystkich fontach. Nowogrodzka z całą pewnością nie może być zadowolona z jego występu, dodatkowo ciśnienie podniósł Dudzie, który ma w wojsku swoich generałów, a Morawiecki obrócił się na pięcie. Nikt Błaszczaka nie chce bronić i na własne życzenie zrobił sobie wrogów z żołnierzy, którzy mogliby go chronić, gdyby Błaszczak ochronił ich. W tej sytuacji każdy inny, no może prawie każdy, na miejscu Błaszczaka już by odbierał dymisję na Nowogrodzkiej, ale z popularnym Mariuszem rzecz jest znacznie bardziej skomplikowana.

Błaszczak to jeden z najwierniejszych i najbliższych Kaczyńskiemu ludzi, był przy nim od lat i nie zawiódł w najtrudniejszych chwilach. Kaczyński takich ludzi zawsze docenia i nie daje im zrobić krzywdy i to nie jedyny mocny argument Błaszczaka. Jeszcze nie tak dawno niemal otwarcie mówiono, że Błaszczak po wyborach ma zastąpić Morawieckiego, co pokazuje w jakim miejscu politycznej hierarchii stoi ten polityk. Wreszcie odstrzelenie Błaszczaka tuż przed wyborami byłoby kolejnym pożarem w „Zjednoczonej Prawicy”, a tych przecież nie brakuje. W zastanych okolicznościach dymisja Mariusza Błaszczaka nie jest zbyt prawdopodobna, ale możliwa w określonych warunkach i w ramach dżentelmeńskiego porozumienia.

Jeśli się okaże, że za ruską rakietą będzie się przez długie tygodnie ciągnął przykry zapach i co gorsza w sondażach wyjdą spadki, to Błaszczak zostanie poproszony o odpowiednie zachowanie. O ile w ogóle dojdzie do dymisji, to na pewno nie będzie to operacja, która Błaszczaka upokorzy. Raczej należy oczekiwać czegoś na wzór dymisji Michała Dworczyka, ale do decyzji o dymisji brakuje jeszcze bardzo dużo. Najbliższe dni, może tygodnie będą wypełnione obserwacją przebiegu wydarzeń i zwrotów akcji. Błaszczaka może ocalić nagła zmiana tematu, co się u nas dzieje z sekundy na sekundę albo zostanie uziemiony postępującą kompromitacją, jak Dworczyk.

Koronacja – rzygam.

1

Dlaczego przez kilkanaście dni w naszych Mediach musiałem oglądać i słuchać srania koprem w temacie koronacji Pacynki? Co przeciętnego Polaka obchodzi ten cały królewski bełkot? Co mnie obchodzą pokłony Jędrusia i Agatki przed wyblakłym reliktem wielkości Zjednoczonego Królestwa? Zamiast szybkiej wzmianki mieliśmy kolejny raz festiwal napinek w temacie bardzo nam odległym. Nie pamięta się już jak nas olali w 1939? I olewają nas nadal. Wstyd mi z tych, którzy weszli do tej rzeki z „wielkim, historycznym wydarzeniem”. Polak – Anglik dwa bratanki? Mamy takie cudowne stosunki z GB. Ale to my stoimy zawsze z rozchylonym pośladem. God Save the King!

Ustawiona „wojna” PiS-u z „Suwerenną Polską” – nuda, można się rozejść

21

Pierwsze skojarzenie po tym, co się wczoraj wydarzyło, stawia mnie w mało oryginalnym świetle, ale to nie wina moich skojarzeń tylko wtórności zjawisk. Piaskownica i podstawówka, tyle sobie pomyślałem, jak Terlecki zaatakował Ziobrę zaraz po kongresie założycielskim starej nowej partii. Jak długo ten serial trwa? Jeśli ktoś powie, że od samego początku, to się z nim zgodzę, ale tylko wtedy, gdy ustalimy właściwą datę, którą są lata pierwszych rządów PiS.

Ziobro ze swoimi ambicjami i nadziejami zawsze robił pod górkę Kaczyńskiemu, ale też Kaczyński nigdy nie potrafił i nie bardzo chciał zerwać ten skomplikowany związek. Wczorajsze sceny niczym się nie wyróżniają, to rytualna gra, zwykłe przeciąganie liny i chodzi w niej wyłącznie o jedno. Trwają właśnie ustalenia w jakiej konfiguracji wystartuje „Zjednoczona Prawica” i jeśli centrum dowodzenia na Nowogrodzkiej dało się wielokrotnie przeczołgać Kukizowi za jakieś 0,7% głosów, to tym bardziej nie wyrzuci z sanek „Suwerennej Polski”. Oni są na siebie skazani, a że się nie bardzo lubią, to nie potrafią też ukryć politycznej kuchni. Terlecki przygotowuje pozycję negocjacyjną PiS przed konstruowaniem list wyborczych i sprawa jest oczywista – Ziobro ma dostać jak najmniej, żeby nie mógł w Sejmie szantażować PiS.

Po drugiej stronie interes polityczny jest dokładnie odwrotny i dlatego ten lifting „Solidarnej Polski” tu i teraz. Ziobro robi dokładnie to, co Kaczyński przez lata kasował: „ode mnie nic na prawo”. Zmiana nazwy partii Ziobro krzyczy jesteśmy bardziej na prawo od PiS, jesteśmy „Polską Suwerenną” i towarzyszy temu cała opowieść, w której akurat członkowie „nowej” partii są wiarygodni. Od lat Ziobro z ekipą pozycjonowali się jako najbardziej radykalne skrzydło w „Zjednoczonej Prawicy” i szły za tym nie tylko słowa, ale też czyny. Teraz to procentuje i chociaż bardzo wątpliwe jest, aby procentowało powyżej poziomu progu wyborczego, to wcale nie przekreśla partii Ziobro. PiS może zapomnieć o wyniku z 2019 roku i musi się pomodlić, żeby powtórzyć wynik z 2015 roku, co oznacza, że każdy punkt procentowy i jeszcze zbieg okoliczności zdecydują o utrzymaniu lub utracie władzy.

Wszystko to razem wzięte dobitnie pokazuje, że rytualna wojna pomiędzy PiS i Ziobro dotyczy wyłącznie miejsc na listach wyborczych. Ziobro licytuje, Terlecki i reszta PiS zbijają cenę. Całkowite wykoszenie „Suwerennej Polski” z koalicji byłoby polityczną głupotą i w konsekwencji stratą dla obu stron, o czym obie strony doskonale wiedzą. Stąd też piaskownica i podstawówka, takie typowe „chodź się bić”. Do czasu ustalenia listy wyborczej będziemy podobne wymiany zdań obserwować, ale wbrew nadziejom opozycyjnych polityków i dziennikarzy, rozwodem się te awantury nie skończą. Mało tego, różnice i pomniejsze wojenki będą też widoczne w trakcie kampanii, bo samo miejsce na liście jeszcze nie oznacza wejścia do Sejmu, o to trzeba powalczyć.

Partia Ziobry, obojętnie pod jaką nazwą, jest skazana na koalicję z PiS i jednoczenie na odróżnianie się od PiS-u i nic nowego nie zobaczymy. Owszem część wierchuszki PiS ma serdecznie dość koalicjanta i naciska na Kaczyńskiego, aby się go pozbyć, ale taka sama albo i większa część chce głowy Morawieckiego. Ruszenie w tej układance jednego klocka grozi uruchomieniem lawiny, jakiej w czasie wyborów powstrzymać się nie da i Kaczyński musiałby całkiem zdziecinnieć, żeby się na takie ryzyko zdecydować. Jednym zadaniem, można się rozejść do swoich zajęć, a kto koniecznie musi szukać sensacji, to nie w tym miejscu i nie w tym układzie politycznym.

Paliwo będzie po 5 zł – cena za trzecią kadencję PiS

18

Prezes Obajtek właśnie ogłosił, że w związku z majówką koncern PKN ORLEN obniża ceny paliw i natychmiast zobaczyliśmy cały ciąg charakterystycznych reakcji. Jako pierwsi odezwali się przedstawiciele władzy, bo pierwsi mieli dostęp do tej błogosławionej informacji.

Czy zaskoczyli inwencją w tworzeniu hymnów pochwalnych na własną cześć? Niekoniecznie, usłyszeliśmy stereotypowe formułki o tym, że co jak co, ale ta władza „jest za ludźmi” i to w sumie prawda o ile patrzymy na kwestie socjalne. Potem odezwała się opozycja i żadnej niespodzianki też nie sprawiła. Wprawdzie widać jakiś postęp i nie krzyczą już, że to rozdawnictwo oraz pasienie nierobów po podstawówce, którzy przepiją obniżkę, ale i tak pretensje, że jest taniej zostały zgłoszone.

Dlaczego powołałem się na tę klasyczną zagrywkę i rozgrywkę jednocześnie? Po pierwsze dlatego, że jest świeża i na bieżąco można wykazać pewne mechanizmy. Po drugie dlatego, że to element większej całości, która dopiero nastąpi w kampanii wyborczej i jest bardzo mało prawdopodobne, aby z tej batalii opozycja wyszła cało. Nie wiem, co tam teraz piszą wybitni analitycy i pozostali eksperci, zatrzymałem się na etapie, że „willa+” oznacza koniec PiS-u, ale to chyba dawno przestało być aktualne.

Dla mnie sprawa jest prosta i wielokrotnie jednych informowałem, a drugich uprzedzałem, że PiS sobie trzecią kampanię kupi. Jak powiedziałem, tak będzie i nic tu nie pomogą całkowicie bezskuteczne, wręcz desperackie akcje, które się będą przeciwstawiać „socjalizmowi” i „rozdawnictwu”. Dosłownie w tej chwili widzę, jak się TVN gimnastykuje ze wspomnianą obniżką cen i udowadnia, że Obajtek to hipokryta, bo wcześniej mówił o barku możliwości obniżki cen.

Tak, to się na pewno uda, na przykład pani Nowakowa podjeżdżając przed dystrybutor z E98 z obrzydzeniem zatankuje benzynę tańszą o 8 gr., a pan Kowalski diesla o 12 gr., po czym oboje zaczną narzekać na rozdawnictwo PiS. No i żeby jeszcze klasyce stało się zadość, przy kasie razem z pracownikiem Orlenu zaczną czytać i płakać nad konstytucją. Prawdziwe kłopoty dla takich naiwnych strategów i analityków politycznych dopiero nadejdą, z tej przyczyny, że te 12 gr. to nawet nie są waciki.

W szczycie kampanii wyborczej PiS wyłoży kasę, jakiej jeszcze w Polsce nikt „za darmo” nie dostał. Zresztą ona i teraz jest wykładana, dla samych rolników 10 miliardów rekompensaty za ukraińskie zboże. Niedawno czytałem gdzieś, że przedsiębiorców to Kaczyński nie przekona i nic im nie da. Być może, ale to nie przedsiębiorcy wygrywają wybory, ale wiele wskazuje, że oni też dostaną, przede wszystkim niższe podatki. Czy samo sięgnięcie do kieszeni i wydanie dziesiątek miliardów na zakup trzeciej kadencji, wystarczy do utrzymania władzy?

W normalnych okolicznościach moglibyśmy mówić o większości konstytucyjnej, ale „wojna” i „pandemia” to kule u nogi PiS, co oznacza, że walka będzie się toczyć do końca. Tak, czy inaczej na prosty, ale do bólu skuteczny patent PiS opozycja nie ma żadnej odpowiedzi albo odpowiada mniej lub bardziej głupio. Czeka nas kampania dość nudna i przewidywalna, co do kierunków politycznych działań. Naturalnie nigdy nie można wykluczyć następnych pomorów i gradobicia, a to zawsze zmienia warunki gry, ale na pewno nie zmieni strategii PiS w dążeniu do utrzymania władzy.

PiS nie chce atakować Konfederacji, czyli powrót genialnej strategii

17

Był taki czas, gdzieś w okolicach 2015 roku, gdy legendarne określenie „genialny strateg” miało swoje zastosowanie. Trudno być obiektywnym, bez przyznania racji, że Kaczyński rok 2015 rozegrał genialnie, dość przypomnieć te salwy śmiechu, również po prawej stronie, gdy szef PiS przedstawiał Andrzeja Dudę jako kandydata na prezydenta. Potem było zwycięstwo w wyborach parlamentarnych, które PiS zawdzięcza porażkom SLD i Korwina-Mikke, a zabrakło im parę promili, żeby dostać się do Sejmu i całkowicie zmienić układ sił.

Pierwsza kadencja PiS wyglądała różnie, jednak sama rozgrywka wewnętrzna to znów spektakularny sukces Kaczyńskiego, który po czterech latach rządów powiększył wynik wyborczy partii i to do kosmicznego poziomu 43,6%, przy wcześniejszych 37,5%. W zupełnie innych warunkach politycznych, PiS wygrał też drugą kadencję dla Andrzeja Dudy, a walka toczyła się tylko według jednej zasady „wszystko na jednego”. Z genialnej strategii i genialnego stratega po 2020 roku można i trzeba się śmiać, ale do tego czasu w polityce krajowej „naczelnik” robił, co chciał z opozycyjnymi „strategami”. W polityce międzynarodowej wyglądało to znacznie gorzej lub raczej w ogóle nie wyglądało i tej sztuki Kaczyński za swojego życia już nie opanuje, tym bardziej, że nigdy nie przejawiał takich talentów. Tyle wspominków, czas na podsumowanie teraźniejszości.

Czy brak ataków na Konfederację ze strony PiS, to powrót do genialnej strategii, jak się czyta tu i ówdzie? W odpowiedzi na to pytanie bardzo proszę o zachowanie powagi, bo ten poziom żartu nie tylko nie śmieszy, ale jest żenujący. Mamy do czynienia z „oczywistą oczywistością”, która wielkimi literami jest zapisana w wewnętrznych sondażach PiS. Jeśli Konfederacja odbiera elektorat wyłącznie PO i Hołowni, to PiS musiałby upaść na głowę, żeby wtrącać się do tej rozgrywki. Na tym etapie Nowogrodzka nie ma nic do roboty, poza trzymaniem kciuków, za Mentzena i Bosaka. Tutaj nie ma się co rozwodzić nad strategią, bo sprawy same się ułożyły idealnie dla PiS i fatalnie dla największych wrogów PiS, na co zresztą ciężko zapracowali. Natomiast warto zadać inne pytanie, mianowicie jak długo wzrosty Konfederacji będą dla PiS korzystne? Tym razem pytanie jest poważne, to i odpowiedź musi być ambitna.

Na moje oko istnieją dwa progi, pierwszy bardzo łatwo się definiuje i odnosi się do strat PiS. Gdy Konfederacja zacznie odbierać głosy PiS, to konfrontacja jest nieunikniona. Czy tak się stanie, to odrębna kwestia, ale jeśli się stanie, PiS będzie musiał zareagować i to znacznie mądrzej niż reagują PO z TVN, bezmyślnie waląc w Mentzena. Drugi próg to notowania Konfederacji powyżej 15%, co wydaje się mało realne, ale wykluczyć się nie da, w końcu Tusk cały czas jeździ po Polsce i ostro na taki wynik haruje, jak nie on.

Wśród wielu ulubionych tez Kaczyńskiego znajduje się ta: „nic na prawo ode mnie”. Konfederacja z poparciem 10% i Konfederacja z poparciem 16% to zupełnie inne Konfederacje. W pierwszym wariancie PiS nie musi się czuć zagrożone, bo i tak tej części elektoratu, która jest skrajnie liberalna gospodarczo i skrajnie narodowa z drugiej strony, nie ma szans odbić. Alternatywny wariant to już bezpośrednie zagrożenie dla PiS w postaci już nie małej, ale średniej wielkości partii prawicowej.

Wracając do genialnej strategii, trzeba ją precyzyjnie umieścić w konkretnym kontekście. Dopóki Konfederacje ograbia PO i Hołownię, to Nowogrodzka nie ma nic do dodania. O tym ile zostało z genialnej strategii przekonamy się dopiero wówczas, gdy Konfederacja zacznie łupić PiS lub/i rosnąć na rekordowym poziomie, co w sposób naturalny będzie polityczną konkurencją dla PiS.

Nie ma żadnego fenomenu Sławomira Mentzena, jest fenomen POPiS!

20

Z politycznego punktu widzenia Sławomir Mentzen nie tylko nie wprowadził żadnej nowej wartości do Konfederacji, ale wręcz powielił większość błędów od lat firmowanych przez Janusza Korwina-Mikke. Jego pomysły z półki obyczajowej, jak choćby „trwałe małżeństwa” cywilne, czy wypowiedzi dotyczące kobiet, to niemal kalka zachowań legendarnego „Krula”. Podobnie sprawy się mają w sferze gospodarczej, gdzie Mentzen sprzedaje tę samą korwinowską utopię o krainie szczęśliwości, w której nie istnieją podatki, a wszystko wyreguluje rynek.

Wejście na stołek lidera partii też miał Mentzen nieciekawe, na stracie doszło do schizmy w szeregach, potem Internet nie zostawił suchej nitki na wyborach w Legnicy. Wodzowski sposób prowadzenie partii i związane z tym zmiany szyldów, młody polityk również skopiował od JKM i tak narodziła się „Nowa nadzieja”. Owszem, świeża twarz to zawsze jakiś bonus, ale znając polskie realia wiemy doskonale, że to paliwo pozwala pojechać nie dłużej niż „samochód” elektryczny. W związku z powyższym i jeszcze wieloma pomniejszymi okolicznościami, których nie ma sensu wymieniać, nie widzę żadnego fenomenu i tym bardziej nowej jakości w Konfederacji, jaką miałby gwarantować świeżo upieczony lider. Natomiast nie da się zaprzeczyć temu, że notowania Konfederacji rosną, bo to dobitnie potwierdziły nerwowe ruchy PO, a i PiS dość mocno próbuje Konfederację szczypać. Co zatem jest przyczyną zwrotu akcji, który tak wielu zaskoczył?

Tajemnicy żadnej w tym nie ma, chociaż pojawił się jeden dość istotny wątek wiarygodności partyjnej, dotąd lekceważony i przez polityków i przez wyborców, o zgrozo. Zacznijmy od podstaw i od razu nam się pojawi szyld POPiS, co trzeba rozpatrywać nie w kategorii 8 lat PO i takiej samej kadencji PiS, ale w kontekście blisko dwudziestoletniej wojny POPiS. Po drodze mieliśmy jeszcze dwa ważne czynniki wzrostowe: „pandemię” i Ukrainę, czego dotąd nie doświadczaliśmy. Wszystko w przyrodzie ma swój początek, środek i koniec, w polityce to trochę inaczej działa i końca POPiS wyczekują tylko naiwni, ale za to zmęczenie i znudzenie występuje powszechnie. Wystarczy porównać nastroje z 2015 roku z obecnymi, aby się dowiedzieć, że coraz więcej wyborców PiS traktuje tę partię jako mniejsze zło, a nie nadzieję dla Polski. Znudzenie i zmęczenie nie przekłada się jednak na gwałtowne spadki notowań odwiecznych wrogów, tylko na urywanie punktów i to wcale nie takie duże.

Wzrosty notowań konfederacji to zaledwie 2 do 5%, w zależności od badania i okresu, co oznacza, że nie ma masowego przepływu elektoratów, natomiast część ludzi ma po prostu dość. Czego? Najogólniej mówiąc kłamstwa! Wszystkie zyski Konfederacji zwierają się w politycznym paradoksie, bo ich przekaz daje podwójną gwarancję. Pierwsza to brak możliwości przejęcia władzy, tego z takim programem i retoryką po prostu zrobić się nie da. Natomiast druga gwarancja to już bezpośrednie odniesienie do zysków i jest nią wiarygodność. Na społecznym zmęczeniu kłamstwami traci głownie najmniej wiarygodna PO i podobnie prawdomówny Hołownia. PiS obrywa skromnie na tle przeciwników i nie dlatego, że jest wyjątkowo uczciwy, po prostu ma jeden potężny argument, którym się uwiarygodnił i jest nim „państwo socjalne”.

Cokolwiek powie Tusk, czy Hołownia na temat programów społecznych, momentalnie się przekłada na brak wiarygodności. U tych, co chcą oferty socjalnej, Tusk i Hołownia nie mają szans, z kolei oczekujący liberalnego podejścia do gospodarki nie są w stanie strawić socjalistycznych kłamstw Donalda i Szymona. Z tego czerpie zyski Konfederacja, która nie udaje liberałów, tylko liberalizmem miota na wszystkie strony. Radykalnym podejściem do polityki nie uzyskają poparcia na poziomie 30%, ale w zależności od skali kłamstw konkurencji i ataków politycznych mediów, mogą uzyskać wynik dwucyfrowy z górną granicą około 15%. Tak wygląda fenomen Konfederacji.

Zielona rewolucja.

2

Krótko – elektryczne samochody, odnawialne źródła energii, ekologia i całe to sranie koprem. A byłem wczoraj na spacerze w lesie. Moi rodacy kupują na potęgę fotowoltaikę, pompy ciepła etc. Ale śmieci wynoszą do lasu! Reklamówki domowych śmieci i całe wywrotki z syfem budowlanym. Nie potrafimy posprzątać nawet po swoim psie. Krew mi z oczu i uszu płynie jak słyszę i widzę temat misji ekologicznego zbawienia naszej Planety. Stoimy po szyję w gównie i zajmujemy się wyciskaniem pryszczy ekologii na gębie. Bez odbioru.

Trudno mieć pretensje do Zełeńskiego, że nie jest Dudą

19

Zacznę przewrotnie, ale niestety zgodnie z ukraińskim interesem narodowym, który z polskim nie ma nic wspólnego. Zapraszam do odważnego eksperymentu, wymagającego przełamania wielu barier, z czym sam mam potężne problemy. Wyobraź sobie, że nazywasz się Wołodymyr Zełeński i jesteś prezydentem Ukrainy, walczącej z rosyjskim agresorem. W tym kraju, od wieków zwanym „dzikie pola”, nie istnieje żadna tożsamość narodowa, poza tą zdefiniowaną przez Stepiana Banderę. Jest wprawdzie jeszcze Taras Szewczenko, ale powiedzmy sobie otwarcie, że ta ludowa grafomania, to nie jest żaden historyczny manifest narodowy, jaki popełnił Bandera.

Idźmy dalej tym ukraińskim tropem, a dojdziemy do gierojów, głównie z AZOW. Jakby ich nie definiować, to z całą pewnością są to odziały frontowe i najbardziej fanatyczni obrońcy Ukrainy, którzy odwołują się do ideologii UPA. W całej Ukrainie nie ma żadnych nastrojów antybanderowskich, kraj żyje nienawiścią do Rosji i siebie widzi wyłącznie w roli ofiary. Emocje społeczne w takich warunkach są tak silne i dobitne, że nic się nie przebije. Jesteśmy biedną Ukrainą, walczymy z bandytami, cały świat ma nas widzieć w takiej i żadnej innej roli, a nasz bohater Zełeński dzielnie walczy o Ukrainę. Można by dodać jeszcze wiele elementów, ale wymienione w zupełności wystarczą, aby zrozumieć jaką polityczną i psychologiczną abstrakcją jest oczekiwanie, że Ukraina tu i teraz przeprosi Polskę za Wołyń. Równie dobrze można oczekiwać, że Jarosław Kaczyński na spotkaniu z Klubami Gazety Polskiej przeprosi za błędy popełnione przez smoleńską podkomisję Macierewicza albo przyzna, że zamachu w Smoleńsku nie było.

Trudno mieć pretensje do Zełeńskiego, że nie jest politycznym samobójcą, on nie przeprosił i nie przeprosi Polski, bo zostałby za to wywieziony na taczkach z Ukrainy. Dla Ukraińców UPA to jedyne narodowe odniesienie, a w tym szczególnym czasie wszyscy ukraińscy bohaterowie są święci i nietykalni. Zełeński działa na rzecz narodowego interesu i kompletnie się nie przejmuje polskim interesem, a już na pewno nie będzie się narażał na totalne potępienie we własnym kraju, żeby w Polsce komuś zrobić przyjemność. Zrozumie to każdy, kto jako tako potrafi myśleć albo chociaż posiada jakiś prosty mechanizm obronny, ale jak widać jedno i drugie jest poza zasięgiem polskich polityków. Jakieś przebąkiwania Morawieckiego, że my twardo oczekujemy i żądamy, to jest firmowa żenada PiS w polityce międzynarodowej. Takie wypowiedzi w zderzeniu z milczeniem Żeleńskiego, tylko i wyłącznie podkreślają upokorzenie Polski.

Problemem nie jest to, że Ukraina nie przeprasza Polski, problemem jest to, że polski rząd prowadzi chorą politykę przyjaźni z bratnim narodem, wbrew historycznym i współczesnym uwarunkowaniom. Polskę i Ukrainę od zawsze dzieliły liczne spory i sprzeczne interesy, ślepe wejście w regułę wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem, wepchnęło rządzących i co gorsza nas wszystkich, w pułapkę „sług narodu ukraińskiego”. Mamy do czynienia z przyjaźnią jednostronną, Polska robi wszystko aby adorować Ukrainę, po drugiej stronie jest wyłącznie brutalny biznes i udawana wdzięczność, a coraz częściej nawet i to sobie Ukraińcy odpuszczają, patrz na dostawę Migów, które Minister Obrony Ukrainy de facto nazwał złomem.

Paradoks sytuacji polega na tym, że gdyby prezydent Duda zachowywał się jak Zełeński, to nie bylibyśmy kolejny raz kelnerami. Do tej pory biegaliśmy wokół stołu Berlina, Brukseli, Waszyngtonu, teraz doszedł Kijów. Bardziej upokarzające od braku przeprosin jest ciche i z góry skazane na porażkę żebranie o te przeprosiny. Dopóki Ukraina prowadzi kłótnię w rodzinie z Rosją, to jeszcze da się tę naiwność posuniętą do głupoty wytłumaczyć „naszą wojną”, ale nie z ręką tylko po szyję w nocniku zostanie PiS ze swoją „polityką”, gdy ten konflikt się zakończy.