15.7 C
Biskupin
czwartek, 19 czerwca, 2025
Strona główna Blog Strona 14

Chińczycy, balony Bidena i Tyrmand…

17
niceTrumpPic

Jest poważny ruch w biznesie, w ciągu trzech dni siły powietrzne USA zestrzeliły nad swoim i kanadyjskim  terytorium 3 balony i jak tak dalej pójdzie to może zabraknąć  pocisków dla Ukrainy. Jest podejrzenie, że niektóre z balonów mogły być rosyjskie.   Jeden pocisk na strącenie takiego (UFO) kosztuje $400 tys., a cała gorączka zaczęła się od braku decyzji co zrobić z chińskim szpiegowskim balonem (przekrój 40 m) płynącym w poprzek Ameryki akurat nad najbardziej tajnymi obszarami z bronią atomową w kilku stanach. Pech chciał że zbliżający się od strony Alaski i Kanady balon sfotografował prywatny obywatel i wrzucił zdjęcie na społecznościowe media. Amerykanie domagali się zestrzelenia chińskiego balonu, ale prezydent Biden pozwolił mu na pełne zakończenie szpiegowskiej misji, aby zestrzelić go dopiero na atlantyckich wodach południowej Karoliny. Rzecznicy gaworzyli, że chciano uniknąć ewentualnych ofiar, zapominając, że przecież mogli go zestrzelić jeszcze nad słabo zaludnioną Alaską. W ruch osłonowo ruszyła propaganda sugerująca, że za urzędowania Trumpa takie balony latały jak dzikie gęsi, bezkarnie i nikogo to nie obchodziło, czego jednak nie potrafiono udowodnić. Są opinie, że te balony mogą przykrywać skandale nieudolnej administracji Bidena. Zadziwia też humor Chińczyków, którzy wyrazili swoje oburzenie i zażądali zwrotu zestrzelonego balona. Jeszcze ciekawiej wypowiedział się amerykański gen. Glen D. Van Herck, który nie wyklucza wizyt …UFO!

              https://thelibertydaily.com/wp-content/uploads/2021/07/More-People-Believe-In-UFOs-than-God-435×245.jpg

Wydaje się, że wojna na Ukrainie miała zablokować pogłębiające się związki zasobnej w surowce Rosji z myślą technologiczną i potrzebami niemieckiej UE, co mogłoby doprowadzić do wypchnięcia USA z Europy (imperium od Władywostoku do Lizbony). Jednocześnie miała osłabić do tego stopnia Rosję, aby w razie konfliktu USA-Chiny, Rosja nie stała się głębią strategiczną Chin. Przeciwnie osłabiona Rosja zabiegała by o sympatię USA, w trosce o swoje dalekowschodnie terytoria. Jak to zwykle bywa na wojnie dowodzenie i powodzenie od obydwu stron przejmuje Bóg Wojny i naszych oczach Rosja zbliża się do Chin. Putin też pomylił się w swoich rachunkach na szybki i wielki sukces, a USA pomyliły się w szacunkach, że nakładane na Rosję sankcje obniżą jej PKB o 40-50% (spadek w 2022 r. o jedynie 4%). W konsekwencji odkopano stary scenariusz sprzed 100 lat (I w.ś) i mamy wojnę na wyniszczenie z tym, że Putin niszcząc infrastrukturę Ukrainy spycha ją do średniowiecza. Z 52 mln Ukrainy (1992 r), dziś jej pozostałych mieszkańców szacuje się na 25 do 37 mln (!). Teraz powstaje dylemat, czy zachód jako głębia strategiczna Ukrainy, zechce (Niemcy) i zdąży dostarczyć jej odpowiedniej broni.

Prawdą jest, że potężniejący  od dekad i alienujący się Deep State kierowany przez ponad narodowe ośrodki globalistyczne w koncercie z mainstreamowymi mediami,   BIG PHARMĄ i potężnym konglomeratem zbrojeniowym (przed którego wpływami ostrzegał jeszcze prezydent Eisenhower) używa armię USA do osiągania własnych celów. To przecież amerykański i zachodni kapitał i technologie zbudowały dzisiejszą potęgę Chin zarabiając również krocie, jednocześnie podziwiając sposób kontroli populacji przez komunistyczną partię Chin. Ta pogoń zachodniego wielkiego kapitału za większym zyskiem doprowadziła do przeniesienia miejsc pracy i technologii ze swoich krajów głównie do Chin i innych azjatyckich ekonomicznych tygrysów. Tak krystalizowały się marzenia wielkiego kapitału o nadzorowaniu i przekształceniu (RESET) starego świata w bardziej sprawnie i bezwzględnie zorganizowany NWO.

W USA trwa ustawianie sceny z przepychanką wśród pretendentów do walki o fotel prezydencki, której finał nastąpi jesienią 2024 r. Ze strony Republikanów kandydaturę zgłosił były prezydent Trump i ostatnio Nikki Haley (była amb. do ONZ za prezydencji Trumpa), jednak prawdziwym konkurentem Trumpa byłby gub. Florydy Ron DeSantis, który jeszcze się ociąga. Ostatni sondaż  Morning Consult potwierdza dużą, bo aż 18% przewagę Trumpa, którego poparło 49% ankietowanych, z 31% dla DeSantis, dalej 7% dla b. wiceprezydenta Mike Pence i 3% dla Nikki Haley (związana z klanem Bushów). Przypomnijmy, że DeSantis i Pence jeszcze nie zgłosili swoich kandydatur. Ankietowani Republikanie  najbardziej preferują Trumpa (80%), przeciwnego zdania jest 18%. DeSantis jest ulubieńcem 73% ankietowanych,  9% jest przeciwnego zdania, a kolejne 9% nigdy o nim nie słyszało (!). Najniższe pozytywne notowania miała Liz Cheney, tylko 18% gdyby zgłosiła swoją  kandydaturę. 

Inny sondaż przez Harvard CAPS-Harris Poll badający poparcie w wypadku 8 kandydatów w prawyborach wykazał poparcie aż w 48% dla Trumpa i 28% dla DeSantis. Sondaż przeprowadzony wśród zarejestrowanych wyborców na początku lutego przez ABC News and the Washington Post wskazuje na przewagę Trumpa nad Bidenem (48% do 45%). Co interesujące, wyborcy niezależni poparli Trumpa w 50%, natomiast Bidena w 41%. Niedawny sondaż NBC wykazał, że aż 71% Amerykanów sądzi, że USA idzie w złym kierunku. Zbliżają się prezydenckie wybory,  stetryczały Biden ledwo trzyma się na nogach, śmiszka Kamala Harris jest bez szans. Republikanom otwiera się szansa na zwycięstwo (jeśli będą w stanie przypilnować liczenia głosów), byleby tylko się wcześniej  wzajemnie nie wyrżnęli.

Trump znany jest z brutalnych ciosów więc ewentualne pojedynki w prawyborach mogą być widowiskowe. Na dziś może tylko obiecywać co zrobi w wypadku swojej wygranej. 44 letni (katolik) DeSantis jest w innej sytuacji, możemy obserwować co on robi, a robi sporo. Ostatnio zablokował w szkołach dla dzieci ideologię gender i materiały propagujące treści seksualne. W szkołach wyższych zwalcza rasistowską krytyczną teorię ras i inne lewackie programy. Bardzo ograniczył też bestialski program chirurgicznej zmiany płci u dzieci. Zwolennicy Trumpa lubią też jego bardziej młodszą ugładzoną i bardziej metodyczną wersję jaką jest DeSantis.

Republikańscy przeciwnicy DeSantis podejrzewają, że jest on związany ze starym republikańskim establishmentem, który sypnie mu groszem na kampanię, aby odstrzelić Trumpa. Z perspektywy wydaje się, że największym błędem prezydenta Trumpa była niechęć do wojen (nie tylko na Bliskim Wschodzie) i próba skupienia się na odbudowie siły i wartości Ameryki. To nie mogło podobać się “grupie trzymającej władzę”, zobaczymy czy zdołają go wyeliminować w tych nadchodzących wyborach.

Na koniec ciekawostka. Pamiętacie syna polskiego pisarza (“Zły”) Leopolda Tyrmanda? Otóż 42 letni Matt nieco pracował na giełdzie, następnie brylował w Polsce, dalej w Brazylii (przegrane wybory Bolsonaro) i na Ukrainie (u Steve Banonn), od kilku dni jest jednym z głównych liderów puczu obalającego Jamesa O’Keefe, twórcę Projektu Veritas. James O’Keefe stał się legendą tropiąc i obnażając korupcję w rządzie i w wielkich korporacjach. Niedawno zorganizował “zasadzkę” na jednego z liderów Pfizera, która obnażyła szczepionkowy wielki biznes. Istnieje podejrzenie, że pucz w 65 osobowym zespole Projekt Veritas ma zatrzymać dalsze obnażanie korupcji wielkiego biznesu i może być popierany przez Big Donors (Koch), Big Republican Club (zwolennicy DeSantis) i Big Pharma (Pfizer). O’Keefe został przegłosowany i wysłany na płatny urlop, aby odpoczął. Oczywiście wśród jego fanów zawrzało! Miejmy nadzieję, że ten przewrót  się nie powiedzie…

Jacek K. Matysiak                                                                                                              Kalifornia, 2023/02/15

Hołownia i Kosiniak-Kamysz uciekają ze stołu Tuska

23

Nie dały się pożreć niedoszłe przystawki, ale trudno było się spodziewać, że PSL znany z nadzwyczajnych zdolności do politycznego przetrwania, da się złapać w tak ordynarną pułapkę. Hołownia dla odmiany może nie jest wybitnym intelektualistą, jak się sam przedstawia i jak go lansują, ale swój rozum ma i dlatego woli koalicję z partnerem niż z kierownikiem. Specjaliści od polityki powiadają, że wszystko się jeszcze może pozmieniać i ostatecznie kwestia jednej listy nie jest zamknięta. Wyjątkowo mogę się zgodzić, wiadomo „nigdy nie mów nigdy”, ale technicznie i politycznie byłoby to dużym cudem.

Na czym polega start w wyborach? Oczywiście na „jedynkach”! Każda partia ma wielkie wewnętrzne problemy z układaniem list, a wczoraj Tusk ogłosił budowanie samodzielnej listy PO, do której ewentualnie można dopisać „koalicjantów”. Żart, ponury żart, ale na pewno rozśmieszy działaczy PSL i Hołowni, którzy będą mieli jedynki i niemal pewny wstęp do Sejmu. Kto kogo w takiej sytuacji przekona? Koszula bliższa ciału przekona ciało polityczne. Dla PSL i Hołowni koalicja z PO to same straty od startu do mety. Na starcie nie ma szans, żeby przy tak rozbudowanej liście, bo przecież jeszcze „Lewica” miała dołączyć, wdrapali się na szczyt. Jakiś interes byłby to dla liderów tych mniejszych partii, ale po pierwsze liderzy i tak się załapią na immunitety, a po drugie przestaliby być liderami, gdyby wystawili partyjny kolektyw. Tusk myślał, że zaszczuje „koalicjantów” medialnie i nawet próbował to robić, zaraz po kongresie Polska 2050, jednak szybko odpuścił, bo straty były obustronne.

W aktualnych realiach politycznych poza samym Tuskiem koalicja nie jest potrzebna nikomu, PO również, w końcu i w tej partii chętnych do miejsc biorących nie brakuje. Gdy się to wszystko poskłada do kupy, to widać wyraźnie, że wspólna lista to polityczna mrzonka i pułapka jednocześnie. Nawet perspektywa utrzymania przez PiS władzy nie powstrzymuje potencjalnych koalicjantów PO przed ucieczką od PO. Dlaczego tak się dzieje? Ciężko się zawiera porozumienia z modliszką, będąc muchą. Cóż z tego, że Kosiniak-Kamysz zostałby ministrem rolnictwa, a Hołownia wicepremierem od kultury, kiedy za chwilę obaj skończyliby jak Kukiz i to jest wspomniana wcześniej meta. Lepiej być głową mrówki niż ogonem słonia, również z powodów higienicznych i honorowych. Poza tym jeśli PiS przegra, to i tak Hołownia z Kosiniakiem-Kamyszem dostaną swoje, ale z zupełnie innej pozycji i na zupełnie innych warunkach, będą mieli własne partie, własne kluby w Sejmie i własne żądania.

W polskiej polityce wszystko już było i wszystko się powtarza, co oznacza, że nie potrzeba tęgiej głowy, aby się w tym poruszać. Pojęcia nie mam na co liczył Tusk przy tak prymitywnej strategii, jaką przyjął. Zastraszać i szantażować można, ale przecież to nigdy nie zadziała, jeśli skutkiem szantażu i zastraszania ma być pożarcie szantażowanych i przestraszonych. Syndrom rannego zwierzęcia robi swoje. Im bardziej straszysz i próbujesz zagonić w ślepy róg, tym bardziej się będzie ofiara odgryzać. Liderzy PSL i Polska 2050 nie dali się zastraszyć i wybrali wolność zamiast złotej klatki, czy raczej srebrnego półmiska, na którym zostaliby ułożeni i pożarci. Pozostaje jeszcze jedna przystawka – Lewica i tutaj też sprawy nie rozwijają się korzystnie dla „lidera opozycji”. Co innego jedna wielka komuna, czyli jedna lista, co innego wchłonięcie Lewicy przez PO. Sensu politycznego i żadnego innego w tym nie ma za grosz.

Ostatnią deską ratunku może się okazać interwencja zewnętrza, ale i w tym przypadku mamy poważny konflikt interesów. Złośliwi powiadają, że PO jest partią niemiecką, a Hołownia bardziej amerykańsko-tvnowską. PSL i Lewica teoretycznie poszłyby tam, gdzie każą, ale najpierw musieliby się dogadać Niemcy z Amerykanami, na co niewiele wskazuje. Zresztą to już trochę inne czasy, owszem dalej można sobie w Polsce hasać, ale raczej z przyzwyczajenia i nudów, bo wielkie biznesy dawno zostały zrobione i nic im nie zagraża, bez wzglądu na to, kto zdobędzie lub utrzyma władzę.

Amerykańska bieżączka…

15

Życie polityczne Ameryki zawieszone jest pomiędzy ostatnimi połówkowymi wyborami w których Republikanie zdobyli  wątłą przewagę w Izbie Reprezentantów Kongresu, a już rozpoczętą kampanią prezydencką, której apogeum doświadczymy w końcu 2024 r. Poszczególne komisje republikańskiego (wreszcie) Kongresu mają zająć się sytuacją kryzysową na południowej granicy, podejrzanym upartyjnieniem FBI, nadmiernym zadłużeniem, niebezpiecznymi wpływami, ingerowaniem w wybory lewicowych mass mediów i mediów społecznościowych (Google,Facebook, Twitter itp). Jest to o tyle ważne, że to Kongres decyduje o wydatkach budżetowych jak i posiada moc prowadzenia rozmaitych dochodzeń. Donald Trump ruszył ze swoją kampanią wyborczą winiąc administrację Bidena za wzrastającą inflację, niebezpieczne otwarcie południowej granicy, zaniedbanie polityki energetycznej, gwałtownie narastającej przestępczości, nieporadne opuszczenie Afganistanu i powodujący recesję wzrost stóp procentowych.

                        https://thelibertydaily.com/wp-content/uploads/2021/11/Donald-Trump-Joe-Biden-435×245.j 

Doświadczamy coraz to nowych medialnych eksplozji “ściśle tajnych” dokumentów, która to zorganizowana afera miała rozłożyć wyborcze szanse Trumpa, choć mogła też być próbą przykrycia skandalu odnajdywanych w wielu  miejscach tychże dokumentów  w posiadłościach Bidena. Ówczesny wiceprezydent Biden po ukończeniu kadencji w styczniu 2017 r. zabrał ze sobą 1,850 pudeł dokumentów i 415 gigabajtów dokumentów w formie elektronicznej. Jest podejrzenie, że dostęp do tych niefrasobliwie przechowywanych dokumentów (niektóre “ściśle tajne” rzucone w garażu!) mieli przedstawiciele innych krajów (np. Chiny, Ukraina) odwdzięczając się rozmaitymi darowiznami i kontraktami dla klanu Bidenów, co znajduje potwierdzenie w niesławnym laptopie Huntera Bidena. Więc można przyjąć, że głośny medialny najazd FBI na posiadłość Trumpa z sierpnia ub. roku był przygotowaniem przykrywki do spodziewanego skandalu wokół “handlowego” traktowania tajnych państwowych dokumentów przez Bidena. Więcej brudu w tej sprawie wyjdzie podczas nadchodzących przesłuchań komisji w Kongresie.

Trump odwiedzający w ub. weekend dwa ważne w procesie wyborczym stany (New Hampshire i South Carolina) zaznaczył, że ewentualny start w wyborach gubernatora Florydy  Rona De Santisa (jako konkurenta) byłby wobec niego aktem braku lojalności. Przypomniał, że to on pomógł De Santisowi w 2018 r. wygrać fotel gubernatora. De Santis jest pod wielką presją ze strony RINO Republikanów i mainstreamowych mediów aby zgłosił swoją kandydaturę i osłabił tym samym pozycję Trumpa. W cieniach przedsionków kampanii czekają jeszcze inni potencjalni konkurenci jak były wiceprezydent Mike Pence i była gubernator South Carolina, którą Trump wydelegował jako ambasadora do ONZ, “himalajska” Nikki Haley, czy były dyr. CIA i sekretarz stanu Mike Pompeyo. Nikki Haley w 2021 r. zapowiedziała, że nie wystartuje jeśli o prezydenturę będzie się ponownie ubiegał Trump. Ostatnio zmieniła zdanie i prawdopodobnie 15 lutego może zgłosić swoją kandydaturę, dlatego podczas wiecu w “swoim” stanie nie była u boku Trumpa. Teraz uważa, że na scenie powinni się pojawić młodzi ludzie, aby naprawić cały system dodając:

 “Nie myślę, że musisz mieć 80 lat, aby być liderem w Waszyngtonie”.

 Oczywiście 51 letnia Nikki, której (Sikhowie) rodzice emigrowali z hinduskiego Punjabu podkreśla tu, że jej ewentualny konkurent Trump ma już 76 lat, a Biden 80. 

Popularność Trumpa mierzą sondażownie, ostatnio  (Premise)  ogłosił, że 59% Republikanów chciałoby aby ich kandydatem na prezydenta był Trump, a 24% popiera De Santis. Inna sondażownia (Emerson College) ogłosiła, że Trump prowadzi z 55%, a za nim jest De Santis z 29%. Sondaż Harvard-Harris wykazał, że Trump bije De Santis o 20% i prezydenta Bidena o 5%, a De Santis bije Bidena o 3%. Trump sugeruje, że De Santis, który był kongresmenem przez 3 kadencje (6 lat), jest ostatnią deską ratunku RINO i establishmentu Deep State. Prawdą jest, że 44 letni Ron De Santis jest dziś najlepszym gubernatorem w USA, a Floryda jest ostoją zdrowego rozsądku tak w aspekcie braku kowidowych mandatów (twoje ciało, twój wybór: szczepionki, maseczki), jak i w walce z genderową inwazją w szkołach, czy też innych marksistowskich programów jak roszczeniowy, rasowy “Projekt 1619”. W sumie De Santis to trumpizm bez Trumpa, którego lewica nienawidzi…

W swoich ostatnich wypowiedziach Trump podkreśla, że jest wściekły kiedy patrzy na niszczenie Ameryki przez obecną administrację skorumpowanego prezydenta  Bidena. Wylicza tu wtargnięcie przez południową granicę ok. 7 mln nachodźców pod opieką meksykańskich karteli narkotycznych i stale wzrastającą przestępczość i napływ fentanylu (chińskie składniki w rękach meksykańskich karteli narkotycznych), rocznie powodującego śmierć ok 110,000 Amerykanów! Trump odsłania też proces niszczenia Ameryki przez globalistów takich jak Soros (fundator Fundacji Otwartego Społeczeństwa), który finansuje wybory marksistowskich prokuratorów. Ci z kolei odmawiają ukarania zadymiarzy z lewackiej Antify, czy BLM którzy demolują i podpalają amerykańskie miasta (ostatnio Atlanta) i walczą z policją. Były prezydent podkreśla, że Soros w ostatnich latach wydał $40 mln na wybranie 75 radykalnych prokuratorów w USA.

W USA rozgorzała debata o nadużyciach BIG PHARMY w pchaniu niesprawdzonych i jak się okazuje niebezpiecznych szczepionek, które miały blokować COVID, w kolejnych wersjach chronić przed zarażeniem, zapewnić łagodniejsze przejście choroby, dalej chronić przed śmiercią. W rzeczywistości na światło dzienne, pomimo cenzury wielkich mediów dotowanych przez przemysł farmaceutyczny, wypływa rzeka dowodów na szkodliwość szczepień, kolejne urazy i niestety tysiące niepotrzebnych śmierci, również z powodu ówczesnej blokady szpitali. Media do tego stopnia ogłupiły ludzi, że  nawet po przejściu choroby i nabyciu najlepszej możliwej naturalnej odporności, często normalni, wykształceni ludzie biegli się szczepić (!) dając wiarę propagandzie BIG PHARMA i osłabiając swój system odpornościowy. Głośnym przykładem jest sam słynny Elon Musk, który przyznał się do zaszczepienia i nawet do bustera, po którym bezpośrednio niemal nie umarł.

Konserwatyści wiedzą, że Trump podczas masowej psychozy pandemicznej został użyty do pośpiesznego “zorganizowania” szczepionki (“Operation Warp Speed”), czym później jeszcze się chwalił. Choć wcześniej wycofał USA z globalistycznej Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), jednak niestety perfekcyjnie zainscenizowany atak pandemią rozłożył go na łopatki. Dziś zarzuca się Trumpowi, że choć głosił konieczność odblokowania gospodarki to mimo napływania niepokojących informacji nie przeciwstawił się polityce mandatów w przeciwieństwie do swojego potencjalnego rywala De Santisa. Gubernator Florydy na początku również poddał się psychozie, ale szybko przeciwstawił się przymusowym mandatom i jego administracja podkreślała brak efektywności szczepionek, jednocześnie odradzając przyjmowania szczepionek przez młodych mężczyzn, a nawet podejmując postępowanie sądowe przeciwko producentom szczepionek (!). Poza tym De Santis ciągle daje odparcie bezczelnej kulturowej inwazji lewicy wypychając ją ze szkół, czy walcząc z pomysłami lewackich programów Disney.

W swojej kampanii prezydenckiej Trump mógłby wyjść z tego zamieszania obronną ręką jeśli obiecał by prezydenckim dekretem zablokowanie wszelkiego przymusu szczepień i wszelkich mandatów i lockdown’ów.  Konserwatyści postulują dochodzenie przez komisję Kongresu całej afery kowidowo-szczepionkowej i przyjrzenie się ogromnym dochodom BIG PHARMY i korupcji świata medycznego.

Prawdopodobnie dla obydwu stron będzie korzystne pozostawienie osłabionego Bidena na pozycji prezydenta, jeśli on sam wytrzyma jeszcze 2 lata. Cóż, jak wiemy Trump zdecydowanie oczekuje zakończenia bezsensownej wojny na Ukrainie, oskarżając Bidena, że to on zachęcił Putina do ataku (pisałem o tym wcześniej). Trzeba przyznać, że za prezydencji Obamy przez 8 lat Biden był mocno “zamoczony” w korupcyjnych interesach na Ukrainie, którą politycy traktowali jako dochodową  pralnię pieniędzy. Z powodu możliwych dochodzeń w Kongresie potrzebujący amerykańskiego wsparcia finansowego i militarnego prezydent Żeleński zabrał się dość pokazowo za czyszczenie ukraińskiej stajni Augiasza.  Już samo pośpieszne wycofanie Amerykanów z Afganistanu mogło być sygnałem o skracaniu frontów i przewidywaniu wojny na Ukrainie. Politycy na całym świecie są podobni, kiedy wstępują na “urzędy” są biedni, kiedy odchodzą opływają w luksusy. 

Zwykli ludzie boją się ewentualnego wybuchu wojny atomowej, czołowi amerykańscy politycy boją się uwolnieniu wysoce toksycznych informacji zawartych na porzuconym słynnym laptopie Huntera Bidena. Te w porę nie zablokowane informacje mogą doprowadzić do ogromnego spustoszenia całej klasy politycznej ukazując jej potwornie skorumpowaną twarz. Oczywiście Biden jest tylko puppetem Obamy i Deep State i to oni teraz sprawują trzecią kadencję Obamy. Być może to oni zdecydują, że nadszedł czas na następne dwie kadencje z prezydentem Michelle Obama. Kto wie co nas czeka, niestety stopień zbiorowej ludzkiej naiwności i głupoty nie raz jeszcze nas zaskoczy…

Jacek K. Matysiak                                                                                                    Kalifornia, 2023/02/03

Bardziej ukraińscy od papieża!

43

Obserwując polskie życie publiczne, które jednak jest znacznie szerszym pojęciem niż życie polityczne, człowiek musi coraz bardziej kombinować, żeby oddać obraz sytuacji. Hiperbole, porównania i przerzutnie działają coraz słabiej, bo jak się zwykło mawiać rzeczywistość przerosła oczekiwania. Stąd rozpaczliwe próby poszukiwania nowych form i tak się narodzili „bardziej ukraińscy od papieża”. Co autor miał na myśli? Nic szczególnego, pospolitą nadgorliwość, ale jej rozmiary sprawiają, że trzeba balansować na krawędzi grafomanii. Jedno tym wszystkim jest jednak pewne, a mianowicie to, że nigdy nie warto twierdzić, że nic gorszego, czy bardziej absurdalnego się nie wydarzy. Dokładnie tak sobie w duchu pomyślałem w czasie „pandemii” i teraz muszę się gryźć w uduchowiony język.

Zachowania polityków i Polaków związane z sytuacją na Ukrainie, momentami sięgają absurdów pandemicznych i kto wie, czy nie przeskakują tej wysoko zawieszonej poprzeczki. Oddaliśmy więcej niż sporo, ugościliśmy bardziej niż wypadało i dalej drzemie w narodzie olbrzymi potencjał. „Paliwo może być po 10 złotych”, to hasełko, które bardzo przypomina niesławne „zostań w domu, bo jeśli to uratuje choć jedną osobę, to warto”. Absurdalne wydatki za nic nie robienie, zastąpiono wyprowadzeniem ostatnich cieląt z obory. Nie ma drugiego takiego kraju na świecie, który oddałby w przeliczaniu na możliwości własne, tyle sprzętu i pieniędzy Ukrainie, ile oddała Polska. Jeszcze jakiś czas temu przynajmniej strach paraliżował samobójcze kroki, tak było w przypadku Migów, ale dziś nie ma strachu, by oddać ostatnie poniemieckie i proradzieckie czołgi.

Dobrze, ale co z tą papieskością i ukraińskością? Jak to co, gdyby nie wypowiedź Bidena, że USA nie da Ukrainie F16, to nasze już fruwałby nad Kijowem, Chersoniem i Mariupolem. I na tym nie koniec, bo narodziła się nowa polska tradycja i w tym przypadku barejowskie „muszą nam oddać samolot” jest jak najbardziej na miejscu. Oto najbardziej światli stratedzy i markowi publicyści opowiadają, że Polsce nie jest potrzebny sprzęt wojskowy, jeśli Ukraina się nie obroni. Przyznaję, że w tym momencie staję się całkowicie bezbronny, przy takim ciosie w potylicę i to teoretycznie od swoich, człowiek zapomina jak się nazywa.

Nowa doktryna wojenna Polski polega na demilitaryzacji w dodatku na rzecz państwa, które tylko w mediach i głowach polityków jest naszym przyjacielem. Fakty mówią coś zupełnie innego i nie trzeba sięgać do drażliwych tematów z czasów II Wojny Światowej, wystarczy historia najnowsza Ukrainy. Przez większości czasu po oderwaniu się ZSRR tym krajem rządzili radzieccy namiestnicy na przemian ze skorumpowanymi do imentu karierowiczami. O ile uznać epizod z Juszczenką na coś bliższego normalności, to poza nim nic normalnego na Ukrainie zobaczyć przez ostatnie 30 lat się nie dało. Mamy w Polsce takie przekonanie, skądinąd słuszne, że naszego położenia geopolitycznego nie zmienimy, ale to nie znaczy, że nie możemy sobie skomplikować życia jeszcze bardziej.

Dziś rzeczywiście warto kibicować Ukrainie nie Rosji, na odwiecznej zasadzie mniejszego zła, ale po pierwsze kibicować, a nie bezmyślnie się angażować, po drugie historia zmienia się bardzo szybko. Co się stanie, za 5, 10 lat, gdy na przykład Ukraina znów wróci pod wpływy Moskwy? Sceptykom i niedowiarkom pragnę uświadomić, że wiele do tego nie potrzeba, wystarczy sobie przypomnieć, po którym majdanie prezydentem został Janukowycz. Gdyby tak się stało, czego nie tylko nie da się wykluczyć, ale każdy rozsądny człowiek powinien taki scenariusz brać pod uwagę, to nasze położenie geopolityczne jednak się zmieni. Będziemy pomiędzy potrójnymi kleszczami! Z jednej strony Niemcy, z drugiej Rosja, z trzeciej uzbrojona Ukraina, a w środku rozbrojona Polska, czekająca na dostawy obiecanych 10 lat temu Abramsów i F35.

Skąd taka odwaga u Hołowni i dlaczego za to nie płaci medialnie?

24

Powiadają ludzie, że Szymon Hołownia i jego Polska 2050 to produkt amerykański. Sam nie wiem, trochę już się gubię, a trochę mi się nie chce weryfikować rozmaitych sensacji, które zalewają nas zewsząd. Niemniej jednak ta teoria dobrze tłumaczy poziom odwagi Hołowni, jak również jego woltę, o ile jest to wolta. Równie dobrze pomysł mocodawców może się skupiać na klasyce, czyli pozornej alternatywie dla głównej partii.

Przy tych wszystkich teoriach i hipotezach nie można zapominać o prozie życia. Hołownia ma partię i co za tym idzie ma też działaczy, którzy domagają się jedynek na listach lub co najmniej „miejsc biorących”. Takie życzenie zdecydowanie łatwiej spełnić przy samodzielnym starcie, niż przy wspólnym kandydowaniu z list PO, gdzie jedynkę może dostałby Hołownia, ale najwyżej w Skierniewicach. Tak, czy siak niedawny prezenter telewizyjny postawił się rycerzowi na białym koniu i zrobił to dość spektakularnie. W tytule felietonu twierdzę, że medialnie za to nie zapłacił, ale uważni obserwatorzy sceny politycznej mogą wykrzyczeć nazwisko Lisa. No dobrze, ale jakie media reprezentuje Lis? Jego nie ma, to cień Lisa, wyrzucony ze wszystkich redakcji i co więcej uspakajali go nie tylko inni dziennikarze, ale nawet działacze PO.

Krótko mówiąc po tym, jak stało się jasne, że Hołownia idzie sam do wyborów, nie ma na niego zlecenia. Na taki komfort może sobie pozwolić tylko ktoś, kto ma za plecami nie byle jakiego mecenasa i tu znów kierunek amerykański by się potwierdził. W ramach świętej wojny politycznej w tarabany wali centrala, gdyby TVN chciał, to zmiótłby Hołownię, a co najmniej prześladował bardziej niż Kaczyńskiego, czy Czarnka. Najwyraźniej nie chce albo nie może i dlatego pomimo zerwania wspólnej listy nic wielkiego Polsce 2050 się nie dzieje. Kluczowe w tych wszystkich układankach jest jednak to, czy i w jakiej konfiguracji wielka koalicja anty-PiS ma szanse pokonać PiS. Przez dłuższy czas Tusk zdecydowanie lansował tezę, że razem znaczy lepiej, ale istnieje prawdopodobieństwo, że Tusk nie mówił prawdy.

Być może badania wewnętrzne zlecane przez rozmaitych ważnych misiów wskazywały, że wspólna lista wcale nie daje przewagi i jeszcze niesie za sobą dodatkowe ryzyko pomieszania z poplątaniem, jakie widzieliśmy przy wyborach europejskich. PSL do dziś tłumaczy się z wielokolorowych gumowców i robi wszystko, żeby wymazać koalicję z Biedroniem. Wprawdzie Tusk i Hołownia to praktycznie ta sama bajka, jednak sam pomysł na wybory do polskiego parlamentu miał być skopiowany jeden do jednego z wyborów europejskich. Taki układ z politycznego punktu widzenia jest korzystny wyłącznie dla PO i oczywiście samego Tuska, który wyrasta na lidera zjednoczonej opozycji. Mniejsze partie w koalicji z dużą partią zawsze kończyły marnie i Hołownia jako pierwszy skończyłby w roli przystawki, bo od PO odróżnia się tylko nazwą oraz nic nieznaczącymi deklaracjami odmienności.

Co w takim razie przeważyło, że opozycja nie pójdzie razem do wyborów? Prawdopodobnie to, że interes polityczny Tuska to nie to samo, co pokonanie PiS. Gdyby badania, ale te prawdziwe, jednoznacznie wskazywały na znaczną przewagę w przypadku skonstruowania wspólnej listy, to Hołownia nie miałby nic do gadania. Ponieważ rzeczywistość wyborcza wygląda inaczej niż próbował pod siebie zaklinać Tusk, to wygrał model politycznej i przede wszystkim sztucznej alternatywy. Zmęczeni wizerunkiem Tuska i PO, będą mieli wybór w postaci „świeżości”, czyli kolejnej antysystemowej partii udającej, że w równym stopniu nie ma nic wspólnego z PiS i PO. Takie decyzje zawsze zapadają wyżej, ponad głowami malowanych liderów partii i to oznacza, że Hołowni medialnie włos z głowy nie spadnie. Będziemy mieli rosyjski klasyk zwany grą na dwóch fortepianach. Tusk skupi najbardziej radykalnych wyborców, Hołownia będzie kusił młodych i zmęczonych POPiS-ową wojną.

Afera w USA wokół “ściśle tajnych” dokumentów…

13

W Ameryce czas partyjnych manewrów i pozycjonowania tuż przed nadchodzącą prezydencką kampanią wyborczą. Każdy tydzień obfituje w kolejne sensacje związane z ustalaniem strategii stron z tradycyjnym dobrodziejstwem tzw. podkładania świń (również w obrębie partii), która to procedura ma oczyścić pole dla wyselekcjonowanych wstępnie kandydatów. Najpierw na wiele sposobów usiłowano zablokować, zniszczyć szanse byłego prezydenta Trumpa przy pomocy procesów sądowych i dochodzeń, teraz z kolei obserwujemy szereg manewrów wewnątrz Partii Demokratycznej, których celem jest urzędujący prezydent Joe Biden. 

Politycy i ich zasobni promotorzy już aktywują swoje “prezydenckie” rozbudzone ambicje i kiedy fizycznie stetryczała bidula Joe Biden zapowiedział, że wkrótce ponownie zgłosi swoją kandydaturę, wtedy sponsorzy konkurencji wyciągnęli długie noże. Murzyn zrobił swoje, teraz powinien odejść, a jest tak uwikłany w  korupcję, że skompromitować go nie będzie żadnym problemem. 

Jest wiele możliwych interpretacji i scenariuszy właśnie rozgrywanej sytuacji, jedna z nich zakłada, że w atmosferze rozwojowego skandalu ustępuje prezydent Biden, automatycznie prezydentem zostaje dotychczasowy wiceprezydent (śmiszka) Kamala Harris i na wiceprezydenta powołuje silnie powiązanego z poprzednim spikerem Kongresu (Nancy Pelosi) aktualnego gubernatora Kalifornii, którym jest ambitny, zwariowany lewak Gavin Newsom. Co prawda wtedy jego kandydaturę musiałby zatwierdzić Kongres i Senat. Z uwagi na bardzo niskie notowania roztrzepanej Kamali Harris przewiduje się, że nie będzie ona startowała  w nadchodzących wyborach i tym samym automatycznie otworzy drogę Newsomowi. W innym scenariuszu wymiennie na scenę wchodzi nie Newsom, ale sama Michelle Obama, żona byłego prezydenta Obamy, bądź nawet “nieśmiertelna”  (kłamczucha) w swoich prezydenckich ambicjach Hillary Clinton.

Wróćmy jednak do klocków którymi tak uroczo bawią się ostatnio politycy, media i wyborcy. Kilka miesięcy temu podczas nieobecności byłego prezydenta Trumpa do jego ogromnej posiadłości na Florydzie w sierpniu przed świtem w świetle kamer  wdarli się liczni uzbrojeni po zęby agenci FBI w związku z podejrzeniem, że Trump nielegalnie przechowuje  dokumenty opatrzone klauzulą “ściśle tajne”. Agenci zarekwirowali nawet nagrania z kamer, aby ustalić kto i kiedy odwiedzał Trumpa. Komentujący ten “najazd” z oburzeniem zauważają, że agenci grzebali nawet w bieliźnie Melanii Trump (!).  Trzeba tu nadmienić, że kilka tygodni wcześniej Trumpa w jego rezydencji w Mar-a-Lago grzecznie odwiedziło FBI, zainteresowane bezpieczeństwem przechowywanych przez niego swoich prezydenckich dokumentów i wszystko było OK. Każdy były prezydent zabiera ze sobą interesujące go swoje dokumenty, ponieważ sprawując najwyższy urząd w państwie ma prawo jednoosobowo odtajnić “ściśle tajne” dokumenty. Dodajmy tu, że już np. wiceprezydent, czy sekretarz stanu, nie ma takich kompetencji i mocy “odtajniania”.  

Przypomnijmy, że FBI podlega Departamentowi Sprawiedliwości (szef Merrick Garland, rodzina pochodzi z Polski), który podlega prezydentowi Bidenowi. Mainstreamowe media zawyły ze zgrozy, swoje potępienie lekkomyślności Trumpa głośno wyartykułował prezydent Biden. Przypomnijmy, że agenci FBI sfotografowali najpierw rozrzucone na podłodze dokumenty z nagłówkami “ściśle tajne” i taka fotografia zdobyła ogromną karierę w mediach jako dowód na przestępczą lekkomyślność Trumpa. Trzeba przyznać, że wielu ludzi w których posiadaniu znalazły się jakiekolwiek dokumenty opatrzone klauzulą “ściśle tajne” było skazywanych na kilka lat więzienia. Szef sprawiedliwości Garland powołał specjalnego prokuratora Jacka Smitha (którego cała rodzina “nienawidzi” Trumpa), który ma przeprowadzić śledztwo w/s tajnych dokumentów znalezionych w Mar-a-Lago. Podobno innym celem “najazdu” FBI było zdobycie dowodów, które wskazywały by na udział Trumpa w koordynowaniu i organizowaniu słynnego protestu na Kapitolu z 6 stycznia 2021 r. (zaprzysiężenie Bidena na prezydenta).  

I teraz gruchnęła wiadomość, że “ściśle tajne” dokumenty odnoszące się do Ukrainy, Iranu, Wielkiej Brytanii i Chin znaleziono w szafie biura “think tanku” Bidena w Waszyngtonie w jego Penn Biden Center, w którym były wiceprezydent pracował po odejściu z Białego Domu w styczniu 2017 r. (roczna pensja ok. $1 miliona). Dodajmy, że ten “think tank” (i uniwersytet) fundacji Bidena otrzymał w ostatnich latach od Chińczyków, aż $67 mln! Z informacji wynika, że klucze do biura fundacji miał Biden i jego żona Jill, dodatkowo dorobiono klucze dla przyjaciół z Chin. Poza tym Biden przestał być wiceprezydentem w styczniu 2017 r., a swoje dokumenty mógł przenieść do swojej fundacji dopiero w drugiej połowie 2018 r., powstaje pytanie gdzie przebywały te dokumenty opatrzone klauzulą “ściśle tajne”? Kto miał do nich dostęp?

Co ciekawe, dokumenty te “znaleźli” prywatni prawnicy Bidena jeszcze na 6 dni przed listopadowymi wyborami! Oczywiście ogłoszenie takiego nadużycia mogłoby mieć  negatywny wpływ na decyzje wyborców, więc wszystko to trzymano w tajemnicy. Nie było “najazdu” FBI w świetle telewizyjnych kamer. Prawnicy Bidena (niczym archeolodzy) zwrócili się ze swoim “znaleziskiem” do szefa resortu sprawiedliwości Prokuratora Generalnego Garlanda. Media, które z takim zaangażowaniem latem atakowały Trumpa, teraz wyciszały niespodziewany skandal z ich pupilkiem, twierdząc, że Biden współpracuje z resortem sprawiedliwości,  jednocześnie atakując lekkomyślnego Trumpa i o całej sprawie można zapomnieć. 

Niestety w następnych dniach (12 stycznia) adwokaci Bidena zgłosili Departamentowi Sprawiedliwości kolejne znalezisko tajnych dokumentów, tym razem w garażu jednego z domów Bidena w Wilmington w stanie Delaware (obok jego pięknej Corvetty), dom ten Biden wynajmował synowi Hunterowi w latach 2017/18 za “jedyne” $49,910 za miesiąc (czynsz za podobne domy w sąsiedztwie wynosił ok. $7,000). Hunter to słynny playboy (rosyjskie prostytutki), narkoman i alkoholik mocno zaplątany  w ciemne korupcyjne interesy na Ukrainie i w Chinach (Laptop Huntera). Kolejne tajne dokumenty znaleziono w domu Bidena w Wilmington. W tej sytuacji dziennikarze mainstreamowych stacji TV, którzy wcześniej ostro atakowali Trumpa, zaczęli szybko szukać wyjaśnień.  Generalny Prokurator Garland zdecydował się powołać specjalnego prokuratora (Robert Hur), aby przyjrzał się problemowi tajnych dokumentów rozrzucanych na lewo i prawo przez Bidena.

Można mieć wrażenie, że obserwujemy pewną grę, inscenizację wewnątrz Partii Demokratycznej mającej na celu utrącenie zapowiadanej kandydatury Bidena  w wyborach prezydenckich 2024 r. Innym ekstremalnym wariantem interpretacji obserwowanych posunięć byłaby dywersyjna interwencja “białych kapeluszy”, tajnego stowarzyszenia działającego rzekomo wewnątrz Deep State, czy też tajemniczej patriotycznej  sekty QANON. Mamy dziwną sytuację w której dwaj główni pretendenci do prezydentury z dwóch partii są podejrzanymi o podobne przestępstwa odnośnie zaniedbań i naruszenia prawa w posiadaniu i przechowywaniu państwowych “ściśle tajnych” dokumentów. Czyżby przygotowywano scenariusz kończący się utrąceniem obydwu kandydatur?  

Jest jeszcze jedna możliwość, czyli  działanie wyprzedzające kontrolowanego przez Bidena Departamentu Sprawiedliwości, które blokowało by zapowiadane dochodzenia o korupcyjnych  poczynaniach klanu Bidenów przez nowo wybrany Kongres w którym mają większość Republikanie. Skoro już mamy powołanego przez Garlanda specjalnego prokuratora (Robert Hur) prześwietlającego zaniedbania w przechowywaniu “ściśle tajnych” dokumentów Bidena (do których nie miał prawa jako wiceprezydent!), więc Kongres nie powinien się już tym zajmować. Powstaje pytanie, czy prywatni adwokaci Bidena mają upoważnienia, aby zajmować się przeglądaniem tajemnic państwowych z kategorii “ściśle tajne”. Co jeszcze może nas zaskoczyć? Chyba to, że pojawiłby się b. prezydent Obama twierdząc, że to on odtajnił “ściśle tajne” dokumenty i przekazał je w styczniu 2017 r. Bidenowi (?!).

Większość komentatorów tego gorącego tematu ostrzega, że w USA obowiązują dwa systemy sprawiedliwości: jeden dla Demokratów, a drugi dla Republikanów. Nie budzi też zaufania zadaniowanie i upolitycznienie FBI, przecież mieli oni słynny “skandaliczny” laptop Huntera Bidena z korupcyjnymi dowodami przez długi czas nic z nim nie robiąc, a nawet koordynując wyciszanie pojawiających się o nim informacji  z kierownictwami mediów społecznościowych jak Facebook, czy Twitter…

W tym narastającym bałaganie ktoś złośliwie zauważył, że FBI jednak powinna sprawdzić (tak na wszelki wypadek) czy czasem w schowku lśniącej Corvetty Bidena nie ma prezydenckich kodów do odpalania broni atomowej…  

Jacek K. Matysiak                                                                                                            Kalifornia, 2023/01/18

Toporna “TVP PiS” wystarczyła, aby zmieść „efekt Tuska”

9

Odkąd straciłem wszelką nadzieję i zainteresowanie czynnym udziałem w politycznym sporze, mogę sobie pozwolić na pełen dystans i z tej odległości patrzeć na poczynania polityków. Co widać? Obiektywnie rzecz biorąc wydaje się, że Tusk znacznie częściej mówi o Kaczyńskim niż o Kaczyński o Tusku, ale o TVP już się tego nie da powiedzieć. W przypadku tak zwanych „mediów narodowych” temat Tuska jest dyżurny i trudno znaleźć w kalendarzu jeden dzień, w którym nic nie mówiono o „ulubionym” polityku PiS. Z drugiej strony Tusk też nie pozostaje dłużny i jeszcze nie widziałem jego spotkania bez nawiązania do TVP. Pytanie, czy to jest autentyczna nienawiść, czy polityczna gra?

Uczciwe udzielenie odpowiedzi wymaga rozbicia na poszczególne podmioty i relacje. Długi czas krążyła taka plotka, że bracia Kaczyńscy prywatnie mają całkiem niezłe relacje z Tuskiem i być może tak było, chociaż na pewno również to wyglądało, na kolejnych etapach znajomości. Wszystko jednak uległo gwałtownej zmianie i jakoś nie chce mi się wierzyć, że po Smoleńsku Kaczyński z Tuskiem spotykają się na piwie albo herbatce, gdy tylko wygłoszą swoje wzajemne animozje na wiecach i konferencjach. Jestem więcej niż pewny, że ich wzajemne relacje są dokładnie takie, jakie widzimy w telewizjach i pozostałych mediach. Jeśli chodzi o TVP i Tuska, to w tym przypadku w ogóle nie ma o czym mówić, nienawiść jest wieloletnia, narodziła się na długo przed 2010 rokiem i każdego dnia się pogłębia. Dlatego też moja ocena stanu rzeczy jest jednoznaczna, Tusk autentycznie się gotuje i rzuca najgorszymi wyzwiskami, gdy ogląda „media narodowe”, daje się prowokować i nie potrafi wyjść z tej gry, którą mimo wszystko narzucają i kontrolują „niepokorni”.

Jakie to ma znacznie dla zwykłego zjadacza chleba? Dla zwykłego poza rozrywką lub znudzeniem nie ma żadnego, ale taki co to się wybiera na wybory i cięgle nie wie na kogo chce głosować, widzi całe zło. Z jednej strony toporną propagandę, której ramy nakreślił Kurski, ale mimo wszystko zdecydowana większość obrazków z Tuskiem, jest po prostu autentyczna. Z drugiej strony widać miotającego się lidera PO, kompletnie bezradnego wobec siermiężnej, ale obnażającej jego przeszłość telenoweli. Jest to o tyle dziwne, że za dobrych czasów Tusk potrafił w tej nienawistnej nawalance bezlitośnie ogrywać Kaczyńskiego, którego najpierw prowokował, a później pokazywał, jako bezzębnego starca z wykrzywioną w obłędzie miną. Tyle tylko, że wówczas przychodził na gotowe, brudną robotę robił za niego Palikot, z kolei w mediach widzieliśmy wyłącznie jeden przekaz, TVN od TVP nie różniły się absolutnie niczym. Teraz Tusk sam robi za Palikota i w dodatku to TVP pokazuje jego zdeformowaną toksyczną twarz.

Na dłuższą metę w tej bijatyce przegranym jest tylko jeden i rzecz jasna jest nim Tusk. „Niepokorni” są teraz takim Palikotem non stop prowokującym największego wroga i nie dają mu chwili wytchnienia. Skala prowokacji i intensywność działań powodują, że Tusk nie jest w stanie powstrzymać się przed odreagowaniem i jak tylko jednym słowem wspomni o TVP, to zaraz mu się włącza dłuższa opowieść, w czasie której daje upust emocjom. Potem TVP znów pokazuje wytrzeszczone oczy, zaciśniętą pieść i wykrzywione usta Tuska, dzięki czemu koło się domyka i zaczyna nowy cykl obrotowy. Powstał zupełnie inny rozkład masy, przed erą „TVP PiS” praktycznie cały ciężar spadał na Kaczyńskiego, który jednocześnie był celem i głównym atakującym, ale bez żadnej osłony medialnej.

Po wejściu do gry Kurskiego z ekipą, masa się rozłożyła po obu stronach i chociaż Tusk nadal ma przewagę medialną, to jest ona na tyle nieduża, że kompletnie sobie w nowej sytuacji nie radzi. Obojętnie jakie zdanie mamy na temat „mediów narodowych”, a ja mam fatalne, to trzeba oddać, że na Tuska jest to broń nie tylko wystarczająca, ale i zabójcza. Cała mityczna umiejętność poruszania się w realiach marketingu politycznego, co przypisywano Tuskowi brała się wyłącznie z braku jakiejkolwiek równowagi medialnej. Wystarczyła prosta propaganda w wydaniu TVP i mit „geniusza PR-u” rozsypał się w drzazgi, co jest głównym powodem tego, że „efektu Tuska” nie ma i nie będzie.

Co robi Giertych w rozbitym radiowozie?

21

Dostawałem drgawek na sam dźwięk słów „mama Madzi”, bo była to jedna z bardziej obrzydliwych historii, gdzie wielokrotnie wyrządzono krzywdę dziecku, które miało tragiczne życie, a po śmierci też zostało sponiewierane, za to „mama” została gwiazdą. Nie wiem dlaczego, ale przy obecnej sprawie rozbitego radiowozu i nastolatek, uruchomiają się podobne skojarzenia, chociaż to zupełnie inne i nieporównywalne historie. Cóż, organizm, świadomość i podświadomość ludzka płatają różne figle i pewnie zadziałał jeden element, mianowicie medialna głupota i pogoń za sensacją, a tu już podobieństwa są dość wyraźne.

Jest to też taka sprawa, przy której trzeba złożyć cały szereg deklaracji, aby się w ogóle odezwać, generalnie mam podobne szantaże w największym poważaniu, ale zrobię wyjątek. Owszem nie ma o czym mówić, to policjanci powinni być mądrzy i mają obowiązek przestrzegać prawa, dla odmiany nastolatki, jak sam nazwa wskazuje, dopiero dojrzewają do poważnych decyzji życiowych. W całej tej kuriozalnej sytuacji zachowanie policjantów jest nie do obrony i to bez względu na dalsze szczegółowe ustalenia. Tyle deklaracji, ale właśnie te oczywiste fakty każą się poważnie zastanowić nad postępowaniem dorosłych opiekunów nastolatek, którzy niemal od samego początku idą w kierunku medialnego show. Okoliczności tej sprawy są dość drażliwe, dodatkowo Internet buzuje seksualnymi podtekstami, chociaż póki co podstaw do tak daleko idących interpretacji nie ma. Wydawałby się, że odpowiedzialni rodzice, powinni zrobić wszystko, aby chronić prywatność i wręcz intymność swoich dzieci.

Tymczasem to jedna z matek pierwsza poleciała do mediów i opowiedziała o tym, co powinna zatrzymać dla siebie. W następnym kroku do sprawy przyłączył się Roman Giertych, mało pamiętliwym przypomnę, że to jest człowiek, który powinien siedzieć w nierozbitym radiowozie, bo od wielu miesięcy jest ścigany przez prokuraturę. Po co się bierze takiego adwokata? Chyba nikomu nie muszę tłumaczyć! Z chwilą zatrudnienia politycznego celebryty sprawa trafi do wszystkich możliwych „Pudelków” zanim wyląduje na wokandę i to się już dzieje. Na wszystkich większych portalach można przeczytać relację Giertycha z tego, co „przekazała mu klientka”. I ten początek nie będzie się niczym różnił od końca, cały czas będziemy słyszeć o przeciekach i o tym, co „nieoficjalnie ustaliła nasza redakcja”.

Powstaje zasadnicze pytanie. Co kierowało rodzicami tej nastolatki, gdy postanowili wmieszać swoje dziecko w aferę medialną i siła rzeczy polityczną? O dobru dziecka raczej możemy zapomnieć, no chyba, że nastolatka chce zostać modelką, czy wybitną piosenkarką. Druga możliwa wersja to odwrócenie uwagi od jakichś niezbyt mądrych zachowań dziewczyn, których nawet głupim zachowaniem policjantów wyjaśnić się nie da. I wreszcie trzecia wersja, to sympatie i animozje polityczne na poziomie „silnych razem”, co zawsze odbiera rozum i pcha w działania żenujące. Obojętnie z jakiej strony patrzyć na to wszystko, obecność Giertycha w sprawie nie pozwala wierzyć w czysto prawne intencje ewentualnej poszkodowanej i jej opiekunów.

Jako ojciec dziecka w podobnym wieku, z pewnością nie zrobiłbym medialnego i politycznego cyrku z tak przykrego zdarzenia, a mam w tym zakresie swoje możliwości. Nie wyobrażam sobie innego zachowania, niż ochrona dziecka za wszelką cenę, natomiast bieganie po mediach i polityczna nawalanka, to chyba najgorsza rzecz, jaką rodzic może zafundować dziecku. Pewnie to ze mną znów coś jest nie tak, w końcu kto nie zatrudnił ściganego przez prokuraturę Giertycha, niech pierwszy rzuci kamieniem. Gdyby jednak wziąć pod uwagę inne wyjaśnienie, to wiele wskazuje na to, że ludziom od tej polityki na najwyższym emocjonalnym „C” po prostu „troszeczkę” odbija. W tym przypadku akurat odbija w lewo, ale po prawej wcale to lepiej nie wygląda.

Spiker McCarthy zakładnikiem konserwatystów…

0

Pod koniec tygodnia burza wśród konserwatywnych reprezentantów ucichła, po 15-tu głosowaniach speakerem Kongresu wreszcie został kongresmen z południowej Kalifornii, dotychczasowy przywódca republikańskiej mniejszości (od 2019 r.) Kevin McCarthy zdobywając 216 głosów. McCarthy jest w kierownictwie Partii Republikańskiej od 2011 r, w 2015 r. o mały włos nie został spikerem (zablokowali go konserwatyści z Freedom Caucus), zwyciężył wtedy RINO, Paul Ryan. Lider mniejszości demokratycznej New York’s Hakeem Jeffries (czarnoskóry kongresmen z Nowego Jorku) pozostał przy partyjnych 212 głosach. Tu nie było niespodzianek, Demokraci głosują zdyscyplinowani w/g zasad leninowskiej partii. Te 15 głosowań zajęło aż 4 dni i w lewicowych masmediach było relacjonowane z satysfakcją i ironią nagłaśniającą brak zgody w republikańskich szeregach. Kłopoty z wyborem spikera nie zdarzają się często podobnie jedynie było w 1855 r. i w 1923 r. 

https://americafirstreport.com/wp-content/uploads/2023/01/Kevin-McCarthy-3-750×375.jp

Na drodze do wyboru McCarthy stanęli konserwatywni kongresmani stowarzyszeni  w ruchu America First próbując zablokować McCarthy’go uważając, że jest on zbyt  miękki, aby sprostać czekającym spikera wyzwaniom. Pojawiło się kilka innych kandydatur jak Jim Jordan, a nawet Donald J. Trump, gdyż spiker nie musi być członkiem Kongresu. Rebelią dowodził młody kongresmen z Florydy, Matt Gaetz, innymi aktywnymi uczestnikami byli Lauren Boebert (kongresmenka z Arizony), oraz Biggs, Crane, Good i Rosenthal. Wszyscy oni należą do grupy America First, czy inaczej określanej jako Freedom Caucus, oryginalnie powstałej w styczniu 2015 r. skupiającej ówczesnych aktywistów Tea Party pod przewodnictwem Jima Jordana. Uczestnicy głoszą konserwatywne poglądy nawołując do powrotu do mniejszej roli rządu, większej wolności, kontroli imigracji, decentralizacji władzy (w tym spikera), obniżenia podatków i cięć budżetowych w obliczu narastania zadłużenia państwa.

Podczas prezydentury Trumpa Freedom Caucus (dołączyli  do niego też libertyni) ewoluował w kierunku populizmu i nacjonalizmu stając często w obronie niszczonego przez prowokacje lewicy Trumpa. Konserwatyści bronili Trumpa wobec specjalnego prokuratora i kolejnych impeachmentów. Trump publicznie dziękował Jimowi Jordanowi i Ronowi DeSantis, nazywając ich prawdziwymi bojowcami.  Caucus  posiada też organizację do zbierania funduszy na wybory, House Freedom Fund. Nie ma formalnego członkostwa, spotkania organizuje nie w Kongresie, ale w pobliskim pubie. Jego liczebność szacuje się na 53 członków Kongresu, jednak w ostatnich zmaganiach w blokowaniu kandydatury McCarthy brało udział ok. 20 jego aktywistów. Na dzień dzisiejszy liderem jest Scott Perry, kongresmen z  Pensylwanii, jego zastępcą jest Jim Jordan.

Wracamy do problemów z wyborem republikańskiego spikera Kongresu, który zwieńczono nad ranem w sobotę. Aby przerwać blokadę członków Freedom Caucus McCarty musiał iść wobec nich na pewne ustępstwa obiecując im uwzględnienie ich postulatów. Zgodził się na zamrożenie wydatków budżetowych na poziomie 2022 r. Najprawdopodobniej w lipcu USA zbliży się do ustalonego pułapu zadłużenia i wtedy wybuchnie awantura wokół jego podwyższenia. Trwa wojna na Ukrainie, dotowana hojnie nie tylko przez polski rząd, ale i amerykański. W ostatnich 2 tygodniach poprzedniego Kongresu w którym Demokraci kontrolowali Senat i Kongres (izbę niższą) zdołali przepchnąć ogromny budżet z wydatkami w wysokości $1,85 tryliona (po polsku biliona). W Senacie ten wypasiony budżet przeszedł głosami 68-29, czyli za głosowali wszyscy Demokraci (47), wspierający ich 3 niezależni i aż 18 Republikanów!

Ten przegłosowany budżet zawiera $45 bln (po polsku mld) pomocy dla walczącej z carosławiem Ukrainy, ta ogromna suma na jakiś czas likwiduje tarcia w nowym Kongresie w temacie pomocy dla Ukrainy. Już w październiku McCarthy ostrzegł, że Republikanie nie będą bez końca wypisywać czeków na wojnę w Europie. W maju 57 Republikanów głosowało przeciwko wielomilionowej sumie pomocy dla Ukrainy. Kiedy kilka tygodni temu prezydent Żeleński występował wobec obydwu izb Kongresu dziękując za pomoc i prosząc o więcej, spotkał się z dezaprobatą części Republikanów. Wielu wypowiadało się, że pierwszeństwo w budżecie powinno być zarezerwowane dla zabezpieczenia zagrożonej otwartej południowej granicy Stanów Zjednoczonych, a nie granic na Ukrainie.

Zobaczymy jak będzie układać się współpraca między republikańskimi liderami w Senacie (od 15 lat Mitch McConnell) gdzie są w mniejszości i w Kongresie (Kevin McCarthy), gdzie stanowią większość (222-212). O Mitch McConnell niewiele dobrego można powiedzieć, wiadomo stary bezideowy kunktator i partyjny biurokrata manewrujący wyborczymi funduszami tak aby wyciąć konserwatystów i potencjalną opozycję. Mitch zaliczany jest do waszyngtońskich ponad partyjnych elit i do jakże niebezpiecznego dla wartości republikańskich kosmopolitycznego Deep State. Często idzie na rękę Demokratom i bardziej walczy z konserwatywnymi kolegami, niż z Demokratami. Obaj republikańscy liderzy często nie zgadzali się co do finansowania rozdętego budżetu, odnośnie traktowania prezydenta Trumpa, czy pomocy Ukrainie, której Mitch jest orędownikiem.

Interesujący jest stosunek McCarthy do bezwzględnego procesu niszczenia przez Demokratów i Deep State Trumpa. Pamiętamy głośne “powstanie” prawicowych radykałów MAGA przeciwko “praworządności “ z 6 stycznia 2020 r. znane jako atak na Capitol w celu przeciwdziałania zatwierdzeniu zwycięskich dla Bidena prezydenckich wyborów. Po wielkiej medialnej nagonce na zwolenników Trumpa i utworzeniu komisji kongresowej (badającej ten “spisek”), której celem było wyeliminowanie Trumpa jako kandydata na prezydenta w 2024 r. Minęły 2 lata i coraz więcej faktów przemawia za tym, że to całe “powstanie” było dobrze przygotowaną anty Trumpowską prowokacją. Więc na fali wygenerowanego medialnie zgorszenia najpierw spiker republikańskiej mniejszości w Kongresie Kevin McCarthy z mównicy wskazał Trumpa jako winnego tamtych zajść. Później jednak obserwując ciągle popularność wśród Republikanów Trumpa, udał się do jego rezydencji Mar-a-Lago na Florydzie, aby się z nim pogodzić. Właśnie w piątkową noc konserwatywni oponenci McCarthy otrzymali prośbę od Trumpa, aby pozwolili McCarthy zostać spikerem Kongresu, za co ten Trumpowi publicznie podziękował.

Co ciekawe odnośnie “6/1” do dziś oficjalna propaganda rządowa mówi o 5 zabitych przez “powstańców” (zamachowców) policjantach, wskazując jedynie na jednego, który zmarł następnego dnia po udarze. Natomiast nic się nie wspomina o stratowanej starszej kobiecie w tunelu Capitolu, czy o zastrzelonej bezbronnej kobiecie (weteranka sił powietrznych) wewnątrz Capitolu . Trzeba dodać, że ok 100 uczestników tych wydarzeń zostało skazanych, a wielu siedzi jeszcze w więzieniu czekając na proces. Miejmy nadzieję, że nowy Kongres  zajmie się tymi sprawami. 

Wielu konserwatystów zdaje sobie sprawę, że Ameryce grozi upadek. Zadłużenie kraju wynosi już $31,4 tryliona (po polsku bln), sama obsługa zaciągniętych długów rocznie kosztuje $518 bln (po polsku mld). Republikanie postawili sobie za cel zbilansowanie budżetu w ciągu 10 lat. Sytuacja na południowej granicy jest tragiczna, za rządów administracji Bidena przybyło już ok. 5 mln ludzi, głównie w wieku poborowym, ze 120 krajów świata. Na konferencjach prasowych oficjele rządu pytani o sytuację odpowiadają, że granica jest zabezpieczona(!). Wreszcie pojawił się tam Biden, na sesję zdjęciową. Z tej sytuacji zadowoleni są jedynie bossowie meksykańskich karteli narkotykowych, którzy dodatkowo dorabiają przemytem ludzi (m.in. sex slaves). W samym Meksyku ostatnio trwają regularne walki między kartelami, a wojskiem. W USA rośnie liczba ludzi uzależnionych od przemycanych narkotyków. Corocznie umiera z przedawkowania ok. 110,000 Amerykanów. Narkotykowe kartele działają jako forpoczta chińskiej strategii osłabienia Ameryki. To czerwone Chiny dostarczają kartelom surowiec do produkcji narkotyków.

Patriotyczni Amerykanie w Kongresie udzielając warunkowego poparcia McCarthy przedstawili szereg postulatów odnośnie obniżenia wydatków, zabezpieczenia inwazji na południowej granicy, zbadania wstydliwej sprawy niechlubnego wycofania z Afganistanu, sprawy ograniczenia wolności podczas pandemii wirusa C-19, sprywatyzowania FBI do politycznej walki z konserwatystami, wyświetlenia korupcyjnej afery rodziny Bidenów z komunistycznymi Chinami i Ukrainą i rozliczenia na co poszły ofiarowane fundusze. Konserwatyści oczekują rozpoczęcia dochodzeń w komisjach kongresowych w powyższych sprawach jak i wykorzystywania Big Media i innych korporacji przeciwko wolnościom obywateli gwarantowanych przez Konstytucję. 

Kongres decyduje o wydatkach, zarządza budżetem, ale to konserwatywne reformowanie porwanej przez lewactwo Ameryki nie będzie łatwe. Pierwszym zadaniem Kongresu ma być zatrzymanie zatrudnienia kolejnych 87,000 urzędników potężnej policji skarbowej (IRS) przez obcięcie im finansów. Jednym z warunków wynegocjowanych przez liderów Freedom Caucus jest możliwość głosowania nad zmianą spikera zgłoszoną przez pojedynczego kongresmena w sytuacji, kiedy on złamie dane im słowo. Innym jest danie posłom 72 godzin czasu na zapoznanie się, przed głosowaniem nad przedłożoną ustawą oraz głosowanie nad pojedynczymi projektami, a nie jak dotychczas nad wrzucaniu wszyskiego do jednego “worka” i głosowanie. Jeszcze innym postulatem była możliwość głosowania na projektem ograniczenia ilości kadencji członków Kongresu (instytucja zawodowych polityków), czyli “term limits”. Na tej liście jest również zakończenie finansowania “mandatów” kowidowych. Celem tych postulatów jest przywrócenie funkcjonalności państwa, jego instytucji i zakończenie procederu “rabowania” przez zadłużenie państwa i obywateli.

Tak więc Republikanie mają jedynie Izbę Reprezentantów, Demokraci mają Senat i Prezydenta. Każda przedłożona z Kongresu ustawa musi przejść przez Senat i być podpisana przez Prezydenta, więc mimo osiągnięć konserwatyści mają przed sobą bardzo trudną drogę. Drugą sprawą jest to czy spiker McCarthy dotrzyma swoich (wymuszonych) obietnic. Energiczna prawicowa kongresmenka ze stanu Georgia Marjorie Taylor Green, która już wcześniej poparła kandydaturę McCarthy zachęca swoich kolegów do okazania mu zaufania, podobnie postępuje przyszły szef komisji mającej zbadać nadużycia FBI i inne afery Demokratów solidny Jim Jordan.  

W Partii Republikańskiej już od jakiegoś czasu narastał ferment niezadowolenia, aż 84% Republikanów wierzy, że partia potrzebuje nowych liderów, szczególnie ta opinia odnosi się do nielubianego lidera republikańskiej mniejszości w Senacie, którym jest RINO  Mitch McConnell. Istotnie, kiedy lewica zdobywa większość bezwzględnie przeprowadza swoje destrukcyjne zmiany, kiedy zaś władza przypadnie prawicy jej liderzy układają się z lewicą w duchu wzajemnej tolerancji i kompromisu. Może kongresmenom wystarczają bardziej przyziemne wartości przypomnijmy, że ich podstawowa pensja (bez dodatków) to $174,000 rocznie.

 

Jacek K. Matysiak                             Kalifornia, 2023/01/10

Złamani, upokorzeni, podlegli – tyle zostało z „dobrej zmiany”

25

Kiedyś napisałem taki felieton, za który zapłaciłem wyrokiem karnym, ale na szczęście z warunkowym umorzeniem. W tytule znalazło się drastyczne słowo bardzo dobrze znane przez osadzonych, szczególnie tych grypsujących. Stali Czytelnicy na pewno wiedzą o jaki felieton chodzi i o jakich „bohaterów” ówcześnie rządzących Polską. Dziś w zasadzie w tym tekście należałoby zmienić parę przymiotników, na przykład „ruskie” na „ukraińskie, jak to zrobiło w Polsce wiele barów mlecznych i restauracji, oczywiście zupełnie bez sensu. Dobrym wyborem byłoby też przymiotnik „europejskie”, no i trochę kontekst wypadałoby zmienić na aktualny, natomiast cała reszta niestety się zgadza.

Nie chcę epatować dosadnością histerycznego felietonu i prawdę mówiąc postarzałem się na tyle, że wizyty w sądzie też przestały mnie bawić, dlatego dyplomatycznie opiszę, to co widać. Jeśli raz dasz się złamać przeciwnikowi, który nie ma żadnych zasad, to jest po tobie. PiS, a szczególnie Morawiecki został złamany kilkanaście razy i z nich już żadnego pożytku nie będzie. W podobnym stanie znajduje się Kaczyński, bo nikt nie ma wątpliwości kto stał za niegdysiejszym radykalnym kursem i kto teraz na warunkach Brukseli próbuje się nawinie z Brukselą porozumieć. Obojętnie jaki ostatecznie będzie finał tej desperacji, to o żadnym zwycięstwie nie może być mowy. Słuszne założenie, że UE zależy na wymianie władzy w Polsce, a nie jakimkolwiek porozumieniu z PiS, traci na znaczeniu po tym, co Morawiecki z Kaczyńskim jako „negocjatorzy” zaprezentowali. Pewnie, że dla świętego spokoju Niemcy i Francja woleliby mieć „swojego człowieka w Warszawie” i najlepiej, żeby był to w pełni oddany Tusk, ale jeśli PiS utrzyma władzę na trzecią kadencję, to też nikt z europejskich liderów w histerię nie wpadnie.

Nie tylko biurokraci z Brukseli zobaczyli, że PiS przyciśnięte do ściany cienko śpiewa pod batutą Komisji Europejskiej i TSUE, ale zobaczył to cały świat. Przekroczenie tej granicy jest nie do naprawienia i nie ma powrotu na pozycję „wstajemy z kolan”. Praktycznie każda dyspozycja wydana przez KE lub TSUE jest przez rządzących pokornie wykonywana, jedynie parę nałożonych kar, o niewielkim znaczeniu, PiS nadal bojkotuje, aby dokarmić radykalny elektorat. Cele polityczne europejskich graczy zostały w pełni zrealizowane i chociaż nie rządzi Tusk, to obecna władza w treści robi dokładnie to samo co Tusk i niczym poza „patriotyczną” formą opowiadania bajek się nie różni. Rządzą w Polsce ludzie złamani, upokorzeni i ośmieszeni, beż żadnej zdolności do reprezentowania narodowych interesów i na zawsze pozostaną „sługami”, tutaj wpisać dowolny naród albo zewnętrzny podmiot. O jakimkolwiek utrzymaniu własnej tożsamości i podmiotowości dało się mówić do 2020 roku, chociaż już wcześniej dochodziło do niepokojących sygnałów i nieodwracalnych procesów. Po 2020 roku proces degradacji tak przybrał na tempie i sile, że zatarł najbardziej istotne różnice pomiędzy odwiecznymi wrogami PO i PiS.

Chciałbym w nowym roku napisać przynajmniej jedno optymistyczne zdanie w odniesieniu do polskiej polityki, ale bez kłamania i to wyjątkowo bezczelnego, optymizmu wykrzesać się nie da. Będzie dokładnie tak, jak widać. Po jednej stronie pozorowane działania i „patriotyczne” pyskowanie, przy jednoczesnym pokornym wypełnianiu dyspozycji. Po drugiej to samo, tylko z pełnym przekonaniem i miłością do „dobrych panów”. Wystarczyło 6 lat, aby PiS stało się własną karykaturą i przejęło największe wady znienawidzonej PO. Uczciwie trzeba przyznać, że ten proces jeszcze nie jest zakończony i ciągle w pewnych aspektach lepiej wygląda zdegradowana władza, niż upadła opozycja, ale to są wyłącznie detale. Po wielu latach ciężkiej walki ze wszystkimi, Kaczyński otrzymał swoją szansę, którą wykorzystał przez parę pierwszych lat, potem zgubiło go to, co zawsze go gubi, czyli kadrowe pomyłki motywowane „europejskością”. Jedno jest pewne, ze złamanymi i upokorzonymi politykami nikt się nie liczy i liczył nie będzie.