Reklama

Po dwóch latach demolki polskiego systemu edukacyjnego, który podlegał całej puli idiotycznych i całkowicie ze sobą sprzecznych rozporządzeń, wchodzimy w nowy etap. I zanim do niego dojdziemy przypomnijmy, o czym jeszcze nie tak dawno mówiliśmy bardzo głośno, by nagle wszystkie problemy przestały istnieć. Uczciwi i rozsądni nauczyciele alarmowali, że zdalne nauczanie wyrządziło katastrofalne szkody i tak naprawdę dzieci powinny powtarzać rok w normalnym trybie. Taka decyzja w warunkach politycznych jest nierealna, dlatego sprawy poszły w dokładnie przeciwnym kierunku, Promocje otrzymywali niemal wszyscy, którzy w czasie „zdalnej edukacji”, przy wyłączonej kamerze grali w „strzelanki” albo siedzieli na czacie.

Powrót do szkoły też był koszmarem i tyle miał wspólnego z edukacją, co Niedzielski z medycyną. Zamiast o nadrabiać zaległości i odbudować więzi społeczne, dyrektorzy siedzieli na telefonie i obsługiwali tylko jedna gorącą linię z sanepidem. Wiadomo, że nie ma takiej rzeczy, której nie da się przepchać politycznie i medialnie, w efekcie nauka znów poszła w las i wszyscy zajmowali się liczeniem przypadków po dawce i bez dawek. Obraz nędzy i rozpaczy ciągnął się w nieskończoność, a przecież to nie jedyne problemy. Dosłownie parę chwil temu tabuny psychologów straszyły traumami i nawet samobójstwami z powodu likwidacji gimnazjów, co miało pozbawić dzieci starych przyjaźni i uniemożliwić odnalezienie się w nowych warunkach. Strajków i przebierania się za krowy nie wspominam z tego względu, że na samą myśl zakrywam twarz dłońmi od tej żenady. Zresztą o czym tu pisać i się rozwodzić, wiadomo od zawsze, że nie były takiego roku i takiej władzy, która nie reformowałaby w jakimś zakresie systemu edukacji. Jak nie radykalne zmiany, to nieustanny dobór lektur pod indologiczną linię. Wtem! Znikają problemy małe i duże, znika zagrożenie sanitarne, nikt nie pyta o dawki, czy przepełnienie klas.

Reklama

Do polskich szkół z dnia na dzień wchodzi kilkaset tysięcy uczniów w rożnym wieku. Sto procent z nich przyszło z zupełnie innego systemu, nie mającego nic wspólnego z polskim systemem. Blisko sto procent nie zna języka polskiego na poziomie podstawowej komunikacji, nie wspominając o pisaniu i czytaniu. Uczniowie nie są wpisywani do dziennika, nie otrzymują ocen, przynajmniej w takiej formule jak polskie dzieci. Ba! Tak naprawdę nie wiadomo jaki jest status prawny ukraińskich uczniów, bo rzecz jasna o nich mówimy. Normalnie nauczyciel ponosi pełną odpowiedzialność za bezpieczeństwo ucznia na terenie szkoły i przyległego terenu. Rodzice podpisują rozmaite zgody i całość jest regulowana prawnie. Nikt nie potrafi odpowiedzieć, czy ukraińskie dzieci według polskiego prawa mają status uczniów i w związku z tym podlegają tym samym prawom i obowiązkom. Prawdziwy dramat zaczyna się jednak dopiero po przekroczeniu progu klasy. Jedno krótkie zdanie stało się już koszmarem większości polski nauczycieli: „ja nie panimaju”.

Trudno, aby z godziny na godzinę jakikolwiek uczeń, choćby genialny, był w stanie opanować niełatwy język i uczestniczyć w zajęciach z pożytkiem dla siebie. Ukraińscy uczniowie dołączani na siłę do polskich klas nie tylko nic z takiej „edukacji” nie mają, ale w naturalny sposób rozsadzają lekcje. Gros czasu trzeba poświecić na anegdotyczne machanie rekami i mówienie „dużymi literami”, co jest jedyną formą porozumienia polskich nauczycieli z ukraińskimi uczniami. Jak wiadomo lekcja trwa 45 minut i jeśli „tylko” 15 minut jest poświęcane na wielokrotne powtarzanie prostych zdań, które nie docierają do uczniów, to każde ciało pedagogiczne wie, że nie da się w tych warunkach „zrealizować programu”. Podobne obrazy zobaczymy w każdej polskiej szkole, ale nie ma odważnych, aby głośno o tym mówić. Ambitny plan nadrobienia zaległości zamienił się w kolejną farsę edukacyjną. Wszystko wskazuje na to, że za 10 lat wyrośnie nam mnóstwo kandydatów do sejmu i influencerów, a cudem będzie jeśli uda im się powiedzieć jedno zdanie po polsku.

Reklama

13 KOMENTARZE

  1. wczoraj (albo przed wczoraj) w Wydarzenia-polsat był materiał o tym ze “z dobrnoci serca zakwaterowano” ukr uchodzców w… w pensjonacie (w karpaczu)…. no i co…? gdzie problem?

    ano w “materiale” była mowa ze za osobe zapłacno 120zł!!! 120zł /doba! za osobe
    i była gatka ze “teraz zaoferowali” “tylko 70zł /doba/osobe… no i pensjonat juz tak nie chce (wiadmo sezon sie zaczyna)… a to nie taki mały pensjonacik….

    niezle” wakacje” … pensjonat – luks malina – z all incluusssiv – zyc nie umierać ….

    • @Lokalny, jak ma się miękkie serce to trzeba mieć twarde co innego. Ta zasada jest cały czas aktualna. I dotyczy w tym momencie i sytuacji w Karpaczu i ogólnie w całym Kaczystanie. A i tak adresatem złości i pretensji nie będzie na końcu ten, co powinien być, tylko Putin. Wiadomo, Putin nie zacząłby wojny, nie trzeba byłoby kwaterować Ukraińców. Putin nie zacząłby wojny, nie trzeba by było podnosić cen. Putin nie zacząłby wojny, nie byłoby ukraińskich dzieci w polskich szkołach. Itd. itd….itp. Tak czy siak – Putin winny.
      Jeżeli ktoś nie widział, to polecam uwadze taki film: https://www.bitchute.com/video/iKqua6SoQzMH/
      Trochę długi ale przydaje odpowiedniej perspektywy dzisiejszym wydarzeniom.

    • @DonMac
      To, co się potocznie nazywa “aferą rzeszowską” może mieć decydujący wpływ na decyzje władz, i co za tym idzie dobrostan Polaków. Będzie poważne zamieszanie, jak w to wszystko wmiesza się Rosja. A ten kraj wiele rzeczy potrafi wykorzystać jako broń.

  2. Nic prostszego, niż skrytykować oświatę, politykę lub medycynę. Trudniej coś rozsądnego zaproponować. Ja też nic nie zaproponuję, a moje doświadczenia jako rodzica (trójka dzieci szkolnych, 9-13 lat) są następujące:

    1. Zwykła podstawówka, jedna z 6ciu w małym mieście (15 tyś. mieszkańców): problemy wszelkiego rodzaju co chwila, szczególnie gdy próbuje się czegokolwiek wymagać. W sumie trudno uchwytne, dlaczego. Po prostu jakiś totalny opór materii, mimo że wszyscy starają się być mili, i mają wszelkie możliwe dyplomy i certyfikaty. W zarazie (to już wiem bardziej od znajomych i przyjaciół dzieci), prawdziwa bonanza dla nauczycieli: sporo lekcji wypada, bo czego tam się ciągle nie da zorganizować, itp. Uchodźcy: podobnie, nie panimaju, nie da się, itp. Diagnoza: personel szkoły to w większości lokalni absolwenci, i szkoła dostarcza dokładnie taki produkt, jakiego oczekuje lokalna społeczność z dość mocno ograniczonymi ambicjami.

    2. Porządna szkoła salezjańska w sąsiednim mieście: materialnie i lokalowo to samo, a jednak zupełnie inaczej. Personelowi zależy, rodzicom zależy. Żadnej ociężałości. Nieuniknione konflikty rozwiązywane szybko i sprawnie. W zarazie zajęcia zdalne zorganizowane szybko i sprawnie (ksiądz dyrektor jest też informatykiem), uczniowie mogli wypożyczyć również szkolny sprzęt do domów. Ukraińcy? Obecnie po 2-3 na klasę, pewnie tak jak wszędzie. Pewnie, że za bardzo nie rozumieją i nie uczestniczą, ale też nie widać żadnej dezorganizacji.

    • Podstawowki maja jeden duzy problem – nauczyciele maja uczyc a jednoczesnie ponosic odpowiedzialnosc za to, zeby dzieci laskawie zachowywaly sie tak, zeby prowadzic lekcje.

      Dla mnie sprawa jest prosta, jesli jest problem z dzieckiem i dziecko nie slucha nauczyciela, to dziecko trafia na lekcji do wicedyrektora.

      Jesli to nie pomaga, rodzice przychodza do wicedyrektora i ustalaja terapie lub usuniecie dziecka ze zwyklej klasy,do klasy dzieci z problemami.

  3. Właściwe postępowanie z uczniami z Ukrainy jest funkcją tego, jak długo potrwa ten konflikt. W zamyśle rosyjskim miała to być kilkudniowa akcja militarna, która teraz może przerodzić się w wieloletnią wojnę. W takim przypadku zamiast uchodźców będziemy mieć przesiedleńców. A ci powinni uczyć się polskiego, nawet kosztem powtarzania klas. Tak jak to robią dzieci polskich emigrantów w krajach pobytu ich rodziców. Tam nikt nie zapewnia polskich szkół ani nie pozwala zdawać egzaminów po polsku. Bo tamtejsze rządy reprezentują interesy swoich obywateli i narodów.

  4. Przerazajace ksenofobiczne zachowanie polityka Konfederacji Rafała Trzaskowskiego, ktory po dwoch miesiacach ma dosc ukrainskich uchodzcow i chce czesci sie pozbyc z Polski.

    Ciekawe jak na to zareaguja politycy proeropejskiej, praworzadnej i humanitarnej Platformy Obywatelskiej?

    Pamietajmy – uchodzcy z wojny to nie sa zabawki, ktore sie nudza po miesiacu.

  5. Nie przejmował bym się wynikami uczniów z Ukrainy w naszych szkołach. Tak naprawdę; w tym roku szkolnym; jest to bez znaczenia. Obecnie wobec polskich dzieci obowiązuje zasada że, jak nie umie i się nie uczy, to winien jest nauczyciel. I nauczyciel musi uczynić wszystko aby delikwent przeszedł do następnej klasy. W czerwcu 2022r. nie istotne jest czy promocję dostanie jeden polski “matoł” (przy okazji często klasowy terrorysta, taki dziecięcy bandziorek), czy też razem z nim kilkoro nieznających języka polskiego ukraińskich dzieci – to nie rzutuje na pracę silnika. Jeśli te dzieci mają u nas pozostać, to czas do września należy poświęcić na nauczenie ich podstaw j. polskiego.

  6. a ty se “obywatelu” czekaj:
    czwartek, 3.03.2022 : https://epoznan.pl/news-news-126835-problemy_z_wyrobieniem_paszportow_pula_dostepnych_wizyt_na_zlozenie_wniosku_do_28_marca_ulegla_wyczerpaniu_to_kpina

    [ zaznaczam ze w/w problem występuje praktycznie co roku na wiosne…

    ale ale… jak ukraińcom trzeba zacząc wydawac papiery -> hurtem hurtem, szybciej szybciej -> rzucamy chmarę urzędasów(kasa sie znajdzie!) … -to- “sie da”

  7. Pisałem na początku najazdu uchodźczego, że dobije on m.in naszą ledwo człapiącą powszechną edukację. Dziś już to widać ewidentnie. Nie lubię się powtarzać, zatem wytłumaczę jedynie, czemu znów pyskuję na ten sam temat.
    Co jeszcze musi się zdarzyć, aby znaczący procent naszego społeczeństwa zrozumiał jeden prosty fakt. Zaznaczam chociażby jeden.
    Polska się zawali pod naporem tej inwazji.
    Tak, uważam obecną akcję przesiedleńczą za już udaną dla jej organizatorów. Kwestią czasu pozostaje załamanie się programów socjalnych, że o konfliktach, czyt. rozróbach nie wspomnę. Rząd jeszcze pudruje trupa, czyli udaje, że pieniądze za chwilę gdzieś znajdzie, lecz takie rżnięcie głupa można uprawiać naprawdę krótko.
    Właśnie mi do łba przyszła myśl odkrywcza, którą za darmo z ministrem edukacji się tu podzielę.
    Należy wprowadzić przepis pt. wszyscy zdają obowiązkowo, a matura jest prawem ucznia. Tzn. jeśli chce się pochwalić zdanym egzaminem dojrzałości, to trzeba mu taki dokument wręczyć, bez żadnego stresowania młodzieży. Tym samym unikniemy bariery językowej, ponieważ żadnych sprawdzianów robić niewolno, bo one przecież stres generują.
    Racjonalne, nieprawdaż?