Reklama

Jakie? Od lat stawiam tezę, że takie partie, jak „Konfederacja” nie są partiami, tylko klubami dyskusyjnymi i nie uprawiają polityki, tylko publicystykę i dokładnie w tym widzę główne powody nieuniknionych konfliktów oraz kryzysów. Wystarczy popatrzeć na skład „Konfederacji”, żeby postawić powyższą diagnozę i dorzucić jeszcze jeden element – inflację liderów. Obojętnie jak będziemy oceniać takie postaci jak: Grzegorz Braun, Janusz Korwin-Mikke, Krzysztof Bosak, czy Sławomir Mentzen, jednego odmówić im nie można – to indywidualności, żeby nie powiedzieć indywidualiści. Każda partia, która będzie się opierać na jakiejkolwiek formie demokracji, zresztą od zawsze wyśmiewanej przez jednego z liderów „Konfederacji”, jest skazana w najlepszym razie na kilkuprocentowe poparcie.

Partia musi być zarządzana w modelu totalnym, czyli lider wysłuchuje mniej lub bardziej genialnych pomysłów, ale na końcu sam podejmuje decyzję powszechnie obowiązującą. Trudno to osiągnąć, gdy liderów jest prawie tyle samo, co członków partii i na tym gruncie rodzi się paraliż albo chaos. Wielu obserwatorów i uczestników życia publicznego nie rozumie i nie potrafi oddzielić tego, co jest programem partyjnym, od tego, co jest zarządzaniem partią. „Konfederacja” na głoszeniu wolności najszerzej pojętej, momentami ocierającej się o anarchię, swoje w polskich realiach ugra. Najmniej 10% elektoratu będzie się skłaniać w stronę konserwatywnego liberalizmu, cokolwiek to oznacza, widać to niemal gołym okiem. Problem polega na tym, że ten elektorat przypomina samą „Konfederację”, mało tu dyscypliny i pracy w jednym kierunku, bardzo dużo indywidualności i jeszcze więcej pomysłów na funkcjonowanie. Gdy w grę wchodzą kultowe tematy w stylu: obniżka podatków, kołchoz europejski albo relacje z naszymi starszymi braćmi w wierze, całe środowisko się jednoczy i praktycznie mówi jednym głosem. Z chwilą nadejścia kryzysów politycznych zaczyna się chaos. Bez dwóch zdań trzeba oddać „Konfederacji”, że w kwestii pomoru zachowali się najbardziej godnie i rozsądnie, ale wcale nie jest prawdą, że stanowiska poszczególnych polityków były jednoznaczne. Nie sposób porównać Brauna choćby z Korwinem-Mikke, który zakrywał usta i nos, przyjął eliksir i parę razy zmieniał front. Głośne były też zachowania Bosaka przyłapanego na przestrzeganiu reżimów Niedzielskiego i to zaraz po tym, jak w sejmie było to przez „Konfederację” kontestowane.

Reklama

Pomimo potknięć i rozjazdu w przekazie, przez pomór „Konfederacja” przeszła zwycięsko i gdyby nie konflikt na Ukrainie dziś zebraliby profity, bo PiS ze swoimi „historycznymi” decyzjami pogrąża się i kompromituje każdego dnia. Profitów nie tylko nie ma, ale doszło do największego kryzysu politycznego od czasu wejścia partii do sejmu. „Konfederacja” wpadała w publicystyczną pułapkę i wyłożyła się na banałach politycznych. Sytuacja nie była łatwa, wiadomo nie od dziś, że w tym środowisku bardziej się nie toleruje Ukrainy i nawet USA, niż Rosji. Do tego skrzydło narodowe zawsze głosi, skądinąd słusznie, żeby Polska pilnowała wyłącznie własnych interesów. Gdy wybuchło całe to szaleństwo za naszą wschodnią granicą, a emocje społeczne w 95% stanęły po jednej stronie i prawie wszyscy chcieli pomagać, wielu strategów miałoby problem, aby z tej pułapki wyjść. „Konfederacja” w pierwszych komunikatach zachowała się politycznie, co im się rzadko zdarza. Potępienie agresji rosyjskiej bez żadnego „ale” i nic więcej w takich warunkach zrobić się nie dało. Tyle tylko, że za chwilę odezwał się Braun i Korwin-Mikke z zupełnie innym pomysłem na politykę i to nie mogło przynieść innego rezultatu niż przyniosło.

Doświadczony polityk wie, że nie wystarczy mieć rację, trzeba jeszcze z tej racji zrobić użytek. Korwin-Mikke miał rację demaskując mit z „Wysypy węży” i co więcej propagandowa telewizja Putina miła rację, ale takie rzeczy może robić „oszołom” Piotr Wielgucki, nie lider partii obecnej w sejmie. W czasie powszechnej dezinformacji ponad 90% odbiorców nie bazuje na wiedzy, tylko na emocjach. Jeśli raz ktoś zainwestuje w fałszywy mit, to będzie go bronił do upadłego, o ile nie zmieni się moda albo klimat. Publicystyka, cała grono indywidualności i klika konkurujących ze sobą klubów dyskusyjnych, rozsadza „Konfederację” od środka. Partia przetrwa jeśli zrozumie, że tak partii prowadzić się nie da, a jeśli nie zrozumie to powstanie kolejna kanapa Korwina i pozostałych liderów.

Reklama

9 KOMENTARZE

  1. Od lat w polskiej polityce oglądamy te same gęby. Co najwyżej rotują między partiami. Ale wkrótce to się zmieni. Demolujące organizmy preparaty mRNA i podkarpackie taśmy doprowadzą do wielkiego przeczyszczenia. Po tym wszystkim, co nam od dwóch lat robią, należy im się spuszczenie w kiblu historii.

  2. żeby Polska pilnowała wyłącznie własnych interesów.

    Wszystko zalezy, jak sie definiuje Polskę za 20 lat. Potem mozna przygotowac plany działania.chyba tylko PO ma taką definicję.

    Nie wiedziałem, że czeka nas wojna handlowa z Ukrainą. Ani że PiS rząd uciska kilkumilionową ukraińską mniejszość w Polsce.