Reklama

Wczoraj 14 kwietnia 2022 roku, około godz. 8.30, na trasie S8 (okolice miejscowości Wiśniewo), 26-letni motocyklista z nieustalonych przyczyn zjechał z drogi i uderzył w bariery energochłonne. W wyniku wypadku kierujący motocyklem zginął na miejscu. Takie informacje od policji uzyskały lokalne media, ale dopiero dziś wypadek dotarł do szerokiej opinii publicznej, gdy się okazało, że tą samą trasą, o tej samej porze jechało sędziowskie małżeństwo: była prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf i Bohdan Zdziennicki, były prezes Trybunału Konstytucyjnego. Zdarzenie miało być też nagrane przez kamerę umieszczoną w ciężarówce, która przejeżdżała obok miejsca śmiertelnego wypadku. Jak donoszą media, w tym Onet.pl.

Czasy mamy takie, że bohaterowie zmartwychwstają, blogerki w ciąży zmieniają fronty i relacje, dlatego do każdej informacji podanej w Internecie podchodzę ostrożnie. Istnieją jednak charakterystyczne zachowania i wypowiedzi, które dają bardzo głośny sygnał alarmowy. Wypowiedź dla mediów sędziego Zdziennickiego jest wszystkim, co sędzia potrafi w swoim interesie wyrazić: „Potwierdzam, że braliśmy udział w takim zdarzeniu”. Prawnicy z całą pewnością uśmiechnęli się pod nosem, praktycy sądowi też czują pismo nosem, ale kto ma to szczęście i w sądzie nigdy nie był, może nie dostrzec o co chodzi. Przede wszystkim zwracam uwagę na dobór słów, chodzi o śmiertelny wypadek, zginął człowiek, ale dla sędziego to jest „zdarzenie” – żadnych emocji. „Zwykły” człowiek, jakby chciał ukryć prawdę powiedziałby, że faktycznie jechał tą trasą, ale nie pamięta co się stało. Sędzia doskonale wiedząc, co w prawie oznaczają poszczególne terminy, zabezpieczył się procesowo. Jako potencjalny oskarżony ma prawo się bronić wszystkimi możliwymi sposobami, w tym kłamstwem. Mało tego, pan był prezes TK i pani była prezes SN wiedzą, że za składanie fałszywych zeznań odpowiadają wyłącznie po uprzedzeniu i pouczeniu o treści art. 233 kk.

Reklama

Jeśli zatem policjant ich po prostu spytał, czy jechali i co widzieli, to mogli opowiadać dowolne historie i bez względu na to, jak będzie się oburzać opinia publiczna, oni po prostu z pełną premedytacją korzystają z wiedzy prawej. Postępują tak, aby maksymalnie uzbroić się procesowo, co ich zapewne czeka z uwagi na dowody w sprawie. Oczywiście kluczowe jest tutaj nagranie i skoro samochód „sędziowski” został zabezpieczony przez policję, to ten materiał musi być na tyle mocny, że na taką czynność pozwolił. Czy to oznacza, że pan prezes i pani prezes są na straconej pozycji? Nic z tych rzeczy, o ile na nagraniu nie będzie jednoznacznie widać kto prowadził samochód, to znów skorzystają z przysługujących im praw i nawet nie muszę kłamać. Wystarczy, że się powołają na art. 261 k.k., który daje prawo do odmowy zeznań świadkowi, jeśli to mogłoby narazić świadka lub osobę bliską na odpowiedzialność karną. Przy czym to nie jest tak, jak sobie myśli Kowalski, że ten co odmawia zeznań, bo się boi odpowiedzialności karnej, jest winny i tyle. Nic podobnego, to święte prawo do obrony i nie stanowi żadnego dowodu.

„Uczestnicy zdarzenia” mają całą gamę możliwości, aby wyjść z tego bez najmniejszej szkody procesowej. Pozostaje jeszcze do rozważenia najgorsza wersja dla potencjalnych oskarżonych, czyli dowód z nagrania, na którym widać osobę prowadzącą samochód. Tutaj rzeczywiście zaczyna robić się gorąco, ale pamiętajmy, że to nie takie hop siup. Najpierw trzeba powołać biegłych i to z kilku dziedzin, przecież materiał z kamery mógł być zmontowany, a twarz kierowcy przypomina jedną Zośkę z Kutna albo Józefa ze Zgierza. Kamera też ma swoje wady, nie spełnia normy unijnej, tudzież nie jest przystosowana do nagrywania w czasie deszczu. Z takich wątpliwości żyją biegli i prawnicy, dlatego jako praktyk sądowy czekam niecierpliwie na rozwój wypadków i wejście do gry poszczególnych mediów z politykami, co jest pewne. Kto wygra? Nie wiem, ale walka będzie się toczyć nie tylko pomiędzy adwokatem, prokuratorem i składem sędziowskim, który będzie musiał sądzić swoich, ale i pomiędzy „nagonką na sędziów niezłomnych”, a „sprawiedliwością dla kasty”

Reklama

16 KOMENTARZE

    • Jestem ciekaw, czy ich rodzina ma szansę na dobrego adwokata. Który pogrąży kolegę po adwokata. Czy będzie zmowa.

      Już widzę apele w wyborczej:

      “Kiedy widzisz że obok umiera praworządność,
      nie przechodź obojętnie.
      dołącz do nas i uratuj sądy

      Małgorzata Gersdorf
      Bohdan Zdziennicki”

  1. Nie będzie żadnego wyroku.

    I sędzia SN i prezes Trybunału Konstytucyjnego nic nie widzieli.
    A nagranie wideo zostało zdobyte w nielegalny sposób i nie może być dowodem.

    Nie ma ani dowodów ani świadków, więc nam nic do tego.

    *****
    Ze wstępnych informacji służb wynika, że motocyklista stracił panowanie na pojazdem i zaczął robić fikołki. Następnie motocykl miał przelecieć nad autem, którym jechali Małgorzata Gersdorf z mężem. Oni zwolnili, a motocyklista dalej fikołkował i rozbił się o ekran dźwiękoszczelny.

    Wszystko to miała zarejestrować kamera samochodowa. Informacje o nagraniu potwierdził w rozmowie z Interią podinsp. Tomasz Krupa. – Mogę potwierdzić, że mamy zabezpieczony film ze zdarzenia i zatrzymaliśmy samochód, który został tam zarejestrowany – przekazał rzecznik podlaskiej policji.

    Jak informują media, Małgorzata Gersdorf z mężem mieli nie zatrzymać się po wypadku i nie udzielić pomocy poszkodowanemu motocykliście.

    Po prostu jechaliśmy autostradą i jakiś kierowca ciężarówki ma to na kamerze, ale to wiem z internetu – podkreśliła Gersdorf. – Do męża przyszła policja i dopiero wtedy zaczęliśmy przeglądać informacje w internecie. Widzieliśmy tylko taką blachę, która leciała obok nas. Ja myślałam najpierw, że nam się coś urwało – dodała była I prezes Sądu Najwyższego.

    *****
    Krótko mówiąc, widzieli kawałek motoru który leciał koło ich auto, ale myśleli że to oderwał
    się kawałek ich samochodu, więc się nie zatrzymali. Podejrzani są o to, że koło nich umierał człowiek, a oni nie zatrzymali się żeby wezwać pogotowie do umierającego człowieka. Ale miło że zwolnili, żeby sobie pooglądać.

  2. Widziałem nagranie. W chwili, gdy czarny (chyba Forester) pojawia się w kadrze samochód ten właśnie zmienia pas ruchu z lewego na środkowy. Ponadto hamuje gdyż na nagraniu widać świecące się światła stop. W tym samym czasie wrak motocykla szoruje już wzdłuż lewej bariery. Uderzenie w nią nastąpiło więc wcześniej.
    Kluczową sprawą pozostają ślady na lewym boku samochodu. Jeżeli takie istnieją, to z ich analizy będzie można wiele stwierdzić, choć nie wszystko.
    Sam jeżdżę motocyklem i przebieg zdarzenia wydaje mi się jasny. “Osoba kierująca” samochodem, widząc ciężarówkę zamierzającą włączyć się do ruchu, zmieniła pas na lewy, aby jej to ułatwić. Stało się to w chwili, gdy auto było już wyprzedzane przez motocykl. Dalej istnieją dwie możliwości. Albo motocyklista został “dociśnięty”, uderzony i rzucony w barierę, albo chcąc uniknąć zderzenia odbił w lewo i sam w nią uderzył. Nie raz widziałem podobne sytuacje, w których, na szczęście, do wypadku nie doszło, ale “było o włos”. Jedną sam przeżyłem, na szczęście przy bardzo małej prędkości, więc skończyło się na skrzywionym lusterku, obitym łokciu i awanturze.
    Oczywiście to tylko amatorska analiza, a dlaczego nie ma ona znaczenia napisał już p. Piotr w felietonie.
    Szkoda tylko, że zginął młody facet, kolega motocyklista. Już nie pozdrowimy się mijając na szosie…

  3. Gersdorf. Skądś znam to nazwisko. I jeszcze Rzepiński na dodatek. Tak się nazywały usprawiedliwienia tego, że PiS przez pierwsze 2 lata swojej kadencji nie zreformował ani nie zdekomunizował kraju. Tak więc czekaliśmy na Godota, dopóki nie pojawił się covid. Wtedy PiS pokazał vo potrafi i dlaczego pozwolono mu rządzić.