Reklama

We wszystkich dziedzinach eksperci bronią swojego terenu i zazwyczaj na tym terenie się kompromitują. W prawie obowiązuje inna reguła, sformułowana przez Rzymian – ignorantia iuris nocet. Nieznajomość prawa szkodzi i co więcej nie jest okolicznością łagodzącą, ale obciążającą. Na prawie każdy musi się znać, a przynajmniej powinien i nikt nikomu znajomości prawa odmawiać nie może. Napisałem w życiu dziesiątki pism procesowych, praktycznie ze wszystkich kodeksów: karny, cywilny, wykroczeń, administracyjny i zanim nauczyłem się podstaw prawa dostawałem tęgie baty, aż plecy i koniec pleców puchły. Wstyd się przyznać, ale potrafiłem w apelacji domagać się skazania wcześniej uniewinnionego oskarżonego, chociaż kodeks karny mówi wyraźnie, że takiego wyroku sąd odwoławczy wydać nie może. Pomimo błędu sąd uwzględnił apelację, ale zgodnie z prawem uchylił wyrok i oskarżony po ponownym rozpoznaniu sprawy został uznany winnym.

Taka nauka jest bardzo bolesna, jednak z drugiej strony człowiek pamięta przez całe życie, że prawo trzeba znać i za każdym razem bardzo uważać na jakie paragrafy się powołujemy. Oczywiście, że nawet najlepiej sporządzone pismo polegnie w sądzie, bo wyroki wydają sędziowie, bardzo często wbrew literze prawa. Z mojego bogatego doświadczenie mam i taki ulubiony przykład. Sąd pierwszej instancji dwukrotnie uznał swoją niewłaściwość miejscową, co było ewidentne, ale wyższa instancja uchyliła postanowienia na mocy ludowej prawdy: „nie bo nie”. Wszystkim szczęśliwcom, którzy nie mieli do czynienie z sądami ciężko jest wytłumaczyć, że w sądzie jak w kasynie, jeśli wylosujesz beznadziejnego sędziego nie zrobisz nic, niemniej trzeba robić wszystko, co w naszej prawnej mocy, aby dać sobie szansę przy kolejnym losowaniu przy apelacji. Każdy prawnik wie, a w każdym razie wiedzieć powinien, że podstawą solidnego aktu oskarżenia, czy linii obrony jest precyzyjne powoływanie się na poszczególne przepisy prawa, które nie mają nic wspólnego z ludzkimi emocjami, intuicjami, czy interpretacjami.

Reklama

Setki razy czytałem niedorzeczne opinie na temat zachowania sądu, pamiętam jak się „prawi” oburzali, gdy sędzia pytał powoda Kaczyńskiego o jego stan emocjonalny po katastrofie smoleńskiej. Psy na nim wieszano, tymczasem to było działanie na rzecz powoda, który musi udowodnić, że jego dobra osobiste, brutalnymi wypowiedziami pozwanego Wałęsy, zostały naruszone, co skutkowało określonymi szkodami emocjonalnymi. I takie pytanie powinien zadawać pełnomocnik powoda, sędzia wykazał się jedynie dobra wolą. Czasami jest jednak tak, że wybitny sędzia nic nie zrobi, jeśli podstawa prawna jest całkowicie przestrzelona, co miało miejsce w głośnej sprawie Pani Natalii Nitek-Płażyńskiej przeciw Hansowi G. Niemiecki pracodawca poniewierał swoich polskich pracowników wyjątkowo wulgarnie, agresywnie i bezprawnie, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Tyle tylko, że człowiek pozbawiony wiedzy prawnej na poniższe słowa zawsze zareaguje emocjonalnie i w 99 przypadkach na 100 wskaże na groźby karalne, a to całkowicie chybiona podstawa prawna:

Nienawidzę Polaków, nie to, że ich nie lubię, nienawidzę ich. Oni wszyscy są cwelami i idiotami. Lepiej jest w Afryce. Jesteście gównem. Tak, jestem! Jestem hitlerowcem! To wina tego kraju, że taki jestem. Zabiłbym wszystkich Polaków. Nie miałbym z tym problemu.

Groźby karalne muszą być skierowane do konkretnej osoby i wzbudzać u niej uzasadnioną obawę, tymczasem pokrzywdzona Natalia Płażyńska-Nitek zeznała do protokołu, że się nie bała, czyli sama zniosła przesłankę z artykułu 191 k.k.: „Kto grozi innej osobie popełnieniem przestępstwa na jej szkodę lub szkodę osoby najbliższej, jeżeli groźba wzbudza w zagrożonym uzasadnioną obawę, że będzie spełniona”. Poza tym oskarżony nie kierował słów do niej, ale do całego narodu polskiego i w tym momencie ręce opadają. Nie wiem do jakiej szkoły chodził prokurator, że sięgnął po art. 191 k.k., gdy ewidentnie został naruszony art. 256 k.k.:

Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Wypowiedź Hansa G. w całości wypełnia przesłanki z art. 256 k.k. i co więcej ten artykuł dotyczy całego narodu, nie jednej, czy pięciu pokrzywdzonych. Brutalnie mówiąc prokuratura popełniła w tej sprawie błąd, jakiego nie popełniłby amator z niewielką wiedzą prawną. Kasacja nie miała prawa być uwzględniona, jeśli chcemy szanować prawo, natomiast prokurator, czy prokuratorzy, którzy pisali akt oskarżenia powinni za to odpowiedzieć, jeśli nie dyscyplinarnie, to zawodowo, na przykład „awansem” z Gdańska do Augustowa. Sprawa była banalna do wygrania, niestety prokuratura nie dała szansy sądowi na wydanie właściwego wyroku.

Reklama

4 KOMENTARZE

  1. Większość kasty działa na zasadzie podziwu Zachodu i czucia małości własnego narodu. Oskarżony niemiec został pogłaskany po głowie bo to niemiec, w odczuciu kasty rasa wyższa. Gdyby sprawa dotyczyła szaraka z Polski za zadumanie batonika to najniższym wyrokiem, przy dobrych wiatrach byłoby odpracowanie 48 godz prac społecznych. Niestety u nas w bantustanie w większości spraw są równi i równiejsi
    Jak to sobie poradniki piszą aby zamieszkać w Polsce
    https://polskawliczbach.blogspot.com/2022/04/jak-to-sobie-poradniki-pisza-aby.html

  2. Skoro cała rzecz dzieje się w Gdańsku, to zasadne staje się pytanie na ile to był naprawdę błąd prokuratora, a na ile “błąd” celowy, czyli działanie mające przynieść określony slutek (który jak widać przyniosło). Ale gdzie był p. Płażyński, który podobno jest prawnikiem???

  3. ‘W prawie obowiązuje inna reguła, sformułowana przez Rzymian – ignorantia iuris nocet. Nieznajomość prawa szkodzi i co więcej nie jest okolicznością łagodzącą, ale obciążającą. (…) zanim nauczyłem się podstaw prawa dostawałem tęgie baty, aż plecy i koniec pleców puchły. ‘

    Lepsza kasta powtarzała nam to tak długo, że uwierzyliśmy, że tak jest, że nie da się lepiej, że alternatywą jest anarchia. I potem przychodzi pani Gersdorf, i twierdzi, że nie jest zaangażowana politycznie, jak jej zarzucano, bo na demonstracji nie trzymała świeczki, tylko wkład od znicza, i że to ma zasadnicze znaczenie.

    Ja tego nie kupuję. Dlaczego władza sądownicza nie jest wybierana demokratycznie? Może pozwoliłoby to uniknąć rozstrzygnięć jawnie niesprawiedliwych i bulwersujących.

  4. Wolne żarty;
    Gdzie się zapodział nasz szeryf od siedmiu boleści? Nie słyszałem, aby Zbigniew Ziobro tego partacza, w jakikolwiek sposób, ukarał, czy publicznie skrytykował.
    To nie jest żadna ignorancja prokuratury, lecz kolejna odsłona żałosnego wdzięczenia się pisowców do obcych. Skomlą w ten sposób do każdego, kto dysponuje realną siłą i nic im nie przeszkadza gnojenie przy okazji Polaków i szeroko rozumianej polskości.
    Pamiętam ich skowyt podczas ustawy ipnowskiej. Tu, zachowując proporcje, mamy do czynienia z identyczną postawą. Niemiec to nadludź, oczywiście nie taki jak Żyd, jednak ktoś, w oczach naszych elyt, nieporównanie lepszy od polskiego tubylca. Trzeba mu się więc przypochlebić, jak kto może. Np. prokurator celowo spieprzy nawet prostą sprawę. Po mojemu pisowscy aparatczycy skrycie marzą o tym, aby zostać w końcu uznanymi przez europejskie towarzycho. Stają na głowie, zarówno w sprawach kluczowych, jak i w incydentalnych, żeby ich tam wpuścili. Kto twierdzi, że przesadzam w tym momencie, ponieważ pis jakoś tam próbuje coś dla Polski uzyskać, niech sobie przypomni naszą kapitulację klimatyczną.
    Rozpoczął ją prezydent Lech Kaczyński, drugi etap podpisała premierzyca Beata Szydło, a ostatni gwóźdź do trumny wbił Pinokio. Jakże to wymownie pokazuje obłudę naszej władzy.