Reklama

Na wstępie tego totalnie pokręconego tekstu, chciałbym nadmienić, że znudziłem się i obrzydło w moich oczach i nie tylko oczach, wszystko, co wiąże się z tak zwaną polityką.

Na wstępie tego totalnie pokręconego tekstu, chciałbym nadmienić, że znudziłem się i obrzydło w moich oczach i nie tylko oczach, wszystko, co wiąże się z tak zwaną polityką. Wymiotuję na samą myśl o tych wszystkich partyjnych harcach. Telewizor już dawno wywaliłem w cholerę. Internet przestaje mi służyć, jako źródło wiadomości o tym co tu i teraz się dzieje.

Reklama

Ciekawe rzeczy, dzieją się obok tego całego szajsu. Cyrku ćwierćinteligentów dla nie wiadomo kogo.

 

Lubię grudzień z dwóch powodów.

Po pierwsze, jest to czas, gdy może spaść taki autentycznie zimowy śnieg ( prawda, że dziwnie to brzmi w obliczu zacierania się pór roku? ), na który jako dziecko czekało się szczególnie i z utęsknieniem. Nadal odczuwam frajdę, gdy można się beztrosko wyłożyć, samotnie na środku pola i powywijać pajacyka w głębokim śniegu. Poza tym, dochodzi wtedy do ciekawego paradoksu. Przyroda zwalnia na maksa, a ludzie na odwrót. Gonią za zakupami, dogadzaniem sobie prezentami. Na sam koniec roku, ta gonitwa przybiera postać fajerwerków. Poganiamy się z tym życiem przez kolejny rok.

Drugim aspektem lubienia grudnia, są oczywiście święta. Dziś jakiś bloger, którego nicka i miejsca z którego pisał nie chcę wymieniać, zasugerował, że katolickie święta, należą się tylko katolikom. Prawda, że zabawnie to brzmi? Już widzę, te jego mistycznie przeżyte święta, gdy z siatami zakupów będzie krążył pomiędzy sklepami, a domem. Gdy w kolejnym centrum handlowym, będzie wybierał prezent dla ukochanej. Może źle kombinuję, ale aby pouczać innych z pozycji jakiegoś "Absolutu", to trzeba mieć nie po kolei w głowie. Wolność Tomku w twoim domku. Mój domek i moje święta zostaw w mojej gestii. Poradzę sobie.

No tak.  Zamiast zagłębić się w przedświąteczną atmosferę ( kurcze jeszcze trzy tygodnie, ale kto wie czy do tego czasu będę miał coś okazję napisać), zajmuję się jakimś tematem pobocznym. Do rzeczy więc.

Uważam, że tradycja, to rzecz piękna w sumie. Jest powtarzalna w wymiarze corocznego celebrowania, jak cholera. Ale niech mi ktoś powie, czy miał w swoim życiu dwa identycznie przeżyte dni? Chyba nie…

Tak samo jest ze świętami.

Niby wiemy, czego się spodziewać. Jaki jest podział ról w przygotowaniach, a nawet co ostatecznie wyląduje na wigilijnym stole, a mimo to…

Ponad tą całą wrzawą kuchenną, wydobywaniem ozdób z zapomnianych przez rok zakamarków, zapachem świerku i ciepłem chwilowo lepszych ludzkich nastrojów i uczuć. Można poczuć Ducha Świąt.

I mimo, że po kilku dniach, (a może nawet godzinach) wszystko wraca na tory normalności, to ten krótki czas zostawia w nas trwały ślad oczekiwania na przyszły rok.

To jest chyba moja najdziwniejsza notka na tym portalu.

W związku z tym, aby pozostawić Państwa w całkowitym osłupieniu, w domysłach, o co mogło tym razem chodzić podmiotowi piszącemu. Podejmę się próby wklejenia zdjęcia własnego autorstwa.

Niech ono dopełni dzieła mojej "twórczej" degrengolady.

 

 

Reklama

13 KOMENTARZE

  1. Wysunąłbym tezę,
    że w dużej mierze tego ducha stwarzamy my sami między sobą. A czy on jest gdzieś między zapachem świerkowego igliwia albo jedliny, kłującym w nos mrozem i półmrokiem popołudnia, kiedy na choinkach w oknach u sąsiadów zapalają się światełka? A może to feromony ludzi podnieconych oczekiwaniem na spotkanie i prezenty? A może grupowa telepatia? A może wszystkiego po trochu? Nie ustalimy…

  2. Podpisuję się obiema
    Podpisuję się obiema rencami.:) U nas to na śniegu nazywa się robieniem orła, nie pajacyka. Detal. Już dziś się cieszę na myśl o zmęczeniu, o jednym z 7-u upieczonych ciast, które mi się jak zawsze nie uda, o rodzinie, która w komplecie, mam nadzieję, że siostrzeniec dotrze z Finlandii, że będziemy dzieląc się opłatkiem znowu tak blisko siebie, że bliżej się być nie da. Że raz w roku? Nie, nie raz, ale aż tak tylko w ten dzień. Wszyscy, my którzy żyjemy i ci, którzy odeszli i zasiadają w ten szczególny dzień obok nas przy wigilijnym stole. Połowa mojej rodziny to ateiści, ja sama nie wiem kim jestem, może nigdy się tego nie dowiem, śmieszna chrześcijanka, tak samą siebie nazywam, ale też mówię jak Ty, wara wam od tego dnia, jest tylko nasz i nikt nie ma prawa narzucać nam jak mamy go spędzić.

    PS: Marzę o białych świętach, nie “zielonych”, które okazują się szaro-bure.

    PS 2: Degrengolada? Nawet tak nie żartuj.:) I nie strasz, że zamilkniesz. Zdjęcie bardzo mi się podoba.

    Pozdrawiam serdecznie bardzo.:)

    • Za oknem mam przedsmak.
      Za oknem mam przedsmak. Księżyc w pełni, gwiazdy, muślinowe firanki chmurek ich nie zasłaniają, szron na trawie, biało. Z dala od centrów handlowych, pośpiechu. Mimo niedogodności wszelakich to u mnie na wsi szybciej usłyszę, że zbliża się ten dzień.:)

  3. Proszę Cię, Partyzancie
    Jaka degrengolada? Daj mi Boże takiej degrengolady! Fotka piękna, tajemnicza, a i choinki na czasie.
    W “mimo to…” jest jednak nadzieja. Może nie wszystko wróci na tory zwykłej codzienności, coś w nas jednak zostanie lepszego, czego Tobie i nam szczerze życzę.
    Pozdrawiam 🙂

    PS. Czyżby katole na wiadomym portalu już skasowali innych chrześcijan? No pacz pan, jak to się plecie.

  4. O!
    To te noce zaczynają już być do siebie podobne na sporym obszarze naszego pięknego kraju.

    W Gorcach podobnie.

    Przez tą aurę i w ogóle, to się człowiekowi jeszcze chce…

    Graz

    🙂 Ale jest mi w sumie głupio trochę, bo wiesz dobrze, że i ja tam piszę.

    Jak zwał, tak zwał. Dobrych znajomych nie śmiem rozstawiać po kątach, w którym miejscu sieci mają się produkować.

    Mogę na swoje usprawiedliwienie napisać, że blogerem zacząłem być najpierw tutaj.

  5. Graz
    Ulegam groźbie;)

    Mam teraz mówić tylko dobrze, czy może tylko bardzo dobrze?:)

    Nie gniewaj się, ja to ogólnie napisałem. (tam przeca mam też kilkoro ulubionych)

    A Ty mnie tu od początku mobilizowałaś, i mając dobrą pamięć raczej, będę o tym będąc tutaj zawsze pamiętał.