Reklama

Ktokolwiek sądził, że wynik wyborów we Francji mógł być inny niż w rzeczywistości jest, wykazał się co najmniej naiwnością. Nie ma takiej krzywdy wyrządzonej wyborcy przez polityka, której wyborca nie byłby w stanie zapomnieć. Polityka Macrona pod szyldem „liberalnej demokracji” była jedną z bardziej surowych. Na długo przed tym, jak zaczął się pomór we Francji przetoczyły się protesty „żółtych kamizelek”. Brutalne tłumienie manifestacji zobaczył cały świat i nie specjalnie się tym przejmował. O ile pamiętam to Timmermans powiedział, że nie widzi łamania praworządności we Francji, gdy jeden z polskich polityków wypomniał mu nadgorliwość w sprawie przestrzegania polskiej konstytucji. Zasada jest dość prosta jeśli reprezentujesz właściwą opcję polityczną powszechnie promowaną przez światowe elity, to praktycznie jesteś bezkarny.

Wybór demokratyczny to tylko puste hasło, dość wspomnieć jak były komentowane wygrane Trumpa, czy Orbana. Gdyby we Francji wygrała Marine Le Pen od wczoraj wybuchłby jeden wielki jazgot, a słowo faszyzm byłoby odmieniane przez wszystkie przypadki. Francja z dnia na dzień stałaby się państwem totalitarnym, media wypełniłby się dramatycznymi obrazami łamania praw człowieka. Wygrał Emmanuel Macron i „cywilizowany świat” odetchnął z ulgą, bo oto znów nastąpił triumf demokracji. Fakt, że możni tego świata są cynikami i hipokrytami, raczej nikogo nie dziwi, natomiast fenomen upokorzonego wyborcy przynajmniej mnie nieustająco fascynuje. Syndrom bitej żony ma tutaj pełne zastosowanie, jaki by drań nie był, ale zawsze pół wypłaty przeniesie do domu. Macron wiele razy upokarzał Francuzów i to tak, że nawet jego zwolennicy łapali się za głowy. Pamiętne słowa, że Francuzi, którzy nie chcą przyjąć dawek nie zasługują na miano obywatela Francji, w ogóle nie istniały w kampanii. Francuzi uznali, że nic się nie stało i to ci Francuzi, którzy nie mogli wejść do swoich świeckich świątyń zwanych restauracjami. Odmówienie podstawowych praw obywatelskich milionom Francuzów, nie skończyło się porażką, ale sukcesem polityka gardzącego wyborcą.

Reklama

W kontrze można słusznie zauważyć, że mimo wszystko Marine Le Pen, jak na polityczne realia uzyskała genialny wynik. 41,5% dla prawicowej liderki osiągnięte w kraju liberalno-lewicowym, to nie lada wyczyn. Niby tak, ale pamiętajmy, że to jest w zasadzie głosowanie przeciw nie za. Sporo Francuzów zostało też w domu, mówi się o bardzo niskiej 70% frekwencji, co w Polsce pewnie budzi powszechne zdziwienie, ale we Francji tak źle nie było od 1969 roku. Wynik Marine Le Pen na pewno był determinowany niezadowoleniem Francuzów, dość powiedzieć, że w trzecim starcie pobiła rekord poparcia, niemniej przewaga Macrona, zwłaszcza po tym jak przebiegała jego poprzednia kadencja, robi znacznie większe wrażenie. Prawie 59% to niemal nokaut i jednocześnie pozbawienie złudzeń, co do odpowiedzialności polityka. Siłą popkultury i mediów da się zrobić z niedołężnego staruszka prezydenta mocarstwa, a z jednego mikroba, przepuszczonego przez ekrany telewizorów, broń o większej sile rażenia niż bomba atomowa.

Swoje znaczenie ma też przyzwyczajenie polityczne, które nazwa się poglądem. Wyborca to taki dziwny byt, że w imię wyznawanych poglądów jest gotów poświęcić prawie wszystko. Będzie chodził głodny i goły, ale szczęśliwy, że jego jest na wierzchu. Wyznawca liberalizmu nie zagłosuje na socjalistę, choćby mu czarodziej jednym pociągnięciem magicznej różdżki zamienił stodołę w Wersal. I odwrotnie, socjalista pogoni liberała niosącego dary ze złota, mirry i kadzidła. Politycy na tym patencie potrafią jechać w nieskończoność i jeszcze uruchamiać turbodoładowanie w postaci podgrzewania sporów i konfliktów pomiędzy wyznawcami poszczególnych ideologii. Proces wyborczy w tak zwanych liberalnych demokracjach od dawna odbywa się na zupełnie innym polu niż logika, rozliczenie polityka i wręcz odbywa się poza polityką. Modne poglądy, poczucie bezpieczeństwa, które daje stado, im większe, tym lepiej, to żelazne alibi dla Macrona i wszystkich pozostałych partyjnych liderów. Wygrywa idol, niosący sztandar poglądów i choćby po drodze popełnił setkę zbrodni, wszystko mu zostanie zapomniane i wynagrodzone.

Reklama

8 KOMENTARZE

  1. Policzono głosy i według tego policzenia Macron wygrał. Teraz już może pozbyć się całej wyborczej retoryki i zacznie podskakiwać Putinowi, jak mu Schwab przykazał. Mam nadzieję, że tym razem nie uda mu się wciągnąć świata do wojny. Będzie się chłop gorliwie starać, bo Francja jest już tak zrujnowana, że tylko udział w wojnie może to przykryć.

  2. We Francji, 6 na 10 wyborców głosowało na “ekstremistyczne partie”. Być może niedługo będziemy mieć Paryż w Warszawie…

    W Słowenii przegrał Premier popierany przez EPL, platforma z EPL się cieszy, bo Premier Słowenii był “człowiekiem Putina”. Skąd to wiedzą? Bo jechał z Kaczyńskim do oblezonego przez Rosjan Kijowa, żeby umocnić rząd Ukrainy.

  3. Taka działalność ekologiczna jest szalenie dochodowa.

    Bill Gates przeznacza 0,5 miliarda dolarow na zmniejszenie kursu akcji Tesli.

    Wszyscy “się o tym dowiadują”

    Bill Gates zaprasza Elona Muska na rozmowę.

    W trakcie rozmowy Bill Gates proponuje Elonowi, żeby przelał kasę na działalność “charytatywno-ekologiczną” jego fundacji, a on wycofa kase na zbicie kursu akcji Tesli.

    Bill Gates kontaktuje się z Elonem na rozmowę w sprawie szczegółów przekazania darowizny, Elon pyta “Ale wycofałeś pieniadze z inwestycji wrogiego obniżania kursu Tesli, tak jak uzgodniliśmy? ”
    Bill: nie.
    Elon: no to nie mamy o czym rozmawiać.

    Następnie Elon publikuje anonimowo rozmowę, ale ją potem autoryzuje, żeby każdy wyrobił sobie swoje zdanie nt biznesu Billa.