Reklama

Pamiętam dokładnie ciąg dyskusji na temat światowego kryzysu finansowego, pod tekstami Matki Kurki, Ja?ego i Duralexa.

Pamiętam dokładnie ciąg dyskusji na temat światowego kryzysu finansowego, pod tekstami Matki Kurki, Ja?ego i Duralexa. Ponieważ nie miałem nic ciekawego i mądrego do powiedzenia a korciło mnie by coś chlapnąć, wykoncypowałem sobie, że całej tej zapaści finansowej winni są Żydzi. Masonom i Cyklistom dałem wtedy spokój. Snułem onegdaj domysły, że tak zwana bańka finansowa jest spiskiem bankierów amerykańskich i radziłem, by przyglądnąć się finansom Izraela w najbliższym czasie, szczególnie pod kątem radzenia sobie z kryzysemw dobie zapaści finansowej świata zachodniego. Dodałem, że jak się ma trupa i szuka mordercy, dobrze jest zadać pytanie: kto na tym skorzystał. Trup czy morderca?

I proszę, czytam sobie niedawno, że pewien finansista amerykański pochodzenia żydowskiego, przekręcił 150 miliardów dolarów i za każdy miliard dostał od sędziego jeden roczek. Kompletnie nic nasze agencje nie pisały o zawieruszonych dolarach, no może oprócz odebrania apartamentu żonie osadzonego wartego parę milionów. Nie wiem jak to jest możliwe ale pieniądze podobno wyparowały. Ponieważ nie jestem Spielbergiem i temu finansiście nie dałem nawet jednego centa więc gówno mnie zresztą obchodzi w jaki sposób papier zamienia się w parę.

Reklama

Wczoraj Aleksiej zamieścił na Kontrowersjach, krótki tekst o inwestowaniu.

Uwaga ? wklejam.

+++Szymon Peres, prezydent Państwa Izrael powiedział na konferencji gospodarczej w Tel-Avivie: “Izraelska gospodarka jest w stanie rozkwitu. Izraelscy biznesmeni inwestują na całym świecie. Izrael może poszczycić się niesłychanymi sukcesami. Jak na razie zdobyliśmy gospodarczą niezależność i wykupujemy Manhattan, Polskę i Węgry. […] Dla tak małego kraju jak nasz, to jest naprawdę zadziwiające. Widzę, że wykupujemy Manhattan i wykupujemy Węgry i wykupujemy Rumunię i wykupujemy Polskę. To naocznie dowodzi, że nie mamy z tym problemów. Dzięki naszemu talentowi, naszym kontaktom i naszemu dynamizmowi, posiadamy własność prawie wszędzie.”+++

Ponieważ jestem filosemitą, chciałbym starszym braciom w wierze doradzić, by zrezygnowali z inwestowania w krajach, z których ciężko jest wyciągnąć odszkodowanie – gdyby, w razie, albo nie daj Bóg. Poza tym klimat nieciekawy i w dodatku zimny. Nie chcę nic sugerować i do niczego nie namawiam ale niedawno kupiłem działkę na Madagaskarze. W przyszłym roku wybuduję na niej mały bank, pod warunkiem, że mnie wcześniej nie zwiną za takie różne tam finansowe.

Reklama

88 KOMENTARZE

  1. Ponieważ mam to wszystko
    Ponieważ mam to wszystko gdzieś, a zwłaszcza to jaką metkę mi się przyklei, powiem wprost. Cały ten kryzys to wielki przekręt żydowskich bankierów. Tyle chciałem powiedzieć, bez tłumaczenia, że nie jestem antysemitą i bez mieszania w to cyklistów i spisków. Żadem spisek żydowski, masoński, rowerowy, ordynarny przekręt żydowskich bankierów i na tym polega jego geniusz, że poza takimi jak ja, którym wszystko wisi, niewielu się odważy powiedzieć wprost co myśl. Samo użycie słowa Żyd w kontekście zwykłego złodziejstwa, przekreśla każdego człowieka, o ile nie jest Żydem.

    • +++Na przełomie 2006 i 2007 roku prof. Adam Glapiński,
      doradca ekonomiczny prezydenta, zarobił jako doradca zarządu PW “Rzeczpospolita” 102 tysiące złotych. Dziś sam nie pamięta, aby pełnił taką funkcję i trudno znaleźć ślady jego “doradzania” – pisze dziennik “Polska – the Times”.

      Przedsiębiorstwo Wydawnicze “Rzeczpospolita” to jednoosobowa spółka Skarbu Państwa, która ma 49 proc. udziałów w firmie Presspublica wydającej dziennik “Rzeczpospolita”.

      “Polska” dotarła do umowy – zlecenia, którą 16 października 2006 roku prof. Glapiński zawarł ze spółką. Umowa została zawarta na czas nieokreślony. Czytamy w niej, że do obowiązków Glapińskiego należy m.in. “doradzać zarządowi przy realizacji nowych projektów, przygotowywać ocenę analiz finansowych nowych projektów, doradzać Zarządowi w realizacji działań Spółki na rynku kapitałowym”. Miesięcznie Glapiński zarabiał na tym 12 tysięcy złotych brutto. Nie chciał się wypowiadać na temat efektów swojej pracy.

      ? W czasie, gdy był doradcą, Glapiński nie był widywany w spółce ? mówi “Polsce” Piotr Rachtan, były dyrektor wydawniczy PW “Rzeczpospolita”. ? Nie ma dokumentacji potwierdzającej wykonywanie przez niego pracy na rzecz spółki.

      Zarząd twierdził, że Glapiński doradzał ustnie.+++

      Tak się to robi a nie kradnie kury, by odsiedzieć później dwa lata.

  2. Ponieważ mam to wszystko
    Ponieważ mam to wszystko gdzieś, a zwłaszcza to jaką metkę mi się przyklei, powiem wprost. Cały ten kryzys to wielki przekręt żydowskich bankierów. Tyle chciałem powiedzieć, bez tłumaczenia, że nie jestem antysemitą i bez mieszania w to cyklistów i spisków. Żadem spisek żydowski, masoński, rowerowy, ordynarny przekręt żydowskich bankierów i na tym polega jego geniusz, że poza takimi jak ja, którym wszystko wisi, niewielu się odważy powiedzieć wprost co myśl. Samo użycie słowa Żyd w kontekście zwykłego złodziejstwa, przekreśla każdego człowieka, o ile nie jest Żydem.

    • +++Na przełomie 2006 i 2007 roku prof. Adam Glapiński,
      doradca ekonomiczny prezydenta, zarobił jako doradca zarządu PW “Rzeczpospolita” 102 tysiące złotych. Dziś sam nie pamięta, aby pełnił taką funkcję i trudno znaleźć ślady jego “doradzania” – pisze dziennik “Polska – the Times”.

      Przedsiębiorstwo Wydawnicze “Rzeczpospolita” to jednoosobowa spółka Skarbu Państwa, która ma 49 proc. udziałów w firmie Presspublica wydającej dziennik “Rzeczpospolita”.

      “Polska” dotarła do umowy – zlecenia, którą 16 października 2006 roku prof. Glapiński zawarł ze spółką. Umowa została zawarta na czas nieokreślony. Czytamy w niej, że do obowiązków Glapińskiego należy m.in. “doradzać zarządowi przy realizacji nowych projektów, przygotowywać ocenę analiz finansowych nowych projektów, doradzać Zarządowi w realizacji działań Spółki na rynku kapitałowym”. Miesięcznie Glapiński zarabiał na tym 12 tysięcy złotych brutto. Nie chciał się wypowiadać na temat efektów swojej pracy.

      ? W czasie, gdy był doradcą, Glapiński nie był widywany w spółce ? mówi “Polsce” Piotr Rachtan, były dyrektor wydawniczy PW “Rzeczpospolita”. ? Nie ma dokumentacji potwierdzającej wykonywanie przez niego pracy na rzecz spółki.

      Zarząd twierdził, że Glapiński doradzał ustnie.+++

      Tak się to robi a nie kradnie kury, by odsiedzieć później dwa lata.

  3. Ponieważ mam to wszystko
    Ponieważ mam to wszystko gdzieś, a zwłaszcza to jaką metkę mi się przyklei, powiem wprost. Cały ten kryzys to wielki przekręt żydowskich bankierów. Tyle chciałem powiedzieć, bez tłumaczenia, że nie jestem antysemitą i bez mieszania w to cyklistów i spisków. Żadem spisek żydowski, masoński, rowerowy, ordynarny przekręt żydowskich bankierów i na tym polega jego geniusz, że poza takimi jak ja, którym wszystko wisi, niewielu się odważy powiedzieć wprost co myśl. Samo użycie słowa Żyd w kontekście zwykłego złodziejstwa, przekreśla każdego człowieka, o ile nie jest Żydem.

    • +++Na przełomie 2006 i 2007 roku prof. Adam Glapiński,
      doradca ekonomiczny prezydenta, zarobił jako doradca zarządu PW “Rzeczpospolita” 102 tysiące złotych. Dziś sam nie pamięta, aby pełnił taką funkcję i trudno znaleźć ślady jego “doradzania” – pisze dziennik “Polska – the Times”.

      Przedsiębiorstwo Wydawnicze “Rzeczpospolita” to jednoosobowa spółka Skarbu Państwa, która ma 49 proc. udziałów w firmie Presspublica wydającej dziennik “Rzeczpospolita”.

      “Polska” dotarła do umowy – zlecenia, którą 16 października 2006 roku prof. Glapiński zawarł ze spółką. Umowa została zawarta na czas nieokreślony. Czytamy w niej, że do obowiązków Glapińskiego należy m.in. “doradzać zarządowi przy realizacji nowych projektów, przygotowywać ocenę analiz finansowych nowych projektów, doradzać Zarządowi w realizacji działań Spółki na rynku kapitałowym”. Miesięcznie Glapiński zarabiał na tym 12 tysięcy złotych brutto. Nie chciał się wypowiadać na temat efektów swojej pracy.

      ? W czasie, gdy był doradcą, Glapiński nie był widywany w spółce ? mówi “Polsce” Piotr Rachtan, były dyrektor wydawniczy PW “Rzeczpospolita”. ? Nie ma dokumentacji potwierdzającej wykonywanie przez niego pracy na rzecz spółki.

      Zarząd twierdził, że Glapiński doradzał ustnie.+++

      Tak się to robi a nie kradnie kury, by odsiedzieć później dwa lata.

  4. Ponieważ mam to wszystko
    Ponieważ mam to wszystko gdzieś, a zwłaszcza to jaką metkę mi się przyklei, powiem wprost. Cały ten kryzys to wielki przekręt żydowskich bankierów. Tyle chciałem powiedzieć, bez tłumaczenia, że nie jestem antysemitą i bez mieszania w to cyklistów i spisków. Żadem spisek żydowski, masoński, rowerowy, ordynarny przekręt żydowskich bankierów i na tym polega jego geniusz, że poza takimi jak ja, którym wszystko wisi, niewielu się odważy powiedzieć wprost co myśl. Samo użycie słowa Żyd w kontekście zwykłego złodziejstwa, przekreśla każdego człowieka, o ile nie jest Żydem.

    • +++Na przełomie 2006 i 2007 roku prof. Adam Glapiński,
      doradca ekonomiczny prezydenta, zarobił jako doradca zarządu PW “Rzeczpospolita” 102 tysiące złotych. Dziś sam nie pamięta, aby pełnił taką funkcję i trudno znaleźć ślady jego “doradzania” – pisze dziennik “Polska – the Times”.

      Przedsiębiorstwo Wydawnicze “Rzeczpospolita” to jednoosobowa spółka Skarbu Państwa, która ma 49 proc. udziałów w firmie Presspublica wydającej dziennik “Rzeczpospolita”.

      “Polska” dotarła do umowy – zlecenia, którą 16 października 2006 roku prof. Glapiński zawarł ze spółką. Umowa została zawarta na czas nieokreślony. Czytamy w niej, że do obowiązków Glapińskiego należy m.in. “doradzać zarządowi przy realizacji nowych projektów, przygotowywać ocenę analiz finansowych nowych projektów, doradzać Zarządowi w realizacji działań Spółki na rynku kapitałowym”. Miesięcznie Glapiński zarabiał na tym 12 tysięcy złotych brutto. Nie chciał się wypowiadać na temat efektów swojej pracy.

      ? W czasie, gdy był doradcą, Glapiński nie był widywany w spółce ? mówi “Polsce” Piotr Rachtan, były dyrektor wydawniczy PW “Rzeczpospolita”. ? Nie ma dokumentacji potwierdzającej wykonywanie przez niego pracy na rzecz spółki.

      Zarząd twierdził, że Glapiński doradzał ustnie.+++

      Tak się to robi a nie kradnie kury, by odsiedzieć później dwa lata.

  5. No tak, to się nazywa
    No tak, to się nazywa ucieczka do przodu. Ale to nudne już, że za nic nie odpowiadają Żydzi. Dziś jestem w nastroju sponsorskim, funduję prywatny uścisk dłoni każdemu, kto pokaże mi jedną naukowo udowodnioną winę Żydów. Tak jak Niemcy odpowiadają za germanizację dzieci we Wrześni, odkąd Polacy zbudowali Oświęcim. Tak jak Anglicy prześladowali Szkotów, tak jak Szwedzi zatopili Polskę, jak Polacy napadli na Cieszyn zaraz po Hitlerze. Tak co zrobili Żydzi? Jakieś 6 tysięcy udokumentowanego istnienia i kur..a ani jednego grzechu? Chyba się znów nawrócę, Pan Bóg wybrał naród jak na Boga przystało, święty!

      • Gdyby nawet uznać tę naukowo
        Gdyby nawet uznać tę naukowo naciąganą teorię, to trzeba pamiętać, że nie jest to grzech Żydów, a kolejny przykład na prześladowanie Żydów, wszak Żyda ukrzyżowali. I nie ważne kto, po prostu źli ludzie dopuścili się zbrodni, a ofiarą zbrodni nie padł dobry człowiek, ale dobry ŻYD. Żarty żartami, ale mnie się już uszami wylewa paranoja filo/anty-semicka. A ostatni bardziej filo. I tak się zastanawiam, czy jest coś w środku, czy można mieć po prostu w dupie cierpienia i problemy narodu żydowskiego, tak jak na co dzień ma się w dupie azjatyckie dzieci szyjące Adidasy? Mogę się pochwalić tym stanem nirwany, osiągnąłem go, mam głęboko w dupie naród żydowski wraz z jego odwieczną płaczliwością nad narodem, z płaczem własnego narodu nie daję rady. Starczy.

          • Dobra, to i ja dopiszę na poważnie.
            Złodziej to złodziej i dynda mi czy on Żyd, czy Białorusin. Swołocz z Haiti jedynie sklasyfikuję, ale ta rodzima katująca dwuletnie dziecko wywołuje znacznie głębsze refleksje. Ze złodziejami mam podobnie.
            Płaczliwość to też nasza narodowa specjalność, a Żydzi uczynili ze swojej skuteczną broń. Skoro spora liczba rozmaitych większych i mniejszych pogromów wyselekcjonowała ich obecną populację, to trochę rozumiem (nie mylić z akceptuję) ich gesty, pozy, histeryczne reakcje i dążenie do zagarnięcia władzy – czyli kasy. Może to strach? Dlaczego mieliby działać na cudzą, a nie swoją korzyść – nie rozumiem.

  6. No tak, to się nazywa
    No tak, to się nazywa ucieczka do przodu. Ale to nudne już, że za nic nie odpowiadają Żydzi. Dziś jestem w nastroju sponsorskim, funduję prywatny uścisk dłoni każdemu, kto pokaże mi jedną naukowo udowodnioną winę Żydów. Tak jak Niemcy odpowiadają za germanizację dzieci we Wrześni, odkąd Polacy zbudowali Oświęcim. Tak jak Anglicy prześladowali Szkotów, tak jak Szwedzi zatopili Polskę, jak Polacy napadli na Cieszyn zaraz po Hitlerze. Tak co zrobili Żydzi? Jakieś 6 tysięcy udokumentowanego istnienia i kur..a ani jednego grzechu? Chyba się znów nawrócę, Pan Bóg wybrał naród jak na Boga przystało, święty!

      • Gdyby nawet uznać tę naukowo
        Gdyby nawet uznać tę naukowo naciąganą teorię, to trzeba pamiętać, że nie jest to grzech Żydów, a kolejny przykład na prześladowanie Żydów, wszak Żyda ukrzyżowali. I nie ważne kto, po prostu źli ludzie dopuścili się zbrodni, a ofiarą zbrodni nie padł dobry człowiek, ale dobry ŻYD. Żarty żartami, ale mnie się już uszami wylewa paranoja filo/anty-semicka. A ostatni bardziej filo. I tak się zastanawiam, czy jest coś w środku, czy można mieć po prostu w dupie cierpienia i problemy narodu żydowskiego, tak jak na co dzień ma się w dupie azjatyckie dzieci szyjące Adidasy? Mogę się pochwalić tym stanem nirwany, osiągnąłem go, mam głęboko w dupie naród żydowski wraz z jego odwieczną płaczliwością nad narodem, z płaczem własnego narodu nie daję rady. Starczy.

          • Dobra, to i ja dopiszę na poważnie.
            Złodziej to złodziej i dynda mi czy on Żyd, czy Białorusin. Swołocz z Haiti jedynie sklasyfikuję, ale ta rodzima katująca dwuletnie dziecko wywołuje znacznie głębsze refleksje. Ze złodziejami mam podobnie.
            Płaczliwość to też nasza narodowa specjalność, a Żydzi uczynili ze swojej skuteczną broń. Skoro spora liczba rozmaitych większych i mniejszych pogromów wyselekcjonowała ich obecną populację, to trochę rozumiem (nie mylić z akceptuję) ich gesty, pozy, histeryczne reakcje i dążenie do zagarnięcia władzy – czyli kasy. Może to strach? Dlaczego mieliby działać na cudzą, a nie swoją korzyść – nie rozumiem.

  7. No tak, to się nazywa
    No tak, to się nazywa ucieczka do przodu. Ale to nudne już, że za nic nie odpowiadają Żydzi. Dziś jestem w nastroju sponsorskim, funduję prywatny uścisk dłoni każdemu, kto pokaże mi jedną naukowo udowodnioną winę Żydów. Tak jak Niemcy odpowiadają za germanizację dzieci we Wrześni, odkąd Polacy zbudowali Oświęcim. Tak jak Anglicy prześladowali Szkotów, tak jak Szwedzi zatopili Polskę, jak Polacy napadli na Cieszyn zaraz po Hitlerze. Tak co zrobili Żydzi? Jakieś 6 tysięcy udokumentowanego istnienia i kur..a ani jednego grzechu? Chyba się znów nawrócę, Pan Bóg wybrał naród jak na Boga przystało, święty!

      • Gdyby nawet uznać tę naukowo
        Gdyby nawet uznać tę naukowo naciąganą teorię, to trzeba pamiętać, że nie jest to grzech Żydów, a kolejny przykład na prześladowanie Żydów, wszak Żyda ukrzyżowali. I nie ważne kto, po prostu źli ludzie dopuścili się zbrodni, a ofiarą zbrodni nie padł dobry człowiek, ale dobry ŻYD. Żarty żartami, ale mnie się już uszami wylewa paranoja filo/anty-semicka. A ostatni bardziej filo. I tak się zastanawiam, czy jest coś w środku, czy można mieć po prostu w dupie cierpienia i problemy narodu żydowskiego, tak jak na co dzień ma się w dupie azjatyckie dzieci szyjące Adidasy? Mogę się pochwalić tym stanem nirwany, osiągnąłem go, mam głęboko w dupie naród żydowski wraz z jego odwieczną płaczliwością nad narodem, z płaczem własnego narodu nie daję rady. Starczy.

          • Dobra, to i ja dopiszę na poważnie.
            Złodziej to złodziej i dynda mi czy on Żyd, czy Białorusin. Swołocz z Haiti jedynie sklasyfikuję, ale ta rodzima katująca dwuletnie dziecko wywołuje znacznie głębsze refleksje. Ze złodziejami mam podobnie.
            Płaczliwość to też nasza narodowa specjalność, a Żydzi uczynili ze swojej skuteczną broń. Skoro spora liczba rozmaitych większych i mniejszych pogromów wyselekcjonowała ich obecną populację, to trochę rozumiem (nie mylić z akceptuję) ich gesty, pozy, histeryczne reakcje i dążenie do zagarnięcia władzy – czyli kasy. Może to strach? Dlaczego mieliby działać na cudzą, a nie swoją korzyść – nie rozumiem.

  8. No tak, to się nazywa
    No tak, to się nazywa ucieczka do przodu. Ale to nudne już, że za nic nie odpowiadają Żydzi. Dziś jestem w nastroju sponsorskim, funduję prywatny uścisk dłoni każdemu, kto pokaże mi jedną naukowo udowodnioną winę Żydów. Tak jak Niemcy odpowiadają za germanizację dzieci we Wrześni, odkąd Polacy zbudowali Oświęcim. Tak jak Anglicy prześladowali Szkotów, tak jak Szwedzi zatopili Polskę, jak Polacy napadli na Cieszyn zaraz po Hitlerze. Tak co zrobili Żydzi? Jakieś 6 tysięcy udokumentowanego istnienia i kur..a ani jednego grzechu? Chyba się znów nawrócę, Pan Bóg wybrał naród jak na Boga przystało, święty!

      • Gdyby nawet uznać tę naukowo
        Gdyby nawet uznać tę naukowo naciąganą teorię, to trzeba pamiętać, że nie jest to grzech Żydów, a kolejny przykład na prześladowanie Żydów, wszak Żyda ukrzyżowali. I nie ważne kto, po prostu źli ludzie dopuścili się zbrodni, a ofiarą zbrodni nie padł dobry człowiek, ale dobry ŻYD. Żarty żartami, ale mnie się już uszami wylewa paranoja filo/anty-semicka. A ostatni bardziej filo. I tak się zastanawiam, czy jest coś w środku, czy można mieć po prostu w dupie cierpienia i problemy narodu żydowskiego, tak jak na co dzień ma się w dupie azjatyckie dzieci szyjące Adidasy? Mogę się pochwalić tym stanem nirwany, osiągnąłem go, mam głęboko w dupie naród żydowski wraz z jego odwieczną płaczliwością nad narodem, z płaczem własnego narodu nie daję rady. Starczy.

          • Dobra, to i ja dopiszę na poważnie.
            Złodziej to złodziej i dynda mi czy on Żyd, czy Białorusin. Swołocz z Haiti jedynie sklasyfikuję, ale ta rodzima katująca dwuletnie dziecko wywołuje znacznie głębsze refleksje. Ze złodziejami mam podobnie.
            Płaczliwość to też nasza narodowa specjalność, a Żydzi uczynili ze swojej skuteczną broń. Skoro spora liczba rozmaitych większych i mniejszych pogromów wyselekcjonowała ich obecną populację, to trochę rozumiem (nie mylić z akceptuję) ich gesty, pozy, histeryczne reakcje i dążenie do zagarnięcia władzy – czyli kasy. Może to strach? Dlaczego mieliby działać na cudzą, a nie swoją korzyść – nie rozumiem.

  9. Arabowie szykują … Wątpię. Raczej: w czyim interesie?
    Globalna ideologia strachu

    Tariq Ramadan

    Zarówno globalny terroryzm, jak i wojna globalna przeciwko terroryzmowi stanowią – w takim samym, destrukcyjnym zakresie – pożywkę dla globalnej ideologii strachu.

    Gdy zwrócimy uwagę na państwa Zachodu lub Południa, szczególnie te z przeważającą ludnością muzułmańską, stwierdzimy, że strach jest wszechobecny i głęboko osadzony. Stanowi niemożliwy do przeoczenia czynnik wpływający na sposób doświadczania świata przez ludzi. W życiu codziennym przejawia się na trzech następujących poziomach:

    Po pierwsze, strach niejako z natury i nieświadomie, prowadzi do nieufności i potencjalnych konfliktów z “Innym”. Binarna wizja rzeczywistości przybiera postać rozróżnienia na bezpieczny “nasz” świat i zagrożenie z “ich” strony.

    Efekt drugiego rodzaju związany jest z absolutną przewagą uczuć, które dochodzą do głosu podczas naszych kontaktów z Innym oraz o emocjonalnym stosunku do zjawisk, które zachodzą wokół nas. Gdy władanie sprawuje strach, emocje niweczą szanse na racjonalną analizę. W tego rodzaju stanie “uniesienia” potępiamy skutki czyichś działań i odrzucamy osoby, które je podejmują – ale nie jesteśmy w stanie zrozumieć powodów, które do nich doprowadziły.

    Nasze “wystarczające powody” i “słuszne racje” są chętnie podnoszone na forum publicznym bez jakiegokolwiek krytycznego namysłu, a jednocześnie dochodzi do bezmyślnego potępienia “fałszywych racji” i “złych intencji”, które kierują Ich postępowaniem. Gdzie pojawia się strach, tam nie ma miejsca na wyjaśnienia, zrozumienie, namysł, dzięki którym moglibyśmy pojąć, kim jest Inny, w jakim świecie żyje i czym się kieruje.

    W tym nowym klimacie strachu i podejrzeń próba zrozumienia Innego jest utożsamiana z pragnieniem jego usprawiedliwienia. Ktoś chce dotrzeć do racji, a oskarżony zostaje o konszachty z diabłem. Dziwaczny – i niebezpieczny zarazem – redukcjonizm przekształca rzeczywistość w zbiorowisko sekretów i niepowiązanych ze sobą faktów, a Inny staje się czynnikiem nonsensownych działań, pozbawionym własnej historii, rozumu i racjonalności. Emocje to nie zrozumienie, tylko poparcie lub napiętnowanie. Moc uczuć jest decydująca.

    Trzecia konsekwencja jest paradoksalna i zaskakująca – mimo że żyjemy w epoce komunikacji, wydaje się, że jesteśmy chronicznie niedoinformowani. Doświadczamy mnożenia się “autostrad komunikacyjnych”, rozprowadzających w czasie rzeczywistym ogromną ilość wiadomości, saturujących umysł i uniemożliwiających uchwycenie faktów w odpowiednich kontekstach. Wiek komunikacji to wiek bez-informacji. Staliśmy się pasywnymi odbiornikami rzeczywistości i faktów – bez żadnej świadomości co do ich uwarunkowań. Roztargnieni emocjonalnie, uwięzieni w pułapkach binarnych, redukcjonistycznych struktur logicznych, zagubieni w gąszczu wydarzeń i polityki, które “po prostu są”. Nie jesteśmy w stanie dostrzec, zrozumieć czy nawet usłyszeć Innego.

    W skrócie, ideologia strachu doprowadziła do druzgoczącego zaślepienia. Świat Innego i jego racje zniknęły z pola widzenia. Jeśli ktoś postanowi spojrzeć, przypisze się mu wrogie zamiary lub inne podłości. Między “nami” a “nimi” postawiono wirtualny mur, wyznaczający zakres naszych nowych tożsamości i relacji. W jego obrębie – ukojenie, poza nim – otchłań.

    Wspieranie i dokarmianie “ideologii strachu” stało się orężem politycznym, szczególnie w przypadku oportunistycznych strategii wielkich mocarstw gospodarczych współczesnego świata. Na bok odsunięte zostają prawdziwa debata czy obiektywna krytyka na temat skutków panującego na całym świecie ustroju ekonomicznego. Chodzi jedynie o wzniecanie poczucia zagrożenia i świadomości ryzyka. To z kolei stanowi zachętę do wprowadzania w życie najniebezpieczniejszych i najbardziej dotkliwych programów bezpieczeństwa – prawodawstwa niechętnego wszelkim swobodom (szczególnie prawom człowieka i obywatela), najczęściej inspirującego ekstremistyczne i rasistowskie idei. Ideologia strachu wykazuje ostateczną, niezaprzeczalną winę Innego i nieusuwalną konieczność podjęcia działań zabezpieczających z użyciem siły – w tych warunkach znakomicie może się rozwijać ponadnarodowy przemysł zbrojeniowy.

    Globalizacja syndromu izraelskiego

    Obserwator społeczeństwa Izraela i polityki jego kolejnych rządów musi dostrzec zbieżność logiki funkcjonowania tego społeczeństwa z tym, co dokonuje się obecnie w skali globalnej. Od lat 40-tych ubiegłego wieku dzieje Izraela wyznaczone są przez rosnące poczucie lęku, imperatyw samoobrony i nieufność w stosunku do Innego.

    Po piekle nazizmu i obozów koncentracyjnych, po bolesnych doświadczeniach europejskich, Izrael był postrzegany przez wielu w kategoriach zarówno uchodźstwa, jak i możliwości uzyskania rozgrzeszenia w oczach historii. Minęły całe lata, a ta sama logika jest wciąż obecna w formie wszechobecnej podejrzliwości i auto-wiktymizacji, poczucia niepewności ze względu na faktyczne uwarunkowania, inflacji prawodawstwa “pacyfikacyjnego” oraz świadomości nieustannej wrogości – ukrywanej lub wyrażanej wprost – ze strony otaczającego świata.

    Jednak w końcowym rezultacie role i perspektywy uległy odwróceniu – społeczeństwo izraelskie jest znacznie bogatsze od swoich sąsiadów, nieporównanie lepiej uzbrojone od wszystkich krajów arabskich razem wziętych, wiedzie prymat w dziedzinie nauk i technologii militarnej i pełni rolę faktycznego regionalnego i międzynarodowego mocarstwa gospodarczego. Mimo to wciąż panuje w nim skłonność do prezentowania siebie jako ofiary destrukcyjnych zamysłów sąsiednich państw, skazanego na odwieczną walkę z “palestyńskim terroryzmem” lub, szerzej, “muzułmańskim ekstremizmem”.

    Wiodące mocarstwo regionalne stało się “ofiarą” piekła zgotowanego mu przez “Innego”, jego “szaleństwa”, “nienawiści”, “irracjonalności”, “morderczego obłędu”, “nihilizmu”. To tylko kilka przykładowych terminów, używanych standardowo w celu usprawiedliwienia polityki bezpieczeństwa umożliwiającej wprowadzenie “niezbędnych” ograniczeń dla zasad międzynarodowego prawa czy szacunku dla życia cywili i niewinnych osób. Za ich pomocą legitymizuje się wybór “umiarkowanych tortur” i wprowadzenie w życie jawnie wykluczającego i dyskryminującego prawodawstwa skierowanego przeciwko pewnym obywatelom uznanym za “zbyt arabskich” lub “zbyt gorliwych” chrześcijan czy muzułmanów. Ofiara, która sama siebie chroni i broni. Nic osobliwego.

    Jeśli wytężymy wzrok, wszędzie dostrzeżemy te same motywacje i postawy. “Wojna” wywołana w celu unicestwienia terroryzmu posiada umocowanie w identycznej logice, choć wyprowadzonej na arenę globalną.

    Nie chcę być źle zrozumiany. Terror to fakt, a nie ideologia, a mordowanie niewinnych ludzi musi spotkać się z bezwzględnym potępieniem. Problemem jest ideologiczne posłużenie się skutkami tego procederu.

    Neokonserwatyści w USA oraz ich europejscy naśladowcy wzniecają i podsycają świadomość lęku, do którego odnoszą się tak, jakby był on ideologią. Ich strategie polityczne żerują na poczuciu niepewności i binarnej wizji świata. Najważniejszy imperatyw, którym się kierują, to potrzeba samoobrony, nawet jeśli oznacza ona konieczność odwołania się do drakońskich metod – niekiedy jawnie gwałcących sprawiedliwość i równość wobec prawa – mających zapewnić bezpieczeństwo kosztem wolności. Ostatecznie przecież Zachód stał się “główną ofiarą terroryzmu”.

    Zagrożone są najbogatsze, najlepiej uzbrojone państwa na świecie. Obywatele muszą zdać sobie sprawę z konieczności przemyślenia na nowo praw, które nimi rządzą i przyzwyczaić się do bardziej restrykcyjnych zasad… w trosce o własne bezpieczeństwo. Aby stawić czoło zagrożeniu i ukoić lęk, należy roztoczyć ściślejszy nadzór nad życiem wszystkich członków społeczeństwa – podglądać ich i nagrywać, stosować podsłuchy. Syndrom izraelski, którego cechą jest poczucie stanu oblężenia i naruszenie równowagi w sprawowaniu władzy na poziomie percepcji i symboliki, może rozwinąć się w pełni: Inny nie krytykuje naszej polityki – on neguje sens naszej egzystencji, znieważa nasze wartości, podminowuje naszą cywilizację. Nie należy już oskarżać wyłącznie jego uczynków – winę ponoszą cechujące go nienawiść, nihilizm, szaleństwo i bezkompromisowe traktowanie własnych przekonań i religijności.

    Boimy się i wszyscy jesteśmy ofiarami

    Pierwszą tragiczną konsekwencją ideologii strachu jest przemiana wszystkich członków danego społeczeństwa w ofiary. Podczas gdy idea cywilizacji w stanie zagrożenia zyskuje coraz większy posuch na Zachodzie, podobne emocjonalne poruszenia – wzmacniane przez strach i świadomość bycia ofiarami – dają się zaobserwować w większości krajów muzułmańskich, a nawet wśród społeczności muzułmańskich istniejących w Europie oraz Stanach Zjednoczonych. “Oni” nie lubią islamu i muzułmanów, dokonują podziałów, dyskryminują nas, są jawnie rasistowscy i ksenofobiczni. “Ich” wojna przeciwko “terroryzmowi islamskiemu” to jedynie “pretekst dla ostatecznego ciosu wymierzonego w islam i wszystkich muzułmanów”.

    Wszędzie możemy spotkać te same odczucia, te same nastawienia. Przed naszymi oczami kwitnie ideologia, w wyniku której zamieniamy się w ofiary, zmuszająca nas do dostrzegania w Innych wyłącznie potencjalnego zagrożenia. Zostaliśmy skolonizowani przez strach, pobawieni możliwości dokonania wglądu w umysł Innego, a nawet chęci wysłuchania go, potraktowania go jak człowieka posiadającego własne lęki i frustracje. Wszyscy zostaliśmy złapani w sieci, których osnowę stanowią zaściankowość i sekciarstwo.

    Musimy zrzucić te okowy, opanować impuls postrzegania wszystkiego w czarno-białych barwach i ożywić na nowo własnego krytycznego – potrafiącego słuchać – ducha. Musimy ponownie stać się myślącymi “podmiotami” – tylko tyle i aż tyle.

    Muzułmanie, bez względu na to, czy mieszkają na Zachodzie, czy w krajach muzułmańskich, pod żadnym pozorem nie mogą poddać się ideologii strachu. Muszą też oprzeć się chęci odczytywania świata przez pryzmat polaryzacji, uproszczeń i karykatur. Przyjmując teorie – które stały się obecnie prawdziwymi obsesjami – na temat własnej podległości (jako członkowie mniejszości) i niechęci ze strony innych lub segregacji i marginalizacji, której są poddawani, muzułmanie nieświadomie przyjmują przesłanki propagatorów “uczuciowej ideologii”, wznoszących mury, szykujących okopy, epatujących przesądami, podsycających lęk i dążących do konfrontacji. Ci apostołowie strachu niestrudzenie wykazują, jak wiele zagrożeń czyha na islam i muzułmanów w niedalekiej przyszłości. Przystając na tego typu obłędne uzasadnienia, samousprawiedliwienia i przekonanie o konieczności szykowania się do obrony, muzułmanie potwierdzają i uwiarygodniają argumenty, które zostały celowo wypaczone.

    Na szali znajdują się kategorie ludzkości i życia. To właśnie ta ideologia, a nie zwykła polityka, stanowi prawdziwe wyzwanie naszych czasów. Pojawiają się tu takie kwestie jak przekonania, wiara, zrozumienie, etyka i normy. Przeciwko ideologii strachu musi zostać zaproponowana wizja samo-wyzwolenia. “Akt samo-wyzwolenia” odnosi się do samego jądra doświadczenia duchowego, ponieważ gdy emocje skłaniają nas do określonego zachowania, duchowość występuje z apelem do zdobycia najpierw odpowiedniej wiedzy, wykształcenia.

    Amerykański przywódca ruchu na rzecz praw obywatelskich, Martin Luter King Jr., nawiązując do teologa protestanckiego Reinholda Niebuhra, dowodził, jak wielkim uproszczeniem jest traktowanie własnej wspólnoty lub sprawy, w imię której się występuje jako wartości totalnej. Wciąż przestrzegał swoich zwolenników przed odwoływaniem się do niesprawiedliwości, która została im kiedyś wyrządzona w celu usprawiedliwienia pogardy dla życia i własnych obowiązków w stosunku do innych ludzi. Nawoływał do “dyscypliny duchowej”, która miała stanowić antidotum na resentymenty i fałszywe przekonanie o własnej cnotliwości.

    Musimy podjąć podobny wysiłek, aby zdobyć odpowiednią wiedzę, dzięki której będziemy mogli odnaleźć sens i Boga oraz szanować zasady sprawiedliwości, wolności i ogólnoludzkiego braterstwa. Aby przeciwstawić się skłonności do zamykania się i postrzegania rzeczywistości w schemacie czerni-bieli, musimy podjąć “intelektualny dżihad”. Musimy opierać się (słowo “dżihad” oznacza właśnie wysiłek oporu, przeciwstawiania się) i poszukiwać uniwersalizmu przesłania, które przekraczałoby partykularyzm i pozwalało nam uchwycić wspólne wartości składające się na horyzont naszych działań.

    Dzięki pracy krytycznego umysłu i namysłu my, muzułmanie będziemy w stanie powrócić do pojęć islamu, które często w wyniku kontekstualizacji i specjalistycznych zabiegów ulegały osłabieniu, ograniczeniu, a nawet były usuwane. Kategorie takie jak Shari’a (kodeks muzułmański), “fiqh” (prawodawstwo muzułmańskie) czy “ulum islamiyya” (nauki muzułmańskie) muszą być na nowo przemyślane i przedefiniowane w świetle zasad muzułmańskich, które odsyłają nas ku uniwersalizmowi, niemożliwemu do uchwycenia z zawężonej perspektywy “zdominowania”, “mniejszości” czy “asymilowania imigrantów”.

    Oto reforma – i faktycznie chodzi tu o dosłownie rozumianą rewolucję – którą musimy przeprowadzić, aby przeciwstawić się ideologii strachu. Niektóre z odczytań źródeł muzułmańskich mogą się okazać młynem na wodę dla demagogów starających się za pomocą strachu usprawiedliwić wojnę, zrujnować wolność w imię bezpieczeństwa i zalegalizować dyskryminację. Reforma, do której nawołujemy nie oznacza podważenia ani jednej z zasad, na których wspiera się islam – jego fundamentów i praktyk ? zmusza jedynie do przedefiniowania pewności wiary. Dzięki niej będziemy w stanie przeciwstawić się naszym obawom w stosunku do Innego, obsesji na temat konfliktów i ekspansji zamkniętych, reakcyjnych, spetryfikowanych tożsamości.

    Pierwotny duch przesłania muzułmańskiego stanowi dla nas zaproszenie – uczy nas, jak otworzyć się na świat i rozpoznawać dobro (niezależnie od jego pochodzenia). Nakazuje szacunek dla wielorakich i elastycznych tożsamości, które posiadamy wszyscy. Mówi, że wielość jest szkołą pokory i szacunku i że wszyscy ludzie stanowią jedność – tak jak Jedyny Bóg.

    Strach, tak jak pęknięcia, dociera wszędzie. W społeczeństwie Zachodu widoczne jest napięcie między tymi, którzy kształtują samych siebie w odniesieniu do innych, ale nie potrafią tego przyznać, oraz tymi, dla których istnieją wspólne wartości, stanowiące podstawę dla partnerstwa, które należy budować.

    Identyczna linia podziału przebiega w społecznościach i wspólnotach muzułmanów. Sprzymierzeńców musimy szukać wśród tych, którzy odwołują się do zasady wspólnych wartości i akceptują ją, gotowi odłożyć na bok własny strach i stawić czoło ekstremizmowi “drugiej strony”. Jeśli im się nie uda, to triumfy będzie święcił ekstremizm.

    Najbardziej palące zadanie na dzisiaj to wezwanie kobiet i mężczyzn pochodzących z różnych tradycji, z wszelkich wyznań i religii, do wystąpienia w imię wspólnych, uniwersalnych zasad godności człowieczeństwa i krytycznego rozumu. Aby przeciwstawić się ideologii strachu i wyzwolić się z uścisku emocjonalizmu, w prowadzonej debacie niezbędne jest odwołanie do ducha krytyki, etyki i chęci porozumienia. Niektórzy będą szukali zakotwiczenia tych wartości w wierze i religijności, inni – wyłącznie w swoich sumieniach. Ale dla każdego uczestnika tej rozmowy będą one równie ważne, stanowiące wyznaczniki własnego człowieczeństwa.

    Tariq Ramadan, najbardziej kontrowersyjny lider ruchów muzułmańskich w Europie, aktualnie wykłada jako visiting professor w St. Antony’s College Uniwersytetu w Oxfordzie, pełni też funkcję senior research fellow fundacji Lokahi Foundation w Londynie. Teskt ukazał się czasopismie New Perspectives Quarterly w numerze zimowym z 2006 roku (Volume 32, #1)

    Tłumaczenie Mariusz Turowski
    http://www.uni.wroc.pl/~turowski/ramadan.htm

  10. Arabowie szykują … Wątpię. Raczej: w czyim interesie?
    Globalna ideologia strachu

    Tariq Ramadan

    Zarówno globalny terroryzm, jak i wojna globalna przeciwko terroryzmowi stanowią – w takim samym, destrukcyjnym zakresie – pożywkę dla globalnej ideologii strachu.

    Gdy zwrócimy uwagę na państwa Zachodu lub Południa, szczególnie te z przeważającą ludnością muzułmańską, stwierdzimy, że strach jest wszechobecny i głęboko osadzony. Stanowi niemożliwy do przeoczenia czynnik wpływający na sposób doświadczania świata przez ludzi. W życiu codziennym przejawia się na trzech następujących poziomach:

    Po pierwsze, strach niejako z natury i nieświadomie, prowadzi do nieufności i potencjalnych konfliktów z “Innym”. Binarna wizja rzeczywistości przybiera postać rozróżnienia na bezpieczny “nasz” świat i zagrożenie z “ich” strony.

    Efekt drugiego rodzaju związany jest z absolutną przewagą uczuć, które dochodzą do głosu podczas naszych kontaktów z Innym oraz o emocjonalnym stosunku do zjawisk, które zachodzą wokół nas. Gdy władanie sprawuje strach, emocje niweczą szanse na racjonalną analizę. W tego rodzaju stanie “uniesienia” potępiamy skutki czyichś działań i odrzucamy osoby, które je podejmują – ale nie jesteśmy w stanie zrozumieć powodów, które do nich doprowadziły.

    Nasze “wystarczające powody” i “słuszne racje” są chętnie podnoszone na forum publicznym bez jakiegokolwiek krytycznego namysłu, a jednocześnie dochodzi do bezmyślnego potępienia “fałszywych racji” i “złych intencji”, które kierują Ich postępowaniem. Gdzie pojawia się strach, tam nie ma miejsca na wyjaśnienia, zrozumienie, namysł, dzięki którym moglibyśmy pojąć, kim jest Inny, w jakim świecie żyje i czym się kieruje.

    W tym nowym klimacie strachu i podejrzeń próba zrozumienia Innego jest utożsamiana z pragnieniem jego usprawiedliwienia. Ktoś chce dotrzeć do racji, a oskarżony zostaje o konszachty z diabłem. Dziwaczny – i niebezpieczny zarazem – redukcjonizm przekształca rzeczywistość w zbiorowisko sekretów i niepowiązanych ze sobą faktów, a Inny staje się czynnikiem nonsensownych działań, pozbawionym własnej historii, rozumu i racjonalności. Emocje to nie zrozumienie, tylko poparcie lub napiętnowanie. Moc uczuć jest decydująca.

    Trzecia konsekwencja jest paradoksalna i zaskakująca – mimo że żyjemy w epoce komunikacji, wydaje się, że jesteśmy chronicznie niedoinformowani. Doświadczamy mnożenia się “autostrad komunikacyjnych”, rozprowadzających w czasie rzeczywistym ogromną ilość wiadomości, saturujących umysł i uniemożliwiających uchwycenie faktów w odpowiednich kontekstach. Wiek komunikacji to wiek bez-informacji. Staliśmy się pasywnymi odbiornikami rzeczywistości i faktów – bez żadnej świadomości co do ich uwarunkowań. Roztargnieni emocjonalnie, uwięzieni w pułapkach binarnych, redukcjonistycznych struktur logicznych, zagubieni w gąszczu wydarzeń i polityki, które “po prostu są”. Nie jesteśmy w stanie dostrzec, zrozumieć czy nawet usłyszeć Innego.

    W skrócie, ideologia strachu doprowadziła do druzgoczącego zaślepienia. Świat Innego i jego racje zniknęły z pola widzenia. Jeśli ktoś postanowi spojrzeć, przypisze się mu wrogie zamiary lub inne podłości. Między “nami” a “nimi” postawiono wirtualny mur, wyznaczający zakres naszych nowych tożsamości i relacji. W jego obrębie – ukojenie, poza nim – otchłań.

    Wspieranie i dokarmianie “ideologii strachu” stało się orężem politycznym, szczególnie w przypadku oportunistycznych strategii wielkich mocarstw gospodarczych współczesnego świata. Na bok odsunięte zostają prawdziwa debata czy obiektywna krytyka na temat skutków panującego na całym świecie ustroju ekonomicznego. Chodzi jedynie o wzniecanie poczucia zagrożenia i świadomości ryzyka. To z kolei stanowi zachętę do wprowadzania w życie najniebezpieczniejszych i najbardziej dotkliwych programów bezpieczeństwa – prawodawstwa niechętnego wszelkim swobodom (szczególnie prawom człowieka i obywatela), najczęściej inspirującego ekstremistyczne i rasistowskie idei. Ideologia strachu wykazuje ostateczną, niezaprzeczalną winę Innego i nieusuwalną konieczność podjęcia działań zabezpieczających z użyciem siły – w tych warunkach znakomicie może się rozwijać ponadnarodowy przemysł zbrojeniowy.

    Globalizacja syndromu izraelskiego

    Obserwator społeczeństwa Izraela i polityki jego kolejnych rządów musi dostrzec zbieżność logiki funkcjonowania tego społeczeństwa z tym, co dokonuje się obecnie w skali globalnej. Od lat 40-tych ubiegłego wieku dzieje Izraela wyznaczone są przez rosnące poczucie lęku, imperatyw samoobrony i nieufność w stosunku do Innego.

    Po piekle nazizmu i obozów koncentracyjnych, po bolesnych doświadczeniach europejskich, Izrael był postrzegany przez wielu w kategoriach zarówno uchodźstwa, jak i możliwości uzyskania rozgrzeszenia w oczach historii. Minęły całe lata, a ta sama logika jest wciąż obecna w formie wszechobecnej podejrzliwości i auto-wiktymizacji, poczucia niepewności ze względu na faktyczne uwarunkowania, inflacji prawodawstwa “pacyfikacyjnego” oraz świadomości nieustannej wrogości – ukrywanej lub wyrażanej wprost – ze strony otaczającego świata.

    Jednak w końcowym rezultacie role i perspektywy uległy odwróceniu – społeczeństwo izraelskie jest znacznie bogatsze od swoich sąsiadów, nieporównanie lepiej uzbrojone od wszystkich krajów arabskich razem wziętych, wiedzie prymat w dziedzinie nauk i technologii militarnej i pełni rolę faktycznego regionalnego i międzynarodowego mocarstwa gospodarczego. Mimo to wciąż panuje w nim skłonność do prezentowania siebie jako ofiary destrukcyjnych zamysłów sąsiednich państw, skazanego na odwieczną walkę z “palestyńskim terroryzmem” lub, szerzej, “muzułmańskim ekstremizmem”.

    Wiodące mocarstwo regionalne stało się “ofiarą” piekła zgotowanego mu przez “Innego”, jego “szaleństwa”, “nienawiści”, “irracjonalności”, “morderczego obłędu”, “nihilizmu”. To tylko kilka przykładowych terminów, używanych standardowo w celu usprawiedliwienia polityki bezpieczeństwa umożliwiającej wprowadzenie “niezbędnych” ograniczeń dla zasad międzynarodowego prawa czy szacunku dla życia cywili i niewinnych osób. Za ich pomocą legitymizuje się wybór “umiarkowanych tortur” i wprowadzenie w życie jawnie wykluczającego i dyskryminującego prawodawstwa skierowanego przeciwko pewnym obywatelom uznanym za “zbyt arabskich” lub “zbyt gorliwych” chrześcijan czy muzułmanów. Ofiara, która sama siebie chroni i broni. Nic osobliwego.

    Jeśli wytężymy wzrok, wszędzie dostrzeżemy te same motywacje i postawy. “Wojna” wywołana w celu unicestwienia terroryzmu posiada umocowanie w identycznej logice, choć wyprowadzonej na arenę globalną.

    Nie chcę być źle zrozumiany. Terror to fakt, a nie ideologia, a mordowanie niewinnych ludzi musi spotkać się z bezwzględnym potępieniem. Problemem jest ideologiczne posłużenie się skutkami tego procederu.

    Neokonserwatyści w USA oraz ich europejscy naśladowcy wzniecają i podsycają świadomość lęku, do którego odnoszą się tak, jakby był on ideologią. Ich strategie polityczne żerują na poczuciu niepewności i binarnej wizji świata. Najważniejszy imperatyw, którym się kierują, to potrzeba samoobrony, nawet jeśli oznacza ona konieczność odwołania się do drakońskich metod – niekiedy jawnie gwałcących sprawiedliwość i równość wobec prawa – mających zapewnić bezpieczeństwo kosztem wolności. Ostatecznie przecież Zachód stał się “główną ofiarą terroryzmu”.

    Zagrożone są najbogatsze, najlepiej uzbrojone państwa na świecie. Obywatele muszą zdać sobie sprawę z konieczności przemyślenia na nowo praw, które nimi rządzą i przyzwyczaić się do bardziej restrykcyjnych zasad… w trosce o własne bezpieczeństwo. Aby stawić czoło zagrożeniu i ukoić lęk, należy roztoczyć ściślejszy nadzór nad życiem wszystkich członków społeczeństwa – podglądać ich i nagrywać, stosować podsłuchy. Syndrom izraelski, którego cechą jest poczucie stanu oblężenia i naruszenie równowagi w sprawowaniu władzy na poziomie percepcji i symboliki, może rozwinąć się w pełni: Inny nie krytykuje naszej polityki – on neguje sens naszej egzystencji, znieważa nasze wartości, podminowuje naszą cywilizację. Nie należy już oskarżać wyłącznie jego uczynków – winę ponoszą cechujące go nienawiść, nihilizm, szaleństwo i bezkompromisowe traktowanie własnych przekonań i religijności.

    Boimy się i wszyscy jesteśmy ofiarami

    Pierwszą tragiczną konsekwencją ideologii strachu jest przemiana wszystkich członków danego społeczeństwa w ofiary. Podczas gdy idea cywilizacji w stanie zagrożenia zyskuje coraz większy posuch na Zachodzie, podobne emocjonalne poruszenia – wzmacniane przez strach i świadomość bycia ofiarami – dają się zaobserwować w większości krajów muzułmańskich, a nawet wśród społeczności muzułmańskich istniejących w Europie oraz Stanach Zjednoczonych. “Oni” nie lubią islamu i muzułmanów, dokonują podziałów, dyskryminują nas, są jawnie rasistowscy i ksenofobiczni. “Ich” wojna przeciwko “terroryzmowi islamskiemu” to jedynie “pretekst dla ostatecznego ciosu wymierzonego w islam i wszystkich muzułmanów”.

    Wszędzie możemy spotkać te same odczucia, te same nastawienia. Przed naszymi oczami kwitnie ideologia, w wyniku której zamieniamy się w ofiary, zmuszająca nas do dostrzegania w Innych wyłącznie potencjalnego zagrożenia. Zostaliśmy skolonizowani przez strach, pobawieni możliwości dokonania wglądu w umysł Innego, a nawet chęci wysłuchania go, potraktowania go jak człowieka posiadającego własne lęki i frustracje. Wszyscy zostaliśmy złapani w sieci, których osnowę stanowią zaściankowość i sekciarstwo.

    Musimy zrzucić te okowy, opanować impuls postrzegania wszystkiego w czarno-białych barwach i ożywić na nowo własnego krytycznego – potrafiącego słuchać – ducha. Musimy ponownie stać się myślącymi “podmiotami” – tylko tyle i aż tyle.

    Muzułmanie, bez względu na to, czy mieszkają na Zachodzie, czy w krajach muzułmańskich, pod żadnym pozorem nie mogą poddać się ideologii strachu. Muszą też oprzeć się chęci odczytywania świata przez pryzmat polaryzacji, uproszczeń i karykatur. Przyjmując teorie – które stały się obecnie prawdziwymi obsesjami – na temat własnej podległości (jako członkowie mniejszości) i niechęci ze strony innych lub segregacji i marginalizacji, której są poddawani, muzułmanie nieświadomie przyjmują przesłanki propagatorów “uczuciowej ideologii”, wznoszących mury, szykujących okopy, epatujących przesądami, podsycających lęk i dążących do konfrontacji. Ci apostołowie strachu niestrudzenie wykazują, jak wiele zagrożeń czyha na islam i muzułmanów w niedalekiej przyszłości. Przystając na tego typu obłędne uzasadnienia, samousprawiedliwienia i przekonanie o konieczności szykowania się do obrony, muzułmanie potwierdzają i uwiarygodniają argumenty, które zostały celowo wypaczone.

    Na szali znajdują się kategorie ludzkości i życia. To właśnie ta ideologia, a nie zwykła polityka, stanowi prawdziwe wyzwanie naszych czasów. Pojawiają się tu takie kwestie jak przekonania, wiara, zrozumienie, etyka i normy. Przeciwko ideologii strachu musi zostać zaproponowana wizja samo-wyzwolenia. “Akt samo-wyzwolenia” odnosi się do samego jądra doświadczenia duchowego, ponieważ gdy emocje skłaniają nas do określonego zachowania, duchowość występuje z apelem do zdobycia najpierw odpowiedniej wiedzy, wykształcenia.

    Amerykański przywódca ruchu na rzecz praw obywatelskich, Martin Luter King Jr., nawiązując do teologa protestanckiego Reinholda Niebuhra, dowodził, jak wielkim uproszczeniem jest traktowanie własnej wspólnoty lub sprawy, w imię której się występuje jako wartości totalnej. Wciąż przestrzegał swoich zwolenników przed odwoływaniem się do niesprawiedliwości, która została im kiedyś wyrządzona w celu usprawiedliwienia pogardy dla życia i własnych obowiązków w stosunku do innych ludzi. Nawoływał do “dyscypliny duchowej”, która miała stanowić antidotum na resentymenty i fałszywe przekonanie o własnej cnotliwości.

    Musimy podjąć podobny wysiłek, aby zdobyć odpowiednią wiedzę, dzięki której będziemy mogli odnaleźć sens i Boga oraz szanować zasady sprawiedliwości, wolności i ogólnoludzkiego braterstwa. Aby przeciwstawić się skłonności do zamykania się i postrzegania rzeczywistości w schemacie czerni-bieli, musimy podjąć “intelektualny dżihad”. Musimy opierać się (słowo “dżihad” oznacza właśnie wysiłek oporu, przeciwstawiania się) i poszukiwać uniwersalizmu przesłania, które przekraczałoby partykularyzm i pozwalało nam uchwycić wspólne wartości składające się na horyzont naszych działań.

    Dzięki pracy krytycznego umysłu i namysłu my, muzułmanie będziemy w stanie powrócić do pojęć islamu, które często w wyniku kontekstualizacji i specjalistycznych zabiegów ulegały osłabieniu, ograniczeniu, a nawet były usuwane. Kategorie takie jak Shari’a (kodeks muzułmański), “fiqh” (prawodawstwo muzułmańskie) czy “ulum islamiyya” (nauki muzułmańskie) muszą być na nowo przemyślane i przedefiniowane w świetle zasad muzułmańskich, które odsyłają nas ku uniwersalizmowi, niemożliwemu do uchwycenia z zawężonej perspektywy “zdominowania”, “mniejszości” czy “asymilowania imigrantów”.

    Oto reforma – i faktycznie chodzi tu o dosłownie rozumianą rewolucję – którą musimy przeprowadzić, aby przeciwstawić się ideologii strachu. Niektóre z odczytań źródeł muzułmańskich mogą się okazać młynem na wodę dla demagogów starających się za pomocą strachu usprawiedliwić wojnę, zrujnować wolność w imię bezpieczeństwa i zalegalizować dyskryminację. Reforma, do której nawołujemy nie oznacza podważenia ani jednej z zasad, na których wspiera się islam – jego fundamentów i praktyk ? zmusza jedynie do przedefiniowania pewności wiary. Dzięki niej będziemy w stanie przeciwstawić się naszym obawom w stosunku do Innego, obsesji na temat konfliktów i ekspansji zamkniętych, reakcyjnych, spetryfikowanych tożsamości.

    Pierwotny duch przesłania muzułmańskiego stanowi dla nas zaproszenie – uczy nas, jak otworzyć się na świat i rozpoznawać dobro (niezależnie od jego pochodzenia). Nakazuje szacunek dla wielorakich i elastycznych tożsamości, które posiadamy wszyscy. Mówi, że wielość jest szkołą pokory i szacunku i że wszyscy ludzie stanowią jedność – tak jak Jedyny Bóg.

    Strach, tak jak pęknięcia, dociera wszędzie. W społeczeństwie Zachodu widoczne jest napięcie między tymi, którzy kształtują samych siebie w odniesieniu do innych, ale nie potrafią tego przyznać, oraz tymi, dla których istnieją wspólne wartości, stanowiące podstawę dla partnerstwa, które należy budować.

    Identyczna linia podziału przebiega w społecznościach i wspólnotach muzułmanów. Sprzymierzeńców musimy szukać wśród tych, którzy odwołują się do zasady wspólnych wartości i akceptują ją, gotowi odłożyć na bok własny strach i stawić czoło ekstremizmowi “drugiej strony”. Jeśli im się nie uda, to triumfy będzie święcił ekstremizm.

    Najbardziej palące zadanie na dzisiaj to wezwanie kobiet i mężczyzn pochodzących z różnych tradycji, z wszelkich wyznań i religii, do wystąpienia w imię wspólnych, uniwersalnych zasad godności człowieczeństwa i krytycznego rozumu. Aby przeciwstawić się ideologii strachu i wyzwolić się z uścisku emocjonalizmu, w prowadzonej debacie niezbędne jest odwołanie do ducha krytyki, etyki i chęci porozumienia. Niektórzy będą szukali zakotwiczenia tych wartości w wierze i religijności, inni – wyłącznie w swoich sumieniach. Ale dla każdego uczestnika tej rozmowy będą one równie ważne, stanowiące wyznaczniki własnego człowieczeństwa.

    Tariq Ramadan, najbardziej kontrowersyjny lider ruchów muzułmańskich w Europie, aktualnie wykłada jako visiting professor w St. Antony’s College Uniwersytetu w Oxfordzie, pełni też funkcję senior research fellow fundacji Lokahi Foundation w Londynie. Teskt ukazał się czasopismie New Perspectives Quarterly w numerze zimowym z 2006 roku (Volume 32, #1)

    Tłumaczenie Mariusz Turowski
    http://www.uni.wroc.pl/~turowski/ramadan.htm

  11. Arabowie szykują … Wątpię. Raczej: w czyim interesie?
    Globalna ideologia strachu

    Tariq Ramadan

    Zarówno globalny terroryzm, jak i wojna globalna przeciwko terroryzmowi stanowią – w takim samym, destrukcyjnym zakresie – pożywkę dla globalnej ideologii strachu.

    Gdy zwrócimy uwagę na państwa Zachodu lub Południa, szczególnie te z przeważającą ludnością muzułmańską, stwierdzimy, że strach jest wszechobecny i głęboko osadzony. Stanowi niemożliwy do przeoczenia czynnik wpływający na sposób doświadczania świata przez ludzi. W życiu codziennym przejawia się na trzech następujących poziomach:

    Po pierwsze, strach niejako z natury i nieświadomie, prowadzi do nieufności i potencjalnych konfliktów z “Innym”. Binarna wizja rzeczywistości przybiera postać rozróżnienia na bezpieczny “nasz” świat i zagrożenie z “ich” strony.

    Efekt drugiego rodzaju związany jest z absolutną przewagą uczuć, które dochodzą do głosu podczas naszych kontaktów z Innym oraz o emocjonalnym stosunku do zjawisk, które zachodzą wokół nas. Gdy władanie sprawuje strach, emocje niweczą szanse na racjonalną analizę. W tego rodzaju stanie “uniesienia” potępiamy skutki czyichś działań i odrzucamy osoby, które je podejmują – ale nie jesteśmy w stanie zrozumieć powodów, które do nich doprowadziły.

    Nasze “wystarczające powody” i “słuszne racje” są chętnie podnoszone na forum publicznym bez jakiegokolwiek krytycznego namysłu, a jednocześnie dochodzi do bezmyślnego potępienia “fałszywych racji” i “złych intencji”, które kierują Ich postępowaniem. Gdzie pojawia się strach, tam nie ma miejsca na wyjaśnienia, zrozumienie, namysł, dzięki którym moglibyśmy pojąć, kim jest Inny, w jakim świecie żyje i czym się kieruje.

    W tym nowym klimacie strachu i podejrzeń próba zrozumienia Innego jest utożsamiana z pragnieniem jego usprawiedliwienia. Ktoś chce dotrzeć do racji, a oskarżony zostaje o konszachty z diabłem. Dziwaczny – i niebezpieczny zarazem – redukcjonizm przekształca rzeczywistość w zbiorowisko sekretów i niepowiązanych ze sobą faktów, a Inny staje się czynnikiem nonsensownych działań, pozbawionym własnej historii, rozumu i racjonalności. Emocje to nie zrozumienie, tylko poparcie lub napiętnowanie. Moc uczuć jest decydująca.

    Trzecia konsekwencja jest paradoksalna i zaskakująca – mimo że żyjemy w epoce komunikacji, wydaje się, że jesteśmy chronicznie niedoinformowani. Doświadczamy mnożenia się “autostrad komunikacyjnych”, rozprowadzających w czasie rzeczywistym ogromną ilość wiadomości, saturujących umysł i uniemożliwiających uchwycenie faktów w odpowiednich kontekstach. Wiek komunikacji to wiek bez-informacji. Staliśmy się pasywnymi odbiornikami rzeczywistości i faktów – bez żadnej świadomości co do ich uwarunkowań. Roztargnieni emocjonalnie, uwięzieni w pułapkach binarnych, redukcjonistycznych struktur logicznych, zagubieni w gąszczu wydarzeń i polityki, które “po prostu są”. Nie jesteśmy w stanie dostrzec, zrozumieć czy nawet usłyszeć Innego.

    W skrócie, ideologia strachu doprowadziła do druzgoczącego zaślepienia. Świat Innego i jego racje zniknęły z pola widzenia. Jeśli ktoś postanowi spojrzeć, przypisze się mu wrogie zamiary lub inne podłości. Między “nami” a “nimi” postawiono wirtualny mur, wyznaczający zakres naszych nowych tożsamości i relacji. W jego obrębie – ukojenie, poza nim – otchłań.

    Wspieranie i dokarmianie “ideologii strachu” stało się orężem politycznym, szczególnie w przypadku oportunistycznych strategii wielkich mocarstw gospodarczych współczesnego świata. Na bok odsunięte zostają prawdziwa debata czy obiektywna krytyka na temat skutków panującego na całym świecie ustroju ekonomicznego. Chodzi jedynie o wzniecanie poczucia zagrożenia i świadomości ryzyka. To z kolei stanowi zachętę do wprowadzania w życie najniebezpieczniejszych i najbardziej dotkliwych programów bezpieczeństwa – prawodawstwa niechętnego wszelkim swobodom (szczególnie prawom człowieka i obywatela), najczęściej inspirującego ekstremistyczne i rasistowskie idei. Ideologia strachu wykazuje ostateczną, niezaprzeczalną winę Innego i nieusuwalną konieczność podjęcia działań zabezpieczających z użyciem siły – w tych warunkach znakomicie może się rozwijać ponadnarodowy przemysł zbrojeniowy.

    Globalizacja syndromu izraelskiego

    Obserwator społeczeństwa Izraela i polityki jego kolejnych rządów musi dostrzec zbieżność logiki funkcjonowania tego społeczeństwa z tym, co dokonuje się obecnie w skali globalnej. Od lat 40-tych ubiegłego wieku dzieje Izraela wyznaczone są przez rosnące poczucie lęku, imperatyw samoobrony i nieufność w stosunku do Innego.

    Po piekle nazizmu i obozów koncentracyjnych, po bolesnych doświadczeniach europejskich, Izrael był postrzegany przez wielu w kategoriach zarówno uchodźstwa, jak i możliwości uzyskania rozgrzeszenia w oczach historii. Minęły całe lata, a ta sama logika jest wciąż obecna w formie wszechobecnej podejrzliwości i auto-wiktymizacji, poczucia niepewności ze względu na faktyczne uwarunkowania, inflacji prawodawstwa “pacyfikacyjnego” oraz świadomości nieustannej wrogości – ukrywanej lub wyrażanej wprost – ze strony otaczającego świata.

    Jednak w końcowym rezultacie role i perspektywy uległy odwróceniu – społeczeństwo izraelskie jest znacznie bogatsze od swoich sąsiadów, nieporównanie lepiej uzbrojone od wszystkich krajów arabskich razem wziętych, wiedzie prymat w dziedzinie nauk i technologii militarnej i pełni rolę faktycznego regionalnego i międzynarodowego mocarstwa gospodarczego. Mimo to wciąż panuje w nim skłonność do prezentowania siebie jako ofiary destrukcyjnych zamysłów sąsiednich państw, skazanego na odwieczną walkę z “palestyńskim terroryzmem” lub, szerzej, “muzułmańskim ekstremizmem”.

    Wiodące mocarstwo regionalne stało się “ofiarą” piekła zgotowanego mu przez “Innego”, jego “szaleństwa”, “nienawiści”, “irracjonalności”, “morderczego obłędu”, “nihilizmu”. To tylko kilka przykładowych terminów, używanych standardowo w celu usprawiedliwienia polityki bezpieczeństwa umożliwiającej wprowadzenie “niezbędnych” ograniczeń dla zasad międzynarodowego prawa czy szacunku dla życia cywili i niewinnych osób. Za ich pomocą legitymizuje się wybór “umiarkowanych tortur” i wprowadzenie w życie jawnie wykluczającego i dyskryminującego prawodawstwa skierowanego przeciwko pewnym obywatelom uznanym za “zbyt arabskich” lub “zbyt gorliwych” chrześcijan czy muzułmanów. Ofiara, która sama siebie chroni i broni. Nic osobliwego.

    Jeśli wytężymy wzrok, wszędzie dostrzeżemy te same motywacje i postawy. “Wojna” wywołana w celu unicestwienia terroryzmu posiada umocowanie w identycznej logice, choć wyprowadzonej na arenę globalną.

    Nie chcę być źle zrozumiany. Terror to fakt, a nie ideologia, a mordowanie niewinnych ludzi musi spotkać się z bezwzględnym potępieniem. Problemem jest ideologiczne posłużenie się skutkami tego procederu.

    Neokonserwatyści w USA oraz ich europejscy naśladowcy wzniecają i podsycają świadomość lęku, do którego odnoszą się tak, jakby był on ideologią. Ich strategie polityczne żerują na poczuciu niepewności i binarnej wizji świata. Najważniejszy imperatyw, którym się kierują, to potrzeba samoobrony, nawet jeśli oznacza ona konieczność odwołania się do drakońskich metod – niekiedy jawnie gwałcących sprawiedliwość i równość wobec prawa – mających zapewnić bezpieczeństwo kosztem wolności. Ostatecznie przecież Zachód stał się “główną ofiarą terroryzmu”.

    Zagrożone są najbogatsze, najlepiej uzbrojone państwa na świecie. Obywatele muszą zdać sobie sprawę z konieczności przemyślenia na nowo praw, które nimi rządzą i przyzwyczaić się do bardziej restrykcyjnych zasad… w trosce o własne bezpieczeństwo. Aby stawić czoło zagrożeniu i ukoić lęk, należy roztoczyć ściślejszy nadzór nad życiem wszystkich członków społeczeństwa – podglądać ich i nagrywać, stosować podsłuchy. Syndrom izraelski, którego cechą jest poczucie stanu oblężenia i naruszenie równowagi w sprawowaniu władzy na poziomie percepcji i symboliki, może rozwinąć się w pełni: Inny nie krytykuje naszej polityki – on neguje sens naszej egzystencji, znieważa nasze wartości, podminowuje naszą cywilizację. Nie należy już oskarżać wyłącznie jego uczynków – winę ponoszą cechujące go nienawiść, nihilizm, szaleństwo i bezkompromisowe traktowanie własnych przekonań i religijności.

    Boimy się i wszyscy jesteśmy ofiarami

    Pierwszą tragiczną konsekwencją ideologii strachu jest przemiana wszystkich członków danego społeczeństwa w ofiary. Podczas gdy idea cywilizacji w stanie zagrożenia zyskuje coraz większy posuch na Zachodzie, podobne emocjonalne poruszenia – wzmacniane przez strach i świadomość bycia ofiarami – dają się zaobserwować w większości krajów muzułmańskich, a nawet wśród społeczności muzułmańskich istniejących w Europie oraz Stanach Zjednoczonych. “Oni” nie lubią islamu i muzułmanów, dokonują podziałów, dyskryminują nas, są jawnie rasistowscy i ksenofobiczni. “Ich” wojna przeciwko “terroryzmowi islamskiemu” to jedynie “pretekst dla ostatecznego ciosu wymierzonego w islam i wszystkich muzułmanów”.

    Wszędzie możemy spotkać te same odczucia, te same nastawienia. Przed naszymi oczami kwitnie ideologia, w wyniku której zamieniamy się w ofiary, zmuszająca nas do dostrzegania w Innych wyłącznie potencjalnego zagrożenia. Zostaliśmy skolonizowani przez strach, pobawieni możliwości dokonania wglądu w umysł Innego, a nawet chęci wysłuchania go, potraktowania go jak człowieka posiadającego własne lęki i frustracje. Wszyscy zostaliśmy złapani w sieci, których osnowę stanowią zaściankowość i sekciarstwo.

    Musimy zrzucić te okowy, opanować impuls postrzegania wszystkiego w czarno-białych barwach i ożywić na nowo własnego krytycznego – potrafiącego słuchać – ducha. Musimy ponownie stać się myślącymi “podmiotami” – tylko tyle i aż tyle.

    Muzułmanie, bez względu na to, czy mieszkają na Zachodzie, czy w krajach muzułmańskich, pod żadnym pozorem nie mogą poddać się ideologii strachu. Muszą też oprzeć się chęci odczytywania świata przez pryzmat polaryzacji, uproszczeń i karykatur. Przyjmując teorie – które stały się obecnie prawdziwymi obsesjami – na temat własnej podległości (jako członkowie mniejszości) i niechęci ze strony innych lub segregacji i marginalizacji, której są poddawani, muzułmanie nieświadomie przyjmują przesłanki propagatorów “uczuciowej ideologii”, wznoszących mury, szykujących okopy, epatujących przesądami, podsycających lęk i dążących do konfrontacji. Ci apostołowie strachu niestrudzenie wykazują, jak wiele zagrożeń czyha na islam i muzułmanów w niedalekiej przyszłości. Przystając na tego typu obłędne uzasadnienia, samousprawiedliwienia i przekonanie o konieczności szykowania się do obrony, muzułmanie potwierdzają i uwiarygodniają argumenty, które zostały celowo wypaczone.

    Na szali znajdują się kategorie ludzkości i życia. To właśnie ta ideologia, a nie zwykła polityka, stanowi prawdziwe wyzwanie naszych czasów. Pojawiają się tu takie kwestie jak przekonania, wiara, zrozumienie, etyka i normy. Przeciwko ideologii strachu musi zostać zaproponowana wizja samo-wyzwolenia. “Akt samo-wyzwolenia” odnosi się do samego jądra doświadczenia duchowego, ponieważ gdy emocje skłaniają nas do określonego zachowania, duchowość występuje z apelem do zdobycia najpierw odpowiedniej wiedzy, wykształcenia.

    Amerykański przywódca ruchu na rzecz praw obywatelskich, Martin Luter King Jr., nawiązując do teologa protestanckiego Reinholda Niebuhra, dowodził, jak wielkim uproszczeniem jest traktowanie własnej wspólnoty lub sprawy, w imię której się występuje jako wartości totalnej. Wciąż przestrzegał swoich zwolenników przed odwoływaniem się do niesprawiedliwości, która została im kiedyś wyrządzona w celu usprawiedliwienia pogardy dla życia i własnych obowiązków w stosunku do innych ludzi. Nawoływał do “dyscypliny duchowej”, która miała stanowić antidotum na resentymenty i fałszywe przekonanie o własnej cnotliwości.

    Musimy podjąć podobny wysiłek, aby zdobyć odpowiednią wiedzę, dzięki której będziemy mogli odnaleźć sens i Boga oraz szanować zasady sprawiedliwości, wolności i ogólnoludzkiego braterstwa. Aby przeciwstawić się skłonności do zamykania się i postrzegania rzeczywistości w schemacie czerni-bieli, musimy podjąć “intelektualny dżihad”. Musimy opierać się (słowo “dżihad” oznacza właśnie wysiłek oporu, przeciwstawiania się) i poszukiwać uniwersalizmu przesłania, które przekraczałoby partykularyzm i pozwalało nam uchwycić wspólne wartości składające się na horyzont naszych działań.

    Dzięki pracy krytycznego umysłu i namysłu my, muzułmanie będziemy w stanie powrócić do pojęć islamu, które często w wyniku kontekstualizacji i specjalistycznych zabiegów ulegały osłabieniu, ograniczeniu, a nawet były usuwane. Kategorie takie jak Shari’a (kodeks muzułmański), “fiqh” (prawodawstwo muzułmańskie) czy “ulum islamiyya” (nauki muzułmańskie) muszą być na nowo przemyślane i przedefiniowane w świetle zasad muzułmańskich, które odsyłają nas ku uniwersalizmowi, niemożliwemu do uchwycenia z zawężonej perspektywy “zdominowania”, “mniejszości” czy “asymilowania imigrantów”.

    Oto reforma – i faktycznie chodzi tu o dosłownie rozumianą rewolucję – którą musimy przeprowadzić, aby przeciwstawić się ideologii strachu. Niektóre z odczytań źródeł muzułmańskich mogą się okazać młynem na wodę dla demagogów starających się za pomocą strachu usprawiedliwić wojnę, zrujnować wolność w imię bezpieczeństwa i zalegalizować dyskryminację. Reforma, do której nawołujemy nie oznacza podważenia ani jednej z zasad, na których wspiera się islam – jego fundamentów i praktyk ? zmusza jedynie do przedefiniowania pewności wiary. Dzięki niej będziemy w stanie przeciwstawić się naszym obawom w stosunku do Innego, obsesji na temat konfliktów i ekspansji zamkniętych, reakcyjnych, spetryfikowanych tożsamości.

    Pierwotny duch przesłania muzułmańskiego stanowi dla nas zaproszenie – uczy nas, jak otworzyć się na świat i rozpoznawać dobro (niezależnie od jego pochodzenia). Nakazuje szacunek dla wielorakich i elastycznych tożsamości, które posiadamy wszyscy. Mówi, że wielość jest szkołą pokory i szacunku i że wszyscy ludzie stanowią jedność – tak jak Jedyny Bóg.

    Strach, tak jak pęknięcia, dociera wszędzie. W społeczeństwie Zachodu widoczne jest napięcie między tymi, którzy kształtują samych siebie w odniesieniu do innych, ale nie potrafią tego przyznać, oraz tymi, dla których istnieją wspólne wartości, stanowiące podstawę dla partnerstwa, które należy budować.

    Identyczna linia podziału przebiega w społecznościach i wspólnotach muzułmanów. Sprzymierzeńców musimy szukać wśród tych, którzy odwołują się do zasady wspólnych wartości i akceptują ją, gotowi odłożyć na bok własny strach i stawić czoło ekstremizmowi “drugiej strony”. Jeśli im się nie uda, to triumfy będzie święcił ekstremizm.

    Najbardziej palące zadanie na dzisiaj to wezwanie kobiet i mężczyzn pochodzących z różnych tradycji, z wszelkich wyznań i religii, do wystąpienia w imię wspólnych, uniwersalnych zasad godności człowieczeństwa i krytycznego rozumu. Aby przeciwstawić się ideologii strachu i wyzwolić się z uścisku emocjonalizmu, w prowadzonej debacie niezbędne jest odwołanie do ducha krytyki, etyki i chęci porozumienia. Niektórzy będą szukali zakotwiczenia tych wartości w wierze i religijności, inni – wyłącznie w swoich sumieniach. Ale dla każdego uczestnika tej rozmowy będą one równie ważne, stanowiące wyznaczniki własnego człowieczeństwa.

    Tariq Ramadan, najbardziej kontrowersyjny lider ruchów muzułmańskich w Europie, aktualnie wykłada jako visiting professor w St. Antony’s College Uniwersytetu w Oxfordzie, pełni też funkcję senior research fellow fundacji Lokahi Foundation w Londynie. Teskt ukazał się czasopismie New Perspectives Quarterly w numerze zimowym z 2006 roku (Volume 32, #1)

    Tłumaczenie Mariusz Turowski
    http://www.uni.wroc.pl/~turowski/ramadan.htm

  12. Arabowie szykują … Wątpię. Raczej: w czyim interesie?
    Globalna ideologia strachu

    Tariq Ramadan

    Zarówno globalny terroryzm, jak i wojna globalna przeciwko terroryzmowi stanowią – w takim samym, destrukcyjnym zakresie – pożywkę dla globalnej ideologii strachu.

    Gdy zwrócimy uwagę na państwa Zachodu lub Południa, szczególnie te z przeważającą ludnością muzułmańską, stwierdzimy, że strach jest wszechobecny i głęboko osadzony. Stanowi niemożliwy do przeoczenia czynnik wpływający na sposób doświadczania świata przez ludzi. W życiu codziennym przejawia się na trzech następujących poziomach:

    Po pierwsze, strach niejako z natury i nieświadomie, prowadzi do nieufności i potencjalnych konfliktów z “Innym”. Binarna wizja rzeczywistości przybiera postać rozróżnienia na bezpieczny “nasz” świat i zagrożenie z “ich” strony.

    Efekt drugiego rodzaju związany jest z absolutną przewagą uczuć, które dochodzą do głosu podczas naszych kontaktów z Innym oraz o emocjonalnym stosunku do zjawisk, które zachodzą wokół nas. Gdy władanie sprawuje strach, emocje niweczą szanse na racjonalną analizę. W tego rodzaju stanie “uniesienia” potępiamy skutki czyichś działań i odrzucamy osoby, które je podejmują – ale nie jesteśmy w stanie zrozumieć powodów, które do nich doprowadziły.

    Nasze “wystarczające powody” i “słuszne racje” są chętnie podnoszone na forum publicznym bez jakiegokolwiek krytycznego namysłu, a jednocześnie dochodzi do bezmyślnego potępienia “fałszywych racji” i “złych intencji”, które kierują Ich postępowaniem. Gdzie pojawia się strach, tam nie ma miejsca na wyjaśnienia, zrozumienie, namysł, dzięki którym moglibyśmy pojąć, kim jest Inny, w jakim świecie żyje i czym się kieruje.

    W tym nowym klimacie strachu i podejrzeń próba zrozumienia Innego jest utożsamiana z pragnieniem jego usprawiedliwienia. Ktoś chce dotrzeć do racji, a oskarżony zostaje o konszachty z diabłem. Dziwaczny – i niebezpieczny zarazem – redukcjonizm przekształca rzeczywistość w zbiorowisko sekretów i niepowiązanych ze sobą faktów, a Inny staje się czynnikiem nonsensownych działań, pozbawionym własnej historii, rozumu i racjonalności. Emocje to nie zrozumienie, tylko poparcie lub napiętnowanie. Moc uczuć jest decydująca.

    Trzecia konsekwencja jest paradoksalna i zaskakująca – mimo że żyjemy w epoce komunikacji, wydaje się, że jesteśmy chronicznie niedoinformowani. Doświadczamy mnożenia się “autostrad komunikacyjnych”, rozprowadzających w czasie rzeczywistym ogromną ilość wiadomości, saturujących umysł i uniemożliwiających uchwycenie faktów w odpowiednich kontekstach. Wiek komunikacji to wiek bez-informacji. Staliśmy się pasywnymi odbiornikami rzeczywistości i faktów – bez żadnej świadomości co do ich uwarunkowań. Roztargnieni emocjonalnie, uwięzieni w pułapkach binarnych, redukcjonistycznych struktur logicznych, zagubieni w gąszczu wydarzeń i polityki, które “po prostu są”. Nie jesteśmy w stanie dostrzec, zrozumieć czy nawet usłyszeć Innego.

    W skrócie, ideologia strachu doprowadziła do druzgoczącego zaślepienia. Świat Innego i jego racje zniknęły z pola widzenia. Jeśli ktoś postanowi spojrzeć, przypisze się mu wrogie zamiary lub inne podłości. Między “nami” a “nimi” postawiono wirtualny mur, wyznaczający zakres naszych nowych tożsamości i relacji. W jego obrębie – ukojenie, poza nim – otchłań.

    Wspieranie i dokarmianie “ideologii strachu” stało się orężem politycznym, szczególnie w przypadku oportunistycznych strategii wielkich mocarstw gospodarczych współczesnego świata. Na bok odsunięte zostają prawdziwa debata czy obiektywna krytyka na temat skutków panującego na całym świecie ustroju ekonomicznego. Chodzi jedynie o wzniecanie poczucia zagrożenia i świadomości ryzyka. To z kolei stanowi zachętę do wprowadzania w życie najniebezpieczniejszych i najbardziej dotkliwych programów bezpieczeństwa – prawodawstwa niechętnego wszelkim swobodom (szczególnie prawom człowieka i obywatela), najczęściej inspirującego ekstremistyczne i rasistowskie idei. Ideologia strachu wykazuje ostateczną, niezaprzeczalną winę Innego i nieusuwalną konieczność podjęcia działań zabezpieczających z użyciem siły – w tych warunkach znakomicie może się rozwijać ponadnarodowy przemysł zbrojeniowy.

    Globalizacja syndromu izraelskiego

    Obserwator społeczeństwa Izraela i polityki jego kolejnych rządów musi dostrzec zbieżność logiki funkcjonowania tego społeczeństwa z tym, co dokonuje się obecnie w skali globalnej. Od lat 40-tych ubiegłego wieku dzieje Izraela wyznaczone są przez rosnące poczucie lęku, imperatyw samoobrony i nieufność w stosunku do Innego.

    Po piekle nazizmu i obozów koncentracyjnych, po bolesnych doświadczeniach europejskich, Izrael był postrzegany przez wielu w kategoriach zarówno uchodźstwa, jak i możliwości uzyskania rozgrzeszenia w oczach historii. Minęły całe lata, a ta sama logika jest wciąż obecna w formie wszechobecnej podejrzliwości i auto-wiktymizacji, poczucia niepewności ze względu na faktyczne uwarunkowania, inflacji prawodawstwa “pacyfikacyjnego” oraz świadomości nieustannej wrogości – ukrywanej lub wyrażanej wprost – ze strony otaczającego świata.

    Jednak w końcowym rezultacie role i perspektywy uległy odwróceniu – społeczeństwo izraelskie jest znacznie bogatsze od swoich sąsiadów, nieporównanie lepiej uzbrojone od wszystkich krajów arabskich razem wziętych, wiedzie prymat w dziedzinie nauk i technologii militarnej i pełni rolę faktycznego regionalnego i międzynarodowego mocarstwa gospodarczego. Mimo to wciąż panuje w nim skłonność do prezentowania siebie jako ofiary destrukcyjnych zamysłów sąsiednich państw, skazanego na odwieczną walkę z “palestyńskim terroryzmem” lub, szerzej, “muzułmańskim ekstremizmem”.

    Wiodące mocarstwo regionalne stało się “ofiarą” piekła zgotowanego mu przez “Innego”, jego “szaleństwa”, “nienawiści”, “irracjonalności”, “morderczego obłędu”, “nihilizmu”. To tylko kilka przykładowych terminów, używanych standardowo w celu usprawiedliwienia polityki bezpieczeństwa umożliwiającej wprowadzenie “niezbędnych” ograniczeń dla zasad międzynarodowego prawa czy szacunku dla życia cywili i niewinnych osób. Za ich pomocą legitymizuje się wybór “umiarkowanych tortur” i wprowadzenie w życie jawnie wykluczającego i dyskryminującego prawodawstwa skierowanego przeciwko pewnym obywatelom uznanym za “zbyt arabskich” lub “zbyt gorliwych” chrześcijan czy muzułmanów. Ofiara, która sama siebie chroni i broni. Nic osobliwego.

    Jeśli wytężymy wzrok, wszędzie dostrzeżemy te same motywacje i postawy. “Wojna” wywołana w celu unicestwienia terroryzmu posiada umocowanie w identycznej logice, choć wyprowadzonej na arenę globalną.

    Nie chcę być źle zrozumiany. Terror to fakt, a nie ideologia, a mordowanie niewinnych ludzi musi spotkać się z bezwzględnym potępieniem. Problemem jest ideologiczne posłużenie się skutkami tego procederu.

    Neokonserwatyści w USA oraz ich europejscy naśladowcy wzniecają i podsycają świadomość lęku, do którego odnoszą się tak, jakby był on ideologią. Ich strategie polityczne żerują na poczuciu niepewności i binarnej wizji świata. Najważniejszy imperatyw, którym się kierują, to potrzeba samoobrony, nawet jeśli oznacza ona konieczność odwołania się do drakońskich metod – niekiedy jawnie gwałcących sprawiedliwość i równość wobec prawa – mających zapewnić bezpieczeństwo kosztem wolności. Ostatecznie przecież Zachód stał się “główną ofiarą terroryzmu”.

    Zagrożone są najbogatsze, najlepiej uzbrojone państwa na świecie. Obywatele muszą zdać sobie sprawę z konieczności przemyślenia na nowo praw, które nimi rządzą i przyzwyczaić się do bardziej restrykcyjnych zasad… w trosce o własne bezpieczeństwo. Aby stawić czoło zagrożeniu i ukoić lęk, należy roztoczyć ściślejszy nadzór nad życiem wszystkich członków społeczeństwa – podglądać ich i nagrywać, stosować podsłuchy. Syndrom izraelski, którego cechą jest poczucie stanu oblężenia i naruszenie równowagi w sprawowaniu władzy na poziomie percepcji i symboliki, może rozwinąć się w pełni: Inny nie krytykuje naszej polityki – on neguje sens naszej egzystencji, znieważa nasze wartości, podminowuje naszą cywilizację. Nie należy już oskarżać wyłącznie jego uczynków – winę ponoszą cechujące go nienawiść, nihilizm, szaleństwo i bezkompromisowe traktowanie własnych przekonań i religijności.

    Boimy się i wszyscy jesteśmy ofiarami

    Pierwszą tragiczną konsekwencją ideologii strachu jest przemiana wszystkich członków danego społeczeństwa w ofiary. Podczas gdy idea cywilizacji w stanie zagrożenia zyskuje coraz większy posuch na Zachodzie, podobne emocjonalne poruszenia – wzmacniane przez strach i świadomość bycia ofiarami – dają się zaobserwować w większości krajów muzułmańskich, a nawet wśród społeczności muzułmańskich istniejących w Europie oraz Stanach Zjednoczonych. “Oni” nie lubią islamu i muzułmanów, dokonują podziałów, dyskryminują nas, są jawnie rasistowscy i ksenofobiczni. “Ich” wojna przeciwko “terroryzmowi islamskiemu” to jedynie “pretekst dla ostatecznego ciosu wymierzonego w islam i wszystkich muzułmanów”.

    Wszędzie możemy spotkać te same odczucia, te same nastawienia. Przed naszymi oczami kwitnie ideologia, w wyniku której zamieniamy się w ofiary, zmuszająca nas do dostrzegania w Innych wyłącznie potencjalnego zagrożenia. Zostaliśmy skolonizowani przez strach, pobawieni możliwości dokonania wglądu w umysł Innego, a nawet chęci wysłuchania go, potraktowania go jak człowieka posiadającego własne lęki i frustracje. Wszyscy zostaliśmy złapani w sieci, których osnowę stanowią zaściankowość i sekciarstwo.

    Musimy zrzucić te okowy, opanować impuls postrzegania wszystkiego w czarno-białych barwach i ożywić na nowo własnego krytycznego – potrafiącego słuchać – ducha. Musimy ponownie stać się myślącymi “podmiotami” – tylko tyle i aż tyle.

    Muzułmanie, bez względu na to, czy mieszkają na Zachodzie, czy w krajach muzułmańskich, pod żadnym pozorem nie mogą poddać się ideologii strachu. Muszą też oprzeć się chęci odczytywania świata przez pryzmat polaryzacji, uproszczeń i karykatur. Przyjmując teorie – które stały się obecnie prawdziwymi obsesjami – na temat własnej podległości (jako członkowie mniejszości) i niechęci ze strony innych lub segregacji i marginalizacji, której są poddawani, muzułmanie nieświadomie przyjmują przesłanki propagatorów “uczuciowej ideologii”, wznoszących mury, szykujących okopy, epatujących przesądami, podsycających lęk i dążących do konfrontacji. Ci apostołowie strachu niestrudzenie wykazują, jak wiele zagrożeń czyha na islam i muzułmanów w niedalekiej przyszłości. Przystając na tego typu obłędne uzasadnienia, samousprawiedliwienia i przekonanie o konieczności szykowania się do obrony, muzułmanie potwierdzają i uwiarygodniają argumenty, które zostały celowo wypaczone.

    Na szali znajdują się kategorie ludzkości i życia. To właśnie ta ideologia, a nie zwykła polityka, stanowi prawdziwe wyzwanie naszych czasów. Pojawiają się tu takie kwestie jak przekonania, wiara, zrozumienie, etyka i normy. Przeciwko ideologii strachu musi zostać zaproponowana wizja samo-wyzwolenia. “Akt samo-wyzwolenia” odnosi się do samego jądra doświadczenia duchowego, ponieważ gdy emocje skłaniają nas do określonego zachowania, duchowość występuje z apelem do zdobycia najpierw odpowiedniej wiedzy, wykształcenia.

    Amerykański przywódca ruchu na rzecz praw obywatelskich, Martin Luter King Jr., nawiązując do teologa protestanckiego Reinholda Niebuhra, dowodził, jak wielkim uproszczeniem jest traktowanie własnej wspólnoty lub sprawy, w imię której się występuje jako wartości totalnej. Wciąż przestrzegał swoich zwolenników przed odwoływaniem się do niesprawiedliwości, która została im kiedyś wyrządzona w celu usprawiedliwienia pogardy dla życia i własnych obowiązków w stosunku do innych ludzi. Nawoływał do “dyscypliny duchowej”, która miała stanowić antidotum na resentymenty i fałszywe przekonanie o własnej cnotliwości.

    Musimy podjąć podobny wysiłek, aby zdobyć odpowiednią wiedzę, dzięki której będziemy mogli odnaleźć sens i Boga oraz szanować zasady sprawiedliwości, wolności i ogólnoludzkiego braterstwa. Aby przeciwstawić się skłonności do zamykania się i postrzegania rzeczywistości w schemacie czerni-bieli, musimy podjąć “intelektualny dżihad”. Musimy opierać się (słowo “dżihad” oznacza właśnie wysiłek oporu, przeciwstawiania się) i poszukiwać uniwersalizmu przesłania, które przekraczałoby partykularyzm i pozwalało nam uchwycić wspólne wartości składające się na horyzont naszych działań.

    Dzięki pracy krytycznego umysłu i namysłu my, muzułmanie będziemy w stanie powrócić do pojęć islamu, które często w wyniku kontekstualizacji i specjalistycznych zabiegów ulegały osłabieniu, ograniczeniu, a nawet były usuwane. Kategorie takie jak Shari’a (kodeks muzułmański), “fiqh” (prawodawstwo muzułmańskie) czy “ulum islamiyya” (nauki muzułmańskie) muszą być na nowo przemyślane i przedefiniowane w świetle zasad muzułmańskich, które odsyłają nas ku uniwersalizmowi, niemożliwemu do uchwycenia z zawężonej perspektywy “zdominowania”, “mniejszości” czy “asymilowania imigrantów”.

    Oto reforma – i faktycznie chodzi tu o dosłownie rozumianą rewolucję – którą musimy przeprowadzić, aby przeciwstawić się ideologii strachu. Niektóre z odczytań źródeł muzułmańskich mogą się okazać młynem na wodę dla demagogów starających się za pomocą strachu usprawiedliwić wojnę, zrujnować wolność w imię bezpieczeństwa i zalegalizować dyskryminację. Reforma, do której nawołujemy nie oznacza podważenia ani jednej z zasad, na których wspiera się islam – jego fundamentów i praktyk ? zmusza jedynie do przedefiniowania pewności wiary. Dzięki niej będziemy w stanie przeciwstawić się naszym obawom w stosunku do Innego, obsesji na temat konfliktów i ekspansji zamkniętych, reakcyjnych, spetryfikowanych tożsamości.

    Pierwotny duch przesłania muzułmańskiego stanowi dla nas zaproszenie – uczy nas, jak otworzyć się na świat i rozpoznawać dobro (niezależnie od jego pochodzenia). Nakazuje szacunek dla wielorakich i elastycznych tożsamości, które posiadamy wszyscy. Mówi, że wielość jest szkołą pokory i szacunku i że wszyscy ludzie stanowią jedność – tak jak Jedyny Bóg.

    Strach, tak jak pęknięcia, dociera wszędzie. W społeczeństwie Zachodu widoczne jest napięcie między tymi, którzy kształtują samych siebie w odniesieniu do innych, ale nie potrafią tego przyznać, oraz tymi, dla których istnieją wspólne wartości, stanowiące podstawę dla partnerstwa, które należy budować.

    Identyczna linia podziału przebiega w społecznościach i wspólnotach muzułmanów. Sprzymierzeńców musimy szukać wśród tych, którzy odwołują się do zasady wspólnych wartości i akceptują ją, gotowi odłożyć na bok własny strach i stawić czoło ekstremizmowi “drugiej strony”. Jeśli im się nie uda, to triumfy będzie święcił ekstremizm.

    Najbardziej palące zadanie na dzisiaj to wezwanie kobiet i mężczyzn pochodzących z różnych tradycji, z wszelkich wyznań i religii, do wystąpienia w imię wspólnych, uniwersalnych zasad godności człowieczeństwa i krytycznego rozumu. Aby przeciwstawić się ideologii strachu i wyzwolić się z uścisku emocjonalizmu, w prowadzonej debacie niezbędne jest odwołanie do ducha krytyki, etyki i chęci porozumienia. Niektórzy będą szukali zakotwiczenia tych wartości w wierze i religijności, inni – wyłącznie w swoich sumieniach. Ale dla każdego uczestnika tej rozmowy będą one równie ważne, stanowiące wyznaczniki własnego człowieczeństwa.

    Tariq Ramadan, najbardziej kontrowersyjny lider ruchów muzułmańskich w Europie, aktualnie wykłada jako visiting professor w St. Antony’s College Uniwersytetu w Oxfordzie, pełni też funkcję senior research fellow fundacji Lokahi Foundation w Londynie. Teskt ukazał się czasopismie New Perspectives Quarterly w numerze zimowym z 2006 roku (Volume 32, #1)

    Tłumaczenie Mariusz Turowski
    http://www.uni.wroc.pl/~turowski/ramadan.htm