Reklama

Jakie decyzje polityków zagrażają bezpieczeństwu państwa?
Co mają wspólnego Japonia i Portugalia? Otóż w odpowiedzi na pogorszenie się sytuacji finansowej budżetu państwa, do jakiej doszło po pęknięciu bańki, rządy tych krajów wdrożyły strategię podwyżek podatkowych. Ponieważ gospodarki były (i nadal są) w tendencji do deflacji, to efektem tych decyzji było zmniejszenie się dochodów podatkowych rządu, a co za tym idzie dalsze pogorszenie się sytuacji finansowej kraju. Gdyż wraz ze spadkiem przychodów budżetowych zaszła konieczność zaciągnięcia nowego długu.
Ale na tym podobieństwa pomiędzy Japonią a Portugalią się kończą. Gdyż problem zaciągniętego przez rządy „długu publicznego” jest diametralnie różny. Rząd Portugalii musi martwic się o oceny i intencje „międzynarodowych rynków finansowych” i „agencji ratingowych”. A rząd Japonii musi martwic się tylko o Japończyków. Zadaniem dla japońskich ministrów jest tylko rozwiązanie deflacji.
Jeżeli rząd Japonii prawidłowo wprowadzi i zrealizuje politykę ant-deflacyjną, to Japonia powróci na drogę wzrostu. A to dalej pozwoli na dokonanie konsolidacji fiskalnej budżetu, przez co mam na myśli, obniżenie wskaźnika zadłużenia publicznego wobec PKB. Każdy, kto spokojnie przemyśli mechanizmy przepływu pieniędzy, to zrozumie. I zauważy, że straszenie Japonii bankructwem, to tylko populistyczne hasła.
Gospodarka Portugalii tymczasem trzęsie się w posadach za każdym razem, kiedy agencje ratingowe raczą się wypowiedzieć o tym kraju.
A co dzieje się w Polsce? Ostatnio zaakceptowano rządowy plan zwiększenia deficytu budżetowego. Czyli rząd Polski znowu pożyczy pieniądze. Od kogo? Od społeczeństwa, czy od obcej instytucji finansowej? Czy dług ten będzie denominowany w krajowej walucie, czy w obcej? Jeśli pożyczkodawcami będą fundusze zagraniczne, to jaki procent całości długu znajdzie się w obcych rękach. Jak pamiętam, całkiem niedawno rząd polski otrzymał ostrzeżenie, że już zbyt duża ilość długu należy do funduszy zagranicznych. To zagraża bezpieczeństwu finansowemu kraju, gdyż jest on bardzo podatny na ewentualne spekulacje.
Dług zaciągnięty w krajowej walucie, a dług w obcej walucie, nie jest długiem tego samego rodzaju!
Jeżeli rząd sprzedaje obligacje we własnej walucie, a one kupowane są z oszczędności własnego narodu, to zasadniczo, takie posunięcia nie narażają bezpieczeństwa finansowego kraju. (Oczywiście pomijam tu takie posunięcia, jak niekontrolowany dodruk pieniądza, prowadzący do hiperinflacji.) Jeżeli do tej pory rząd korzystał ze szczodrej ręki „międzynarodowych rynków finansowych”, to dla dobra własnego społeczeństwa, teraz powinien to zmienić.
Co więcej zadaniem rządu jest umożliwienie społeczeństwu uzyskania dochodu. Co przejawia się spadkiem poziomu bezrobocia. Dlatego tak powinien organizować obrót gospodarczy, aby wydatki narodu polskiego stały się dochodem Polaków. Czyjeś wydatki, to dla drugiej strony dochód! Rząd Polski sam nie może tak wydawać pieniędzy, aby dochód został transferowany za granicę. Co więcej, to zadaniem właśnie rządu jest stworzenie jak najlepszych warunków do rozwoju przemysłu krajowego. Przy czym rozwój przemysłu, to nie to samo, co zorganizowanie kilku zagranicznych montowni. Czy struktura gospodarcza, gdzie wydatki Polaków stają się dochodami Polaków, nie byłaby najkorzystniejsza? Na tym polega prawdziwa ekonomia – greckie Oikos Nomos – zarządzanie domem, tworzenie gospodarki krajowej.
Wiele razy w komentarzach pod wpisami czytałem opinie Polaków, że „nie możemy rozwinąć krajowego przemysłu, bo w Polsce przemysł został w ogóle zniszczony”, „nic już nie można zrobić, bo przemysł nie istnieje”, „Polska to biedny kraj, w porównaniu do Japonii i dlatego musi pożyczać pieniądze z zagranicy”, a najbardziej bolesne: „znalezienie pracy w innych krajach jest prostsze niż naprawa własnego kraju”.
Jest takie powiedzenie, że kraj, który przetrwa wojnę, ale może zginąć w pokoju. Dlatego na rządzących i ustawodawcach spoczywa ogromna odpowiedzialność. Nie zbrojny atak, ale złe zarządzanie krajem, może doprowadzić do jego upadku. Zmienić na lepsze Polskę mogą tylko sami Polacy, nikt inny. Bierne gospodarczo, skonfliktowane ze sobą elity polityczne, nie zaprowadzą społeczeństwa w dobrym kierunku. Teraz jest najlepsza pora, aby zwykli ludzie, dziennikarze i politycy, zadali sobie pytanie: czy warto nadal angażować się w kłótnie personalne i przepychanki polityczne, czy też zacząć wreszcie poważnie myśleć i dyskutować o gospodarce?
„Jak nie my, to kto?”
„Jak nie teraz to kiedy?”

Reklama
Reklama