Reklama

Z czarnobiałego zdjęcia patrzy na mnie dziewczynka. Ma takie smutne oczy. Czyżby już wtedy wiedziała…Kiedyś usłyszy: Tylko nie ścinaj. Teraz ma krótko obcięte włosy, na chłopaka.

Z czarnobiałego zdjęcia patrzy na mnie dziewczynka. Ma takie smutne oczy. Czyżby już wtedy wiedziała…Kiedyś usłyszy: Tylko nie ścinaj. Teraz ma krótko obcięte włosy, na chłopaka. Ojciec chciał syna, dopóki nie urodził się brat wołał na nią Jolek. Jeszcze nie wie, że kiedyś obetną jej te włosy do gołej skóry, jeszcze nie wie, a może wie i dlatego jest taka smutna…Może wie co się wydarzy kiedyś…

Lipiec, dzień moich urodzin.
Zaczekaj, już za kilka dni będę mogła z tobą pojechać. Nie mogę, muszę teraz, to przecież tylko dwa tygodnie, będę pisał, dzwonił.
Odprowadzam go i całą drogę płaczę. Dlaczego? Przecież nie pierwszy raz się rozstajemy. Będzie tęsknił równie mocno jak ja. Wiem.
Uśmiechnij się do mnie, chcę cię zapamiętać uśmiechniętą. Wykrzywiam kąciki ust w parodii uśmiechu, staram się.
Tamtej nocy Księżyc by mnie zachwycił. Olbrzymi, czerwony. Nie mieścił się nad ulicą w prześwicie między drzewami. Zachwyciłby gdyby nie irracjonalny niepokój.

Reklama

Wybieramy się z przyjaciółką na przejażdżkę rowerową po okolicy. Fizyczne zmęczenie pomoże nie myśleć. Tęsknię i boję się. Codzienne rozmowy telefoniczne próbują mnie uspokoić. Jest wspaniale, nie martw się, wrócę później, ale nic złego się nie dzieje.

Później…Mijają dni, potem tygodnie a później nie nadchodzi. Strach narasta. Głupia jestem, przecież nie mam powodu się bać. Nie odbiera. Kobieta po tamtej stronie mówi, że dziś nie ma czasu rozmawiać. Jutro też nie ma. Jest bardzo zajęty.

Skąd wziął się w moim domu miesięcznik Horoskopy? Przecież nikt go nie kupuje. Jest piękny, wrześniowy słoneczny dzień. A co mi tam, poczytam. 9-ego Września wydarzy się coś niezwykłego, co będzie miało wpływ na twoje życie. Nie wierzę.

Kup koncentrat pomidorowy, tylko się pośpiesz, bo za chwilę będzie potrzebny. Idę mamo.
Wychodzę z domu. Jest kilka minut po 14-ej. Bezchmurne niebo, piękny Wrzesień mamy tego roku. Zamykam drzwi mając w głowie listę zakupów, pewnie znowu o czymś zapomnę i będę musiała iść jeszcze raz. Dobrze, że sklep tak blisko. Coś przyciąga moją uwagę. Nie wiem jak to opisać. Kojarzy mi się z bierkami. Wiązka bierek, tylko olbrzymia, utkana jakby ze światła leci wprost na mnie. Wytrzeszczam oczy i gapię się. Uderza mnie w okolice splotu słonecznego.Boli.

Przypomina mi się,że obiad,że koncentrat pomidorowy. Myślę, że opowiem mu o tym jak wróci, bo przecież wróci do mnie.

Wieczorem telefon. Odszedł dziś, kilka minut po 14-ej.

Reklama