Reklama

Bardzo ciekawe zjawisko społeczne, żeby nie napisać socjologiczne, miało miejsce w niedzielę, ale zaczęło się kilka dni wcześniej. W pierwszym odruchu broniłem się przed udziałem w medialnym spektaklu, bo niemal odruchowo kojarzył mi się z „Idolem”, czy innym show kulinarnym, ale w niedzielne, leniwe, popołudnie miałem trochę czasu, żeby się przyjrzeć wszystkiemu na spokojnie. Wnioski z obserwacji są dość pozytywne, na stracie odrzuciłem porównanie do tandetnych spektakli dla gawędzi, a powód odrzucenia okazał się dość elementarny, mianowicie kryteria wyboru. Jakby nie patrzeć takiego przedsięwzięcia nie da się zorganizować przy pomocy Joli Rutowicz, Katarzyny W., ani też z udziałem Bartka Arułkowicza i nawet peerelowski komandos Dziewulski by odpadł. Felix Baumgartner jest kimś wyjątkowym i dokonał rzeczy wyjątkowej, niedostępnej dla telewizyjnych pajacyków. W zupełności wystarczy tych podstawowych okoliczności, aby rozgrzeszyć widowisko i patrzeć przymrużonym okiem na zwyczajową medialną oprawę z Red Bull’em w tle. Zresztą nie jest prawdą, że tak zwane „szoły” czy inne „Wielkie braty” powstały w dobie medialnej tandety, to znaczy one rzeczywiście powstały w tej dobie, ale w odmienionej, plastikowej, formie dawnych widowisk. Za czasów słusznie minionych były programy telewizyjne, które oglądało się z zapartym tchem, choćby kultowa „Sonda” i wcale nie polegały na pokazywaniu cycków pod prysznicem, czy kandydowaniu posła Gulczasa do sejmu.

Tak mi się skojarzył Felix Baumgartner, z najlepszą formą i treścią telewizyjnego spektaklu, który jest konsekwencją wyczynu bohatera, a nie odwrotnie. Naukowcem nie jestem i brakuje mi wiedzy, żeby ocenić przydatność tego eksperymentu, ale domyślam się, że medycyna, fizyka, lotnictwo i jeszcze parę innych dziedzin mają materiał do analizy. Pewnie nic nowego Felix Baumgartner nie odkrył, ale praktycznie pokazał coś wyjątkowego i jak mniemam dla nauki empiria jest bezcenna. Trudno będzie polemizować z argumentem, że skok ze stratosfery miał w sobie więcej komercji, reklamy i telewizyjnej oglądalności, niż naukowych doświadczeń, niemniej warto zauważyć, ten kawałek wyjątkowości, tę pasję w człowieku, która jest poza zasięgiem wszelkich pajacujących „liderów opinii”. Pewnych trendów i gustów cofnąć się nie da, w każdym razie nie czarodziejską różdżką w przysłowiowe sekund pięć, dlatego nie mam najmniejszej ochoty, żeby kpić, wyśmiewać, czy też specjalnie się czepiać próby pokazania czegoś daleko bardziej inteligentnego, niż następna laleczka śpiewająca na jednym bicie. Felix Baumgartner pokazał odwagę, pasję, ekstremalną ludzką dążność do osiągnięcia kosmicznych celów. No, a że wyswietlili to wszystko w telewizji z puszką Red bulla na spadochronie, to w zasadzie jest nieunikniony drobiazg. Widziałem już gorsze logo przy okazji podbojów kosmosu, choćby czerwoną gwiazdę i skrzyżowany sierp z młotem. Felix wylądował i chwała Bogu i chwała Felixowi.

Reklama
Reklama

4 KOMENTARZE