Reklama

Od czasu wybuchu kryzysu w Unii Europejskiej ekonomiści jak mantrę powtarzają jedno zalecenie: reformy strukturalne. Cóż takiego mają spowodować te zalecane reformy? Najprościej mówiąc – obniżyć koszty i zwiększyć wydajność pracy. Czyli spodziewanym efektem ich realizacji powinien być wzrost zasilania rynku, a więc wzrost podaży. Czy naprawdę tego potrzeba Europie? Czy w krajach Unii odczuwalny jest brak produktów? Czy też może ich ceny błyskawicznie rosną? Nie zauważyłem. Wręcz przeciwnie: dostępny jest nadmiar produktów, a inflacja jest bardzo niska. Ewidentnie brakuje popytu! Więc pytam się: w jaki sposób wzrost podaży ma wyprowadzić Europę z kryzysu?
Wielkiej Trójki zalecenie drugie  – polityka oszczędności – jeszcze bardziej redukuje ten i tak już malejący popyt.
W obliczu malejącej gospodarki krajowej, państwa próbują ratować bilans finansów publicznych wprowadzając drastyczne cięcia wydatków rządowych i zwiększając obciążenia podatkowe.
Ale ani oszczędności wydatków budżetowych, ani podwyżki podatków, nie uzdrowią budżetu! Pamiętajmy, że:
PKB = konsumpcja gospodarstw domowych + inwestycje przedsiębiorstw + krajowe wydatki rządowe + eksport netto.
W Grecji będącej w stanie deflacji nie rośnie ani konsumpcja ani inwestycje, odwrotnie – te wskaźniki spadają. Dlatego jakiekolwiek decyzje oszczędnościowe rządu także przyczynią się do spadku PKB. A w efekcie i do pogorszenia sytuacji finansowej kraju, gdyż jak poprzednio pisałem:
Dochody podatkowe rządu = nominalny PKB × stawka podatkowa x współczynnik elastyczności dochodów.
Spadek nominalnego PKB powoduje jeszcze większy spadek dochodów państwa.
W kraju borykającym się z deflacją, każdy wzrost podatków powoduje, że inwestycje przedsiębiorstw i konsumpcja gospodarstw domowych maleje. W rezultacie zmniejsza się PKB i spadają łączne wpływy budżetu państwa. Dlatego nie można osiągnąć poprawy stabilności finansowej kraju poprzez wzrost podatków.
Chcę jeszcze zwrócić uwagę na bardzo znamienny współczynnik – elastyczności dochodów podatkowych. Jego znaczenie wytłumaczę na konkretnym przykładzie: w sytuacji gdy ludzie tracą pracę a przedsiębiorstwa bankrutują – ta rzesza podmiotów przestaje płacić podatki, co automatycznie powoduje spadek dochodów budżetowych. Wzrost stawki podatkowej w czasie spowolnienia gospodarczego, skutkuje pojawieniem się coraz większej liczby podmiotów gospodarczych (ludzi i przedsiębiorstw), które nie płacą podatków. Zmniejsza się ilość „czynnych podatników”. A co za tym idzie jeszcze bardziej maleje PKB. Rośnie bezrobocie. W rezultacie dochody podatkowe rządu zmniejszają się znacznie szybciej niż samo PKB.
Realizacja polityki oszczędności z zasady powoduje wzrost bezrobocia. Co dalej obniża wpływy budżetowe. I tak dalej, i tak dalej…
Myślę, że już najwyższa pora, aby zadać politykom pytanie: w jakim celu robią te oszczędności? Czy w ogóle jest jakiś sens? A może celem jest polityka oszczędności sama w sobie? Bo po jej efektach nie widać, aby dążyła ona do poprawy życia społeczeństwa, ani do stabilizacji finansowej państw. Czy celem rządu nie powinno być dążenie do poprawy życia ludzi? Aby go zrealizować rząd powinien realizować strategie umożliwiające społeczeństwu uzyskanie dochodu. A tymczasem działa całkiem odwrotnie. Dla kogo? W czyim interesie?
Posunięcia, jakie wymusza Wielka Trójka nie mają nic wspólnego z myśleniem ekonomicznym. Bo ekonomia to „Oikos Nomos” – „zarządzanie domem” dla poprawy dobrobytu jego mieszkańców.
 

Reklama