Reklama

Pewne rzeczy wymagają nadludzkiej więc cierpliwości. Ale skąd Super Kubak miał wiedzieć, że wędkowanie jest jedną z nich?!

Pewne rzeczy wymagają nadludzkiej więc cierpliwości. Ale skąd Super Kubak miał wiedzieć, że wędkowanie jest jedną z nich?!
Spotkany przez przypadek w zeszłą środę kumpel z podstawówki mówił o emocjonujących łowach, o rybach z grilla, o rekordach guinnessa w długości śledzia oraz o męskiej rozrywce. Bez bab i narzekania. Nic więc dziwnego, że Kubak zapalił się.
Potrzebny sprzęt – jak się okazało – nie był tani, ale już przed sobotą miał wszystko zgromadzone. Pozostawało tylko nałapać glizd i ruszyć na prawdziwe męskie łowy.
Glizdy było okropne. Różowe i mięsiste. I wiły się paskudnie. Kubakowi chciało się wymiotować, ale Kumpel z Podstawówki robił ważną minę i z dumą wyciągał z ziemi kolejne żyjątka. Kiedy cały słoik dżdżownic tkwił już w kubakowej kieszeni, nie mógł się on powstrzymać przed dyskretnym zerkaniem (wieczko mogło się odkręcić, a to świństwo rozpełznąć po całym ciele – pod bluzeczką, w skarpetkach – a nawet – o zgrozo! – w spodniach!)
Nad rzeką było kilkunastu mężczyzn w kapeluszach i minach zaciętych. Prawdziwi wędkarze. Z daleka oznajmili, że „biorą jak szalone”.
Kolega z Podstawówki udzielił Kubakowi podstawowych porad dotyczących zarzucania wędki, wyciągania, mocowania, podbierania i obiecał, że pomoże w patroszeniu. Następnie odszedł kilkanaście metrów dalej i przygoda rozpoczęła się.
Super Kubak był przygotowany, że na początku może wyłowić stary but. Widział to nie raz na filmach. Zdziwił się jednak, kiedy po pierwszym wyciągnięciu wędki na haczyku dyndał telefon komórkowy. Model był dość stary. Nie chciał się włączyć. Super Kubak włożył go do torby. Kolega z Podstawówki wyglądał na takiego, co to z komórkami jest za pan brat – potrafi rozkręcić, naprawić, coś tam wstawić i generalnie – reanimować.
Zarzucił wędkę ponownie rozochocony tym sukcesem. Czekał. Czekał. I czekał. Nic się nie działo. Wyciągnął książeczkę. Miała zaledwie 215 stron więc skończył ją szybko. Czekał. Poczekał jeszcze chwilę. Pomyślał, że może dżdżownica zwiała z haczyka. Wyciągnął wędkę i sprawdził. Była tam. Chyba zasnęła – też jej się nudziło.
Zarzucił i wyciągnął drugą książeczkę. Skończył. Było późno więc zdrzemnął się.
Rano było okropnie zimno. Na haczyku nadal była dżdżownica – wyglądała na wyspaną i wypoczętą.
Przestało mu się podobać. W gardle coś go bolało, w krzyżu strzykało, było mokro i zimno. Miał katar.
Postanowił spróbować po raz ostatni. Z plecaka wyciągnął pelerynkę i założył. Nawet nie dlatego, żeby przy wędkowaniu potrzebne były jakieś super moce – po prostu – było mu zimno w plecy. Nie miał już żadnej książeczki, krzyżówki, gameboya, ani nic. Ale na haczyku coś zaczęło się ruszać. Wreszcie!
Kubak przyciągnął wędkę, wziął podbierak. Na haczyku nie było telefonu komórkowego, nie było nawet ładowarki. To był najprawdziwsza Ryba! Nie wiedział jaka, bo jeszcze się na tym nie znał. Ale miała płetwy i ogon, i pyszczek, czy co tam ryba ma z przodu. Patrzyła na Niego z wyrzutem. Prawie jak Jego Kot. Czego ona chciała, przecież był wędkarzem! To jest prawo natury – On jest łowcą, a ona ofiarą. Ale ona ewidentnie podważała prawa natury. Super Kubak zadumał się filozoficznie nad losem Swoim i rybim. Przeanalizował prawdopodobieństwo odwrócenia się ról w przyszłym życiu.
Chciał poradzić się Kolegi z Podstawówki, ale nie było po nim śladu. Przypomniało mu się, ze w związku z tym będzie tą cholerną rybę musiał sam patroszyć. Umówił się z nią więc, że owszem – wypuści ją, ale za to ona wyłowi mu z pięć złotych z dna rzeki. Na pewno wędkarze gubią często!
Wyłoniła się szybko. Miała nawet pięć pięćdziesiąt. Oboje byli bardzo zadowoleni.
A Super Kubak upolował sobie w spożywczym filety rybne. Meksykańskie. Z serem żółtym. Za pięć trzydzieści. Był do przodu dwadzieścia groszy i niedziałający telefon komórkowy. Niegłupie to wędkowanie.

Reklama

9 KOMENTARZE