Reklama

Co zlikwidujemy teraz… tego nie będzie w przyszłości.
Od czasu tzw. transformacji w Polsce obserwowało się stopniową likwidację polskich przedsiębiorstw. Z powodu „nieefektywności” dawnych, państwowych zakładów przemysłowych, zostały one sprzedane lub często po prostu zlikwidowane. Popyt narodu od tej pory zaspokaja kapitał zagraniczny.
Drastycznym przykładem jest tutaj Łódź, kiedyś drugie co do wielkości miasto w Polsce, centrum przemysłu tekstylnego i włókienniczego. A dzisiaj, pod rządami kolejnych nieudolnych ekip to… ostoja biedy i dziedzicznego bezrobocia. W mieście, będącym kolebka takich marek odzieżowych jak Telimena, Próchnik, czy Wólczanka, w sklepach królują ubrania „Made in China”.
Co jeszcze można w Polsce sprzedać czy zlikwidować?  Polski bank jest tylko jeden, ale za to uchowały się jeszcze przedsiębiorstwa energetyczne, nieliczne budowlane (chociaż dzięki współpracy z GDDKiA na przepaści bankructwa), rolnicze i w dziedzinie ochrony zdrowia.
Czy istnienie np. szkoły bądź szpitala należy rozpatrywać w kategoriach: „opłacalne” czy „nieopłacalne”? Czy istnienie własnego, krajowego producenta i dostawcy energii bądź żywności, powinno być uzależnione tylko od jego efektywności? Czy w sytuacji, gdy oszacujemy, że np. z Francji możemy zakupić tańszy prąd niż z elektrowni w Polsce, to te wszystkie polskie należy zlikwidować, zamknąć, doprowadzić do bankructwa? Czy naprawdę powinniśmy oczekiwać od szpitali wypracowywania zysków? To może od szkół też? Uważam, że są w kraju kluczowe gałęzie przemysłu, których istnienie nie powinno być uzależnione od opłacalności. To są obszary niezbędne dla bezpieczeństwa kraju. A do nich właśnie należy: edukacja, ochrona zdrowia, produkcja energii, żywności, budownictwo, wojsko, policja, straż pożarna itd.
Niemniej cała rzesza ludzi uważa całkiem przeciwnie. Zwolennicy globalizmu i ekonomii neoliberalnej, bez wahania i refleksji mówią: „zamknąć, skoro nieopłacalne”. I pocieszają, że wolny handel, zniesienie taryf, swobodny przepływ kapitału, osób, towaru i usług, zlikwiduje jakiekolwiek problemy. Niestety niemało Polaków uwierzyło tej idei, czego efektem jest deindustrializacja kraju. A to niesie już poważne zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego. Bo, czy państwo, którego główne potrzeby zaspokajane są przez obcy kapitał, może być bezpieczne?  Polacy doskonale wiedzą, że np. Rosja nie waha się wykorzystywać swojej siły monopolisty na rynku surowców energetycznych, dla własnych korzyści politycznych. Czy ktoś sądzi, że inne kraje (Niemcy, Francja, itd.) nie myślą podobnie? „W polityce nie ma przyjaźni, są interesy.”
Upadłości przedsiębiorstw są normalnym zjawiskiem występującym w każdej gospodarce. Ale częste bankructwa, likwidowanie całych gałęzi przemysłu, zwolnienia grupowe i utrzymujące się wysokie bezrobocie, świadczą o tym, że w gospodarce danego kraju zanika „moc podaży”. Aktualnie zachodząca utrata mocy produkcyjnych w gospodarce, oznacza niestety olbrzymie problemy w przyszłości. Bo popyt w Polsce będzie istnieć tak długo, jak długo będą tutaj żyć Polacy. Natomiast utrata zdolności zasilania rynku przez krajowe przedsiębiorstwa, może być przyczyną „złośliwej inflacji” – stagflacji – w przyszłości. Co powoduje drastyczne zubożenie i upadek cywilizacyjny całego społeczeństwa.
Przypominam sobie, jak jednym z argumentów mających przekonać Polaków do wstąpienia w szeregi Unii Europejskiej była obietnica, że będą mogli legalnie znaleźć pracę w innych krajach. Wysyłanie własnego społeczeństwa na emigrację zarobkową, to nie jest ani właściwa strategia społeczna ani ekonomiczna. Tacy politycy, po prostu porzucili swoje obowiązki. Jeżeli obecnie, ekipa rządząca nie zacznie realnie wspierać rodzimego przemysłu, jeżeli pozwoli na utrzymanie się wysokiej stopy bezrobocia, to państwo polskie stoczy się do szeregu krajów „rozwijających się” i w końcu zginie.
Czy awanturnictwo i warcholstwo musi być cechą polskich polityków?
Czy skłóceni polscy decydenci nie znają tragicznej historii swojego kraju i nie wiedzą do czego prowadzi zaniechanie reform?
Czy są w stanie spojrzeć w oczy swoim rodzicom i dzieciom?

Reklama