Mewa stoi na dachu. Co kilkanaście sekund otwiera dziób i wtedy rozlega się niegłośne… gęganie? Kwakanie? Gdakanie? Jakiś zbliżony dźwięk, przeznaczony prawdopodobnie dla innych mew. Jeżeli znajdzie się ktoś wystarczająco bezczelny (i ekscentryczny), żeby ten dźwięk naśladować, mewa przekrzywia głowę, niepokoi się, gęga głośniej i częściej. Można się tak przekrzykiwać długo i namiętnie, aż mewa się obrazi i odleci. Albo dostojnie odejdzie na przeciwną stronę dachu.
Mimo wszystko jednak mewa oszczędza głos na wschód słońca, a właściwie – pierwszy brzask. Wtedy trzeba otworzyć dziób jak szeroko i drzeć się donośnym, jękliwym wrzaskiem, który podejmują sąsiedzi z okolicznych dachów. Ludzie pod tymi dachami patrzą wtedy na zegarki i klną, ponieważ jest około trzeciej rano, no, może czwarta, ale mewy to nie wzrusza – nikt nie wyposażył jej w zegarek ani nie powiedział, żeby zamknęła dziób. A nawet gdyby – mewa wie swoje.
Mewa stoi więc i czyha. Nie na ryby, ani też na rybaków, jak mewi pradziadowie i prapra zwykli byli czynić. O, idzie na dwóch nogach grube stworzenie z kawałem mięsa w bułce, potknęło się, mięso i bułka wypadają… Co? Stwór gramoli się, wydając dziwne, mlaszczące dźwięki, zamiast natychmiast chwycić z powrotem mięso i bułkę. Takiej okazji mewa nie przepuści, Lot nurkujący, wyhamowanie na ostatnich metrach z gwałtownym trzepotaniem skrzydłami, dziobowy celownik nastawiony – chaps! Teraz tylko uciec przed sąsiadami, którzy gwałtownie domagają się udziału w łupie i jesteśmy w domu, to znaczy na dachu. Podobna akcja powtarza się za każdym razem, kiedy ktoś wyrzuci resztki jedzenia, upuści coś jadalnego lub po prostu pozostawi to bez opieki.
Pozostawienie bez opieki dotyczy również istot żywych. Młode gołębie, sroki, czasem małe bezdomne kotki – to TEŻ jest jedzenie, z tym że trudniejsze do złapania. Ale za to świeżutkie! Trochę bałaganu bywa z ptaszkami, pierze się niesie z wiatrem, ale przecież mewa nie sprząta podwórka po jedzeniu. Leci na następne po prostu. No i na ogół trzeba uważać na dorosłe koty, które w kwestii młodych srok i gołębi są konkurencją, natomiast co do jedzenia młodych kotków są zdecydowanie przeciw. A przecież mewa by się podzieliła! (A guzik, nie podzieliłaby się, hehe)
Jeżeli ktoś wejdzie na dach, zobaczy oprócz dorosłej mewy dwójkę młodych, wyglądających dość żałośnie, pstrokatych, krępych stworów, które popylają po dachu na piechotę, człapiąc byle dalej od intruza. Za komin, za komin teraz! Może sobie pójdzie… W tym czasie mama mewa odchodzi od zmysłów, lata naokoło wstrętnego dwunoga, który przylazł bez zaproszenia NA PEWNO po to, żeby upolować młode mewy w odwecie za dziurawienie worków ze śmieciami w poszukiwaniu jedzenia. No. Poszedł sobie. Niech nie wraca!
Wracamy w takim razie na zwykłe stanowisko na dachu. Łypiemy żółtymi oczami. Stroszymy pióra na grzbiecie. Ruszamy na rekonesans, krążymy nad dachami, ulicami, podwórkami, śmietnikami – to jest teraz żerowisko, nie plaża, nie morze. Mewa ustawia teraz celownik, nie dziobowy tym razem, tylko ogonowy, a dokładnie podogonowy, na czyjeś okno, chlup! Bomba w celu. Mój teren, moje terytorium. Żeby to zaakcentować jeszcze jeden krzyk, przeciągły, głośny a obraźliwy. Lądowanie na swoim – i z powrotem na posterunek. Mewa stoi na dachu.
________
Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany na witrynie www.kontrowersje.net . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Markizie
ciężko teraz jajka znajść, bo już się uczą fruwać w postaci młodych. Na wiosnę Cię zaproszę, pójdziemy na dach, poszukamy. Gniazda mewie paskudne są, bez pomysłu i kształtu, ot, byle parę patyków na krzyż złożyć. Niedługo po wykluciu się młodych, właściwie jak zaczynają zasuwać na łapach upłetwionych, gniazda już nie ma. Chyba sama mewa rozwala, bo któżby inny śmiał, mewy przecież pod ochroną.
Skrzypków żadnych nie widziałem na dachu. I nawet nie mam ochoty.
Czeeeeść Q.,
No pewnie, że jej teren, jej terytorium – wszystko mewie jest! To te dwunożne, co żarcie gubią z pysków wtargnęły w jej królestwo. No i teraz mają za swoje.
Pociesz się, że mam tak samo na lądzie. Mewy u mnie nie uświadczysz, ale sroki mieszkają, a jakże. Państwo srokowie wstaje o czwartej rano i od razu kłóci się, aż echo idzie po opłotkach. Małżonek siaduje na morelce (a ta tuż pod oknem mojej sypialni), kombinując, jak by się tu urwać, ale małżonka czujna jest i wykrzykuje pretensje spod mirabelki w ogrodzie sąsiadów. Temperamentna wielce, więc chcąc nie chcąc zwlekam się z wyrka, klnąc w duchu na czym świat stoi. Nie lubię państwa sroków, bo mi zamordowali plastikowego ptaszka w pełnym upierzeniu, którego wystawiłam na lato do balkonowych kwiatków.
Tym sposobem wyszedł nam prawie nadmorsko-lądowy Hitchcock.
Serdeczności
Dobry weczer, sleczno
że się tak nadmorsko przywitam.
Kto to powiedział, pytany, czy jest z lewa, czy z prawa “Ja jestem w górze!”?
Teraz już i w górze spokoju nie ma : )
Uwielbiam wkurzać sroki takim sroczym rzekotem (odgłos ostrzegawczy). Spylają, byle dalej.
Młodego dokarmianego jeża bestie zadziobały,
pterodaktyle.
O srokach piszę. Zadziobały bezbronnego jeża młodego.
Trzeba uważać na paskudy.
No wiem, że o srokach mordercach
Nic, tylko kałasza od kogoś pożyczyć i ratatatatatatata… Chyba poszukam, kurcze piórko.
Dlatego właśnie
jak widzę, to skrzeczę “niebezpieczeństwo” po ichniemu. Żeby się za pewnie nie czuły.
Co on robił
w dzień? Sroki mogły na niego zapolować za dnia, o wtedy powinien spać gdzieś schowany. A na spacer wybrać się po zmroku.
A że paskudy, to fakt. U mnie w kolejności to sroki, kawki, wiewiórki, sójki.
obserwowałem kiedys jak kota
obserwowałem kiedys jak kota wywieść chciały, coraz wyżej i wyżej i na cieniuśką gałązkę, by spadł. Są wredne i odwet im nie obcy. Widziałem jak psa atakowały, dużego, nurkowały jak messerschmitty by w łeb dziabnąć w zemście za pochwyconego i zaduszonego pobratymca.
Markizie
ciężko teraz jajka znajść, bo już się uczą fruwać w postaci młodych. Na wiosnę Cię zaproszę, pójdziemy na dach, poszukamy. Gniazda mewie paskudne są, bez pomysłu i kształtu, ot, byle parę patyków na krzyż złożyć. Niedługo po wykluciu się młodych, właściwie jak zaczynają zasuwać na łapach upłetwionych, gniazda już nie ma. Chyba sama mewa rozwala, bo któżby inny śmiał, mewy przecież pod ochroną.
Skrzypków żadnych nie widziałem na dachu. I nawet nie mam ochoty.
Czeeeeść Q.,
No pewnie, że jej teren, jej terytorium – wszystko mewie jest! To te dwunożne, co żarcie gubią z pysków wtargnęły w jej królestwo. No i teraz mają za swoje.
Pociesz się, że mam tak samo na lądzie. Mewy u mnie nie uświadczysz, ale sroki mieszkają, a jakże. Państwo srokowie wstaje o czwartej rano i od razu kłóci się, aż echo idzie po opłotkach. Małżonek siaduje na morelce (a ta tuż pod oknem mojej sypialni), kombinując, jak by się tu urwać, ale małżonka czujna jest i wykrzykuje pretensje spod mirabelki w ogrodzie sąsiadów. Temperamentna wielce, więc chcąc nie chcąc zwlekam się z wyrka, klnąc w duchu na czym świat stoi. Nie lubię państwa sroków, bo mi zamordowali plastikowego ptaszka w pełnym upierzeniu, którego wystawiłam na lato do balkonowych kwiatków.
Tym sposobem wyszedł nam prawie nadmorsko-lądowy Hitchcock.
Serdeczności
Dobry weczer, sleczno
że się tak nadmorsko przywitam.
Kto to powiedział, pytany, czy jest z lewa, czy z prawa “Ja jestem w górze!”?
Teraz już i w górze spokoju nie ma : )
Uwielbiam wkurzać sroki takim sroczym rzekotem (odgłos ostrzegawczy). Spylają, byle dalej.
Młodego dokarmianego jeża bestie zadziobały,
pterodaktyle.
O srokach piszę. Zadziobały bezbronnego jeża młodego.
Trzeba uważać na paskudy.
No wiem, że o srokach mordercach
Nic, tylko kałasza od kogoś pożyczyć i ratatatatatatata… Chyba poszukam, kurcze piórko.
Dlatego właśnie
jak widzę, to skrzeczę “niebezpieczeństwo” po ichniemu. Żeby się za pewnie nie czuły.
Co on robił
w dzień? Sroki mogły na niego zapolować za dnia, o wtedy powinien spać gdzieś schowany. A na spacer wybrać się po zmroku.
A że paskudy, to fakt. U mnie w kolejności to sroki, kawki, wiewiórki, sójki.
obserwowałem kiedys jak kota
obserwowałem kiedys jak kota wywieść chciały, coraz wyżej i wyżej i na cieniuśką gałązkę, by spadł. Są wredne i odwet im nie obcy. Widziałem jak psa atakowały, dużego, nurkowały jak messerschmitty by w łeb dziabnąć w zemście za pochwyconego i zaduszonego pobratymca.
Św. Franciszek wiedział co mówi
.
Nażreć się, zgnoić słabszego, uciec przed silniejszym
a po drodze nasrać komuś w okna. A wszystko przy akompaniamencie urągliwych wrzasków. I jak tu z takimi braćmi wytrzymać. Mniejszymi lub nie.
Chyba że o jakimś konkretnym cytacie Kot myśli?
Miało nie być o politykach w tym wątku?
Jako ptaki niebieskie… cholera.
To już Markiz
dzisiaj proponował. Niebieskie ptaki z zk. ; )
Co prawda była “Mewa?
O jednej takiej mewie co osiągnąć chciała doskonałość.
Św. Franciszek wiedział co mówi
.
Nażreć się, zgnoić słabszego, uciec przed silniejszym
a po drodze nasrać komuś w okna. A wszystko przy akompaniamencie urągliwych wrzasków. I jak tu z takimi braćmi wytrzymać. Mniejszymi lub nie.
Chyba że o jakimś konkretnym cytacie Kot myśli?
Miało nie być o politykach w tym wątku?
Jako ptaki niebieskie… cholera.
To już Markiz
dzisiaj proponował. Niebieskie ptaki z zk. ; )
Co prawda była “Mewa?
O jednej takiej mewie co osiągnąć chciała doskonałość.
E tam, zaraz niebezpieczne
Beatlesi koncert na dachu dali, u dwa potem też i żaden się nie skotłował, choć to nie mewy.
E tam, zaraz niebezpieczne
Beatlesi koncert na dachu dali, u dwa potem też i żaden się nie skotłował, choć to nie mewy.
Wiem z pewnego źródła
że mewa mówi Yark, yark. yark.
O, faktycznie
to było chyba gdzieś w okolicach Wodnikowego Wzgórza?
Zgadza się
nazywał się Kihar i dawno powinien polecieć do Wielkiej Wody. Która nie ma drugiego brzegu. A właściwie ma, bo on tam był.
Jaki rozsądny królik
uwierzyłby w takie coś? Przecież wiadomo, że nie ma żadnej Wielkiej Wody, a tym bardziej jej brzegów.
Bigwig uwierzył
Znam z przekładu jeno,
w któym to przekładzie “Bigwig” był “Czubakiem”. Ale Kiharowi imię zostawili bez zmian.
Przekład był chyba jeden
ten z Czubakiem. Że to jest Bigwig dowiedziałm się z filmu. Jest na youtubie. Bardzo brutalny miejscami zresztą, małym dzieciom nie polecam.
No, pierwszy przekład
był z króliczego na angielski : )))
No tak
z leporydzkiego. :)) Tleli
Stłaszne,
kłóliku!
Wiem z pewnego źródła
że mewa mówi Yark, yark. yark.
O, faktycznie
to było chyba gdzieś w okolicach Wodnikowego Wzgórza?
Zgadza się
nazywał się Kihar i dawno powinien polecieć do Wielkiej Wody. Która nie ma drugiego brzegu. A właściwie ma, bo on tam był.
Jaki rozsądny królik
uwierzyłby w takie coś? Przecież wiadomo, że nie ma żadnej Wielkiej Wody, a tym bardziej jej brzegów.
Bigwig uwierzył
Znam z przekładu jeno,
w któym to przekładzie “Bigwig” był “Czubakiem”. Ale Kiharowi imię zostawili bez zmian.
Przekład był chyba jeden
ten z Czubakiem. Że to jest Bigwig dowiedziałm się z filmu. Jest na youtubie. Bardzo brutalny miejscami zresztą, małym dzieciom nie polecam.
No, pierwszy przekład
był z króliczego na angielski : )))
No tak
z leporydzkiego. :)) Tleli
Stłaszne,
kłóliku!
a to mewa czy mewka była, w
a to mewa czy mewka była, w kontekście jeża?
Bo nie wiem co mysleć.
Co do jeża
to zrozumiałem, że sroki narobiły?
U mnie na dachu mewy. Na ulicy pewnie i tak, i tak.
a to mewa czy mewka była, w
a to mewa czy mewka była, w kontekście jeża?
Bo nie wiem co mysleć.
Co do jeża
to zrozumiałem, że sroki narobiły?
U mnie na dachu mewy. Na ulicy pewnie i tak, i tak.
Prawie przez cały rok sypiam
Prawie przez cały rok sypiam przy otwartym oknie i do ptasich odgłosów o świcie, łącznie z wdzięcznym kra, kra, jestem przyzwyczajona. Raz w życiu, 2 lata temu jeden taki mnie zdenerwował. Świtało, już prawie zasnęłam gdy rozbudził mnie bardzo głośny dźwięk. Miałam wrażenie,że głowa mi za chwilę pęknie. Siadłam na kanapie i rozglądałam się szukając źródła hałasu. I wtedy go zobaczyłam. Tuż obok, na parapecie, wewnątrz pokoju siedział kos. Grzecznie go poprosiłam żeby…nie będę tu powtarzała jak bardzo grzecznie. Nie przestraszył się wcale i nadal, pewnie wydawało mu się, że śpiewał. Na szczęście po chwili raczył posłuchać prośby i oddalił się na zewnątrz. Nikomu nie życzę takiego przebudzenia.
Prawie przez cały rok sypiam
Prawie przez cały rok sypiam przy otwartym oknie i do ptasich odgłosów o świcie, łącznie z wdzięcznym kra, kra, jestem przyzwyczajona. Raz w życiu, 2 lata temu jeden taki mnie zdenerwował. Świtało, już prawie zasnęłam gdy rozbudził mnie bardzo głośny dźwięk. Miałam wrażenie,że głowa mi za chwilę pęknie. Siadłam na kanapie i rozglądałam się szukając źródła hałasu. I wtedy go zobaczyłam. Tuż obok, na parapecie, wewnątrz pokoju siedział kos. Grzecznie go poprosiłam żeby…nie będę tu powtarzała jak bardzo grzecznie. Nie przestraszył się wcale i nadal, pewnie wydawało mu się, że śpiewał. Na szczęście po chwili raczył posłuchać prośby i oddalił się na zewnątrz. Nikomu nie życzę takiego przebudzenia.