Reklama

Wybory w USA były dla mnie mało interesujące, nie widziałem większych różnic między dwoma tworami medialnymi, które się prześcigały w wypowiadaniu „śmiesznych żartów”. Chcąc być precyzyjnym i nie chcąc popadać w populizm, jakieś tam różnice oczywiście dostrzegam. Ubawiłem się wystąpieniem pierwsze czarnego, który na jednym oddechu wspomniał o „gejach” i powierzył Amerykę Bogu Wszechmogącemu. Z pewnym podziwem patrzyłem na kolejnego białego, który pogroził władzy radzieckiej i napomknął o polskim sojuszniku, chociaż jedno i drugie należy czytać jako jeden ze „śmiesznych żartów”. Pewnie da się zauważyć, że pierwszy czarny to taki Kwaśniewski dla ubogich, tylko za większą kasę przysposobiony do czarnej roboty, a kolejny biały miał swoje naturalne wpadki i zachowania. Nie równałbym też obu panów na płaszczyźnie obyczajowej, biały bardziej mi odpowiada, pomimo sekciarskiej przynależności. Jednak z tych różnic naprawdę niewiele wynika, całość przepuszczona przez ekrany i łamy, zlała się w tygiel wygłupów, sztuczek, cudów na kiju. Rozumiem, że w kampanii nie wypada zachowywać się normalnie, bo bez pajacowania nie przekona się do siebie szerokich mas, ale śmiem jednocześnie wątpić, czy jeden i drugi coś poza pajacowaniem potrafi i realnie mógłby zmienić. Może odrobinę skłamałem pisząc o całkowitej obojętności, jedno siedziało mi w głowie, pewnie naiwnie i bez sensu siedziało. Zastanawiałem się czy biały jest mniej ubezwłasnowolniony od czarnego i na ile mniej. Chciałbym się tego dowiedzieć, ale raczej już się nie dowiem.

W nocy naszego czasu biały przegrał dwoma punktami z czarnym i polskim Murzynom wytłumaczono jakie to wielkie szczęście dla świta, który od teraz zacznie jeszcze bardziej kochać „gejów” i żegnać się lewą ręką. Pod drodze tradycyjnie narzekaliśmy na swoje troski, w tym kłamiące sondaże, a tymczasem okazuje się, że w panice nowoczesności dopiero europejskie standardy mogą zastanawiać. Nie sprawdzałem kto i w jaki sposób badał europejską opinię publiczną, ponieważ wynik 90% głosujących na czarnego rozbawił mnie tak dalece, że opadłem z sił. Ale tak sobie myślę, że musiała to być firma korzystająca z dotacji UE. Jak wariat powtarzam się z diagnozami, tylko czy można się dziwić mojemu szaleństwu. Standard białorusko – kubańsko – koreański dotowany przez najwyższy stopień rozwoju demokracji zwany UE, został pokazany społeczności kontynentu i jakoś nie słyszałem, by ktoś się pukał w głowę. Wszystko się da zrobić przy pomocy talerza i kabla koncentrycznego, byle na baterie do pilota starczało od pierwszego do pierwszego. Wybrał sobie amerykański lud gorszego i większe zło, to sobie teraz będzie gorzej żył i więcej pluł w brodę. Natomiast jeśli chodzi o nas, Polaków, to jak nigdy zgadzam się z ekspertami, profesorami i mieszkającymi na stałe w USA wiernymi widzami TVN24. Małe znaczenie, jeśli w ogóle, ma wygrana czarnego, czy białego. Jeden i drugi dzień po wygranej nie potrafiłby palcem na mapie wskazać „sojusznika” z Polski, no może ten mniejsze zło zostawiłby odcisk gdzieś w okolicach Kijowa lub Rygi. Tyle ode mnie na temat światowego wydarzenia, chętnie przeczytam osobiste wrażenia moich Rodaków.

Reklama
Reklama

12 KOMENTARZE

  1. US od początku szły dwoma torami
    jeden to ludzie, drugi to elita Templariuszy. Wybory dla nas, bez znaczenia, choć może rację ma Sikorski że Romney szybciej by nas wplątał w wojnę na bliskim wschodzie. Na szczęście, tej wojny nie udało się na razie sprowokować. My musimy znaleźć nasze miejsce w Europie, niestety Kaczyński tego nie rozumie. No i przede wszystkim, budować wspólnotę na której będzie można oprzeć państwo.

  2. US od początku szły dwoma torami
    jeden to ludzie, drugi to elita Templariuszy. Wybory dla nas, bez znaczenia, choć może rację ma Sikorski że Romney szybciej by nas wplątał w wojnę na bliskim wschodzie. Na szczęście, tej wojny nie udało się na razie sprowokować. My musimy znaleźć nasze miejsce w Europie, niestety Kaczyński tego nie rozumie. No i przede wszystkim, budować wspólnotę na której będzie można oprzeć państwo.

    • Z drugiej strony stało się
      dobrze, że wygrał Czarny Murzyn, żeby opcja patriotyczna, standardowo wisząca u klamki w drzwiach z napisem: "USA", przestała mieć złudzeń, co do naszej samotności. Ameryka już nas sprzedała i nic nie mamy jej do zaoferowania, bo i tak za paczkę fajek pójdziemy tłuc Arabów. Romney kilka razy zwróciłby się ciepłymi słowami w stronę Polski, co starczyłoby na cztery lata samooszukiwania się.

    • Z drugiej strony stało się
      dobrze, że wygrał Czarny Murzyn, żeby opcja patriotyczna, standardowo wisząca u klamki w drzwiach z napisem: "USA", przestała mieć złudzeń, co do naszej samotności. Ameryka już nas sprzedała i nic nie mamy jej do zaoferowania, bo i tak za paczkę fajek pójdziemy tłuc Arabów. Romney kilka razy zwróciłby się ciepłymi słowami w stronę Polski, co starczyłoby na cztery lata samooszukiwania się.

  3. czy jeden i drugi coś poza pajacowaniem potrafi
    http://www.youtube.com/watch?v=4lKGj7k0xo4

    dla zabawy, oczywiście. 
    Przy okazji, ktoś wie jaki jest kolor oczu Dugina?
    A, na saksofonie to pewnie nie gra, a jak z fletem? Ktoś wie?
    Zaznaczam, nie uważam by był  głupkiem: " nami rządzą maniacy, to fakt i z tym trzeba coś zrobić"

    http://www.youtube.com/watch?v=ZqEOCHYGUGE

    ale jak na filozofa i politologa to to nieco za mało 🙂

  4. czy jeden i drugi coś poza pajacowaniem potrafi
    http://www.youtube.com/watch?v=4lKGj7k0xo4

    dla zabawy, oczywiście. 
    Przy okazji, ktoś wie jaki jest kolor oczu Dugina?
    A, na saksofonie to pewnie nie gra, a jak z fletem? Ktoś wie?
    Zaznaczam, nie uważam by był  głupkiem: " nami rządzą maniacy, to fakt i z tym trzeba coś zrobić"

    http://www.youtube.com/watch?v=ZqEOCHYGUGE

    ale jak na filozofa i politologa to to nieco za mało 🙂

  5. Nie wygrał ani lepszy, ani gorszy
    I nawet jeszcze nie do końca wiadomo, czy wygrał. Wyniki są z exit polls i to są prognozy. Sytuacja może się zmienić (teoretycznie), bo nie ma w wyborach federalnych na prezydenta prawdziwej demokracji. Są głosy elektorskie. Polega to na tym, że każdy stan, zależnie od liczby ludności, ma pewną ilość głosów elektorskich, odpowiadających liczbie federalnych parlamentarzystów (kongresmenów) i zgodnie z liczbą ludności.
    Jeśli w danym stanie wygrał kandydat nr 1, to wszystkie głosy elektorskie tego stanu idą na tego kandydata.
    Nadal jest kilka stanów, tzw. swing states, stanów, które zmieniają zapatrywania, a których ilość głosów jest znacząca, gdzie wyniki głosowania powszechnego są bardzo bliskie 50% dla obu kandydatów. Nie wyniki, a ankiety.
    Nadal są głosy do liczenia. Jest bardzo popularne głosowanie poprzez pocztę i głosowanie wczesne, przed dniem wyborów i te głosy są nadal niepoliczone.
    I co innego ilość oddanych głosów w powszechnych wyborach, a co innego decyzja kolegium po "rozważeniu" głosów elektorskich ze wszystkich stanów. Kolegium może zdecydować, że wygrywa kandydat X, choć kandydat Y zebrał więcej głosów od ludzi. Tak było w 2000 roku, gdy na Gore'a głosowało pół miliona ludzi więcej, a prezydentem został G W Bush. Wczoraj, gdy oglądałam słupki w trakcie głosowania, Obama miał ok. miliona głosów mniej, a prowadził. Teraz nie wiem, jak jest, nie mam czasu sprawdzać.

    Nie sądzę, żeby się coś zmieniło, ale jeśli mowa o kraju, gdzie jest prawdziwa demokracja i giwery w każdym domu, to jest raczej Szwajcaria, a nie USA.

    Dużo by pisać, może w weekend więcej, bo mnie praca męczy, a po pracy męczą mnie przetwory.

  6. Nie wygrał ani lepszy, ani gorszy
    I nawet jeszcze nie do końca wiadomo, czy wygrał. Wyniki są z exit polls i to są prognozy. Sytuacja może się zmienić (teoretycznie), bo nie ma w wyborach federalnych na prezydenta prawdziwej demokracji. Są głosy elektorskie. Polega to na tym, że każdy stan, zależnie od liczby ludności, ma pewną ilość głosów elektorskich, odpowiadających liczbie federalnych parlamentarzystów (kongresmenów) i zgodnie z liczbą ludności.
    Jeśli w danym stanie wygrał kandydat nr 1, to wszystkie głosy elektorskie tego stanu idą na tego kandydata.
    Nadal jest kilka stanów, tzw. swing states, stanów, które zmieniają zapatrywania, a których ilość głosów jest znacząca, gdzie wyniki głosowania powszechnego są bardzo bliskie 50% dla obu kandydatów. Nie wyniki, a ankiety.
    Nadal są głosy do liczenia. Jest bardzo popularne głosowanie poprzez pocztę i głosowanie wczesne, przed dniem wyborów i te głosy są nadal niepoliczone.
    I co innego ilość oddanych głosów w powszechnych wyborach, a co innego decyzja kolegium po "rozważeniu" głosów elektorskich ze wszystkich stanów. Kolegium może zdecydować, że wygrywa kandydat X, choć kandydat Y zebrał więcej głosów od ludzi. Tak było w 2000 roku, gdy na Gore'a głosowało pół miliona ludzi więcej, a prezydentem został G W Bush. Wczoraj, gdy oglądałam słupki w trakcie głosowania, Obama miał ok. miliona głosów mniej, a prowadził. Teraz nie wiem, jak jest, nie mam czasu sprawdzać.

    Nie sądzę, żeby się coś zmieniło, ale jeśli mowa o kraju, gdzie jest prawdziwa demokracja i giwery w każdym domu, to jest raczej Szwajcaria, a nie USA.

    Dużo by pisać, może w weekend więcej, bo mnie praca męczy, a po pracy męczą mnie przetwory.