Reklama

W szatni robiliśmy takie różne numery z  mydłem. Młody, nowo przybyły, schylając się po leżące na podłodze mydło, prowokował jakoby do ataku. Oczywiście były to męskie żarty kończące się tylko co najwyżej otarciem naskórka. Bardziej poważne historie miały miejsce po ściągnięciu szerokich tarcz prysznica. Lał się otóż z góry, mocny, wąski strumień wody. Po rozszerzeniu napletka, wpadając na główkę siuraka, powodował zatracenie równowagi i często upadek delikwenta na pysk. Stasiu z Nowego Targu nie miał dziewczyny a po doświadczeniach z prysznicem, powiedział, że nigdy się już nie ożeni.  

Reklama

 

Kiedyś go odwiedziłem. Drzwi otwarła matka i na pytanie czy Stasiu może wyjść do mnie, odpowiedziała, że nie, bo Stasiu właśnie bierze prysznic.

Reklama

24 KOMENTARZE

  1. węże
    Siem mnie przypomniały stare czasy rajdowe po Bieszczadach. Trafilim z kumplem z rana na śniadanie u proboszcza. Do śniadania była flaszka ściereczką owinięta. Pychotka. Po opróżnieniu flaszki proboszcz ściągnął ściereczkę…..a we flaszce żmijka spiralnie ułożona. Bał się, że jak ją zobaczymy, to nie tkniemy – niepotrzebnie hehehe…. Następne flaszki były bez ściereczek. Jakim cudem udało nam się wrócić do schroniska na Wetlińskiej – nie mam pojęcia.  Wańkowiczowy Trisz Divinis mi się wtedy skojarzył. Zmijek nie zeżarliśmy – śniadanko było smakowite i obfite.
    Pozdrawiam.

    • W Norymberdze miałem swojego doktora.
      Miły i sympatyczny człek był. Z moim przyjacielem, artystą malarzem, zrobiliśmy mu kiedyś sztukaterię na suficie. Zachwytom gości nie było końca. Przyjeżdżał potem do mnie, do Krakowa a ja mu pokazywałem co ciekawsze miejsca. Jak go zawiozłem w Bieszczady, to mi się stracił. Myślę, że już tam został na amen, bo po jego przychodni w Niemczech ani śladu ani widu.  

  2. węże
    Siem mnie przypomniały stare czasy rajdowe po Bieszczadach. Trafilim z kumplem z rana na śniadanie u proboszcza. Do śniadania była flaszka ściereczką owinięta. Pychotka. Po opróżnieniu flaszki proboszcz ściągnął ściereczkę…..a we flaszce żmijka spiralnie ułożona. Bał się, że jak ją zobaczymy, to nie tkniemy – niepotrzebnie hehehe…. Następne flaszki były bez ściereczek. Jakim cudem udało nam się wrócić do schroniska na Wetlińskiej – nie mam pojęcia.  Wańkowiczowy Trisz Divinis mi się wtedy skojarzył. Zmijek nie zeżarliśmy – śniadanko było smakowite i obfite.
    Pozdrawiam.

    • W Norymberdze miałem swojego doktora.
      Miły i sympatyczny człek był. Z moim przyjacielem, artystą malarzem, zrobiliśmy mu kiedyś sztukaterię na suficie. Zachwytom gości nie było końca. Przyjeżdżał potem do mnie, do Krakowa a ja mu pokazywałem co ciekawsze miejsca. Jak go zawiozłem w Bieszczady, to mi się stracił. Myślę, że już tam został na amen, bo po jego przychodni w Niemczech ani śladu ani widu.  

  3. węże
    Siem mnie przypomniały stare czasy rajdowe po Bieszczadach. Trafilim z kumplem z rana na śniadanie u proboszcza. Do śniadania była flaszka ściereczką owinięta. Pychotka. Po opróżnieniu flaszki proboszcz ściągnął ściereczkę…..a we flaszce żmijka spiralnie ułożona. Bał się, że jak ją zobaczymy, to nie tkniemy – niepotrzebnie hehehe…. Następne flaszki były bez ściereczek. Jakim cudem udało nam się wrócić do schroniska na Wetlińskiej – nie mam pojęcia.  Wańkowiczowy Trisz Divinis mi się wtedy skojarzył. Zmijek nie zeżarliśmy – śniadanko było smakowite i obfite.
    Pozdrawiam.

    • W Norymberdze miałem swojego doktora.
      Miły i sympatyczny człek był. Z moim przyjacielem, artystą malarzem, zrobiliśmy mu kiedyś sztukaterię na suficie. Zachwytom gości nie było końca. Przyjeżdżał potem do mnie, do Krakowa a ja mu pokazywałem co ciekawsze miejsca. Jak go zawiozłem w Bieszczady, to mi się stracił. Myślę, że już tam został na amen, bo po jego przychodni w Niemczech ani śladu ani widu.