Reklama

Dnia siedemnastego czerwca otarły się dwa odległe światy. Zupełnie przypadkowo, na mgnienie. I znowu stały się odległe.

Dnia siedemnastego czerwca otarły się dwa odległe światy. Zupełnie przypadkowo, na mgnienie. I znowu stały się odległe. Te ?przejścia z otchłani dystansu do względnej bliskości zdarzają się i w świecie kosmicznym i w świecie cząstek, no i oczywiście w świecie ludzkim?
Uważał siedemnastkę za swoją szczęśliwą liczbę. Trochę irracjonalnie. Ale było też trochę zdarzeń i faktów wspierających tą teorię. Ileż to lat przepracował w biurze na siedemnastym piętrze. Z dużą przewagą sukcesów. A wystarczyło, że firma zmieniła biuro i piętro na wyższe a w życie zaczął się sączyć pech.
Zawsze siedemnastego czuł lekki niepokój, dreszczyk emocji , że oto coś się niezwykłego wydarzy i zmieni jego życie. Każdy ma swoją nadzieję. Irracjonalną albo wspartą na conajmniej trzech solidnych nogach.
Dzień banalny, wyjątkowy, czerwcowy. Ciepło, bezdeszczowo. Oto jedzie wielopasmową drogą przez miasto próbując dotrzeć do miejsca skąd widać kawałek horyzontu . Na trasie tłok niedoinwestowanej metropolii. Wielokilometrowy korek mieszczańskich samochodów odwożących kierowców na łono rodziny. Okno od strony pasażera w pełni otwarte. W samochodzie nie działa klimatyzacja. To stary gruchot. Nigdy lepszymi nie jeździł. Kiedyś mu zależało, teraz wie, że samochód to gadżet. Ma jechać. Nie oślepiać.
Drogą podróżuje codziennie, od wielu miesięcy czy lat. Zna jej geometrię i dynamikę ruchu każdego pasa na każdym kilometrze. Teraz jedzie skrajnie lewym .Na tym odcinku ten pas jest najwolniejszy ale później przyśpieszy. Kiedyś jeździł po polsku, nerwowo i egoistycznie. Od jednej smugi spalin do kolejnej, aby szybciej, przeskakując z szybkiego nurtu w żwawszy niczym żeglarz na regatach mknąc do przystani i irytując tych, którym tnie szlak, wyprzedza. Teraz jeździ życzliwie, stabilnie, nie generuje adrenaliny kierowcom. Tłok i tak robi swoje. Mijają go dość wartko samochody prawego pasma. Ładne kolorowe. Emanacja dobrobytu i statusu. Lśni metaliczna karoseria. Oto pojawia się czarny, wielki suv. Q7 ? czyta i rozpoznaje olimpijski symbol marki. Patrzy tęsknie na samochód służbowy piłkarzy w dobrych zagranicznych klubach, jak niedawno wyczytał . Jeszcze odprowadza go wzrokiem, gdy obok pojawia się biały, czyściutki, błyszczący samochodzik. Kabriolet z opuszczonym dachem. Pewnie by zignorował ale w środku jasna główka, wystająca nad burtą. Serce skacze niewiadomo czemu. Kto to? Żona bogatego, kobieta sponsora, kurwa czy rozpieszczona córeczka? To trwa chwilę. Pojazd mija , na tyle karoserii odczytuje napis Carrera nim jadące z tyłu samochody przesłaniają widok. Carrera? Co to za marka. Coś mu się jak przez mgłę kojarzy z pradawnym polskim rajdowcem.
Upływają minuty, jego pas powoli przyśpiesza. Rozgląda się za białym kabrioletem. W zasadzie traci już nadzieję gdy nagle dostrzega samochodzik. Sunie grzecznie, pokornie, nieśmiało dwa pasy obok wbity w sznur aut. Widać białą główkę, ręce w jaskrawych, długich rękawiczkach do połowy przedramienia, ciemne okulary. Zmienia pas aby być bliżej ale nurt znosi go dalej , dopiero pod koniec mostu udaje mu się wpłynąć w boczny strumień i ślimakiem zjechać z trasy w lewo.
Stoi już przy dystrybutorze, paliwo leje się do baku, gdy pojawia się na ślimaku biały samochodzik. Pokorny i niewprawny musi być jego kierowca. Metalowa barierka ślimaka przesłania widok. Szlag by to trafił.
Jedzie na swoją wieś rozglądając się dokoła. Ale już nigdzie ani śladu. Siedemnasty dostarczył niespodziankę i zajął się swoimi sprawami.
Gdy dojechał do domu, z ciekawości zajrzał do internetu. Cóż to jest ta Carrera? Dowiedział się. I zaczęło mu się nagle coś kojarzyć z wielkimi skrzydłami wytatuowanymi na plecach. Czyżby?
A potem stanąła mu przed oczyma scena ze wspomnień niebieskiego mundurka , chłopcy czekający z kwiatami na sławnego poetę, i powóz który im mignął przed oczyma i uwiózł wieszcza. Zobaczyli tylko zarys szlachetnego nosa w oknie. Nie wiedzieć czyjego, choć wierzyli, że jego.

Reklama

18 KOMENTARZE

  1. Piszę tylko o tym
    co przynosi życie – literatura faktu. A życie toczy się ospale więc nie ma o czym pisać. Chyba, że ktoś kąpie się w medialnej gnojówce , wtedy tematów jest aż nadto,

    Bardzi dziękuję, Markizie, za dobre słowo.
    Ty piszesz świetnie, czasem na diamenty.

  2. Piszę tylko o tym
    co przynosi życie – literatura faktu. A życie toczy się ospale więc nie ma o czym pisać. Chyba, że ktoś kąpie się w medialnej gnojówce , wtedy tematów jest aż nadto,

    Bardzi dziękuję, Markizie, za dobre słowo.
    Ty piszesz świetnie, czasem na diamenty.

    • Bym się nie zgodził, Duralexie
      chyba, że mówisz o pięknie wewnętrznym, które ja bardziej cenię 🙂
      Zawsze mi imponował bohater The Embassy House, drugorzędnego czytadła, który w Wietnamie dzielnie znosił brak klimy, choć ją miał wszędzie pod ręką. No ale to pomagało przetrwać wojnę.

    • Bym się nie zgodził, Duralexie
      chyba, że mówisz o pięknie wewnętrznym, które ja bardziej cenię 🙂
      Zawsze mi imponował bohater The Embassy House, drugorzędnego czytadła, który w Wietnamie dzielnie znosił brak klimy, choć ją miał wszędzie pod ręką. No ale to pomagało przetrwać wojnę.