Reklama

Chyba najbardziej beznadziejnym wydaje się moment, kiedy doznajemy osobiscie, że dłonie MATKI, które dla nas były zawsze symbolem niewyczerpanego ciepła, bezpieczeństwa i miłos

Chyba najbardziej beznadziejnym wydaje się moment, kiedy doznajemy osobiscie, że dłonie MATKI, które dla nas były zawsze symbolem niewyczerpanego ciepła, bezpieczeństwa i miłosci – stają się nieodwracalnie … zimne i bezosobowo nieobecne.

Takie osobiste doswiadczenie to poważny wstrząs otwierający wiele drzwi, w tym te do refleksji nad cudownoscią zjawiska MATKI w naszym życiu.

Reklama

MAMA to nasze pierwsze słowo i srodowisko, w okresie ciąży, niemowlęctwa, czy dzieciństwa. To pierwszy, bezpieczny i zaufany swiat, który nas kształtuje i w naszym genetycznym garniturze wygładza lub pomaga tworzyć pierwsze fałdy i „kanty” naszej osobowosci, urabiając nas dla przyszłosci jak przygotowywane do pieca ciasto.

MAMA to pierwsze ze słów każdego dziecka, znaleziony klucz do otwierania poznawanych przestrzeni nieznanego swiata.

MATKA to przecież osoba, która dorastając w łańcuchu pokoleń pobiera życie, wartosci, sposób reagowania od swojej MAMY i rodziny. To też mała dziewczynka ze swoimi marzeniami i radosciami, planami, udanymi mniej lub bardziej życiowymi wyborami modyfikowanymi przez okolicznosci, wojny i życie codzienne, póżniej moszcząca gniazdko rodzinne przy boku wybranego mężczyzny. Czarodziejka zaklinająca i zatrzymująca zło całego swiata na progu własnego domu.

Kiedy astronauta oddala się od MATKI ZIEMI, ma niesamowitą, unikalną okazję do przeżycia potencjalnie potężnej refleksji na temat związków ze swoim ziemskim życiem i swoimi najważniejszymi „kotwicami”, które go z tą malejącą w oddaleniu planetą „mocują”. Takie stymulujące doswiadczenie niesie niesamowite możliwosci dla ludzkiej refleksji z obietnicą odnalezienia MATKI ZIEMI i realnego powrotu przemienionego człowieka.

Kiedy umiera MATKA doznajemy odwrotnej sytuacji, odchodzi, opuszcza nas nasz „mothership”, jestestwo, które dobrze znamy, nasze bezpieczeństwo, nasz pierwszy nauczyciel, nasza pierwsza miłosć, nasz pierwszy spowiednik…. Ktos na kim zawsze moglismy polegać, nasza siatka bezpieczeństwa w zwariowanym, cyrkowym swiecie w którym wykonujemy swoje nie zawsze bezpieczne skoki przez przeszkody i salta. Zostajemy pozostawieni sami sobie.

Smierć MATKI to ostateczne i bolesne przecięcie pępowiny.

Wtedy w jednej chwili doroslejemy i w tym ostatnim wymiarze, przestajemy być dziećmi. Powoli bezsilnie rozumiemy, że nasze dzieci odziedziczą w spadku podobne doswiadczenie w dniach naszej smierci.

Na ulicy słysząc rozpaczliwy płacz dziecka, tulącego się do MATKI, z wielkim zrozumieniem i poczuciem ulgi upewniamy się, że swiat jeszcze do końca nie zwariował, że azyl krwi ciągle „działa” i dziecko jest bezpieczne. Natomiast z niesmakiem zaprószonym pogardą patrzymy na MATKI – wulkany, które z krzykiem i fizyczną furią wylewają swoją nagromadzoną nienawisć na swoje dzieci, terroryzując je. Odchodzimy ze smutkiem i dezaprobatą na widok odzieranego z radosci i miłosci dziecka przez własną MACOCHĘ na drugą stronę ulicy. Byleby dalej, byleby zapomnieć…

Dla swiadomych Polaków, szczególnie tych dojrzewających w patriotycznych rodzinach, w ciężkich historycznie czasach, kiedy to trzeba dać swiadectwo prawdzie i własną piers nadstawić w obronie wyższych wartosci ukochanej MATKI POLSKI, OJCZYZNY. Wielu młodych tryskających życiem, oddaje swoją krew, aby jej idea żyła… Ta miłosć zaszczepiona, czasem zaslepiona, wbrew logice, wymaga szczególnie od nas Polaków nadrozumnych poswięceń. Bez tej miłosci nie byłoby Polski, my do niej podróżujemy, ale to ONI płacą za bilet naszej tożsamosci… Dla większosci z nas więc życie w tej MATCE OJCZYZNIE, jest podróżą na gapę…

Jest oczywiscie inny bardzo popularny wprost „nowoczesny” wybór, nie ten bohaterski w pierwszej lini, czy praca w pomocy dla MATKI POLSKI, ale ten szczurzy szukający sposobów pożywienia się, wprost wypasienia się, napełnienia brzucha przy każdej okazji, nieczuły na żadne wyższe wartosci. Kult MATKI MAMONY

Jest MATKA, MATKA BOŻA, MATKA OJCZYZNA, dla innych MATKA ZIEMIA. No bo to do niej, na jej łono, na pewno w tej spiralnej transformacji doznawalnego zmysłowo i poznawalnego swiata trafimy i my (kiedy dokona się nieme przeobrażenie naszej MATKI w MATKĘ ZIEMIĘ) i ona nasz niepokój ostatecznie utuli.

Ludzie głęboko wierzący w naszej kulturze liczą jeszcze na jeden dodatkowy transfer, który zabierze ich „windą do nieba” do wszech miłującej MATKI, gdzie będą szczęsliwi i bezpieczni na zawsze.

Ateisci jednak mówią tej propozycji „Bóg zapłać” i idą tylko prosto do „piachu”.
Macierzyństwo jest jednym z najpiękniejszych przeżywanych stanów, szans doznań i szkoły odpowiedzialnosci ofiarowanej nie tylko człowiekowi w swiecie żyjących istot. Macierzyństwo to wielka ofiarnosć i odpowiedzialnosć. Nigdy nie próbuj podejsć do niedzwiedzicy z małymi niedzwiadkami…

MATKI same dojrzewając w pogoni za doskonałą miłoscią i refleksją, szukają niekiedy drugiej szansy. Kochają bardzo wnuczki, dając im tę niewygaszoną nadwyżkę ciepła nie do końca przelanego, kiedy był czas ku temu, na swoje dzieci. Czasem „spiskując” z wnuczkami, kochają je mocniej, rozumniej dojrzalszą miłoscią, niż swoje dzieci. Czasem je zbyt rozpuszczają w rozpaczliwym porywie potrzeby „kochania” , stając się ostoją tolerancji, spowiednikiem i obronną tarczą.

Słowo, zaklęcie „ MAMO” to także rozpaczliwa, beznadziejna prosba o pomoc i zarazem pożegnanie cywila, czy smiertelnie ugodzonego żołnierza, czy ostatnie westchnienie chorego. To wprost rozpaczliwe samo dawkowane ostatnie namaszczenie i komunia kogos, kto wie, że odchodzi ze swiata żywych. Czy znasz inne bardziej czyste, piękniejsze, lepsze słowo w swiecie, próbujące zamknąć poczatek i koniec, alfę i omegę, wyrażane wobec innego ludzkiego stworzenia w jego swiecie?

P.S. Moja MAMA o imieniu Marianna zmarła w wieku 86 lat, 1/VIII/2011 w Brzezinach koło Łodzi.

Jacek K.M.

Reklama

36 KOMENTARZE

  1. Bardzo wspolczuje.
    Jestem z za miedzy, z Lodzi, chociaz od 30-tu lat mieszkam w Sydney, to mam jeszcze przed soba i mimo, ze nie mam na to najmniejszego wplywu, boli to jak cholera, ze ktoregos dnia, zadzwoni telefon i sistra powie, ‘przyjerzdzaj matka (ojciec)…’. Mama ma 73 lata, ojciec 72, a ja 16 tys km od nich. Jeszce raz, lacze sie w bolu.

  2. Bardzo wspolczuje.
    Jestem z za miedzy, z Lodzi, chociaz od 30-tu lat mieszkam w Sydney, to mam jeszcze przed soba i mimo, ze nie mam na to najmniejszego wplywu, boli to jak cholera, ze ktoregos dnia, zadzwoni telefon i sistra powie, ‘przyjerzdzaj matka (ojciec)…’. Mama ma 73 lata, ojciec 72, a ja 16 tys km od nich. Jeszce raz, lacze sie w bolu.

  3. Bardzo wspolczuje.
    Jestem z za miedzy, z Lodzi, chociaz od 30-tu lat mieszkam w Sydney, to mam jeszcze przed soba i mimo, ze nie mam na to najmniejszego wplywu, boli to jak cholera, ze ktoregos dnia, zadzwoni telefon i sistra powie, ‘przyjerzdzaj matka (ojciec)…’. Mama ma 73 lata, ojciec 72, a ja 16 tys km od nich. Jeszce raz, lacze sie w bolu.

  4. A życie toczy się dalej
    Bo co tu powiedzieć.
    Proszę przyjąć wyrazy współczucia.
    Sama jestem mamą i babcią i wiem, że przyjdzie kiedyś taki moment, gdy będę musiała moich ukochanych opuścić.
    Myślę, że każda matka ma nadzieję, że nie cała zginie, że to, co wpajała swoim dzieciom i wnukom przez lata, przetrwa, chociażby cząstkowo.
    Myślę, że i w Panu część pana Mamy będzie żyła nadal.
    Pozdrawiam
    A dla Mamy: Wieczny Odpoczynek racz Jej dać Panie…

  5. A życie toczy się dalej
    Bo co tu powiedzieć.
    Proszę przyjąć wyrazy współczucia.
    Sama jestem mamą i babcią i wiem, że przyjdzie kiedyś taki moment, gdy będę musiała moich ukochanych opuścić.
    Myślę, że każda matka ma nadzieję, że nie cała zginie, że to, co wpajała swoim dzieciom i wnukom przez lata, przetrwa, chociażby cząstkowo.
    Myślę, że i w Panu część pana Mamy będzie żyła nadal.
    Pozdrawiam
    A dla Mamy: Wieczny Odpoczynek racz Jej dać Panie…

  6. A życie toczy się dalej
    Bo co tu powiedzieć.
    Proszę przyjąć wyrazy współczucia.
    Sama jestem mamą i babcią i wiem, że przyjdzie kiedyś taki moment, gdy będę musiała moich ukochanych opuścić.
    Myślę, że każda matka ma nadzieję, że nie cała zginie, że to, co wpajała swoim dzieciom i wnukom przez lata, przetrwa, chociażby cząstkowo.
    Myślę, że i w Panu część pana Mamy będzie żyła nadal.
    Pozdrawiam
    A dla Mamy: Wieczny Odpoczynek racz Jej dać Panie…

  7. Nie potrafię wysilić się na żadną oryginalność
    mimo, że pełnię już tylko rolę strażnika grobów – bo pochowałem wszystkich. Pamiętam ten smutek obezwładniający i otępienie na całe piękno świata. Ale, przekonałem siebie, i Ciebie też chciałbym w ten sam sposób : nie po to całe swoje życie poświęciły dla nas nasze MAMY, abyśmy trwali w odrętwieniu, abyśmy rozpaczali, byśmy rezygnowali przedwcześnie.
    Własnym życiem musimy zaświadczać, że cały ICH trud nie był daremny.
    Nie ma bowiem większego szczęścia dla MATKI, jak widok szczęśliwego dziecka, w swoim, więc samodzielnym – dobrym życiu.

    • @ojciec_milicjant
      Witam, dzięki. Cholera to pierwszy otwarcie pozytywny wpis, trudno nie przyznać Twoim mądrosciom racji. O to własnie chodzi w sztafecie pokoleń, ale smutek osiadł na naszych horyzontach jak ponocna/poranna mgła. A ty malujesz ten doskonały obraz, w którym rodzice/ptaki wypychają z bezpiecznego gniazda opierzone piskle i na ich oczach przerażone zaczyna płynąć samodzielnie w powietrzu…
      Dziękuję.
      Jacek.

      • Jacku
        Wiem, ze to się tak fajnie pisze i rozdaje ,,dobre rady” – już po. Dawno – po. Ale pamiętam, że długi czas nie mogłem się pozbierać, po czymś, co było oczywiste, co było nieuchronnym końcem.
        Ale gdzieś na końcu dojmującego smutku i samoudręczania dopadło mnie takie proste olśnienie. Że ONA nie po to dała mi życie, żebym je ,,marnował” nad grobem, czy – pogrążając się w smutku – gdziekolwiek indziej.
        Zrób coś, o czym ONA marzyła, a życia nie starczyło. Albo coś, co przywoła poczucie dumy – z syna.
        Z Ciebie…

  8. Nie potrafię wysilić się na żadną oryginalność
    mimo, że pełnię już tylko rolę strażnika grobów – bo pochowałem wszystkich. Pamiętam ten smutek obezwładniający i otępienie na całe piękno świata. Ale, przekonałem siebie, i Ciebie też chciałbym w ten sam sposób : nie po to całe swoje życie poświęciły dla nas nasze MAMY, abyśmy trwali w odrętwieniu, abyśmy rozpaczali, byśmy rezygnowali przedwcześnie.
    Własnym życiem musimy zaświadczać, że cały ICH trud nie był daremny.
    Nie ma bowiem większego szczęścia dla MATKI, jak widok szczęśliwego dziecka, w swoim, więc samodzielnym – dobrym życiu.

    • @ojciec_milicjant
      Witam, dzięki. Cholera to pierwszy otwarcie pozytywny wpis, trudno nie przyznać Twoim mądrosciom racji. O to własnie chodzi w sztafecie pokoleń, ale smutek osiadł na naszych horyzontach jak ponocna/poranna mgła. A ty malujesz ten doskonały obraz, w którym rodzice/ptaki wypychają z bezpiecznego gniazda opierzone piskle i na ich oczach przerażone zaczyna płynąć samodzielnie w powietrzu…
      Dziękuję.
      Jacek.

      • Jacku
        Wiem, ze to się tak fajnie pisze i rozdaje ,,dobre rady” – już po. Dawno – po. Ale pamiętam, że długi czas nie mogłem się pozbierać, po czymś, co było oczywiste, co było nieuchronnym końcem.
        Ale gdzieś na końcu dojmującego smutku i samoudręczania dopadło mnie takie proste olśnienie. Że ONA nie po to dała mi życie, żebym je ,,marnował” nad grobem, czy – pogrążając się w smutku – gdziekolwiek indziej.
        Zrób coś, o czym ONA marzyła, a życia nie starczyło. Albo coś, co przywoła poczucie dumy – z syna.
        Z Ciebie…

  9. Nie potrafię wysilić się na żadną oryginalność
    mimo, że pełnię już tylko rolę strażnika grobów – bo pochowałem wszystkich. Pamiętam ten smutek obezwładniający i otępienie na całe piękno świata. Ale, przekonałem siebie, i Ciebie też chciałbym w ten sam sposób : nie po to całe swoje życie poświęciły dla nas nasze MAMY, abyśmy trwali w odrętwieniu, abyśmy rozpaczali, byśmy rezygnowali przedwcześnie.
    Własnym życiem musimy zaświadczać, że cały ICH trud nie był daremny.
    Nie ma bowiem większego szczęścia dla MATKI, jak widok szczęśliwego dziecka, w swoim, więc samodzielnym – dobrym życiu.

    • @ojciec_milicjant
      Witam, dzięki. Cholera to pierwszy otwarcie pozytywny wpis, trudno nie przyznać Twoim mądrosciom racji. O to własnie chodzi w sztafecie pokoleń, ale smutek osiadł na naszych horyzontach jak ponocna/poranna mgła. A ty malujesz ten doskonały obraz, w którym rodzice/ptaki wypychają z bezpiecznego gniazda opierzone piskle i na ich oczach przerażone zaczyna płynąć samodzielnie w powietrzu…
      Dziękuję.
      Jacek.

      • Jacku
        Wiem, ze to się tak fajnie pisze i rozdaje ,,dobre rady” – już po. Dawno – po. Ale pamiętam, że długi czas nie mogłem się pozbierać, po czymś, co było oczywiste, co było nieuchronnym końcem.
        Ale gdzieś na końcu dojmującego smutku i samoudręczania dopadło mnie takie proste olśnienie. Że ONA nie po to dała mi życie, żebym je ,,marnował” nad grobem, czy – pogrążając się w smutku – gdziekolwiek indziej.
        Zrób coś, o czym ONA marzyła, a życia nie starczyło. Albo coś, co przywoła poczucie dumy – z syna.
        Z Ciebie…