Reklama

Czy to się komuś podoba, czy nie podoba, to fakty i rzeczywistość są jednoznaczne – ostatnie półtora miesiąca kampanii wyborczej będzie należało do POPiS-u, cała reszta traci. Mniejsze ugrupowania miały czas, aby się zaprezentować i ugrać swoje, ale wszystkie zaliczyły falstart. „Trzecia Droga” zajmowała się sobą i konfliktem z Tuskiem, nie z PiS, Konfederacja zebrała rozczarowany elektorat POPiS-owy, ale z chwilą ogłoszenia list stała się mniejszym POPiS-em, zamiast alternatywą. Lewica ledwie zipie, a kandydatura Szostak ją dobije, jak wcześniej Hartman.

Skutkiem tych oczywistości jest to, że ostatnie tygodnie kampanii zdominują dwie największe partie, kosztem mniejszych, ponieważ przepływ elektoratu pomiędzy PO i PiS nie istnieje. Proces ten właściwie zaczął się wcześniej, z chwilą ogłoszenia referendum i całego szeregu kombinacji Tuska, które miały od referendum odwrócić uwagę. Dziś już praktycznie nie ma na topie niczego, co nie pochodziłoby ze sztabu PO lub PiS, przy czym PO zajmuje się raczej kadrowym trollowaniem, natomiast PiS geografią wyborczą, ale zaraz zajmie się też finansowymi konkretami. W mojej diagnozie mówiącej o tym, że PiS kupi sobie trzecią kadencję nic się nie zmieniło i doskonałą ilustracją uwiarygodniającą tę tezę, jest głośna „pomyłka netto”. Według opozycyjnych mediów Kaczyński miał pomylić kwotę netto z kwotą brutto i w efekcie emeryci dostaną 2200 na rękę w ramach 14-stej emerytury.

Reklama

Dziennikarze i politycy opozycyjni mają ubaw, ale raczej śmieją się z samych siebie i nie rozumieją jak się wygrywa wybory. 6 milionów emerytów nie czuje się pokrzywdzona i chociaż z pewnością na PiS nie zagłosuje „babcia Kasia”, czy resortowi emeryci nienawidzący Kaczyńskiego, to gra się toczy o większość, nie o wszystkich. Identycznie przedstawia się sytuacja z referendum, które miało być wielką klapą i PiS jakością pytań bardzo się o to postarało, ale mimo wszystko ponad połowa chce wziąć w referendum udział. Oznacza to, że ponad połowa realnie obawia się, że powrót Tuska oznacza powrót do wszystkich przekrętów Tuska, w końcu w takiej intencji były te pytania konstruowane.

Prawie wszystkie atuty, jak zwykle zresztą, są po stronie partii rządzącej, która dysponuje środkami publicznymi i możliwościami propagandowymi, jakich nie ma żadna partia opozycyjna. Na pocieszenie PO pozostają dwie poważne wady PiS, jednak one raczej nie zdecydują o zwycięstwie, ponieważ PiS te wybory wygra tak, czy siak, natomiast mogą zdecydować o przyszłych rządach. Po pierwsze PiS nie ma zdolności pozyskiwania nowego elektoratu i jedyne, co może zrobić, to odzyskać elektorat. W tym procesie wydatnie pomaga Konfederacja, która dla wielu wyborców przestała być karą dla PiS, a stała się powodem frustracji i irytacji, za sprawą ruchów kadrowych nie do obronienia. Druga wada, to samo PiS i typowe dla PiS przedobrzenie, patrz komisja do spraw ścigania Tuska, która się coraz mocniej ociera o Smoleńsk. Jest to najgłupszy z możliwych sposobów na odzyskanie lektoratu i chyba to na Nowogrodzką dotarło, ale straty i tak się pojawiły.

Gra się toczy nie o przesądzone zwycięstwo, ale o trzecią kadencję i wynik tej gry zależy wyłącznie od POPiS. Tusk ma do pozbierania parę procent od „Trzeciej Drogi” i Lewicy, ale to nie będzie powiększanie potencjału opozycyjnego, tylko kanibalizm. PiS ma około 8% niezdecydowanych do odbicia i jeśli odbije połowę, to zachowa realne szanse na przedłużenie rządów. Jak się sprawy potoczą będzie zależało od wydarzeń w ostatnich dwóch tygodniach, jeśli PiS odpali kolejne ważne tematy i kasę, co przykryje wszystkie wygłupy Tuska, to wygra zdecydowanie. Jeśli narobią głupstw w smoleńskim stylu, to też wygrają, ale na samodzielne rządy stracą szansę. Reszta nie ma nic do powiedzenia, może tylko patrzeć i pilnować tego, co im zostało.

Reklama

14 KOMENTARZE

  1. Może się w końcu do nas szczęście uśmiechnie i pojawi się wariant hiszpański. Taki, że nikt nie będzie w stanie utworzyć rządu i będą nieustające wybory po wyborach. To idealna sytuacja dla ludu zmęczonego polską polityką. Oni się będą żreć, a nas zostawią w spokoju. Nawet wtedy, gdy biolaby wytworzą kolejny wariant koronawirusa i zamkną pół świata.

  2. Moim zdaniem, niestety, jest jeszcze jedna opcja “wariantu hiszpańskiego”. Mianowicie jakieś ostre prowokacje albo akty terroryzmu zorganizowane w Polsce przez ruskie FSB. To mogłoby się okazać wstrząsem dla przeciętnych ludzi, który odbierze poparcie dla PiSu. PiS może przegrać te wybory (czyli stracić samodzielne rządy) swoim idiotycznym uwielbieniem dla Ukrainy, oraz upartą obroną covidianizmu. Wielu ludzi nie zapomniało PiSowi ostatnich trzech lat i nie wybaczy im tego (ja też). Tych głosów może Kaczyńskiemu zabraknąć. A sytuacja wręcz “prosi się” dla Ruskich i Łukaszenki (może i dla Szkopów też) o jakieś prowokacje w Polsce. Cóż, pożyjemy, zobaczymy…