Reklama

Kaziu siedział sam w pokoju. Zapalił telewizor, ale po chwili wziął wiadro i zgasił.

Reklama

Kaziu siedział sam w pokoju. Zapalił telewizor, ale po chwili wziął wiadro i zgasił.

– Co tu robić? – pomyślał głośno.
Pani z telewizora szeptała żeby poszukał sobie jakiegoś zajęcia.
W całym domu i za szafką na guziki nic nie znalazł, więc Kaziu nie namyślając się siadł i zdechł.
Wtem, do pokoju na czworaka weszły wspaniałe zapachy po zupie.

– Kaziuniu! – wydarła się matka – tatuś ci zupkę wcina.
Kaziu milczał, odżył, zrobił dziwną minę przeciwpiechotną.
Pomyślał – ojca głowa byłaby dobra do rugby.
Nagle w telewizorze błysło i zaśmierdziało. Po chwili, promieniejąc jak święty, na wściekłej świni wyleciał z telewizora biskup z Chorzowa zwany skromnie Bożkiem.
Kaziu schował za plecy kostkę smalcu, którą popijał oliwą i wyciągnął prawicę do majestatu.

– Co tam żresz Kaziu, hę? – zapytał biskup.
Kaziu odburknął: Nie gadaj głupot, tylko mów jak w niebie.
Biskup zdenerwował się i upadł na zawsze.
– Żółw do nogi! – krzyknął Kaziu – zeżreć biskupa natychmiast, bo zrobię z ciebie popielniczkę.

W telewizorze właśnie kończył się Miś esesman.
Na kolację Kazik zjadł tort orzechowy z salcesonem, trochę bezów z pumeksu i waty szklanej, po czym potknął się odnosząc talerz do kuchni i wpadł do telewizora.

Nie namyślając się, bo nie myślał wcale – postanowił udać się do nieba.
W drodze do nieba Kaziowi stanął – stanął mu przed oczyma słup ostrzegawczy, na którym w czerwonym kółku wymazana była goła kobieta z toporem i rzodkiewką.

– To na pewno musi być niebo – pomyślał Kazik. Więc poszedł dalej niż przypuszczał, bo nie umiał również przypuszczać.
Pod jakimś drzewem, mężczyzna i jakaś pani, zupełnie bez dresów wcinali jabłka. Kaziu przypatrywał się im bacznie, bo nagle podszedł do nich starszy jegomość z brodą i powyginanym promieniującym mieczem. Dał im kopa i wygonił razem z jakimś kolorowym wężem.

Strażackim zwyczajem Kaziu podniósł obie nogi, zrobił szpagat i udał się dalej.
Przy budce z piwem była już kolejka a może i tramwaj.

– Pinokio do gazu, reszta na piwo! – krzyczał pan zza lady.
– Żadnego piwa – krzyknął inny.
– Kto kurdemol wczoraj po mszy, kredą na ołtarzu wysmarował – BOGA NIET?
– No kto – pytam się.

Cisza

– No co, może ja.

Jeszcze ciszej.

– Dziś piwa NIET – powiedział stanowczo i schował się za krzakiem oswojonej róży.

Wszyscy jak jedna żona stanęli na głowach i śpiewali stare jazzowe przeboje.

– O co tu chodzi? – głowił się Kaziu.
– Tu nikt nie chodzi, wszyscy biegają, jeśli chcesz pan wiedzieć – rzucił jakiś gość.

– Nie, nie chcę – rzucił Kaziu powalając rozmówcę na ziemię.

Przy budce z kaszanką w tubce biegali maleńcy rolnicy z żółtymi łopatami.

– To na pewno taniec wojenny – powiedział do siebie Kazik.

Ktoś trzymał w dłoni transparent – „Rozwalić całe Kaszuby”. Kazik był zażenowany.

Szczególnie, gdy przy zakładzie pogrzebowym „Wesoła kremacja” zaczęto nabijać na pal Palestyńczyków. Ci z Nepalu nie byli nabijani, ale sami się nabijali – teraz z Kazika.

– Ludzie wy świnie, wy świnie hodujcie – głos z głośnika powtarzał, co siedem sekund.

Jakaś pani z brzytwą pobiegła w siną dal. Dal była sina jak trup, więc wróciła z powrotem.

– Dobry wieczór tanie dzieci – zagadnęła – dziś na dobranoc „Porąbany Dobromir” – bajka o kanibalu z Wileńszczyzny.

Wszystkie dzieci klasnęły w dłoń.

– Hurra, hurraa – krzyczało jedno – pewnie umiało mówić.

Kaziu nie lubił bajek, odwrócił się by odejść. Na ziemi leżała czyjaś głowa, ale Kaziu jej nie kopnął – była tak ładnie uczesana.
Kaziu ugryzł się w czoło i poszedł bliżej.
Nagle, wszędzie zrobiła się mgła, czyjaś dupa z uszami przeleciała z jękiem.

– Coś tu nie jest tak – zagaił Kazik do obok leżącej pączkarni.
Przykucnął, wyciągnął siekierę i zaczął się skradać.

– Panie, co się pan tak skrada z tą siekierką – rzucił ktoś z boku.
Kazik rzucił ostre spojrzenie na nieznajomego – obcy zaczął krwawić.

Kaziu spojrzał na wprost. Mnóstwo czołgistów zbierało grzyby. Kazik się okopał i czekał na atak.

Znudziło mu się to jednak i chciał przełączyć telewizor na inny program, ale zostawił pilota na swoim fotelu. Wyciągnął rękę, aby go dosięgnąć, ale szklana szybka zagrodziła mu dostęp. Gapił się zza szybki na ojca i matkę, którzy machali mu wesoło z pokoju.

Kiedy obraz powoli ciemniał i zaczęły nadlatywać reklamy, Kaziu usłyszał ostatnie zdanie swoich rodziców.

– W końcu nasz syn znalazł pracę – powiedziała matka a ojciec dodał.

– W telewizji moja droga, w telewizji.

Reklama

14 KOMENTARZE

    • Tobie również gwiazdek i spokoju ducha…
      … on jest najważniejszy. Spokój, cisza, spacer, las – klawiaturka stukająca powolutku w rytm myśli…
      I niech pogoda wszelaka ci sprzyja bo jak to mówię: nie ma złej pogody – tylko czasami słońce chowa się za horyzontem nie wiadomo skąd przychodzącej melancholii… Dzięki i wszystkiego co najlepsze. pozdrawiam.

    • Tobie również gwiazdek i spokoju ducha…
      … on jest najważniejszy. Spokój, cisza, spacer, las – klawiaturka stukająca powolutku w rytm myśli…
      I niech pogoda wszelaka ci sprzyja bo jak to mówię: nie ma złej pogody – tylko czasami słońce chowa się za horyzontem nie wiadomo skąd przychodzącej melancholii… Dzięki i wszystkiego co najlepsze. pozdrawiam.