Reklama

Dziś rano rozbił się libijski samolot.


Dziś rano rozbił się libijski samolot.

Reklama

Zginęły 103 osoby. Zamach terrorystyczny jest podobno wykluczony. Polaków (prawdopodobnie) na pokładzie nie było. Czy tragedia w Smoleńsku sprawiła, że zobojętnieliśmy? Zginęła następna masa ludzi. Zwykłych ludzi, to i żałoba będzie zwykła, dyskretna. Bez nawoływania o zlot prezydentów z całego świata. Bez wojen politycznych, wzajemnych oskarżeń i teorii spiskowych.

Katastrofy się przecież zdarzają i w tym wypadku nie ma o co robić afery. Mamy ważniejsze problemy np. czy Jarosław Kaczyński jest zmieniony naprawdę czy na niby.

Reklama

56 KOMENTARZE

  1. Ocalony dzieciak
    podobno ma się dobrze – tak podawało radio ok.17-tej.
    Tragedia wstrząśnie nami, gdy poczujemy osobisty związek – Polacy w śród ofiar, a jeszcze silniej gdy są to Polacy znani choćby z telewizji. Śmierć anonimowa zatraca swój ludzki wymiar, staje się statystyczna, rozpływa się w ogólnej liczbie ludzi tracących co dzień życie z różnych powodów.
    Stąd komunikaty w mediach typu “Na Zachodzie bez zmian”…

  2. Ocalony dzieciak
    podobno ma się dobrze – tak podawało radio ok.17-tej.
    Tragedia wstrząśnie nami, gdy poczujemy osobisty związek – Polacy w śród ofiar, a jeszcze silniej gdy są to Polacy znani choćby z telewizji. Śmierć anonimowa zatraca swój ludzki wymiar, staje się statystyczna, rozpływa się w ogólnej liczbie ludzi tracących co dzień życie z różnych powodów.
    Stąd komunikaty w mediach typu “Na Zachodzie bez zmian”…

  3. Taa…
    Smoleńsk też trzeba rozpatrywać w kategoriach sensacji, chwili historycznej i okazji do zamanifestowania wrażliwości statystycznego skurwiela. Że jednak człowiek, choćby od święta. Flagi na maszt! Naszą codzienną wrażliwość pokazują od czasu do czasu w tivi przy okazji kolejnych zakatowanych dzieci, o których sąsiedzi nic a nic, panie, nie słyszeli.
    Ps. Żądania merytorycznej kampanii popierane czterostronicowymi rozważaniami o nowym imidżu prezesa też mnie kręcą, że ha!

  4. Taa…
    Smoleńsk też trzeba rozpatrywać w kategoriach sensacji, chwili historycznej i okazji do zamanifestowania wrażliwości statystycznego skurwiela. Że jednak człowiek, choćby od święta. Flagi na maszt! Naszą codzienną wrażliwość pokazują od czasu do czasu w tivi przy okazji kolejnych zakatowanych dzieci, o których sąsiedzi nic a nic, panie, nie słyszeli.
    Ps. Żądania merytorycznej kampanii popierane czterostronicowymi rozważaniami o nowym imidżu prezesa też mnie kręcą, że ha!

  5. Nie da się wpadać w czarną
    Nie da się wpadać w czarną rozpacz po każdej usłyszanej informacji. Co sekundę ktoś z różnych przyczyn umiera. Wypadki, katastrofy, tortury, znęcanie, śmierć z głodu i obżarstwa, choroby… Nikt nie jest w stanie przejmować się tym wszystkim cały czas. Dobrze, że mamy w sobie barierę która mimo świadomości całego tego zła, pozwala nam normalnie żyć. I nie ma to nic wspólnego ze znieczulicą.

      • Moja mama jak usłyszała i
        Moja mama jak usłyszała i zobaczyła dziś rano w tv co się wydarzyło, to tak się rozpłakała, że musiałam Ją uspokajać. Jeszcze bardzie niż ja jest. Myślę Pistacjowy Kosmito, że to zupełnie naturalne jest gdy bardziej przeżywamy śmierć jednej bliskiej nam osoby, niż choćby tysięcy zupełnie obcych. Informacja, że zginęło ileś tam osób, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia, dociera, ale nie robi zbyt wielkiego wrażenia. Pewnie dlatego media, dające nam to, czego od nich oczekujemy, tak zdawkowo traktują informacje, ze gdzieś tam, jacyś tam.

  6. Nie da się wpadać w czarną
    Nie da się wpadać w czarną rozpacz po każdej usłyszanej informacji. Co sekundę ktoś z różnych przyczyn umiera. Wypadki, katastrofy, tortury, znęcanie, śmierć z głodu i obżarstwa, choroby… Nikt nie jest w stanie przejmować się tym wszystkim cały czas. Dobrze, że mamy w sobie barierę która mimo świadomości całego tego zła, pozwala nam normalnie żyć. I nie ma to nic wspólnego ze znieczulicą.

      • Moja mama jak usłyszała i
        Moja mama jak usłyszała i zobaczyła dziś rano w tv co się wydarzyło, to tak się rozpłakała, że musiałam Ją uspokajać. Jeszcze bardzie niż ja jest. Myślę Pistacjowy Kosmito, że to zupełnie naturalne jest gdy bardziej przeżywamy śmierć jednej bliskiej nam osoby, niż choćby tysięcy zupełnie obcych. Informacja, że zginęło ileś tam osób, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia, dociera, ale nie robi zbyt wielkiego wrażenia. Pewnie dlatego media, dające nam to, czego od nich oczekujemy, tak zdawkowo traktują informacje, ze gdzieś tam, jacyś tam.

    • Nazwisko to akurat brzmi poniekąd inaczej
      natomiast z wiekiem widzę u siebie postępującą niechęć do latania. Każdy start i lądowanie są dla mnie stresem, i tylko ułatwienie w pokonywaniu czasoprzestrzeni, jakim są samoloty, jest w stanie ten stres złagodzić. Być może to wina galopującej wyobraźni, a może wrażenia generowane katastrofą w Smoleńsku (chociaż tu piloci cywilni, nie wojskowi, i nastawieni na przestrzeganie procedur, a nie wyłącznie punktualne lądowanie), ale przyziemianie przy prędkości cirka 250 km/h nie jest przyjemne, mimo że całkowicie zgodne z procedurą i zdaje się przepisami.

      Blisko dwa tygodnie temu na trasie Gdańsk-Monachium leciałem małym Embraerem LOTu, takim, co to tylko 3 fotele ma w rzędzie, mniej niż autobus. Tak się złożyło, że zanim dostaliśmy zgodę na lądowanie, przez jakieś 15 minut krążyliśmy nad Niemcami na wysokości jakiegoś 1000 m, może 800 (na ile jestem w stanie ocenić). Zwłaszcza podczas zwrotów było to dość nieprzyjemne, im mniejszy samolot, tym bardziej.

      W każdym razie galopująca wyobraźnia swoje robi. A jak jeszcze podleje się ją doniesieniami o kolejnej katastrofie, jak ta w Libii…

      • Upieram się przy niepolskim brzmieniu
        Ponadto bilet zdecydowanie powinieneś kupować na Quackie.
        Cieszę się, że obyło się bez przygód (przygody, to znaczy nieprzyjemności, zburzony spokój, brak wygód. Przez takie rzeczy można się spóźnić na obiad.)

        • Tylko że nazwisko na bilecie
          musi się zgadzać z nazwiskiem w paszporcie. Jak tylko Kurak zacznie takowe wydawać, będę kupował na Quackie.

          Natomiast zburzony spokój, owszem, miałem, jak się dowiedziałem o odwołaniu lotu w niedzielę. I tak dobrze, że się udało o 24 godziny go przebukować, zresztą na tę samą trasę i godzinę. Na obiad się spóźniłem we wtorek, do domu, ponieważ samolot z USA wyleciał godzinę później niż w rozkładzie i leciał godzinę dłużej, w związku z omijaniem chmury wulkanicznego popiołu. Dlatego spóźniłem się na samolot z Monachium do Gdańska, ale załapałem się na następny. Pan Baggins był niepocieszony.

      • Uroki latania
        Kilkanaście lat już temu zdarzyło mi się lecieć samolotem z Warszawy do Rzeszowa (wiem, nie zaimponuję dystansem!), w towarzystwie m. in. miłej pani starszej ode mnie o ca 15-20 lat. Po starcie pani Bożenna zwróciła uwagę na głośną pracę silników i zwróciła się do stewardessy:
        – Przepraszam panią, ja już latałam takim samolotem na tej trasie 20 lat temu i wydaje mi się, że tamten był znacznie cichszy…
        Stewardessa odpowiedziała z rozbrajającą szczerością:
        – Być może był to ten sam samolot!

        • To jest nawet bardzo możliwe
          na szczęście LOT wymienił już obecnie całą flotę na nowsze, jak twierdzi Wiki, nie ma w niej samolotów rosyjskich lub wyprodukowanych przed 1989 rokiem.

          Tupolewem 154 w wersji pasażerskiej zdarzyło mi się lecieć dziecięciem małoletnim będąc i była to pierwsza moja podróż samolotem, a na temat jakości, szybkości etc. nic nie potrafię dzisiaj powiedzieć.

          • Cześć Quackie
            Już wróciłeś, zmień sygnaturkę, bo mi się w oczach ćmi i mam odruch trzymania kciuków.

            Leciałam kiedyś samolotem powożonym przez wojskowego pilota – amerykańskiego, ale chyba o polskich korzeniach. Doszłam do takiego wniosku po pierwszej turbulencji, którą wziął “ominął” z iście ułańską fantazją. Skrzynki z rozmaitym sprzętem suwały się z łoskotem po podłodze, pasażery zielone na twarzy, koszmar! W mieście docelowym wszyscy wysiadaliśmy na miękkich nogach i z tego wszystkiego zapomniałam zapytać o polskie korzenie, a okazja była, bo pilot elegancko się ze wszystkimi pożegnał.

          • Czarne Chmury
            Bardzo dziękuję za pamięć, okazało się, że nie miałem dostępu do netu często i dużo. Ale za to w realu było bogato, będę pewnie przelewał na klawiaturę stopniowo.

            A teraz – niech szlag trafi – wyobraźmy sobie, że wybucha ten większy wulkan, Katla, niech będzie, że nawet raz, a porządnie. Ile to będzie nielatania? Linie lotnicze inwestują w statki, Cunard wraca do łask, do USA udają się w podróż tylko ci, co mają naprawdę poważny biznes i sporo czasu. Zresztą nie tylko do USA, taka parę razy większa chmura to przykryje większą część naszej półkuli. Albo i nie tylko naszej. Jakieś filtry na silniki wymyślą, czy cuś?

          • To mię się taka opowieść przypomniała
            Zaprzyjaźniony z rodziną spolszczony Niemiec służył jako rangers w Bundeswerze. I pojechali na dłuższy czas do Kanady ćwiczyć na większych przestrzeniach. A w Kandzie jak to w Kanadzie (pono bo nie byłem) na dyskoteki i do miasta woził wojaków śmigłowiec.

            A za sterami zasiadł razu pewnego pan w średnim mocno wieku. Poszli na dyskotekę czy inne tupanie, popili wszyscy, z pilotem włącznie. A jak wsiedli do śmigła, to pilot zapytał czy chcą zobaczyć jak się latało w Wietnamie. I polecieli slalomem pomiędzy słupami energetycznymi. Kolejne miesiące dwa kolega spędził w bazie, nie latał do miasta.

    • Nazwisko to akurat brzmi poniekąd inaczej
      natomiast z wiekiem widzę u siebie postępującą niechęć do latania. Każdy start i lądowanie są dla mnie stresem, i tylko ułatwienie w pokonywaniu czasoprzestrzeni, jakim są samoloty, jest w stanie ten stres złagodzić. Być może to wina galopującej wyobraźni, a może wrażenia generowane katastrofą w Smoleńsku (chociaż tu piloci cywilni, nie wojskowi, i nastawieni na przestrzeganie procedur, a nie wyłącznie punktualne lądowanie), ale przyziemianie przy prędkości cirka 250 km/h nie jest przyjemne, mimo że całkowicie zgodne z procedurą i zdaje się przepisami.

      Blisko dwa tygodnie temu na trasie Gdańsk-Monachium leciałem małym Embraerem LOTu, takim, co to tylko 3 fotele ma w rzędzie, mniej niż autobus. Tak się złożyło, że zanim dostaliśmy zgodę na lądowanie, przez jakieś 15 minut krążyliśmy nad Niemcami na wysokości jakiegoś 1000 m, może 800 (na ile jestem w stanie ocenić). Zwłaszcza podczas zwrotów było to dość nieprzyjemne, im mniejszy samolot, tym bardziej.

      W każdym razie galopująca wyobraźnia swoje robi. A jak jeszcze podleje się ją doniesieniami o kolejnej katastrofie, jak ta w Libii…

      • Upieram się przy niepolskim brzmieniu
        Ponadto bilet zdecydowanie powinieneś kupować na Quackie.
        Cieszę się, że obyło się bez przygód (przygody, to znaczy nieprzyjemności, zburzony spokój, brak wygód. Przez takie rzeczy można się spóźnić na obiad.)

        • Tylko że nazwisko na bilecie
          musi się zgadzać z nazwiskiem w paszporcie. Jak tylko Kurak zacznie takowe wydawać, będę kupował na Quackie.

          Natomiast zburzony spokój, owszem, miałem, jak się dowiedziałem o odwołaniu lotu w niedzielę. I tak dobrze, że się udało o 24 godziny go przebukować, zresztą na tę samą trasę i godzinę. Na obiad się spóźniłem we wtorek, do domu, ponieważ samolot z USA wyleciał godzinę później niż w rozkładzie i leciał godzinę dłużej, w związku z omijaniem chmury wulkanicznego popiołu. Dlatego spóźniłem się na samolot z Monachium do Gdańska, ale załapałem się na następny. Pan Baggins był niepocieszony.

      • Uroki latania
        Kilkanaście lat już temu zdarzyło mi się lecieć samolotem z Warszawy do Rzeszowa (wiem, nie zaimponuję dystansem!), w towarzystwie m. in. miłej pani starszej ode mnie o ca 15-20 lat. Po starcie pani Bożenna zwróciła uwagę na głośną pracę silników i zwróciła się do stewardessy:
        – Przepraszam panią, ja już latałam takim samolotem na tej trasie 20 lat temu i wydaje mi się, że tamten był znacznie cichszy…
        Stewardessa odpowiedziała z rozbrajającą szczerością:
        – Być może był to ten sam samolot!

        • To jest nawet bardzo możliwe
          na szczęście LOT wymienił już obecnie całą flotę na nowsze, jak twierdzi Wiki, nie ma w niej samolotów rosyjskich lub wyprodukowanych przed 1989 rokiem.

          Tupolewem 154 w wersji pasażerskiej zdarzyło mi się lecieć dziecięciem małoletnim będąc i była to pierwsza moja podróż samolotem, a na temat jakości, szybkości etc. nic nie potrafię dzisiaj powiedzieć.

          • Cześć Quackie
            Już wróciłeś, zmień sygnaturkę, bo mi się w oczach ćmi i mam odruch trzymania kciuków.

            Leciałam kiedyś samolotem powożonym przez wojskowego pilota – amerykańskiego, ale chyba o polskich korzeniach. Doszłam do takiego wniosku po pierwszej turbulencji, którą wziął “ominął” z iście ułańską fantazją. Skrzynki z rozmaitym sprzętem suwały się z łoskotem po podłodze, pasażery zielone na twarzy, koszmar! W mieście docelowym wszyscy wysiadaliśmy na miękkich nogach i z tego wszystkiego zapomniałam zapytać o polskie korzenie, a okazja była, bo pilot elegancko się ze wszystkimi pożegnał.

          • Czarne Chmury
            Bardzo dziękuję za pamięć, okazało się, że nie miałem dostępu do netu często i dużo. Ale za to w realu było bogato, będę pewnie przelewał na klawiaturę stopniowo.

            A teraz – niech szlag trafi – wyobraźmy sobie, że wybucha ten większy wulkan, Katla, niech będzie, że nawet raz, a porządnie. Ile to będzie nielatania? Linie lotnicze inwestują w statki, Cunard wraca do łask, do USA udają się w podróż tylko ci, co mają naprawdę poważny biznes i sporo czasu. Zresztą nie tylko do USA, taka parę razy większa chmura to przykryje większą część naszej półkuli. Albo i nie tylko naszej. Jakieś filtry na silniki wymyślą, czy cuś?

          • To mię się taka opowieść przypomniała
            Zaprzyjaźniony z rodziną spolszczony Niemiec służył jako rangers w Bundeswerze. I pojechali na dłuższy czas do Kanady ćwiczyć na większych przestrzeniach. A w Kandzie jak to w Kanadzie (pono bo nie byłem) na dyskoteki i do miasta woził wojaków śmigłowiec.

            A za sterami zasiadł razu pewnego pan w średnim mocno wieku. Poszli na dyskotekę czy inne tupanie, popili wszyscy, z pilotem włącznie. A jak wsiedli do śmigła, to pilot zapytał czy chcą zobaczyć jak się latało w Wietnamie. I polecieli slalomem pomiędzy słupami energetycznymi. Kolejne miesiące dwa kolega spędził w bazie, nie latał do miasta.

  7. Tupolej. Z obowiązku kronikarskiego
    Notatka z onetu, film z youtuba.
    Studenci zadrwili z tragedii smoleńskiej?
    Oburzenie i zniesmaczenie – to reakcja części obserwatorów konkursu “spływania na bele czym” w czasie słupskich juwenaliów. Powodem tego była jedna z konstrukcji studentów o nazwie Tupolej – informuje portal gp24.pl.

  8. Tupolej. Z obowiązku kronikarskiego
    Notatka z onetu, film z youtuba.
    Studenci zadrwili z tragedii smoleńskiej?
    Oburzenie i zniesmaczenie – to reakcja części obserwatorów konkursu “spływania na bele czym” w czasie słupskich juwenaliów. Powodem tego była jedna z konstrukcji studentów o nazwie Tupolej – informuje portal gp24.pl.