Reklama

W moim wieku, to już niestety normalne, ale jeszcze nie powód, żeby się poddawać. Wziąłem się za siebie i odwiedziłem kilku lekarzy, zaczynając od tego najgorszego, czyli dentysty.

W moim wieku, to już niestety normalne, ale jeszcze nie powód, żeby się poddawać. Wziąłem się za siebie i odwiedziłem kilku lekarzy, zaczynając od tego najgorszego, czyli dentysty. Do dentysty w życiu bym nie poszedł, dlatego wybrałem Panią dentystkę. Chciałem mieć jak najszybciej z głowy te wszystkie krzywdy jakie się wyrządza mojemu organizmowi poprzez atak na wszelkie zmysły. Smak znieczulenia w ustach, zapach piłowanej kości, długość dźwięku świstu wiercenia, obraz nędzy i rozpaczy mojej sfatygowanej osoby, ale nie tak szybko. Najpierw trzeba z pacjentem pogadać.

? Co sprowadza? Coś boli? Przegląd zrobić? Gratis będzie. ? zapytała jednocześnie oferując pani stomatolog.
– Ząb mi się złamał Pani doktor ? zawszę mówię Pani doktor, to usposabia łagodnie przyszłego kata i daje małą łapówkę emocjonalną. Pani stomatolog lubi wiedzieć, że ona tu rządzi, każda lubi.
? Uuuu, faktycznie paskudnie to wygląda, chyba trzeba będzie ?panoramkę? pstryknąć. Albo wie pan co, niech pan czeka, zobaczymy. Otworzyć, buzię, wyprostować głowę, położyć się wygodnie na fotelu.

Reklama

Wykonałem posłusznie wszystkie ruchy, zachowując wszelkie cechy karności, nawet nie drgnąłem niepotrzebnym gestem. Niestety nie będę oryginalny, chyba każdy facet u Pani dentystki ma dwa identyczne momenty. Pierwszy przyjemny i dlatego właśnie wybieram dentystkę, nie dentystę, zachodzi wówczas, gdy gimnastykująca się nad szczęką pani doktor napiera piersią czasami nawet na policzek. Fajna sprawa w natłoku spraw pożałowania godnych. Drugi moment to ten slapstickowy komizm, z tym, że on jest komiczny jak się na to patrzy, nie wtedy gdy się w tym uczestniczy. Do gęby zaatakowanej próchnicą Pani doktor wprowadza różne obce ciała, głównie coś na obraz i podobieństwo ligniny, ten nieprzyjemny w smaku materiał przyciska język i odsłania kły. No i zaraz po tym jak Pani doktór napakuje gębę papierowym smakiem, paraliżującym język, zaczyna się Pani doktór robić gadatliwa. Kiedy pytania są z gatunku tak/nie, to się jeszcze da mrugnięciem oczu odpowiedzieć pozytywnie i dźwiękiem ?y y? negatywnie.

? Ta siódemeczka, o tutaj (puk puk lustereczkiem), to dawno było robiona. ? klap, klap, odpowiadam powiekami.
? A bolała wcześniej? ? y..y, odpowiadam onomatopeicznie.
? A kiedy była robiona?

Nie mam pomysłu na odpowiedź.

? Proszę mi powiedzieć co robimy: przegląd, najpilniejsze leczenie, czekamy z tym połamanym zębem na zdjęcie? Jak pan woli.

Nie mam pomysłu na odpowiedź i w ogóle nie umiem jej udzielić.

? No dobrze, w takim razie pozwoli pan, że zaczniemy od tej tu szóstki, wygląda na kanałowe. Boli jak pukam?

Yhy, jęknąłem w odpowiedzi, łamiąc nieco konwencję. I się zaczęło – najpierw przeszywający ból wywołany kilkukrotnym ukłuciem znieczulającej igły, z tym, że te ostanie ukłucia już prawie nie bolą, ale za to igła zgrzyta po zębie. Potem lignina na dziąsła, niżej głowa, szeroko buzia, nie podnosić języka. Bzzzzzz, brrrrrrrr, piiiiiiii, sssssssssss, przyjemne dźwięki i zapaszek palonego ząbka. Sama słodycz. Aaaaaa i zapomniałem dodać, że na dolnej wardze wisi ssawka wydająca równie słodki dźwięk, tak jakby pić przez rurkę ostanie krople czystej na dnie szklanki. Nie będę wchodził w dalsze szczegóły, te wspomnienia bolą. W końcu?.Wypluć i popłukać ? to moja ulubiona komenda w gabinecie. Wyplułem popłukałem, poszedł do następnego doktora, taki twardy jestem. Następny doktor, to też Pani, Pani dermatolog. Mam wrażliwą skórę na różne przypadłości i jak już zapycham dziury w zębach, to i na ciele się podrasuję. Tak sobie pomyślałem i tak zrobiłem jak pomyślałem. Gadamy sobie wstępnie z kolejną Panią doktor, powoli dochodząc do sedna, wtedy padają te wszystkie trudne pytania.

? Czym pan był leczony ostatnio? Pamięta pan jaki to antybiotyk? ? pyta naiwnie Pani doktor.
? Y y?..oj przepraszam, właśnie od dentysty wracam i tak mi zostało. Niestety nie pamiętam, ale chyba Unidox, czy jakoś tak podobnie? ? odpowiadam jak umiem.
? O matko, a kto to panu dał i po co? Widzi pan jak już tak żartujemy, to coś panu opowiem. Wie pan, te Uniodox to jest 30 lat na rynku, on był w USA produkowany od początku, pod inną nazwą, ale to, to samo. I niech pan sobie wyobrazi, że to najtańszy lek. A wie pan dlaczego? Bo ten lek wynaleziono specjalnie dla Murzynów, mówię panu – do slumsów go kilogramami pakowali, żeby leczyć Murzynów z chorób wenerycznych. Dlatego się dziwię, że to panu przepisali, wie pan to jakoś działa i na pana przypadłość, ale nie do końca celuje w chorobę. Zapiszemy coś nowego.

Myślałem, że tego dnia nic bardziej upokarzającego niż dłubanie w zębach i kneblowanie ust ligniną, mnie nie spotka, ale opowieść Pani dermatolog przebiła Panią stomatolog. Nie żebym miał coś przeciw leczeniu Murzynów z Harlemu czy Bronxu nawet, i to z tak groźnych i nieprzyjemnych chorób, ale po co mi było przechodzić przez murzyńską terapię, kiedy nic z tych rzeczy, żadnej szarej maści na interes nie potrzebowałem. Mogłem się oczywiście tłumaczyć, że to nie tak jak Pani doktor dermatolog myśli, wcale nie miałem kontaktu z Murzynami ze slumsów i w ogóle nie miałem murzyńskich chorób, ale Pani doktor chyba i tak uważała, że załagodziła sprawę anegdotą, aby uniknąć rozmowy na wstydliwe tematy i choroby. Upokorzony opuściłem gabinet i pojechałem strzelić sobie ?panoramkę? zgryzu. Tam na szczęście poza gryzieniem przez folijkę kawałka plastiku nie doświadczyłem innych upokorzeń. Tak czy inaczej nie dawało mi spokoju, dlaczego mój poprzedni dermatolog leczył mnie jak Murzyna cierpiącego na syfilis.

Nie miałem pomysłu dlatego założyłem, że po prostu biednie musiałem wyglądać i stąd najtańszy lek. Dopiero w aptece spadło na mnie olśnienie. Jak to w aptece, klienci miny mają nietęgie, jeden się trzyma za głowę, drugi za brzuch, trzeci za ząb (współczuję), czwarty za parę części organizmu naraz. Teraz czas grypy to nie takie hop siup kupić w aptece, swoje trzeba wystać. Stoję i siłą rzeczy słyszę kolejne rozmowy, a właściwie ku mojemu zdziwieniu prawie jedno zdanie. Duomx 2 razy dziennie po jednej tabletce. Przede mną było chyba z dziesięciu chorych, nie chcę dla potrzeb felietonu przesadzać, ale wiele nie skłamię jeśli powiem, że na 10 co najmniej połowa załapała się na Duomox 2 razy dziennie, ze dwóch raz dziennie. Nie był to mój Unidox, ale już mnie oświeciło o co chodzi. Stało się jasne, że w tym roku jakaś korporacja farmaceutyczna organizuje wycieczkę do Turcji, za wypisane recepty na Duomox.

Proszę na mnie nie krzyczeć, że poszukuję spisków, to już jest dość powszechna, a przez to poliszynela tajemnica, że część naszych szanownych lekarzy ściga się w wypisywaniu specyfiku, za który można nie wygrać, ale po prostu dostać wycieczkę, jeśli ilość wypisanych recept będzie zadawalać korporację. Stąd nagle, czy brzuch, czy głowa, ząb lub spuchnięta ręka, na wszystko najlepszy Duomox. Dwa lata temu Unidox musiał być na topie i tak załapałem się na murzyński lek. Nie to, żebym żałował lekarzom wycieczek, ale uważam, że traktowanie wstrzemięźliwego Polaka, jak jurnego Murzyna proszącego się o kłopoty, to lekka przesada. Tym bardziej ucieszyłem się gdy mój specyfik wywołał u Pani magister pewną konsternację.

? Oj musze sprawdzić, dawno tego nie sprzedawaliśmy.

Zbudowała mnie ta konsternacja. Pomyślałem sobie? i bardzo dobrze, Pani magister, i bardzo dobrze, bo to jest lek dla bogatych białych Polaków, ekskluzywny, nie zdziwiłbym się gdyby trzeba było go sprowadzić z daleka. Nie trzeba było. Pani magister wróciła, zapłaciłem niebotyczne pieniądze i tylko tyle mnie pociesza, że na ulotce nie wymieniono żadnych świńskich chorób, znaczy Pani dermatolog potraktowała mnie jak białego człowieka.

Reklama
Poprzedni artykułSuper -śledczy w akcji
Następny artykułAutodestrukcja
Matka Kurka
Młody, wysportowany, inteligentny, przystojny, czuły mąż i ojciec. Geniusz i wirtuoz klawiatury, błyskotliwy analityk rzeczywistości wszelakiej. Kochany i rozchwytywany, bezkompromisowy, skromny, wyrozumiały. 1. Ulubiona potrawa: żur na zakwasie. 2. Ulubiona kapela: muzyka z tamtych lat. 3. Ulubiony kolor: brak danych. 4. Ulubione słowo: ja. Wolny, żonaty, pijący daltonista.

42 KOMENTARZE

      • Nie wiem jak u Ciebie,
        ale u mnie w mieście funkcjonuje rynek. U tych z renomą ceny są wyższe, ale o ile pamiętam można znaleźć także dużo tańszych. Powinienem napisać, że funkcjonował, bo korzystałem z tych usług jakiś rok temu i jak jest teraz nie wiem. Niestety ten wpis przypomniał mi, że będę się musiał wkrótce dowiedzieć, chociaż pewnie i tak wybiorę moją przeuroczą, acz nie tanią dentystkę.

      • Nie wiem jak u Ciebie,
        ale u mnie w mieście funkcjonuje rynek. U tych z renomą ceny są wyższe, ale o ile pamiętam można znaleźć także dużo tańszych. Powinienem napisać, że funkcjonował, bo korzystałem z tych usług jakiś rok temu i jak jest teraz nie wiem. Niestety ten wpis przypomniał mi, że będę się musiał wkrótce dowiedzieć, chociaż pewnie i tak wybiorę moją przeuroczą, acz nie tanią dentystkę.

      • Nie wiem jak u Ciebie,
        ale u mnie w mieście funkcjonuje rynek. U tych z renomą ceny są wyższe, ale o ile pamiętam można znaleźć także dużo tańszych. Powinienem napisać, że funkcjonował, bo korzystałem z tych usług jakiś rok temu i jak jest teraz nie wiem. Niestety ten wpis przypomniał mi, że będę się musiał wkrótce dowiedzieć, chociaż pewnie i tak wybiorę moją przeuroczą, acz nie tanią dentystkę.

      • Nie wiem jak u Ciebie,
        ale u mnie w mieście funkcjonuje rynek. U tych z renomą ceny są wyższe, ale o ile pamiętam można znaleźć także dużo tańszych. Powinienem napisać, że funkcjonował, bo korzystałem z tych usług jakiś rok temu i jak jest teraz nie wiem. Niestety ten wpis przypomniał mi, że będę się musiał wkrótce dowiedzieć, chociaż pewnie i tak wybiorę moją przeuroczą, acz nie tanią dentystkę.

      • Nie wiem jak u Ciebie,
        ale u mnie w mieście funkcjonuje rynek. U tych z renomą ceny są wyższe, ale o ile pamiętam można znaleźć także dużo tańszych. Powinienem napisać, że funkcjonował, bo korzystałem z tych usług jakiś rok temu i jak jest teraz nie wiem. Niestety ten wpis przypomniał mi, że będę się musiał wkrótce dowiedzieć, chociaż pewnie i tak wybiorę moją przeuroczą, acz nie tanią dentystkę.

      • Nie wiem jak u Ciebie,
        ale u mnie w mieście funkcjonuje rynek. U tych z renomą ceny są wyższe, ale o ile pamiętam można znaleźć także dużo tańszych. Powinienem napisać, że funkcjonował, bo korzystałem z tych usług jakiś rok temu i jak jest teraz nie wiem. Niestety ten wpis przypomniał mi, że będę się musiał wkrótce dowiedzieć, chociaż pewnie i tak wybiorę moją przeuroczą, acz nie tanią dentystkę.

  1. Wizytę u dentysty pamiętam dokładniej niż maturę z matmy.
    Gdy przeczytałem tekst M_K, przypomniały mi się własne traumatyczne wspomnienia z wizyty u pani stomatolog.
    Wiele lat temu w czasie studiów zagranicznych przechodziliśmy wszyscy doroczne wszechstronne badania lekarskie. Gdy się znalazłem na dentystycznym fotelu, nie czułem napięcia zwykle z tym związanego, bo miał być jedynie przegląd, a nie leczenie.
    Wkrótce pojawiła się przede mną pani stomatolog o posturze Horpyny.
    Na głowie miała co najmniej półmetrowej wysokości czepiec taki jakie mają kucharze, a na twarzy maskę podobną do muzułmańskiego hidżabu, jakby co najmniej miała dokonywać transplantacji serca.
    Nie przeszkadzało to jednak wcale, aby goły wskazujący palec wsadzić mi w gębę w celu odciągnięcia policzka co ułatwiało przeglądanie uzębienia.
    Podawała pielęgniarce kolejno dane o zębach z dolnej i górnej szczęki, gdy nagle przerwała dyktowanie, postukała w dolną szóstkę lusterkiem i powiedziała głośno:
    – Wot imiejetie balnoj zub!
    Zanim zdążyłem drgnąć, już miała w ręku wiertarkę (jeszcze niskoobrotową starego typu), z której najwyraźniej chciała zrobić natychmiastowy użytek..
    Widząc co się dzieje, zerwałem się w popłochu by nie dopuścić do borowania, na które w każdym normalnym wypadku musiałem całymi miesiącami przygotowywać się psychicznie.
    Widząc to pani doktor rączką grubości mniej więcej ramienia Pudzianowskiego, bez najmniejszego wysiłku rzuciła mnie spowrotem na oparcie, po czym tak samo jak opisuje M_K oparła się o mnie wydatną piersią, powodując jeszcze szersze rozwarcie japy, rozpaczliwie łapiącej oddech.
    Siditie spakojno i nie mieszajtie, bo możet być bolno.
    Co było potem lepiej nie wspominać.
    Pół godziny później wyszedłem z gabinetu zlany potem, ale z zaplombowanym zębem, który co najdziwniejsze, mam do dziś.

  2. Wizytę u dentysty pamiętam dokładniej niż maturę z matmy.
    Gdy przeczytałem tekst M_K, przypomniały mi się własne traumatyczne wspomnienia z wizyty u pani stomatolog.
    Wiele lat temu w czasie studiów zagranicznych przechodziliśmy wszyscy doroczne wszechstronne badania lekarskie. Gdy się znalazłem na dentystycznym fotelu, nie czułem napięcia zwykle z tym związanego, bo miał być jedynie przegląd, a nie leczenie.
    Wkrótce pojawiła się przede mną pani stomatolog o posturze Horpyny.
    Na głowie miała co najmniej półmetrowej wysokości czepiec taki jakie mają kucharze, a na twarzy maskę podobną do muzułmańskiego hidżabu, jakby co najmniej miała dokonywać transplantacji serca.
    Nie przeszkadzało to jednak wcale, aby goły wskazujący palec wsadzić mi w gębę w celu odciągnięcia policzka co ułatwiało przeglądanie uzębienia.
    Podawała pielęgniarce kolejno dane o zębach z dolnej i górnej szczęki, gdy nagle przerwała dyktowanie, postukała w dolną szóstkę lusterkiem i powiedziała głośno:
    – Wot imiejetie balnoj zub!
    Zanim zdążyłem drgnąć, już miała w ręku wiertarkę (jeszcze niskoobrotową starego typu), z której najwyraźniej chciała zrobić natychmiastowy użytek..
    Widząc co się dzieje, zerwałem się w popłochu by nie dopuścić do borowania, na które w każdym normalnym wypadku musiałem całymi miesiącami przygotowywać się psychicznie.
    Widząc to pani doktor rączką grubości mniej więcej ramienia Pudzianowskiego, bez najmniejszego wysiłku rzuciła mnie spowrotem na oparcie, po czym tak samo jak opisuje M_K oparła się o mnie wydatną piersią, powodując jeszcze szersze rozwarcie japy, rozpaczliwie łapiącej oddech.
    Siditie spakojno i nie mieszajtie, bo możet być bolno.
    Co było potem lepiej nie wspominać.
    Pół godziny później wyszedłem z gabinetu zlany potem, ale z zaplombowanym zębem, który co najdziwniejsze, mam do dziś.

  3. Wizytę u dentysty pamiętam dokładniej niż maturę z matmy.
    Gdy przeczytałem tekst M_K, przypomniały mi się własne traumatyczne wspomnienia z wizyty u pani stomatolog.
    Wiele lat temu w czasie studiów zagranicznych przechodziliśmy wszyscy doroczne wszechstronne badania lekarskie. Gdy się znalazłem na dentystycznym fotelu, nie czułem napięcia zwykle z tym związanego, bo miał być jedynie przegląd, a nie leczenie.
    Wkrótce pojawiła się przede mną pani stomatolog o posturze Horpyny.
    Na głowie miała co najmniej półmetrowej wysokości czepiec taki jakie mają kucharze, a na twarzy maskę podobną do muzułmańskiego hidżabu, jakby co najmniej miała dokonywać transplantacji serca.
    Nie przeszkadzało to jednak wcale, aby goły wskazujący palec wsadzić mi w gębę w celu odciągnięcia policzka co ułatwiało przeglądanie uzębienia.
    Podawała pielęgniarce kolejno dane o zębach z dolnej i górnej szczęki, gdy nagle przerwała dyktowanie, postukała w dolną szóstkę lusterkiem i powiedziała głośno:
    – Wot imiejetie balnoj zub!
    Zanim zdążyłem drgnąć, już miała w ręku wiertarkę (jeszcze niskoobrotową starego typu), z której najwyraźniej chciała zrobić natychmiastowy użytek..
    Widząc co się dzieje, zerwałem się w popłochu by nie dopuścić do borowania, na które w każdym normalnym wypadku musiałem całymi miesiącami przygotowywać się psychicznie.
    Widząc to pani doktor rączką grubości mniej więcej ramienia Pudzianowskiego, bez najmniejszego wysiłku rzuciła mnie spowrotem na oparcie, po czym tak samo jak opisuje M_K oparła się o mnie wydatną piersią, powodując jeszcze szersze rozwarcie japy, rozpaczliwie łapiącej oddech.
    Siditie spakojno i nie mieszajtie, bo możet być bolno.
    Co było potem lepiej nie wspominać.
    Pół godziny później wyszedłem z gabinetu zlany potem, ale z zaplombowanym zębem, który co najdziwniejsze, mam do dziś.

  4. Wizytę u dentysty pamiętam dokładniej niż maturę z matmy.
    Gdy przeczytałem tekst M_K, przypomniały mi się własne traumatyczne wspomnienia z wizyty u pani stomatolog.
    Wiele lat temu w czasie studiów zagranicznych przechodziliśmy wszyscy doroczne wszechstronne badania lekarskie. Gdy się znalazłem na dentystycznym fotelu, nie czułem napięcia zwykle z tym związanego, bo miał być jedynie przegląd, a nie leczenie.
    Wkrótce pojawiła się przede mną pani stomatolog o posturze Horpyny.
    Na głowie miała co najmniej półmetrowej wysokości czepiec taki jakie mają kucharze, a na twarzy maskę podobną do muzułmańskiego hidżabu, jakby co najmniej miała dokonywać transplantacji serca.
    Nie przeszkadzało to jednak wcale, aby goły wskazujący palec wsadzić mi w gębę w celu odciągnięcia policzka co ułatwiało przeglądanie uzębienia.
    Podawała pielęgniarce kolejno dane o zębach z dolnej i górnej szczęki, gdy nagle przerwała dyktowanie, postukała w dolną szóstkę lusterkiem i powiedziała głośno:
    – Wot imiejetie balnoj zub!
    Zanim zdążyłem drgnąć, już miała w ręku wiertarkę (jeszcze niskoobrotową starego typu), z której najwyraźniej chciała zrobić natychmiastowy użytek..
    Widząc co się dzieje, zerwałem się w popłochu by nie dopuścić do borowania, na które w każdym normalnym wypadku musiałem całymi miesiącami przygotowywać się psychicznie.
    Widząc to pani doktor rączką grubości mniej więcej ramienia Pudzianowskiego, bez najmniejszego wysiłku rzuciła mnie spowrotem na oparcie, po czym tak samo jak opisuje M_K oparła się o mnie wydatną piersią, powodując jeszcze szersze rozwarcie japy, rozpaczliwie łapiącej oddech.
    Siditie spakojno i nie mieszajtie, bo możet być bolno.
    Co było potem lepiej nie wspominać.
    Pół godziny później wyszedłem z gabinetu zlany potem, ale z zaplombowanym zębem, który co najdziwniejsze, mam do dziś.

  5. Wizytę u dentysty pamiętam dokładniej niż maturę z matmy.
    Gdy przeczytałem tekst M_K, przypomniały mi się własne traumatyczne wspomnienia z wizyty u pani stomatolog.
    Wiele lat temu w czasie studiów zagranicznych przechodziliśmy wszyscy doroczne wszechstronne badania lekarskie. Gdy się znalazłem na dentystycznym fotelu, nie czułem napięcia zwykle z tym związanego, bo miał być jedynie przegląd, a nie leczenie.
    Wkrótce pojawiła się przede mną pani stomatolog o posturze Horpyny.
    Na głowie miała co najmniej półmetrowej wysokości czepiec taki jakie mają kucharze, a na twarzy maskę podobną do muzułmańskiego hidżabu, jakby co najmniej miała dokonywać transplantacji serca.
    Nie przeszkadzało to jednak wcale, aby goły wskazujący palec wsadzić mi w gębę w celu odciągnięcia policzka co ułatwiało przeglądanie uzębienia.
    Podawała pielęgniarce kolejno dane o zębach z dolnej i górnej szczęki, gdy nagle przerwała dyktowanie, postukała w dolną szóstkę lusterkiem i powiedziała głośno:
    – Wot imiejetie balnoj zub!
    Zanim zdążyłem drgnąć, już miała w ręku wiertarkę (jeszcze niskoobrotową starego typu), z której najwyraźniej chciała zrobić natychmiastowy użytek..
    Widząc co się dzieje, zerwałem się w popłochu by nie dopuścić do borowania, na które w każdym normalnym wypadku musiałem całymi miesiącami przygotowywać się psychicznie.
    Widząc to pani doktor rączką grubości mniej więcej ramienia Pudzianowskiego, bez najmniejszego wysiłku rzuciła mnie spowrotem na oparcie, po czym tak samo jak opisuje M_K oparła się o mnie wydatną piersią, powodując jeszcze szersze rozwarcie japy, rozpaczliwie łapiącej oddech.
    Siditie spakojno i nie mieszajtie, bo możet być bolno.
    Co było potem lepiej nie wspominać.
    Pół godziny później wyszedłem z gabinetu zlany potem, ale z zaplombowanym zębem, który co najdziwniejsze, mam do dziś.

  6. Wizytę u dentysty pamiętam dokładniej niż maturę z matmy.
    Gdy przeczytałem tekst M_K, przypomniały mi się własne traumatyczne wspomnienia z wizyty u pani stomatolog.
    Wiele lat temu w czasie studiów zagranicznych przechodziliśmy wszyscy doroczne wszechstronne badania lekarskie. Gdy się znalazłem na dentystycznym fotelu, nie czułem napięcia zwykle z tym związanego, bo miał być jedynie przegląd, a nie leczenie.
    Wkrótce pojawiła się przede mną pani stomatolog o posturze Horpyny.
    Na głowie miała co najmniej półmetrowej wysokości czepiec taki jakie mają kucharze, a na twarzy maskę podobną do muzułmańskiego hidżabu, jakby co najmniej miała dokonywać transplantacji serca.
    Nie przeszkadzało to jednak wcale, aby goły wskazujący palec wsadzić mi w gębę w celu odciągnięcia policzka co ułatwiało przeglądanie uzębienia.
    Podawała pielęgniarce kolejno dane o zębach z dolnej i górnej szczęki, gdy nagle przerwała dyktowanie, postukała w dolną szóstkę lusterkiem i powiedziała głośno:
    – Wot imiejetie balnoj zub!
    Zanim zdążyłem drgnąć, już miała w ręku wiertarkę (jeszcze niskoobrotową starego typu), z której najwyraźniej chciała zrobić natychmiastowy użytek..
    Widząc co się dzieje, zerwałem się w popłochu by nie dopuścić do borowania, na które w każdym normalnym wypadku musiałem całymi miesiącami przygotowywać się psychicznie.
    Widząc to pani doktor rączką grubości mniej więcej ramienia Pudzianowskiego, bez najmniejszego wysiłku rzuciła mnie spowrotem na oparcie, po czym tak samo jak opisuje M_K oparła się o mnie wydatną piersią, powodując jeszcze szersze rozwarcie japy, rozpaczliwie łapiącej oddech.
    Siditie spakojno i nie mieszajtie, bo możet być bolno.
    Co było potem lepiej nie wspominać.
    Pół godziny później wyszedłem z gabinetu zlany potem, ale z zaplombowanym zębem, który co najdziwniejsze, mam do dziś.