Reklama

Nie ma co ukrywać, że jest inaczej. Super Kubak nie jest sławny. Na ulicy przechodnie mijają Go bez słowa. Nikt nie prosi o autografy i wspólne zdjęcia. Nie jest postacią, nie jest nawet celebrytą.

Nie ma co ukrywać, że jest inaczej. Super Kubak nie jest sławny. Na ulicy przechodnie mijają Go bez słowa. Nikt nie prosi o autografy i wspólne zdjęcia. Nie jest postacią, nie jest nawet celebrytą.
Brakuje Mu rozgłosu. Przyjemnie byłoby być podziwianym. Inni super bohaterowie to ulubieńcy tłumów. A przy okazji bogacze. A Super Kubak tkwi w swoim przytulnym (fakt) ale jednak niewielkim mieszkanku i jeździ tramwajami. I nie jada u Wierzynka.
Kubak nie jest głupi. Nie wierzy w spiski i wredność losu. Wie, że skoro inni są popularni, a On nie to jakaś przyczyna takiego stanu rzeczy być musi. Należy ją tylko znaleźć – i wyeliminować.
Pożyczył więc w sobotni poranek z pobliskiej wypożyczalni wszystkie filmy o znanych super kolegach i oglądał. Początkowo nie znalazł niczego szczególnego. Uważał, że jest zdecydowanie przystojniejszy niż 63% z nich. Ma też najładniejszą pelerynkę. Ale zaraz potem – zobaczył – jak pelerynki innych powiewają na wietrze – w locie! No tak. Super Kubak nie latał.
Jak mógł nie zauważyć tego do tej pory?! Jak mógł to przeoczyć? To takie nieatrakcyjne – super bohater, który stąpa twardo po ziemi!
Tylko jak to zmienić.
Kursów latania bez samolotu nie znalazł. Ani jednego w całej Polsce.
Myślał trzy dni, ale w końcu wpadł na pewien pomysł. Odwiedziwszy sympatyczną przedszkolankę mieszkającą piętro wyżej dowiedział się jak zrobić kolorowy latawiec. Poszło mu to bardzo sprawnie. Latawiec był koloru czerwonego i miał mocną linę. Ale nie chciał latać. Nie wiadomo dlaczego. Poszedł do Przedszkolanki złożyć reklamację. Reklamacja została oddalona. Latawiec bez wiatru nie poleci. Poza tym, przedszkolanka patrzyła powątpiewająco porównując rozmiary Kubaka i latawca.
Faktycznie, należy znaleźć coś – co lata w każdych warunkach. Kubakowi na myśl przyszła romantyczna wizja: kwiecista łąka, On, Słońce, dwie chmurki; pragnie unieść się w przestworza – wtedy podlatują do Niego barwne motyle, chwytają delikatnie za skrawki pelerynki i unoszą Go kierującego lotem telepatycznie…
Ale całe szczęście przypomniał sobie, że jest zima. Zresztą, ci z ochrony zwierząt na pewno by się do Niego doczepili.
Postanowił jednak skorzystać z cudów techniki. W najlepszym w mieści sklepie z zabawkami kupił dwa najdroższe (postanowił w siebie trochę zainwestować) samoloty na baterie, zdalnie sterowane. Przyczepił do swoich butów, do ręki wziął pilota – i odleciał. To było absolutnie Genialne! Leciał naprawdę, był już ponad własnym dachem, na ostatnim piętrze na balkonie ktoś opalał się w dość skąpym stroju, następnie skierował się na północ. I pelerynka mu powiewała! Jak na filmach! Ach jaki był z siebie dumny! Kiedy nagle – coś zapiszczało. I znów. I głośniej. I zaczął tracić wysokość. NA malutkim ekraniku pilota zobaczył przerażający napis: low battery! A potem już nic nie pamięta, tylko biały sufit szpitala, gdzie obudził się cały w gipsie i zupełnie niezdolny nie tylko do latania, ale i do chodzenia, siadania, machania ręką na pożegnanie, jedzenia suszi, kopania kogoś w kostkę i do niczego.
Ale nie dawał za wygraną. Jak tylko odzyskał siły (z czerwoną pelerynką wszystko poszło bardzo sprawnie) zaczął planować nowe rozwiązania. W końcu wymyślił – i było to tak proste, że aż się zdziwił, że wcześniej nie przyszło mu to do głowy.
Szybciutko zamówił bilet do Persji. Odnalazł cudny targ staroci i stoisko z dywanami. Z kupionych rozmówek polsko-perskich wyczytał jedyne podkreślone zdanie: Ja chcieć kupić dywan co lata.
Nikt się nie zdziwił. Cena była wysoka. Po targowaniu była jeszcze wyższa – jakoś Kubakowi nie szło, ale pochodzi on z kraju o zadomowionym już kapitalizmie. Kupił. Oszczędził na bilecie powrotnym, bo dywan działał.
Na co dzień umieścił go w salonie. Wieczorami robił loty próbne. Raz czy dwa wpadłby w samolot, ale dywan był niezwykle zwrotny.
Jednak w środę, kiedy lądował po bardzo udanym locie, na parkingu stała drogówka. Poprosili o dokumenty. Kartę rejestracji oraz prawo lotu. Super Kubak zdębiał. Skąd mógł wiedzieć, że w takim nieegzotycznym kraju latające dywany ujęte są w prawie o ruchu powietrznym?
Nieznajomość prawa szkodzi. Ignorantia iuris nocet.
Błagał i błagał, chyba całą godzinę, żeby dywan nie został skonfiskowany. Przekonywał, że pasuje mu do wystroju salonu. W końcu funkcjonariusze ulegli. Specjalnym dziurkaczem zrobili w rogu mały otwór, który sprawił – że dywan nie latał.
Super Kubak był załamany. Ale nadal myśli, kombinuje, sprawdza luki prawne, czyta orientalne legendy i sobie marzy, że kiedyś i Jego pelerynka będzie powiewać na wietrze.
A tak w tajemnicy: trochę się cieszy, bo to latanie przyprawiało Go o mdłości i ma leciutki lęk wysokości.

Reklama

10 KOMENTARZE