Reklama

Schodek najwyższy

Obudził się z pewnym uczuciem, nie skrystalizowanym w świadomą myśl, błąkającym się po pokoju, dostrzegalnym w odbiciu lustra, w spoconych dłoniach, w kroplach deszczu spływających po szybie samochodu, w zapachu świeżej tapicerki zmieszanej z wonią jesiennego powietrza, w cichym pomruku silnika, w dotyku obitej skórą kierownicy. Wczoraj wieczorem przyjrzał się uważniej niż zwykle w tabelki i nadsyłane raporty, konto pozostało nie naruszone, a przyzwyczajony do procesu narastania cyfr mimowolnie zmarszczył brwi. Przemierzając zatłoczone, skąpane w ulewie ulice z pojazdami zachlapującymi zwiniętymi w kłębek od chłodu przechodniów, słuchał w radiu informacje wieszczące zmiany. Nie należy stać w miejscu, trzeba coś z tym zrobić, kto nie reaguje, pozostaje w tyle albo budzi się pewnego poranka z ręką w nocniku.

Reklama

Nim dotarł do biura, przez hol przewijał się gwar, pochodzący od ludzi otwierających drzwi, zamykających drzwi, z uśmiechem witających się z prezesem, z nieodzownymi dokumentami przywartymi do piersi, z wpiętymi długopisami, piórami. Z otwartych pomieszczeń słychać było szaleńcze stukanie w klawiaturę, uważne przyglądanie się w wykresy, dźwięki telefonów odbieranych zawsze z tonem profesjonalizmu, a parujące kubki z kawą wydzielały pobudzający aromat. Nim przyjemnie wkomponował się w wygodny fotel, nim Windows obwieścił się swoim załączaniem, nim sekretarka zdążyła postawić na biurku filiżankę, wydał dyspozycję pilnego zebrania z dyrektorami odpowiedzialnymi za pion sprzedaży. Zjawili się dosyć szybko, z rozszerzonych ust powitalne słowa zabarwione były w nutkę niepewności, struny lekko oscylowały wprawiając w drganie powietrze, które z kolei nieznacznie wpłynęło na ruchy błony bębenkowej, co wystarczyło do uzyskania przyjemnego odruchu u prezesa. Polecenie sformułował krótko i stanowczo.

Schodki pośrednie

Zima potrafi przygnębić, szczególnie w mieście. Najgorsze są wahania temperatur, jeden bądź dwa dniu mrozu, później nadchodziła chwilowa odwilż, smutna, boleśnie niemrawa, ponieważ nie była zapowiedzią ocieplenia, a fałszywym odetchnieniem. Podobna atmosfera panowała w firmie, wcześniej bez problemu dogadywał się ze współpracownikami, teraz każdy patrzył z podejrzliwością w oczach. Znikali starzy, doświadczeni, zaufani, na których można było polegać, nie kontrolować, pojawiali się nowi, rozdygotani, pochlebczy, niesamodzielni. Nie brakowało ich nigdy, lecz wydawać się mogło, że wcześniej siedzieli w cieniu. Szczerze nie chciało mu się spoglądać komputer i wysyłać kolejnego meila z nową, równie bezsensowną tabelką, a ostatnio takich natworzyło się od groma. Od takich zadań są dzieci excela, tworzący wirtualną rzeczywistość składającą się z liczb, te z cyfr równo poukładanych w wiersze, w finalnym procesie dające kolorowy wykres, którym można pomachać przed oczami przełożonego. Obok, uważnie w monitor wpatrywało się jedno z dzieci.

Próbował nie okazywać zdenerwowania, nie rozumiał dlaczego sprzedaż w jego sektorze zmalała, pomimo drogiej kampanii reklamowej w telewizji, wykupieniu pokaźnej liczby bilbordów, ustanowieniu nowych standardów obsługi, zwiększenia asortymentu, ustaleniu jednolitych zasad wynagradzania i wytrzebienia malkontentów – pozostało paru, lecz dobiegał ich koniec. Czuł na sobie wzrok jednego z hamulcowych, którym szczerze gardził. Jak taki człowiek może jeszcze pełnić taką funkcję, nie posiada wykształcenia, nic nie wie o zarządzaniu ludźmi, jakością, trzyma się tych złodziejskich sklepów, z tępymi pracownikami nierozumiejącymi co się do nich mówi. Nawet w wyznaczonym terminie nie potrafią wysłać jednoznacznej odpowiedzi. O przewlekłym lekceważeniu obowiązków powinien dowiedzieć się prezes, tak nie może dłużej być. To niedopuszczalne.

Schodki najniższe

Zniechęcenie objawiało się poprzez marazm w członkach, spowolnionym myśleniu. Chroniczne zmęczenie i bezsilność skłaniało do ustawicznej bezczynności. Pierwsze reakcje na najnowsze bzdury nadsyłane z góry były dość gwałtowne, stawiane z oporem, tłumaczył, że każde stoisko, sklep powinno być traktowane oddzielnie, że pomysły, które sprawdzają się gdzieś na wiochach, są całkowicie przestrzelone w dużych aglomeracjach, w których funkcjonuje agresywna konkurencja, że z perspektywy komputera można zobaczyć jedynie ogólny zarys sytuacji, a diabeł tkwi w szczegółach. Wspominał o swobodzie w podejmowaniu decyzji, dekoncentracji uprawnień. Ludzi, którzy byli w stanie słuchać argumentów, już zabrakło. Zaczął się przyzwyczajać do zmian, przyjmować ze stoickim spokojem, metody perswazji spełzły na niczym. Nudził się w wymyślaniu coraz to nowych wyjaśnień w odpowiedzi na taką samą sytuację. Zamiast kierować, przemieniał się w pisarza, w słownego ekwilibrystę. Wiedział, że odstrzał wkrótce nastąpi, przyjdzie ktoś ze świeżą krwią, który nie zmieni nic w tej dusznej klatce, w zbiegających się ścianach, gdzie nie ma miejsca na samodzielny ruch – będzie przynajmniej robił dobrą minę.

Wiosna nie pokazała się jeszcze w pełnej krasie, dalej szarość dominowała w kolorycie nieba, ciasno zbitych budynków, w spojrzeniu ludzi na ulicy, w oknach z opuszczonymi żaluzjami, z zaciągniętymi zasłonami, w kałuży zakrzywiającej sylwetkę, w ślimaczej energii zwierząt niedbale pilnowanych przez właścicieli. Rzadko wcześniej spóźniała się do pracy, teraz chęci malały wraz liczbami z pasku wypłat. Obowiązki i odpowiedzialność, tym samym kontrola, zwiększały się wprost proporcjonalnie do wynagrodzenia. Pętla na szyi zaciskała się nieubłaganie. Jednostki stworzone do grania drugich, czy trzecich skrzypiec czuły się doskonale, gdy co dzień widziały palec stanowczo skierowany w odpowiednim kierunku, jednostki przejawiające kreatywność nie mogły zaczerpnąć powietrza. Do nich należała. Nie mogła się pogodzić z pretensjami, spadającymi jak grom, gdy nie miała najmniejszego wpływu na sprzedaż – duchy kupować nie będą. Niedoceniona postanowiła uciekać z okrętu, nie płynącego, a dryfującego po wzburzonych i zdradliwych wodach gospodarki. Nim wbiegła na górę, potknęła się o pierwszy schodek, podparła się ręką, w której kurczowo trzymała wypowiedzenie.   

Reklama