24.6 C
Biskupin
środa, 18 czerwca, 2025
Strona główna Blog Strona 1098

Kownacki

6

Zamiast rozpisywać się po raz kolejny nad tą farsą i komentarzami jakie płyną z pierwszych stron światowych gazet, warto jest na chwilę zająć się kto stoi za tą kompromitacją, kto popchnął LAK do taki

Prozac

2

Zapewne wszyscy już zauważyli nowy styl bycia prezydenta. Luz w zachowaniu, “dowcipne” odzywki, bijąca od niego energia, niezwykła ruchliwość. Zupełnie inny człowiek.

Kownacki – spin doctor PO

3

Jaki ?sukces? odniósł Lech Kaczyński w Brukseli – wszyscy mogliśmy zobaczyć na ekranach telewizorów.

Co za erudyta wymyślił URLOP TACIERZYŃSKI?

15

Termin ten rozpowszechniany jest ostatnio przez polityków i media w kontekście przyznania ojcu prawa do opieki nad małoletnim dzieckiem przed osiągnięciem przez niego wieku przedszkolnego.

O szczytowaniu raz jeszcze

0

Wiem po co pan prezydent pojechał do Brukseli. Po to, aby bojkotowanej przez jego genetyczną partię tvn24, w osobie Moniki Olejnik, powiedzieć, że mamy najgorszy rząd od roku 1989.

Kocham ten kraj, dlatego muszę wykończyć to państwo

23

Pora już kończyć ten przydługi katalog celów, których realizacja moim skromnym zdaniem może ruszyć ten kraj z miejsca. Miałem wyłuszczyć o sso chozi w jednym, może dwóch wpisach, ale wyszło jak wyszło. Obiecuję już przestać ględzić, dziś już ostatni raz, później weźmiemy na warsztat rzeczy bardziej interesujące. A na razie jeszcze dwa słowa o tym kraju, gnębionym przez marazm zdecydowanej większości, i nadmiar energii pewnej małej grupy.

Ale może do rzeczy Kalosh, nie daj się znowu ponieść słowu, ty tu rządzisz chłopie. Więc do rzeczy, do rzeczy. Jest otóż w tym kraju pewna grupa ludzi, która pracuje w skandalicznych warunkach ? malutkie pokoiki, kiepskie wyposażenie. Słabe oświetlenie, ogromne zagęszczenie pracowników na metr kwadratowy. Zarobki pożałowania godne, szefostwo złośliwe, robota nudna. Nic dziwnego, że przyjęciami rządzi dobór negatywny ? trza naprawdę być w desperacji by tu trafić. Ale jednak nikt z tej grupy ludzi nie ma zamiaru rezygnować ? wszystkie powyższe niedogodności to mały pikuś, w porównaniu z tym co ta robota daje ? a daje ona nie mniej ni więcej tylko władzę. O kim mowa? Mowa o największej w tym kraju armii, o armii urzędniczej.

Powrócę na chwilę do historii, coby małą analogią ubarwić wywód. Mamy więc rok 1919, Polskie Państwo właśnie posklejało się z trzech zaborów. Oczywiście zagrożenie komunizmem, oczywiście wojny, wyniszczenie, brat niedawno strzelał do brata w innej armii. Lata zaborów pozostawiły po sobie oprócz realnych strat materialnych, przede wszystkim spustoszenie w postawach ludzkich, w mentalności, w podejściu do życia. Jak posklejać te kawałki, jak sprawić by organizm państwowy złożony z tak różnych elementów jak pruski dryl i rosyjskie samodzierżawie zaczął funkcjonować? Przecież gdyby nie zaczął, niechybnie pochłonęłaby nas dogrywka do I WŚ. Twórcy państwa doszli do jedynego słusznego wniosku, jaki można było wyciągnąć ? jeżeli to ma zadziałać, trzeba zacząć od tego co mamy najlepszego. Wzięli więc korpus administracyjny z jedynego zaboru, w którym Polak mógł awansować ? z Galicji. Wzięli, wprowadzili trochę poprawek na wzór francuski i konsekwentnie wprowadzili w całym kraju (no, trochę się ostało, głównie w pruskim, ale uprośćmy wywód). Miało to dwa podstawowe plusy ? raz, że ci urzędnicy, którzy ostali się w odnowionej administracji, mieli rzeczywiste poczucie elitarności, co wzmaga etos, – dwa, że bez oglądania się na zastany stan w różnych częściach państwa można było skokowo polepszyć procedury. Oczywiście wielu zacznie tu zaraz opowiadać o dyktaturze, o gnębionych biednych ludziach itp. Ale nie o tym dziś piszę ? piszę o tym, że przed wojną Pan Radca, to był Ktoś. Sam fakt, że dopuszczono go do możliwości służenia Państwu, stawiał go od razu w gronie elity ? czy lokalnej, czy w przypadku wyższych urzędników ? krajowej. A to zobowiązuje. Nie bez przyczyny kiedy przyszła kolejna wojna, życiowy wybór większości tych ludzi mógł być tylko jeden ? walka, podziemie (jeżeli oczywiście nie zostali już na początku wojny zapakowani w wagony, i wywiezieni w teraz już znanym nam kierunku). To zobowiązuje, zobowiązuje do patriotyzmu, do uczciwości, do dumy, do służby ludziom czyli państwu. Zobowiązuje do tego wszystkiego, co nazywamy etosem urzędniczym.

Potem przyszła komuna. Kto porządny, starał się trzymać z dala od budowanych w oparciu o kolaborantów sowieckich struktur. Część głęboko uczciwych powodowana właśnie tym etosem próbowała się włączyć w odbudowę zniszczonego państwa ? szybko okazało się, że albo trza odejść, albo pogodzić się z brudnymi rękami. Wybór był w miarę prosty, komunistom nie zależało na sprawnym państwie, ale na posłusznych strukturach. I tak to szło, pokolenie po pokoleniu, urząd po urzędzie. Każdy wie jak było, nie będę się tu produkował ? nie bez przyczyny produkcja wyrobów czekolado-podobnych szła całą parą, wszak trza było jakoś uładzić te wszystkie królowe, czekające na nas w urzędach polskich wsi, miast, województw. A liczba tych królowych stale rosła, przecież królestwa poszczególnych kacyków partyjnych nie mogły maleć, musiały rosnąć. Postępujące zakłamanie rzeczywistości obfitowało m.in. powstawaniem kolejnych urzędów do walki z różnymi problemami, upaństwowienie wszystkiego co się rusza i nie rusza powodowało, że trzeba było coraz więcej ludzi by tego pilnować. A degrengolada tego środowiska postępowała, postępowała, postępowała ? aż w końcu cały ustrój wziął i pierdycznął. I znów mieliśmy sytuację jak kiedyś ? trzeba było zbudować państwo, żeby się kraj nie rozlazł w szwach. Ale tym razem było już inaczej ? tym razem postanowiono zbudować państwo na tym co było, nie zmieniać za wiele, by się nie rozpadło przypadkiem ? na tym właśnie kwiecie administracji, którego ewolucja postępowała przez 50 lat komuny.

Skutek jaki jest, każdy widzi. Chyba, że dawno nie był w urzędzie, ale zważywszy na ilość regulowanych przez państwo aspektów życia, podejrzewam, że jednak był. Ja, jako człowiek mający z racji obowiązków zawodowych styczność zarówno z administracją, jak i z prywatnymi przedsiębiorcami, przeżywam prawdziwy szok, przechodząc z jednego środowiska, do drugiego. Człowiek się nie daj Boże przyzwyczai do standardu w takim salonie telefonii komórkowej. A potem pójdzie np. zgłosić państwu polskiemu, że kochana żona urodziła mu potomstwo. Niby co do zasady dokładnie to samo ? tu mam dostać numer, i tam mam dostać numer. Nawet kwoty za tą usługę podobne. Ale o ile w salonie operatora możesz co najwyżej nabawić się oczopląsu od ilości ludków skaczących wokół Ciebie, o tyle w urzędzie zagrożeń jest nieco więcej. Zacznijmy od hemoroidów, wszak trzeba swoje odsiedzieć (jak są krzesła w urzędzie, przychylnym będąc z natury zakładam że są i się nie rozlazły) w kolejce. Może człowieka zawiać, może ogłuchnąć od trzaskających drzwi. A na koniec jeszcze może dostać kurpicy, kiedy już dostanie się do upragnionego pokoiku. Patrzeć wszak musi na niezadowoloną ze wszystkiego Urzędniczkę, która z uporem godnym lepszej sprawy walczy z jakimś nie wiadomo po co wprowadzonym systemem komputerowym (panie, dawniej to się wszystko szybciutko ręcznie pisało na maszynie, i dobrze było, i komu to przeszkadzało, panie?). Nie muszę dodawać, że walczy jednym lub w ekstremalnym przypadku dwoma palcami (a bo panie dawniej to było porządne maszyny, to miały, panie inny układ klawiszy, to się, panie szybciutko pisało, a teraz, panie to te komputry, człowiek sam nie wie gdzie jaka literka, panie!). Przerywając co chwilę swoją ciężką pracę, by włączyć się do pasjonującej dyskusji z pozostałymi trzema królowymi, które siedzą przy swoich biurkach, prowadząc wielopoziomowy dialog ukierunkowany na problemy egzystencjalne bohaterki wczorajszego odcinka Zielonopolskich. Na koniec dostajesz upragniony papier (jeżeli oczywiście przez cały czas pokornie potakiwałeś, zachowując postawę konstruktywną, z nisko schylonym czołem, podając wszystkie niezbędne państwu numerki, które otrzymałeś wcześniej w analogicznych okolicznościach) i żegnany gromkim ? Wejść ? oraz (pół na pół zazdroszczącymi i wrogimi) spojrzeniami współobywateli niedoli możesz nareszcie powtórnie zanurzyć się w normalność zbliżoną do kapitalizmu. Ja wiem, pewnie są w Polsce urzędy, gdzie urzędnicy są mili dla petentów. Że się już tu i ówdzie można umówić na godzinę. Że nie cała kadra urzędnicza pochodzi z czasów komuny, więc i patologie są nierównomiernie rozłożone. Ja to wszystko wiem. Ale zasadnicze dla mnie pytanie brzmi ? jak to się dzieje, że ludzie zarabiający w najlepszym przypadku połowę tego co ja, intelektualnie pałętający się zwykle w okolicach moich kolan, mogą mnie traktować w taki sposób. A mogą ? jeżeli nie traktują, to nie dlatego że nie mogą, lecz dlatego że nie chcą, bo może akurat w konkretnym przypadku, po głowie kołacze im się jakiś etos.

Dlaczego więc mogą ? ano dlatego mogą, bo mają coś czego ja nie mam ? prawo decydowania o moich sprawach. Bo pal sześć, jeżeli sprawa jest błaha, jak w moim przykładzie. Ale jeżeli chodzi o budowę domu na jedynej posiadanej przeze mnie działce, która z winy innych urzędników nie spełnia jakichś tam wymogów, lub jeżeli chodzi o wymiar daniny dla tego państwa, które w osobie urzędnika mnie gnębi ? ooo, to wtedy już sprawa zaczyna się na ostro. W naszym przepięknym kraju przykładowy urzędnik nie ponosi bowiem odpowiedzialności za swoje decyzje. Będę niegrzeczny, odmówi mojej prośbie (petycji, wnioskowi, podaniu, niepotrzebne skreślić) ? nie musi nawet za bardzo wysilać się na uzasadnienie. Jak się wścieknę, mogę iść do sądu, już po 5 latach sąd przyzna mi powiedzmy rację (noo, albo i nie przyzna, bo się pomylę w jakimś kolejnym papierku) ? będę mógł zbudować mój dom! Ale 5 lat nikt mi nie zwróci, nerwów też. Co gorsza, jak już przyjdzie do samej budowy, to istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że znów trafię na tą samą urzędniczkę ? hehe, dzień dobry panu. Nawet jeżeli nie na nią, to na jakąś bliską koleżankę z klubu przyjaciół Zielonopolskich. I pozamiatane. Kto o zdrowych zmysłach porywałby się na tak karkołomną drogę życiową? Niewielu. Nie będę tu wałkował Kluski, on to ekstremum tego zjawiska. Ale w zwykłym, statystycznym życiu każdego Polaka takich kontaktów z królowymi jest całe mnóstwo, co wyrabia w obywatelu postawę łagodną wobec tej patologii. Jednostki mogą podjąć trud kopania się z koniem, trudno tego oczekiwać od całej populacji.

Kolejnym objawem tej choroby jest korupcja. Objawem tylko ? śmiechem pustym reaguję na kolejne pomysły kolejnych rządów, jak walczyć ze zjawiskiem korupcji. Z korupcją nie trzeba walczyć, to tak jakby walczyć z zaczerwienieniem nosa u chorego na zapalenie płuc. Można, estetyczniej będzie w razie powodzenia, ale nie wróżę kuracji powodzenia. Szczególnie jeśli leczy się takie zapalenie dajmy na to z użyciem prątka gruźlicy. Ja wiem, przenośnia trochę gruba, ale przecie żaden lekarz w życiu nie pomyśli o takiej głupocie. A u nas w państwie, jak najbardziej. Co zrobić, by zmniejszyć korupcję ? najlepiej dać jeszcze więcej uprawnień, jeszcze innym urzędnikom. Niech zaczną kontrolować kolejne sfery życia, pewnie upilnują 40 milionów ludzi. Jedyny sens takich działań jaki mi przychodzi do głowy, to propaganda, i pewnie tak właśnie jest.

Jedyny sposób, by zwalczyć korupcję (a przy okazji inne objawy choroby ? nepotyzm, ignorancję urzędników, ich niskie zarobki, słabe morale, i wiele innych) to sprawić, by to urzędnikowi zależało na obsłużeniu obywatela, a nie odwrotnie. Pierwszym krokiem powinno być drastyczne ograniczenie zakresu wnikania państwa w życie obywatela i życie gospodarcze. Drugim, likwidacja urzędów, które przy takim ograniczeniu będą niepotrzebne. Dla tych urzędników, którzy ostaną się po takiej rzezi, wprowadzić bezwzględnie zasadę odpowiedzialności osobistej za podejmowane decyzje. Można by to wesprzeć systemem ubezpieczeń dla tych biednych urzędników, ale to sprawa marginalna ? podstawą jest, by urzędnik wiedział, że krzywda obywatela uderzy bezpośrednio w niego, nie w jego anonimowy urząd.

Generalnie to co postuluję, to powrót do ideału, który zaczęliśmy wprowadzać przy okazji przemiany 89. Wtedy kierunek był dobry ? swoboda gospodarcza i osobista, w ciągu kilku lat zaowocowała niebywałym wzrostem gospodarczym. Potem coś się jednak zepsuło ? i myślę nawet że wiem co. Mianowicie elita władzy, przemieniła się z byłych dysydentów, w zwyczajnych polityków. A polityk, w rozumieniu polskim musi wszak rozdawać swojej koterii zaszczyty. A jak się ograniczy liczbę zaszczytnych stanowisk, to nie będzie czym obdzielać akolitów. I tak doszliśmy do poziomu, gdy takim rozdawanym zaszczytem jest już nawet nie stanowisko kierownicze (chyba że się to odpowiednio nazwie ? np. Kierownik Referatu Konserwacji Podłóg, Poręczy i Parapetów, referat jednoosobowy) ale każde, na które polityka może mieć jakikolwiek wpływ. Dlatego naiwnością byłoby sądzić, że nasi politycy w przypływie patriotyzmu i kretynizmu, sami postanowią ograniczyć swoje wpływy. Nie, na to nie liczę nawet w najśmielszych snach. Jedyny sposób, by doprowadzić do tego, to po prostu wygenerowanie politykom innej motywacji do popełnienia takiej głupoty. Ponieważ to w większości przypadków ludzie racjonalni, przystąpią do ograniczania wpływów państwa tylko pod jednym warunkiem ? ano takim, że jedynym sposobem uzyskania włazy będzie tej właśnie władzy ograniczenie. Dopóki naród jako całość będzie się emocjonował kosztami przelotu czarteru do stolicy Belgii, zamiast zainteresować się kosztami administracji w swojej gminie, powiecie, województwie ? a na koniec państwie, nie ma mowy, by ktokolwiek mógł pozwolić sobie na luksus zachowania postawy pionowej w obecności urzędnika.

Kocham ten kraj ? dlatego właśnie moim celem jest zniszczenie tego państwa, rozumianego nie jako wspólnota wolnych obywateli ? lecz jako struktury organizacji służących kontrolowaniu każdego aspektu życia tychże. Tylko ograniczenie władzy urzędniczej pozwoli Polsce rozwinąć skrzydła, w które zaopatrzeni są jego obywatele.

Lustracyjne kręgle

2

Kilka dni temu z Czech doszła do nas informacja, że wybitny pisarz emigracyjny, Milan Kundera, w roku 1950 doniósł na kolegę swojej koleżanki, agenta służb zachodnich.

Lepiej z nizin wejśc na wysoki szczyt, niż z pagórka zlecieć na zbity pysk, na samo dno bagna

1

Zapleczem politycznym bliźniaków jest elektorat ludzi biednych i słabo wykształconych, czyli według Lecha Kaczyńskiego dziady z podwórkowych nizin.

Nie rób z gęby cholewy

0

Lech Kaczyński wepchał się na szczyt UE żeby pokazać, że może jeździć gdzie chce i kiedy chce. Ale ma bardzo niekomfortową sytuację.

Znów nam grozi POPiS. II obywatel IVRP namaścił ojców założycieli IIIRP na europejskich mędrców i autorytety!

20

Nie ma tego złego co by po polsku nie wyszło. Jesteśmy świadkami cudu, cudu obiecanego przez Donalda Tuska.