Reklama

Zaistnieć internetowo w charakterze opiniotwórczego publicysty chce każdy piśmienny od tak dawna, że chyba już nawet zdążyło to wyjść z mody. Nieodżałowany Stanisław Bareja napisałby w dialogu: "Konwencja bloga przeżyła samą siebie i to, że jeszcze społeczeństwo czyta blogi, to jest to jeszcze jeden przykład na bezwład percepcji".

Pisaniem blogów rządzi przy tym podstawowa zasada: jeśli chcesz być czytany, bądź regularny. Punktualny i słowny. Zapomnisz, spóźnisz się, odechce ci się – przepadłeś. Chyba 99% blogów umiera w taki sposób, w tym wszystkie, które dotąd prowadziłem.

Reklama

Dlaczego się odechciewa? Julian Tuwim trafnie to opisał: ja to mam taki talent, że mógłbym pisać wiersze jak Mickiewicz, jak Słowacki… Tylko bieda jest jedna: ja nie mam nic do powiedzenia… Kiedy już wszystko było i każdy się wymądrzył, czeka się na wyjątkową okazję, na temat przez duże "Te".

Polityka oczywiście nudzi i drażni powtarzalnością, zarówno piszących o niej, jak ich czytelników. Sport bynajmniej nie góruje nad polityką dynamiką wydarzeń – rytmicznie rozgrywane Igrzyska, Mistrzostwa, ligi i turnieje rodzą stupor u widowni podobnie jak cykliczne wybory do poszczególnych ciał wybieralnych. Wszyscy wiedzą, że politycy to szubrawcy a sportowcy to koksiarze. Jedno tylko wyróżnia sport in plus.

W sporcie zdarzają się dobre wiadomości.

Takie zwyczajnie miłe, cieszące oczy i wprawiające w euforię. Któryś z naszych wygra, zdobędzie medal, a jeśli nawet naszych zleją, to powstanie jakaś legenda, ktoś rozpłacze się na podium albo tuż za nim, wytworzy się po prostu sympatyczne widowisko. Komuś jeszcze innemu "wejdzie" kupon. Właśnie po to, o ile pamiętam, w ogóle wynaleziono tego typu rozrywki – żeby tłum cieszył się oglądając.

Nazywam się RubrykaSportowa i będę miał zaszczyt dzielić się z Państwem swoją twórczością.

Patron, czyli Matka Kurka w trakcie organizowania nowej wersji portalu kontrowersje.net wiele miesięcy temu rzucił był na twitterze: "Muszę jeszcze znaleźć faceta od sportu", że niby trwa casting na wybitnego specjalistę od tej branży. Przyznam się, miałem odruch, ale natłok obowiązków itp., sami wiecie jak to jest. Ale kiełkowało. Facet od sportu jakoś nie chciał się znaleźć; uznam to za znak, że trzeba się pofatygować.

Wciąż dyskusyjnej kondycji polskiego sportu towarzyszy urodzaj kpin i pamfletów na jego temat (głównie memów), ale w serwisach i portalach dostrzegam brak stałej ,,Rubryki" o takim charakterze. Wypełniam zatem próżnię dla dobra polskiego sportu i ku Waszej uciesze; nie umiejąc rzucać młotem ani pędzić za piłką od bramki do bramki skupię się na znanej mi robocie, to jest na ględzeniu.

Kibicowska żarliwość jest stopniowalna, od ultrasów i tych, co płaczą po porażce swoich, po żonę, która rzuci okiem na mecz tenisowy podczas prasowania i nigdy nie zrozumie, dlaczego trzy razy piętnaście wynosi czterdzieści. Aspirując do miana dżentelmena postaram się brać czasem stronę żon, natomiast płaczu po porażkach tu nie będzie – czekają Was raczej cierpkie i zgryźliwe docinki. I będę zgrywał takiego, co wszystko już widział i zawsze wie lepiej. Hejterzy takich kochają a ja przepadam za wytrawnym hejtem.

Piłka nożna z przyczyn oczywistych będzie próbowała wyjść na pierwszy plan Rubryki, ale planów będzie więcej. Mamy na szczęście pretensje do istnienia w większości znanych ludzkości dyscyplin sportowych, więc tematów nie powinno zabraknąć; niniejszy zestaw przemyśleń pewnie by nie powstał, gdybym był Finem albo Tajem, które to nacje miewają po dwa sporty narodowe, a w nich same osiągnięcia. My mamy tych sportów ze dwadzieścia, a osiągnięciem jest dziś to, że księgowej właściwego związku zamknie się bilans. Dostatek tematów nie oznacza nadmiaru, dlatego RubrykaSportowa będzie tygodnikiem.

Przedłużanie wstępu uważam za zbędne – wodę lać można za pieniądze płacone od tysiąca znaków. Za darmo piszę, za darmo czytacie, więc dostaniecie konkret, a ja zaoszczędzony czas przeznaczę na napawanie się rosnącą ilością kliknięć i pochwałami w komentarzach. Do dzieła!

M.O.

Reklama

2 KOMENTARZE