Reklama

Pamiętacie poprzednią część naszej przygody?

Pamiętacie poprzednią część naszej przygody? Nasz bohater wpadł wtedy na zastawioną przez siebie samego pułapkę i tylko przez własną nierozwagę, wyciągając ze swoich najgłębszych zakamarków jakieś ciemnie siły, zapadł się do wnętrza samego siebie.
Nasz bohater jednak nie dysponował taką wiedzą jak my, nie od razu pojął co się wydarzyło. Kiedy się ocknął, wiedział tylko jedno – że straszliwie bolała go głowa. Było to pierwsze, co poczuł. Obudził się w całkowitej ciemności. Zafrapowało go to niesłychanie, zaczął się zastanawiać gdzie jest. Zmysł wzroku go zawiódł, podobnie słuch – nawet najmniejszego szmeru wokół. Czuł za to jakiś zapach, nawet mu coś przypominał, ‘nie, to by było zbyt banalne gdyby to było coś z dzieciństwa – myślał. Musiało to być więc, coś innego. Nie wiedział jednak co. Wobec powyższego Bohater Nasz zdany był jedynie na zmysł dotyku.
Zorientował się, że od dłuższego czasu, w zasadzie od kiedy odzyskał przytomność leży na czymś wilgotnym. Dotknął ręką podłoża, faktycznie trafił na coś mokrego. Woda? Tylko zgadywał, tak naprawdę znowu nie miał bladego pojęcia.
Wstał, miał przemoczone spodnie i resztę piżamy. “Więc porwali mnie we śnie” – domniemywał. Zaczął po omacku wymachiwać rękami przed sobą w poszukiwaniu jakiegoś punktu oparcia, a także czegoś co by pozwoliło mu się uwolnić od przerażającego uczucia otaczającej go nieskończonej czarnej pustki.
Stąpał powoli, zdobywając się na najwyższą ostrożność, do przodu. Po przeciągających się w całą wieczność kilku sekundach trafił na coś przed sobą. To była ściana. Delikatnie rozpoczął egzaminowanie jedynym mu dostępnym zmysłem. Spostrzegł od razu, że zrobiona ona została z tego samego podejrzanego tworzywa co podłoga, na której leżał. Była więc śliska i wilgotna. Po chwili odkrył jednak coś dziwnego. Mógł w ścianie zanurzyć rękę, aż po łokieć.
Gdy wyjął rękę z powrotem, otwór natychmiast się zasklepił, lecz ku jego najogromniejszemu zdumieniu ściana zaczęła się świecić. Na początku był to jedynie słaby migotliwy blask, lecz rozszerzał się i zajmował coraz większą powierzchnię. W końcu stało się widno. Rozejrzał się.
Znajdował się w pomieszczeniu w kształcie prostokąta, przypominającym korytarz. Byłoby ono z pewnością korytarzem gdyby nie fakt, że wiodło tylko w jednym możliwym kierunku – z drugiej strony była ślepa uliczka.
Nie mając wielkiego wyboru, niestrudzony Bohater ruszył przed siebie.

Reklama

6 KOMENTARZE