Reklama

Nie wiem na czym ten fenomen polega, powiedzieć,

Nie wiem na czym ten fenomen polega, powiedzieć, że na komunie, to akurat w tym wypadku gruba przesada i Gogola należałoby skreślić, a i nawet dalej sięgnąć, gdzieś do Modrzewskiego. Ponoć kupcy weneccy, w swoich relacjach z cudów zastanych na bursztynowym szlaku, opisywali polskie drogi. To znaczy polskie dukty, rzecz jasna, jako błotniste wykroty, gorsze niż zachowane drogi w Pompejach. Nie wiem na czym polega ten fenomen, ale w tej części świata i im dalej na wschód tym więcej fuszerki prowizorki, bałaganu i jakaś niebywała radość z utrzymywania tego stanu rzeczy. Tak sobie pomyślałem patrząc na dramaty białoruskie. Pocieszać się nie lubię w ten sposób i ze wszystkich partnerskich relacji między ojcem i córką, ten jeden zakaz jest surowy, pocieszanie się, że inny są słabsi. Niemniej młodzież śpi i dlatego mogę sobie nagrzeszyć. No jest to mimo wszystko pocieszające, że w Polsce przynajmniej jakieś fragmenty zachodu, jakieś enklawy do normalności podobne, albo chociaż efektownie udające. Jakiś burmistrz i nawet prezydent miasta buduje coś z głową. Jakaś społeczność lokalna daję radę. Zdarza się, niewiele tego, jednak się zdarza. Od nas w stronę Kaukazu, to już nędza w galopującym tempie postępująca i ta nieznośna mentalność podpierania stodół kołkiem. Inaczej wygląda to u góry na Litwie i w ogóle we wszystkich trzech krajach bliżej Skandynawii niż wschodu. Inaczej na Ukrainie i inaczej na Białorusi. Ale wszędzie w zasadzie to samo, tylko skala inna. Na Białorusi jakby skansen ZSRR, tam za szefa jest jakiś były brygadzista kołchozu robi i tak też ten biedny kraj zorganizował. Dziś docierają wieści, że na potęgę fałszował wybory, rzecz nie dziwi, rzecz pociesza. Jakby nie było miedzy nami i Białorusią jednak przepaść, wiem, że durne gadanie, jednak cieszy. Tym bardziej cieszy, że tak naprawdę nadal nie wiadomo na czym fenomen polega.

Dlaczego w Polsce udało się więcej niż na Białorusi, tak w kilku słowach, bo wiadomo, że polska niepokorna dusza, może większe ruchy migracyjne, oczywiście bliżej zachodu. Tylko co tak naprawdę decyduje, o tym, że od wieków się nie udaje. Białorusi prawie nic, a nam co najwyżej tyle, że nie jesteśmy Białorusią? Tego nie wiem i nawet nie wiem w jakim kierunku zgadywać. Chodzi o czas? Więcej czasu potrzeba, aby wyjść z wielopokoleniowych tandetnych nawyków? Dalej posunięta ta sama degradacja? W Polsce jednak chłop do ziemi zawsze był przywiązany, naród z kosą się na wroga porywał, taki za wolnością, może zatem chodzi o jakieś cechy narodowe, których pono nie ma? Tak, czy inaczej w Polsce kołchozów zbudować się nie udało, nasze PGR, to też niezłe osiągnięcie w odwiecznej dyscyplinie, ale obowiązku nie było i większość rolnictwa nazywało się „indywidualne”. Skala zniszczeń i potrzebny czas, chyba tego się będę chwytał, bo już takie Czechy, bliżej zachodu, od nas bardziej poukładane, schludne, mają co najmniej kilka narodowych marek, od Pragi, przez Haszka, po Skodę. Jeszcze coś mi przyszło do głowy, mianowicie podglądanie. Taki Białorusin podglądał po sąsiedzku w zasadzie to samo co sam miał, nie miał się od kogo uczyć. U nas doskonale efekty podglądania widać na zaborach. Banalnym przypominać, ale największa nędza gdzie car nierządem stał. Wielkopolska, prawie perłą w koronie, podobnie z Galicją. Do Warszawy wiedziesz, oczy puchną, teraz to jeszcze jak cię mogę, co się działo na początku lat 90, masakrą można nazwać.

Reklama

Migracje, skala zniszczeń, czas i podglądanie jak ludzie żyją po ludzku. Więcej chyba mi się nie uda zgadnąć i jakoś się to układa. Wziąłem tego Łukaszenkę i tak przejechałem się szybciutko po wszystkim i po łebkach, ale wziąłem go nie tylko po to, żeby się grzesznie pocieszyć, wziąłem, żeby pocieszyć również Białorusinów. Coś się mimo wszystko pozytywnego zaczyna dziać. Pamiętam, że w poprzednich wyborach, obserwatorzy i inni spece, twierdzili, że Łukaszenka wcale wyborów by nie przegrał, gdyby wybory były uczciwe. Padały wówczas liczby na poziomie lekko powyżej 50% poparcia, ale jednak dla wygranej prezydentury. Łukaszenka fałszował wybory, żeby sobie poprawić samopoczucie, jak Tusk sondażami pod 50%. W tym roku wiele wskazuje na to, że Łukaszenka wybory by przegrał, a przegiął z kantem na poziomie 80%. Co w tym pocieszającego? Trzy rzeczy. Pierwsza taka, że Białorusini wyrastają z kołchozu i tu edukacja zwykle od kronik filmowych się zaczyna, nie wiem, może mają tam dostęp do TV satelitarnej, może mają dostęp do Internetu, a może tak jak niegdyś Polacy, edukują się na zachodnich filmach puszczanych w reżimowej TV z rożnych świątecznych okazji. Coś się ruszyło. Druga rzecz jest taka, że ruszyło się chyba nie mało, skoro dyktator z kołchozu przegiął i to tak bardzo. Mam na myśli, że strach go obleciał, im bardziej się taki boi utraty władzy, tym bardziej łże i kombinuje, 80%, pokazuje strach. No i najważniejsza rzecz, protesty nie były małe. Ludzie poszli na ulicę. I dobrze, mnie strasznie zależy, żeby jak najwięcej naszego sąsiedztwa było z zachodu, dlatego takiej Białorusi życzę jak najlepiej. Przez zachód rozumiem, Rzym i Ateny, nie kołchozy unijne, tradycję rasowej cywilizacji zachodniej, tak rozumiem zachód. Im więcej cywilizacji zachodniej dookoła, tym większa szansa, że skrócimy czas, zmniejszymy skalę, ponieważ będzie kogo podglądać i się wstydzić. Być może za dużo w tym wszystkim przewrotności, sarkazmu i głupiego pocieszania. No ale czym innym się pocieszać?

Reklama

4 KOMENTARZE

  1. oni też mają marne perspektywy
    Wschód tak już ma. Wielowiekowe doświadczenie nauczyło że niczego nie warto robić bo z dziedzicznej nędzy wyjść się nie da, a jak się dorobisz to okradną albo władza zabierze.
    U nas to zjawisko występuje w mniejszej skali nie tyle ze względu na odległość od Moskwy i Azji ile na kilkakrotne, czasem dość długie epizody rządzenia się na swoim i istnienia w postaci jako tako scalonego państwa.
    Białoruś nigdy nie miała nawet tego. Starzy nadal czują się obywatelami ZSRR a młodzi po dobrych tamtejszych szkołach wieją do Ziemi Obiecanej, czyli głównie do Moskwy a jak kto może, to do USA.
    Łukaszenka jest o dziwo gwarantem pewnej niezależności od Rosji gdyż woli być właścicielem sporego kraju niż jakimś podrzędnym gubernatorem a zresztą nawet takiej posady by od Rosjan nie dostał. Każdy inny, zaakceptowany przez Kreml prezydent ukradnie co się da, rozpieprzy Białoruś na kawałki i prędzej czy później wcieli do Rosji za aprobatą sporej części narodu.

  2. oni też mają marne perspektywy
    Wschód tak już ma. Wielowiekowe doświadczenie nauczyło że niczego nie warto robić bo z dziedzicznej nędzy wyjść się nie da, a jak się dorobisz to okradną albo władza zabierze.
    U nas to zjawisko występuje w mniejszej skali nie tyle ze względu na odległość od Moskwy i Azji ile na kilkakrotne, czasem dość długie epizody rządzenia się na swoim i istnienia w postaci jako tako scalonego państwa.
    Białoruś nigdy nie miała nawet tego. Starzy nadal czują się obywatelami ZSRR a młodzi po dobrych tamtejszych szkołach wieją do Ziemi Obiecanej, czyli głównie do Moskwy a jak kto może, to do USA.
    Łukaszenka jest o dziwo gwarantem pewnej niezależności od Rosji gdyż woli być właścicielem sporego kraju niż jakimś podrzędnym gubernatorem a zresztą nawet takiej posady by od Rosjan nie dostał. Każdy inny, zaakceptowany przez Kreml prezydent ukradnie co się da, rozpieprzy Białoruś na kawałki i prędzej czy później wcieli do Rosji za aprobatą sporej części narodu.