Reklama

Ranka jednego wstałem sobie do pracy, a słońce świeciło blaskiem tak jasnym, że aż dzikim.  Skoro tak, to tak, ciuch zimowy z futrzastym kapturem ostał się był na kołku, a ja z uśmiechem na

Ranka jednego wstałem sobie do pracy, a słońce świeciło blaskiem tak jasnym, że aż dzikim.  Skoro tak, to tak, ciuch zimowy z futrzastym kapturem ostał się był na kołku, a ja z uśmiechem na paszczy i w sercu, poleciałem "na szychte" w wiosennej kurtałce a la hippis, co ją mam po ojcu. Gdy po trudach i znojach ośmiu roboczogodzin wracałem do domu w śnieżnej zadymce,  nie sposób było nie śmiać się w duchu nad młodzieńczą ufnością w marcowe słońce i głupią niewiarą w ludowe mądrości, co to brzmią może dość topornie przy pięknych, Chińskich przysłowiach i starożytnych sentencjach, ale swój rozum na pewno mają, mój zaś został tym razem na kołku, wraz z ciepłem zimowej odzieży.
Miałem wtedy za sobą ponad tydzień swoistej absencji, odwyku i detoksu od ważkich spraw tego świata. Mówiąc ściślej: radia nie słuchałem, tv jak zwykle nie oglądałem, a na necie szukałem jedynie prozaicznej rozrywki on-line, tudzież filmików „wywalił się gość na desce i zęba postradał”, oraz tym podobne. Wieści ze świata polityki, biznesu i aren konfliktów zbrojnych unikałem jak ognia, nie czytałem, nie patrzałem, nie oglądałem. Wokół latało widmo Pawlaka, co to ze strażą jakąś zadzierał, miejską czy ogniową, nie pomnę. Coś w senacie z miśkami przeskrobali, jednym uchem mi wlazło, drugim wyszło i tyla, a gdyby moja babeczka nie miała zwyczaju radio czasem w kuchni puszczać, to i tego by nawet nie stało. . .
Fajnie było w czystości i niewinności iść przez świat, cieszyć się deszczem co leje z czystego nieba, śniegiem, co w nocy napadał, a rano zamienił park w mokradła, pierwszą w tym roku burzą co, zbudziła nad ranem…

Nie samą przyrodą jednak człowiek żyje, a gdy się w niepolitycznych calach do internetu zagląda, to siłą rzeczy i cudne i cudaczne cuda się odnajdzie. Aż dziw że tracił człowiek tyle czasu, śledząc doniesienia o piłki kopaniu przez Tuska, koncie bankowym Jarosława, wąsach Putry, czy innych świńskich ryjach. Tymczasem przeleciały gdzieś bokiem rzeczy ciekawe a ważne, co o nich na „Gazecie” nie piszą, a człowiek światły i bywały wiedzieć koniecznie powinien, coby się dzieci nie śmiały, a sąsiedzi za durnia nie mieli. Zatańczył więc był z gwiazdami Paweł Nastula, co go za byłego dżudokę, a obecnego zawodnika sportów walki mylnie brałem, powiła śliczne bliźniaki gwiazda filmowa Jenna Jameson, a szczęśliwym tatą okazał się równie znany, choć mniej urodny gwiazdor UFC. Słynny śpiewak skarży niemieckie linie lotnicze na grube miliony. W Opolskiem zaś grasuje tajemnicza bestia, co świnie, króliki i cielaki zżera tonami, a tylko patrzeć, jak się weźmie za rowerzystów. Więcej tego było, o kwiecistości równej lub większej, wymienić wszystko nie sposób, bo świat kręci się każdego dnia i w tyle ma Tuskowe mecze, gazetowe sondaże i wdzięki laleczek prezesa. Pokręcił się i ja, wywczasował mentalnie, „odchamił”, jak mawiają jedni, dokształcił, jak wolą nazwać drudzy. Dowiedział co w istocie materii się kotłuje, co skrapla, a co gęste jest, co ulotne, a co twarde, suche i w ciapki. Zaprawdę, pięknie jest czasem oderwać się od marnej doczesności i pławić w oceanie wyższych idei. Co dobre jednak na chwilę, nie musi sprawdzać się w dłuższej czasu skali. Trzeba w końcu zejść na ziemię, gdy chcąc nie chcąc, jest się częścią marności świata tego. Co z tego że smakują kolorowe likiery i egzotycznie miksowane trunki z parasoleczką i palemką w szklance, gdy ryj czerwony, do wódy nawykły, domaga się swoich praw. Wróciłem do współżycia społecznego, wróciłem pięknie i po staropolsku nawet, pławiąc nad rzeką z grupką znajomych symbol ginącej zimy i nadchodzącej wiosny. Paliła się pięknie, spłynęła wartko, a piwo lało się później strumieniem równie jak rzeka porywistym i powiem wam tyle: to jest cywilizacja, to jest kultura i chwała za to Egipcjanom.

Reklama

Gdy dziś siedzę „na sieci” i nadrabiam zaległości, czytając co w Czechach  się wyprawia,  komu w Polszy urosło lub spadło, myślą wracam do tańczącego Nastuli. Różne rzeczy może człowiek robić w życiu, i los przewrotny zrobić może tancerza z wojownika, madonnę z garnkotłuka a senatora z konia. Wszystko płynie i nie sposób wejść dwa razy do tej samej rzeki, to twierdzenia z którymi można się zgodzić, obserwując rzeczywistość wokół, oraz poznając dzieje dawniejsze.

Można też zaprzeczyć, przywołując równie znaną teorię o zataczającej koło historii, czy o wężu połykającym własny ogon. Tak czy inaczej, mój powrót z mentalnego urlopu wywołał głos, który szepcze mi, że polityka jest dziedziną, która nie pasuje ni do jednej, ni do drugiej. Jest ona bowiem zjawiskiem stałym, niezmiennym i w niezmienności swej trwalszym od spiżu. A wszelki ruch jaki zdaje się w niej następować, zmiany, przemiany, tasowania, koalicje, opozycje, frakcje i fiksacje, jest jak, używając swojskiego, a przaśnego języka, rój much unoszących się nad świeżym gównem.

Od czasów wyprzedzających o wieki twierdzenia, że „Katagina powinna zostać zburzona”, do dzisiejszych głosów o „dorzynaniu watahy” ten sam gatunek żywi się taką samą materią i taki sam zapach unosi wokół.

Dla jednych będzie to banał,od dawna znana im prawda „że wszystkie one takie same”.

Dla drugich, co większą wiarę w ludzi pokładają, bzdura i wulgarne głupot pieprzenie.

Trzeciemu przypomni się cytat z „Wiedźmina” że polityka jest jak seks, bo i wjednym i w drugim do pieprzenia się wszystko sprowadza.

Ja zaś zaczynam się zastanawiać, czy cały trud obywatelskiej czujności, patrzenia na ręce, opisywania, krytykowania, piętnowania, nie jest czasem tylko obserwowaniem i analizowaniem zygzaków wyczynianych przez wspomniane muchy. Działaniem o wartości podobnej, jak rozprawy o życiu seksualnym pantofelka.

I co teraz z tym głosem zrobić? Czy to rozsądek, czy podszept szatański, czy może pora zacząć brać leki?
Nie trzeba było wilka z lasu wywoływać, ale to już jedynie Polaka mądrość po szkodzie.

Reklama