Reklama

Kto lubi czuć oddech drugiego narciarza na karku, albo kocha tłok, ścisk i tłum, węsząc tym samym szansę na krojenie portfeli niech tego dalej nie czyta. Niedaleko ma Cortinę di Ampezzo.

Kto lubi czuć oddech drugiego narciarza na karku, albo kocha tłok, ścisk i tłum, węsząc tym samym szansę na krojenie portfeli niech tego dalej nie czyta. Niedaleko ma Cortinę di Ampezzo. Podsumowując stoki na Monte Bondone należy podkreślić małą ilość jeżdżących i brak ogonków do wyciągu. Zwłaszcza od poniedziałku do piątku. W soboty i niedziele ludzi jest więcej ale i tak nie stoi się w kolejce dłużej niż 5 minut. Nie słyszy się poza tym innego języka jak włoski. Można się do woli rozkoszować jego melodyką bez akompaniamentu karabinu maszynowego i… – Hande hoch! Rauss, Arschloch czy schnell du Schweinehund! Włosi z okolic Trento mają tysiące wspaniałych miejsc, rozreklamowanych na całym świecie i przeznaczonych do uprawiania białego szaleństwa. Tak więc mało znane Monte Bondone w Dolomitach świeci raczej pustkami. To wspaniałe miejsce na relaks, zachwyt nad przepięknymi widokami a nawet wymarzone do wzruszeń i głębokich wewnętrznych przeżyć. Wprost idealne do przemiany i postanowienia, że jutro będzie się innym człowiekiem, że przestanie się palić, kraść, bić, pić i wciągać. Ta wyjątkowa okolica z pejzażem jak z bajki sprawiła, że kiedyś wytrwałem w postanowieniu poprawy trzy tygodnie. Po prostu miejsce magiczne. Spokój i cisza. Idealne do ślubowań i podjęcia nowego życia w czystości. Pozytyw składania ślubów czystości jest taki, że przynajmniej rodzina będzie mogła porównać – jacy jesteście a jakimi moglibyście być.

Bracia Alberto, Ezio i Luciano, prowadzą po rodzicach rodzinny pensjonat. W piwnicy przy długich, ciężkich, drewnianych stołach można się od wieczora do późnej nocy odprężać, raczyć winem i delektować autentycznie włoskimi przysmakami przyrządzonymi na zimno. W trakcie czekania na zamówioną kanapkę, da się bez obaw rzeźbić na blacie ukochane imiona pań z przeszłości. Właściciele przestali już dawno zwracać na to uwagę i pozwalają na wiele. Panuje pełna swoboda i luz. Pensjonat nie leży tuż przy drodze prowadzącej z Trento do Riva de Garda ale kilkaset metrów obok. Ma to tę dobrą stronę, że trafia tam mało turystów i nikt spokoju nie burzy. Po okolicy kręcą się prawie wyłącznie miejscowi, którzy zawsze sprawiają wrażenie jakby nieco sennych a nawet śpiących na stojąco. Nie widać pracujących. Nie raz się zastanawiałem kto im wybudował te wszystkie zabytki i w końcu doszedłem do wniosku, że pewnie niewolnicy jeszcze w czasach imperium rzymskiego. Na parterze znajduje się sklep spożywczy, więc po powrocie z nart, mamy pod nosem wybór wszystkiego co ładnie wygląda, jest jadalne i łatwe samemu do przyrządzenia. Powyżej sklepu bracia mają kantorek i sporą przeszkloną jadalnię z widokiem na wielką górę. A nad sklepem trochę pokoi dla niewielu gości. Tak więc ciszę mamy zapewnioną wszędzie. I na Monte Bondone i Padergnone.

Reklama

Po tuszu, założeniu szortów, klapek i podkoszulka, siadamy na tarasie i zamawiamy do przyrządzonych przez siebie kanapek flaszkę czerwonego wina pochodzącego z najbliższej okolicy. Już po pierwszej lampce słyszymy świergot ptaszków a po drugiej zauważamy owocujące drzewa figowe. I znowu pochylamy się z troską nad bliskimi. Stukamy się trzecią lampką za tych, którzy w dalekiej Polonii zmagają się z przelotnymi opadami śniegu z deszczem i wysokim stanem wody we Włodawie nad Bugiem. Dobrze jest w środku dnia poprzestać na jednej flaszce, bo codziennie czeka na człowieka mnóstwo atrakcji. Najbliższa, przyciągająca kobiety jak magnes opiłki jest miejscowość Dro, znana z manufaktury obuwia a jeszcze bardziej z przyfabrycznego sklepu. Jeżeli nie towarzyszy wam bosonoga contessa a zwykła, normalna kobieta – jesteście zgubieni. I nie pomogą wam miliony na koncie, bo nie ma takiej sumy w przyrodzie, która by zaspokoiła największą miłość niewiasty – kolekcjonowanie butów. I nie pomogą tu żadne triki. Jak choćby wcześniejsze dolewanie wina przed zakupami, licząc, że w stanie zmęczenia alkoholowego poprzesta na dziesięciu parach. W sklepie, jedna sprzedawczyni zawsze utrzyma waszą ukochaną w pionie a druga chyboczące się na wszystkie strony lustro.

Alberto wskaże wam codziennie nowe miejsca w okolicy warte odwiedzenia. Ale nawet bez jego pomocy, otworzywszy mapę, zobaczycie, że do Trento jest bardzo blisko a i Wenecję, Weronę czy Padwę zdążycie do wieczora obskoczyć. Wszyscy, którzy za dobre jedzenie gotowi są zabić, trafili w dziesiątkę. W okolicy jest mnóstwo knajpek w których serwują potrawy dla miejscowych. Należy tylko wystrzegać się lokali przy głównych trasach, gdzie leci masówa na odpieprz się a szukać takich, do których trudno dojechać. Najlepiej jednak trzymać się zawsze wskazówek Alberto. Warto pojechać w pierwszej kolejności do Riva de Garda. Miasteczko leży nad ogromnym Jeziorem Gardeńskim. Można je objechać wokół, co szczególnie polecam, w ciągu paru godzin. Większość trasy wiedzie malowniczymi odcinkami – tudzież tunelami wykutymi w litej skale – z widokiem na jezioro i opasające je góry. Zachwycicie się tam odcieniem nieba, które ma inną barwę i inny odcień niż polskie. Nasze ma zawsze domieszkę szarości. Włoskie jest inne. Jest jakby czystsze i bardziej wyraziste. Choć daltonistom to wsio ryba 🙂

Riva przywita was wspaniale utrzymanymi skwerkami i rosnącymi na nich palmami. Poczujecie delikatny i ciepły powiew z nad Morza Śródziemnego. A jak już dojedziecie do lekko kamienistej plaży, powyciągacie z bagażnika dziesiątki pustych butelek po winie obijających się bez sensu o pełne puszki z piwem i wyrzucicie pod samochód tak aby nikt nie zauważył, potem rozłożycie leżaki, ułożycie na nich umęczone porannym slalomem zwłoki, pociągniecie solidny łyk z buteleczki i zaczniecie się rozkoszować ciepłem rozpływającym po ciele, to autentycznie doświadczycie na sobie, że zimę i wiosnę można mieć jednocześnie. Wystarczy raz w roku, zawsze w kwietniu zadzwonić do żony i nałgać i zamataczyć tak jak to umiecie i w czym bez wątpienia jesteście najlepsi aby uwierzyła jak wam będzie ciężko bez niej w tej delegacji, hen gdzieś tam daleko w obcej i nieprzyjaznej Italii do której wbrew waszej woli wysyła was wstrętny, okrutny i bezwzględny szef. Potem już tylko pozostaje tyrknięcie do Alberto Bressana pod numer 0461864041 i zamówienie pokoju a na miejscu odszukanie VIA NAZIONALE 15.

No i nie zapomnijcie o wydaniu sekretarce polecenia służbowego by się spakowała, bo czeka ją wyjazd w delegację.

Reklama

16 KOMENTARZE