Reklama

 

"Właśnie… Talleyrand, czy Metternich.. Uważam, że na oba tytuły zasługuje nasz, obecny minister ds. dyplomacji. Spełnił całkowicie pokładane w nim nadzieje. Połączył doskonale swoje doświadczenie na wojnie afgańsko-rosyjskiej z salonami high-society Waszyngtonu. Szkoda tylko, że nie wiem jak hełm na nim leży, ale stawiam banany przeciwko daktylom, że nie doścignie w powabie noszenia hełmu pewnej "dziewczynki" z Polski.

Reklama

Ale co tam hełm… Przecież to nie dla powabu się zostaje ministrem ds. dyplomacji. Patrzcie taki Schwarzenberg z Czech… Brzydal, gdzie mu tam do naszego. Nasz jest piękniejszy. Ma super krawaty, tweedowe marynarki, lepszej jakości brylantynę do grzywki… Nasz minister mówi też ładnie. Zawsze do rzeczy. Czasem potrafi krzyknąć bojowo – "wyrżnąć watahę"… Aczkolwiek niektórzy powiadają, że to było takie afgańskie zawołanie… Coś w stylu… "Moja żona jest najpiękniejsza na świecie", ale fonetycznie jest to właśnie zbliżone do "wyrżnąć watahę"..

Naprawdę wódz… Nie boi się nikogo w światowej polityce. Porusza naprawdę poważne tematy. Na przykład z taką Rosją. Czy któryś z opozycji, taki odważny, potrafiłby rzucić twarz Iwanowowi – "Zróbże coś z tą żeglugą po zalewie, bo jachty nie mogą wpływać do naszych portów"… Ja to chyba narobiłbym w spodnie. A on nic. Nawet mu powieka nie zadrgała…. Iwanow się ponoć spocił. Tak opowiadał w telewizji.

Nasz minister ds. dyplomacji to człowiek kompormisu. Cały czas powtarza jak szanuje …. no tego… prezydenta… że chce z nim współpracować. I współpracuje. I to jak! Ostatnio razem nawet wspólnie wstrzymali objęcie placówek dyplomatycznych przez naszych ambasadorów… Jeden nie podpisywał listów uwierzytelniających, a drugi się nie przypominał. Współpraca, że palce lizać.

A jakie mamy świetne cele dyplomatyczne w organizacjach międzynarodowych. Same wspaniałe stołki. W głowie się kręci…. A ponoć to on sam decyduje w swoim gabinecie o ich obsadzie i ma zawsze trafne propozycje. Coż z tego, że partnerzy światowi nie chcą go słuchać. To ich błąd. Może kiedyś się opamiętają….

W końcu. Ma ambicję. No cóż. Każdy z nas nosi buławę w plecaku, tudzież w teczce. On nosi ich naprawdę wiele. W ilu to rolach go już obsadzano, gdzie go nie widziano, na jakich stołkach. Cóż to za kariera. Na razie wirtualna, ale no przecież, co się odwlecze, to nie uciecze….

Potrafi sobie świetnie dobierać współpracowników. Nawet spośród byłych ministrów od dyplomacji. Czasami się nie dogadują, ale ponoć mówią wtedy szyfrem. Ponoć słowa "jestem poraniona", to według szyfrów ministerstwa ds. dyplomacji oznacza "jeszcze zachwycona, podniecona"…. Po prostu jedzą mu z ręki. Chwalą, mimo że są z innego obozu politycznego…

Ma nosa do wyboru ambasadorów. Do Włoch wysłał ambasadora bez znajomości języka włoskiego. Dał mu więc tłumacza. Tłumacz ponoć z instytucji do walki z korupcją. Cóż to za nowatorstwo. Dwa prania w jednym. Wash and go. Nikt teraz nie zarzuci naszemu ambasadorowi korupcji, chodzi po prostu z własnym, osobistym świadkiem…

Taki jest wspaniały. Jak Yul Brynner z "Siedmiu Wspaniałych"… No naprawdę… Taleyrand i Metternich w jednym. Szkoda tylko, że jest muzułmaninem….."

Taką opowieść usłyszałem kiedyś od mieszkańca Laosu, który doskonale władał naszym językiem… Hmmm… Ciekawe dlaczego tak doskonale władał….Od razu pomyślałem… Jak to nie jest daleko od Laosu, do naszego, polskiego królestwa Chaosu….

 

Reklama