Reklama

Miło moje ego połechtały oceny mojego porzedniego artykułu. Dlatego zabrałem się za pisanie kolejnego.

Miło moje ego połechtały oceny mojego porzedniego artykułu. Dlatego zabrałem się za pisanie kolejnego. I tak minęły trzy miesiące. Tamten artykuł wyszedłby troszeczkę przydługi (jeszcze dłuższy niźli poprzedni), tak więc postanowiłem podzielić go na części pierwsze. Podzielić podzieliłem ale nie wiedziałem co najpierw opisać. Zacznę więc niejako od końca (chciałem tym zakończyć znaczy się), a na tą decyzję wpłynął mały filmik odnaleziony na MojejTubie.

Reklama

 

Ostatnim razem trzymałem w napięciu do samego końca a nawet dalej, ale tutaj nie ma na to miejsca. Rzecz się więc dzieje o dyrygentach. Pewnie większość z Was kojarzy tego jegomościa/jejmość jako tą małpę co zasłania orkiestrę wywijając jakimś żelastwem i oczekuje że lada chwila, lada moment wyjmie sobie lub komuś oko czy podłubie sobie tym kijem w nosie. Ewentualnie zdzieli przez łeb solistkę której drugi raz w przeciągu minuty pękła struna (jak bum-cyk-cyk widziałem na MojoTubowe oczy taką sytuację – bez walenia przez łeb niestety 🙁 chociaż ja bym tak zrobił, bo głupia wzięła od koncertmistrza skrzypce po tym jak swoje wykończyłą by je także unieszkodliwić po chwili :X ). A tu wielka niespodzianka. Idąc na koncert zawsze widać nazwę orkiestry i zawsze wielkimi literami jest napis ‘POD BATUTĄ…..’. No… czasem małą czcionką dodadzą solistę/kę. Zaraz, zaraz o co biega? Jak taki platfus może zbierać całe owacje, wszystkie oklaski, wszelakie nagrody? Przecież nawet jednego instrumentu nie dotknie na scenie? Jakim cudem machanie tępym kijem przynieść może zaszczyty i zachwyty publiczności? Gdzie tu demokracja? Toż to jest totalitaryzm!!!! Ja się tak nie bawię. Biorę swoje zabawki i idę do innej piaskownicy. Najlepiej tam gdzie jest jaka Britney czy inna co na niej więcej nie ma niż jest.

 

Tymczasem…. tymczasem…

 

 

 

A tymczasem historia jest inna. Pomijając już fakt, że dyrygenci potrafią grać na instrumentach (czasem więcej niż jednym – co najmniej na pianinie), to w trakcie koncertu grają na największym i najswspanialszym instrumencie jaki powstał – na orkiestrze. Grają na talentach 100+ muzyków. Graja na ich możliwościach, na ich zgraniu, na ich umiejętności do przekazania tego, co jeden człowiek chce przekazać. Bo taka jest rola dyrygenta. Dyrygent ma wizję utworu. Dyrygent bierze do ręki nuty i myśli. Czasem nie myśli długo bo jest jednocześnie kompozytorem utworu. Bierze utwór i interpretuje. Tak jak reżyser bierze do ręki scenariusz i mysli ‘a ja chcę pokazać to, a ja chcę to pokazać tak’, tak dyrygent robi to samo tylko zamiast aktorów ma muzyków. Myśli: ‘a ja bym to zrobił szybszym, a ten kawałek wolniej, tamten ciszej a jeszcze gdzie indziej bym pojechał pełną parą by dach z sali zdmuchnęło’. Nuty to jak przepis na ciasto. Receptura jest stara i znana czasem od stuleci. Od kucharza zależy czy będzie zakalec. Może w danym momencie podkręcić temperaturę, w innym posolić a jeszcze na koniec dodać nieznanej, sekretnej przyprawy jaką dostał od mnicha spotkanego przypadkiem dzieś daleko w lesie podczas pielgrzymki do świątyni wszetkich kucharzy, tego lata gdzie było na tyle ciepło, że… eeeeeeee. Khm. Tak więc mamy ciastooooooooooooznaczy się nuty. Z tą wizją utworu dyrygent idzie do orkiestry…. to znaczy się czasem nie musi daleko iść, bo jest głównym dyrygentem danej orkiestry. Ale czasem orkiestry zapraszają sławnych dyrygentów by ten zrobił z nimi koncert. Ze względu właśnie na jego umiejętności interpretacji.

 

I zaczynają się próby. I to nie jest po prostu mozolne powtarzanie receptury zapisanej w nutach i zinterpretowanej. Tutaj okazuje się jak wielkim jest dyrygent. Żeby grać na takim wielkim instrumencie trzeba mieć charyzmę. Trzeba posiadac umiejętnośc przekjazania swoich myśli, uczuć każdej sekcji z osobna, czasem każdemu isntrumentowi osobićie i dogłębnie. Trzeba umieć przekazać swój zapał oraz wlać miłość w tworzone dzieło sztuki. Trzeba mieć niesamowity słuch – słyszeć nie tylko kiedy muzycy sie mylą (zdarzyć się może), ale przede wszystkim kiedy grają nie tak jak chce. Musi nad tym wszystkim zapanować, wiedzieć co jest źle, dlaczego jest niedobrze oraz co zrobić by rzeczywistość pokryła się z wizją. Czasem daje praktyczne uwagi szefom sekcji np. by zmienili smyczkowanie (czyli sposób ruszania smyczkiem po strunach), bo zmieni to brzmienie, kolor czy głośność – dotyczy sekcji smyczkowych. Czy co druga nuta ma być grana staccato (urywczo znaczy się) czy legato – wszystko wychodzi podczas prób. Wszystko podczas prób jest ustalane. Nuta po nucie, sekcja po sekcji, kawałek po kawałku. Wszystko ma na celu wyrzeźbienie podczas koncertu posągu Dawida czy namalowanie fresków w Kaplicy Sykstyńskiej – a wszystko za pomocą dźwięków.

 

I wydawać by się mogło, że na tym rola dyrygenta się kończy. Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść. Nie potrzeba już nam parcha, bo sobie orkiestra poradzi. Zna utwór przecie, nie? Nie? Co za kiepska orkiestra jak nawet nie może sama, bez pomocy, nic zagrać? Niestety, wciąż potrzeba przewodnika, mimo że szlak znany i utarty. Przepis już jest znany, składniki zebrane i ustawione w rządkach po kolei. Teraz trzeba ten placek, babo, upiec. Dyrygent podczas koncertu jest kimś, kto prowadzi orkiestrę, wskazuje jej właściwą i ostateczną drogę jaką należy dojść do celu. Skupia się na nim uwaga całej orkiestry. Czasem tego nie widać, bo muzycy jopią się w nuty, ale zawsze mają znajomą postać w zasięgu peryferyjnym wzroku. W pewnych momentach po prostu muszą patrzeć dokładnie na dyrygenta, oderwać wzrok od nut i patrzeć na znaki. Kiedy zacząć, kiedy skończyć. Teraz? Zaraz? Później? Kiedy? Szybciej? Wolniej? Głośniej? Ciszej? Mamo kiedy to się skończy?

 

Znaki. Właśnie. Dyrygent komunikuje się z orkiestrą w jedyny możliwy sposób (pomijając kontakty paranaturalne). Nie może mówić, bo by tylko przeszkadzał a poza tym i tak gościa nikt nie usłyszy, bo jak koleś nade mną dmie w trąbę jakby chciał co najmniej na czerwonym przejechać, to ja swoje myśli ledwo słyszę. Komukacja jest w tym przypadku jak najbardziej niewerblana i opiera się na mowie ciała. To nie tylko ruch rąk jakby się mogło by wydawać. To obrót głowy, spojrzenie, ruch brwiami, obrót całym ciałem przodem do ciebie. Ci bardziej popowi to pewnie nawet wywijają nogami czy wypinają pośladki. Coś takiego jak wyraz twarzy jest jednym z najważniejszych czynników, bo ludzie od dziecka uczą się rozpoznawać emocje związane z mimiką. Ściągnięte, zmarszczone brwi i mina plugawa może znaczyć ‘głośniej, groźniej’, jak mina poważna to i pracujemy poważnie, a z drugiej strony oczy uniesione ku przestworzom mówią by muzyka leciutko uleciała ku aniołom by zstąpili i swym chórem dodali harmonii, nie mówiąc już o minach orgazmicznych……. to zazwyczaj na zakończenie. Finał. Ludziom dyrygowanie natomiast kojarzy się z machaniem gałęziami przy nieistniejącym wietrze (bo po co wielkie dmuchawy na sali koncertowej?). Dlaczego? Bo dyrygent stoi tyłem, to uwaga jest skupiona zazwyczaj na tym co widać, czyli rękom. Kiedy utwór zacznie się wiadomo, gdy dyrygent podnosi obydwie ręce w geście przygotowawczym – do swojej osobistej pozycji neutralnej. Dyrygent rękoma wskazuje najważniejsze rzeczy w utworze: rytm, dynamikę, artykulację itp. Jedną ręką (jeżeli ma batutę to własnie tą) wskazuje rytm. Kreśląc w powietrzu figury wskazuje rytm. Uderzenie znajduje się dokładnie tam, kiedy batuta się na chwilę zatrzymuje. Ważnym jest, by batuta była cały czas widoczna przynajmniej przez tą sekcję gdzie jest najbardziej potrzebna. Dlatego niektórzy trzymają batutę równolegle do ciała by jej cała powierzchnia była widoczna, choć najpopularniejsze jest trzymanie prostopadłe. Czasem dyrygent ‘wyprzedza’ uderzenie, czyli ‘uderza’ na chwilę przed właściwą rytmiką – występuje to zazwyczaj podczas gwałtownej zmiany dynamiki utworu np. przy gwałtownym przejściu od cichego do głośnego gdy potrzeba podkreślić i utrwalić ten moment. Druga ręka służy zazwyczaj do artukylacji i wyznaczania dynamiki. Dyrygent czasem wskazując (jedną bądź drugą ręką) instrument czy też sekcję wprowadza ją do gry, pokazuje kiedy zacząć. Wykonując pewne gesty daje znak by grać ciszej, czy głośniej, staccato czy legato, przedłużyć dźwięk czy go skrócić. Weźmy na przykład prostu gest: wskazując na daną sekcję dłonią skierowaną do góry i powoli unosząc zazwyczaj znaczy ‘głośniej’. Odwrotnie: dłoń w dół i ruch w dół: ‘ściszyc mi te basy bo sąsiedzi będą stukać w kaloryfer’. Trzymając dłoń na jednym poziomie mówi “tak trzymać dźwięk i ani mi się ruszyć”, co jest szczególnie upierdliwe jak się kończy powietrze w płucach a trąba ma grać fortissimo. Skłądając palec wskazujący z kciukiem w znanym geście ‘OK’ (i wcale nie chodzi o ‘O K****’) i wykonując zamach w dół rozkazuje urwać dany dźwięk.

 

Trzeba sobie uświadomić, że to co napisałem nie jest regułą. Wszystko zależy od osoby. Nie istnieje coś takiego jak jedna szkoła dyrygowania. Jedni będą ograniczali ruchy tylko do najważniejszych spraw pomijając nawet wskazywanie niekiedy rytmu. A niektórzy niemalże tańczą na podium. Poszczególne gesty i ich znaczenie są indywidualne jak odciski palców i pracując z orkiestrą musi dyrygent nauczyć ją interpretować samego siebie. Inaczej klops. Po tym można rozpoznać wyśmienita orkiestrę, która potrafi tego starego pryka rozpracować bez zagrychy.

 

Na koniec chciałbym się odwołać do przykładu, o którym napomknąłem na samym początku. Weźmy sobie Arturo Toscaniniego i Jego interpretację pierwszej części piątej symfonii Beethoven’a w wykonaniu orkiestry NBC: http://www.youtube.com/watch?v=N6K_IuBsRM4&feature=related .

 

0:20 unosi ręce w przygotowaniu.

0:22 gwałtownym ruchem w dół rozpoczyna znane wejście forte. Zauważcie jak potem lekko moduluje prawą ręką trzymając dźwięk.

0:25 ruchem drugiej ręki przerywa i w tym samym momencie prawą ręką wykonuje gest do wejścia do następnego forte.

0:29 i znowu nieznaczny ruch ręki, niemalże urągający przerywa. Zauważcie, że orkiestra gra dopóki ten gest się nie pojawi. Będzie to widoczne przez cały utwór.

Jak zaczyna się właściwy temat zważcie jak trzyma batutę: równolegle do ciała by była bardzo dobrze widoczna dla orkiestry.

0:37 Po kilku taktach cichych gwałtowny ruch rąk i mamy już obudzonych sąsiadów. Kolejne komnpletne ruchy dają wyraźny rytm staccato.

0:39 ze staccato wychodzą same skrzypce. Zauważcie jak się dyrygent patrzy w ich stronę by w 0:42 przerwać lewą ręką.

Dalej już znamy do 0:52 gdy wchodząc kolejne instrumenty można zobaczyc jak się ‘rozgląda’ i obraca dając tym znak tym instrumentom by zaczęły grę.

Dalej mamy kolejne tematy, kiedy można łatwo zobaczyć jak dyrygent wpływa na orkiestrę.

1:13 Nieznaczne ruchy rąk i mamy bardzo spokojny kawałek utworu by od 1:24 zwiększając siłę ruchów coraz bardziej zwiększac głośność.

Kolejny ciekawy moment jest w 2:31 kiedy wyraźnie widać jak wskazuje palcem na rogi by następnie szybko tą dłoń unieść ze palcami w kształcie szponów mówiąc ‘więcej, głośniej’. Króciótki gest.

Przy kolejnym cichym fragmencie widać, jak prowadzi batutę bardzo nisko.

Od 3:20 jest zbliżenie na twarzm więc można popatrzeć jak używa mimiki.

Bardzo ciekawy moment jest w 3:28, kiedy obój zaczyna grę solo rubato. Znaczy się muzyk może grać dowolnie, jak chce. Dyrygent składa batutę w oczekiwaniu, natomiast mnie osobiście bardzo podoba się moment kiedy unosi brwi. Nie wiem czy to znak dla oboju czy wyraz dezaprobaty, ale wygląda super 😉 Kiedy słyszy, że fragment się kończy (3:39), przygotowuje ręce i kieruje wzrok w na smyczki, które wchodzą następnie.

Przy fragmecie od 4:03 widać jak dyrygent kojącym gestem lewej ręki stara się uspokoic rozrzaną Beethoven’en orkiestrę. I znowu mimika dająca subtelne gesty co do artykulacji (4:06 – uniesienie brwi).

Od 4:19 jak zaczyna się znowu robić głośniej to i ruchy są szybsze, bardziej urywane jak i palcem wskazując na smyczki i zagarniając do siebie daje sygnał ‘coraz głośniej proszę mi tu’. Zwróćcie uwagę na ten zagarniający gest (4:22).

4:53 znowu mamy wskazanie na instrument i palec lewej ręki uniesiony do ust dający znak ‘cicho, nie rycz’.

Od 5:05 popatrzcie jak się rozgląda po orkiestrze dając sygnały kolejnym sekcjom.

Tak jak do 5:31 orkiestra grała rytmicznie, więc ruchy były gwałtowne tak tutaj mamy legato, więc ruchy są ‘płynące’, jak wiosłowanie niemalże. Ale przez cały czas przodem do orkiestry.

 

To tyle jeśli by chodziło o ciekawsze momenty z tego filmiku. Bardzo polecam pooglądać sobie występy orkiestr i to co robią dyrygenci. Ja, od momentu jak to zrozumiałem całkowicie zmieniłem pojęcie o tej czynności. Jest to najwsapnialszy zawód jaki można sobie wyobrazić. Sam sobie muzykiem jak i instrumentem.

 

PS. Przepraszam wszystkie dyrygentki za nadużywanie formy męskoosobowej.

 

 

C.D.N.M. (ciąg dalszy nastąpi może).

Reklama

27 KOMENTARZE

  1. W dyrygowaniu jest więcej

    W dyrygowaniu jest więcej aktu twórczego niż sobie wyobrażasz. Każdy występ jest unikalny i każdy jest odbiciem tego samego dzieła. Tego samego dzieła będąc jednak innym, gdyż w międzyczasie dołożona została część interpretatora. Dzieło jest jedno, ale w wielu osobach. Pomijając już techniczne aspekty takie jak brak możliwości odsłuchania tego, co grali w oryginale taki Mozart, Beethoven czy Bach.

    Nie wspominam juz o tym, że większość dyrygentów pisze swoje kompozycje, więc nie rozumię o co chodzi tak do końca.

  2. W dyrygowaniu jest więcej

    W dyrygowaniu jest więcej aktu twórczego niż sobie wyobrażasz. Każdy występ jest unikalny i każdy jest odbiciem tego samego dzieła. Tego samego dzieła będąc jednak innym, gdyż w międzyczasie dołożona została część interpretatora. Dzieło jest jedno, ale w wielu osobach. Pomijając już techniczne aspekty takie jak brak możliwości odsłuchania tego, co grali w oryginale taki Mozart, Beethoven czy Bach.

    Nie wspominam juz o tym, że większość dyrygentów pisze swoje kompozycje, więc nie rozumię o co chodzi tak do końca.

  3. W dyrygowaniu jest więcej

    W dyrygowaniu jest więcej aktu twórczego niż sobie wyobrażasz. Każdy występ jest unikalny i każdy jest odbiciem tego samego dzieła. Tego samego dzieła będąc jednak innym, gdyż w międzyczasie dołożona została część interpretatora. Dzieło jest jedno, ale w wielu osobach. Pomijając już techniczne aspekty takie jak brak możliwości odsłuchania tego, co grali w oryginale taki Mozart, Beethoven czy Bach.

    Nie wspominam juz o tym, że większość dyrygentów pisze swoje kompozycje, więc nie rozumię o co chodzi tak do końca.

  4. geniusze… ach, geniusze…

    Ależ burass… O niektórych odtwórcach warto trąbić bez umiaru… Na przykład taki dyrygent jakiego w "Wielkiej Ucieczce" grał Loius de Funes… Jak czytam tekst wpisu, to jakbym widział dyrygowanie Louisa… A zapewne nie był dyrygentem… Czyż to nie geniusz? Powiem więcej, to obecni znawcy batuty są odtwórcami Louisa… Jak choćby podczas noworocznych koncertów filharmoników wiedeńskich, kiedy na siłę próbują być zabawni i powielają stare pomysły… Tu się zgodzę, to marni odtwórcy talenty L.de Funes…

  5. geniusze… ach, geniusze…

    Ależ burass… O niektórych odtwórcach warto trąbić bez umiaru… Na przykład taki dyrygent jakiego w "Wielkiej Ucieczce" grał Loius de Funes… Jak czytam tekst wpisu, to jakbym widział dyrygowanie Louisa… A zapewne nie był dyrygentem… Czyż to nie geniusz? Powiem więcej, to obecni znawcy batuty są odtwórcami Louisa… Jak choćby podczas noworocznych koncertów filharmoników wiedeńskich, kiedy na siłę próbują być zabawni i powielają stare pomysły… Tu się zgodzę, to marni odtwórcy talenty L.de Funes…

  6. geniusze… ach, geniusze…

    Ależ burass… O niektórych odtwórcach warto trąbić bez umiaru… Na przykład taki dyrygent jakiego w "Wielkiej Ucieczce" grał Loius de Funes… Jak czytam tekst wpisu, to jakbym widział dyrygowanie Louisa… A zapewne nie był dyrygentem… Czyż to nie geniusz? Powiem więcej, to obecni znawcy batuty są odtwórcami Louisa… Jak choćby podczas noworocznych koncertów filharmoników wiedeńskich, kiedy na siłę próbują być zabawni i powielają stare pomysły… Tu się zgodzę, to marni odtwórcy talenty L.de Funes…

  7. głos poparcia dla burassa

    Ależ drogi Kłamco… Złotousty zresztą… Ja doskonale rozumiem burassa. Burassowi chodzi o coś takiego, co miał na myśli imć Onufry Zagłoba – "zważ proporcję mociumpanie"… Dyrygent "robi sztukę" z gimnastyki części swojego ciała w oparciu o muzykę. Co więcej "sztuka" dyrygenta nic nie znaczy jak talentem nie dorównują mu muzycy… Natomiast kompozytor "robi sztukę" z tego, co mu w uszach grach… To sztuka, i to sztuka… Prawie ta sama sztuka, tyle że prawie robi wielką różnicę…

  8. głos poparcia dla burassa

    Ależ drogi Kłamco… Złotousty zresztą… Ja doskonale rozumiem burassa. Burassowi chodzi o coś takiego, co miał na myśli imć Onufry Zagłoba – "zważ proporcję mociumpanie"… Dyrygent "robi sztukę" z gimnastyki części swojego ciała w oparciu o muzykę. Co więcej "sztuka" dyrygenta nic nie znaczy jak talentem nie dorównują mu muzycy… Natomiast kompozytor "robi sztukę" z tego, co mu w uszach grach… To sztuka, i to sztuka… Prawie ta sama sztuka, tyle że prawie robi wielką różnicę…

  9. głos poparcia dla burassa

    Ależ drogi Kłamco… Złotousty zresztą… Ja doskonale rozumiem burassa. Burassowi chodzi o coś takiego, co miał na myśli imć Onufry Zagłoba – "zważ proporcję mociumpanie"… Dyrygent "robi sztukę" z gimnastyki części swojego ciała w oparciu o muzykę. Co więcej "sztuka" dyrygenta nic nie znaczy jak talentem nie dorównują mu muzycy… Natomiast kompozytor "robi sztukę" z tego, co mu w uszach grach… To sztuka, i to sztuka… Prawie ta sama sztuka, tyle że prawie robi wielką różnicę…

  10. Złotousty kłamco… Z pokorą przyjmuje Twoje uwagi dotyczące mojego stylu. Tak to moja smutna rzeczywistość – nie mam lekkiego pióra… Popełniam błędy językowe. Tu mnie sprowadziłeś do parteru… Pragnę zauważyć, że zastosowałeś jedną z metod Schopenhauera z "Erystyki – sztuki prowadzenia sporu", odwróciłeś uwagę od meritum… Czy to się Tobie udało, nie mnie to oceniać…

    Teraz bez żartów. Ja, bez żadnych emocji, bez erystycznych sztuczek, odpiszę Tobie jedno – ten portal nazywa się "Kontrowersje", a poza tym jest niereglamentowany… Uszanujmy więc formułę i nazwę jaką nadał mu Matka Kurka.. Umiejmy chociaż tu z sobą dyskutować, nie bierzmy wszystkiego tak bardzo do siebie… Czyż naprawdę tak Ciebie ubodłem, abyś mi wyciągał jakieś pierdołowate drobiazgi z wypowedzi? Mam nadzieję, że nie uraziłem Ciebie zbytnio, bo uważam, że osoby objawiające swoje myśli na tym portalu (często bardzo kontrowersyjne) są wyjątkowe i warto z nimi podyskutować. Kulturalnie. A teraz mały błąd na koniec. Ekskluzywny… Wielbłond…

    Pozdrawiam

  11. Złotousty kłamco… Z pokorą przyjmuje Twoje uwagi dotyczące mojego stylu. Tak to moja smutna rzeczywistość – nie mam lekkiego pióra… Popełniam błędy językowe. Tu mnie sprowadziłeś do parteru… Pragnę zauważyć, że zastosowałeś jedną z metod Schopenhauera z "Erystyki – sztuki prowadzenia sporu", odwróciłeś uwagę od meritum… Czy to się Tobie udało, nie mnie to oceniać…

    Teraz bez żartów. Ja, bez żadnych emocji, bez erystycznych sztuczek, odpiszę Tobie jedno – ten portal nazywa się "Kontrowersje", a poza tym jest niereglamentowany… Uszanujmy więc formułę i nazwę jaką nadał mu Matka Kurka.. Umiejmy chociaż tu z sobą dyskutować, nie bierzmy wszystkiego tak bardzo do siebie… Czyż naprawdę tak Ciebie ubodłem, abyś mi wyciągał jakieś pierdołowate drobiazgi z wypowedzi? Mam nadzieję, że nie uraziłem Ciebie zbytnio, bo uważam, że osoby objawiające swoje myśli na tym portalu (często bardzo kontrowersyjne) są wyjątkowe i warto z nimi podyskutować. Kulturalnie. A teraz mały błąd na koniec. Ekskluzywny… Wielbłond…

    Pozdrawiam

  12. Złotousty kłamco… Z pokorą przyjmuje Twoje uwagi dotyczące mojego stylu. Tak to moja smutna rzeczywistość – nie mam lekkiego pióra… Popełniam błędy językowe. Tu mnie sprowadziłeś do parteru… Pragnę zauważyć, że zastosowałeś jedną z metod Schopenhauera z "Erystyki – sztuki prowadzenia sporu", odwróciłeś uwagę od meritum… Czy to się Tobie udało, nie mnie to oceniać…

    Teraz bez żartów. Ja, bez żadnych emocji, bez erystycznych sztuczek, odpiszę Tobie jedno – ten portal nazywa się "Kontrowersje", a poza tym jest niereglamentowany… Uszanujmy więc formułę i nazwę jaką nadał mu Matka Kurka.. Umiejmy chociaż tu z sobą dyskutować, nie bierzmy wszystkiego tak bardzo do siebie… Czyż naprawdę tak Ciebie ubodłem, abyś mi wyciągał jakieś pierdołowate drobiazgi z wypowedzi? Mam nadzieję, że nie uraziłem Ciebie zbytnio, bo uważam, że osoby objawiające swoje myśli na tym portalu (często bardzo kontrowersyjne) są wyjątkowe i warto z nimi podyskutować. Kulturalnie. A teraz mały błąd na koniec. Ekskluzywny… Wielbłond…

    Pozdrawiam