Reklama


Reklama

Podręcznik KlikPlik, zaakceptowany przez MEN, pod redakcją Ewy, Jabłońskiej-Stefanowicz i Anny Kijo, rozdział I Klucz do komputera. Jedna z pierwszych informacji, w każdym razie potraktowana boldem, brzmi następująco:

W polskich szkołach najczęściej można spotkać komputery PC (wymawiaj: pis si), czyli komputery osobiste (ang. personal computers, wymawiaj personal kompiuters), wyprodukowane przez firmę IBM (wymawiaj: ai bi em). Potocznie nazywa się je „pecetami”. Natomiast na przykład w Stanach Zjednoczonych popularniejsze są komputery Macintosh (wymawiaj: makintosz), zwane „ makami”, produkowane przez firmę Apple (wymawiaj: epl).

Gdy już czwartoklasista zapozna się z najistotniejszymi zagadnieniami Klucza Komputera, a trzeba uczciwie powiedzieć, że na kilku stronach wprawdzie nie boldem, ale poznajemy jakieś pierdoły typu: logowanie i elementy komputera, przechodzimy do hardware. Wspomina się o monitorze i klawiaturze, ale jednym słowem, by za chwilę przejść do fundamentu PC i „maca”. Spory akapit z różnymi zagadkami redaktorki-autorki poświęciły na odróżnienie myszki mechanicznej, od myszki optycznej, czyli tajemnicę pracy z komputerem. Nie wiedzieć czemu nie ma ani słowa na temat rozpoznawanie drukarek: laserowych, igłowych i atramentowych. Nie ma jednego zdania na temat podziału modemów ze względu na rodzaj „montażu”, czyli wewnętrzne i zewnętrzne oraz z wyróżnieniem portu: USB i PCIMCIA (po angielsku czytaj pcimia). Bóg jedyny raczy wiedzieć, gdzie się podział rozrzut dostępnych zestawów głośnikowych i systemów emisji dźwięku. No i na koniec pojęcia nie mam dlaczego nie ma ani słowa na temat dysków wszelkiego rodzaju, poczynając od dyskietki 3,5 cala, a kończąc na pamięci flash. W każdym razie, w podsumowaniu rozdziału  panie redaktorki zadbały o rzeczy najistotniejsze. W niezapominajce, czy innym – „co każdy młody informatyk wiedzieć powinien”, mamy następujące podsumowanie rozdziału:

Sprawdź się
1.Aby się zalogować ,wystarczy podać hasło?
2.Każdy użytkownik komputera jest administratorem?
3.Logo komputerów Macintosh to jabłko?

Dla mnie największym zaskoczeniem jest fakt, że nie ma ani słowa o optycznej myszy, bo muszę dodać, że w ramach sążnistego akapitu o myszce, mamy gorący apel autorek aby kursant opanował techniki zwiadowcze:

1) Czy korzystasz z myszy optycznej czy mechanicznej? Po czym można to poznać?
2) Ile klawiszy ma Twoja mysz?

Cóż, prawdopodobnie mysz nie znalazła się w „Niezapominajce”, ponieważ została potraktowana skrótowo, nie ma ani słowa o myszy „bluetooth” i „touchpad”. Za to szanowne autorki-redaktorki wraz z ministerstwem naszego zacnego państwa, wyszkoliły właśnie przyszłych „informatyków”, a żeby być precyzyjnym, wykształciły akwizytorów IBM i Apple. Jeszcze śmieszniej się zrobi, gdy powiem, że opisana ulotka jest JEDNYM Z DWÓCH podręczników do informatyki, drugiego nie znam, znam tylko opinię Pani od informatyki, że tam to jest dopiero informatyka. Ktoś wyrozumiały mógłby powiedzieć, że to wpadka, wystarczy zrobić erratę. Niestety, to filozofia i norma tego „podręcznika”, w rozdziale poświęconym rodzajom plików kursant nie uczy się co do czego, tylko poznaje na przykład takie rozszerzenie jak: docx.. Konsekwentnie należałoby zapytać, ale dlaczego tylko rozszerzenie komercyjnego, mówiąc wprost złodziejskiego, korporacyjnego MS Worda? Gdzie są rozszerzenia: Corela, Photoshopa, skoro już przyjmujemy zasadę, że reklamujemy rozszerzenia, nie dość, że komercyjne to jeszcze bliżej nieznane normalnemu użytkownikowi popularnych programów. Czwartoklasista dowie się jakie logo ma Apple, jaki fajny jest IBM i, że pliki tekstowe tworzy się w Microsoft Word, który to cudowny program, od wersji 2007, zawiera cudowne rozszerzenie docx. Z kolei elementarna definicja pliku sprowadza się do infantylnej zabawy na jabłuszkach i jak to robią pszczółki:

I. Folder: tornister, szafka, szkoła, książka.
II. Plik: książka, półka, klasa, kartka.

Książka pojawia się dwa razy jako plik i jako folder. Pierwszy zestaw jest „podręcznikowy”: tornister w roli folderu, książka jako plik. Drugi przykład jest uczennicy: książka to folder, kartka jest plikiem. Proszę ocenić i być może się pocieszyć, że mimo wszystko i chyba jak zawsze dzieci mamy mądrzejsze od dorosłych, a uczniowie przerastają „mistrzów”. Nie wiem czy można podać dziecku durniejszy przykład lub inną symbolikę pliku, niż książka, może tylko Trylogię Sienkiewiczowską. I to tyle homilii, po obiedzie polecam lekturę podręczników, Ci co już mają dość idiotyzmów w polityce dowiedzą się gdzie bije źródełko, Ci co mają dzieci niech już biegają, bodaj po Wikipedii i poprawiają po MEN zanim wyrośnie nowe pokolenie w starym sejmie.

PS Nie chciałem dobijać, ale do tego trzeba jeszcze dołożyć kto uczy tej informatyki? Zazwyczaj ryczące pięćdziesiątki po kursie komputerowym, takim samym jakie organizowano dla bezrobotnych.
 

Reklama

24 KOMENTARZE

  1. odpimpkaj się od
    ryczących pięćdziesiątek;)

    A niby kto ma uczyć informatyki, jeśli rozsądny a biegły informatyk woli robić na swoim lub w firmie.
    W pewnej znanej mi szkole gimnazjalnej dyrektor przy rekrutacji nieufnie patrzy na chłopaczków po studiach: “Nie zarobi w tej pracy na rodzinę i zaraz odejdzie, gdy tylko znajdzie coś lepszego”.
    Trzykrotnie to się sprawdziło. Raz trwało 3 lata, za drugim razem – rok, za trzecim – 5 miesięcy.

    Zakończę wyświechtanym: “negatywna selekcja do zawodu nauczycielskiego” oraz “precz z KN”

  2. odpimpkaj się od
    ryczących pięćdziesiątek;)

    A niby kto ma uczyć informatyki, jeśli rozsądny a biegły informatyk woli robić na swoim lub w firmie.
    W pewnej znanej mi szkole gimnazjalnej dyrektor przy rekrutacji nieufnie patrzy na chłopaczków po studiach: “Nie zarobi w tej pracy na rodzinę i zaraz odejdzie, gdy tylko znajdzie coś lepszego”.
    Trzykrotnie to się sprawdziło. Raz trwało 3 lata, za drugim razem – rok, za trzecim – 5 miesięcy.

    Zakończę wyświechtanym: “negatywna selekcja do zawodu nauczycielskiego” oraz “precz z KN”

  3. odpimpkaj się od
    ryczących pięćdziesiątek;)

    A niby kto ma uczyć informatyki, jeśli rozsądny a biegły informatyk woli robić na swoim lub w firmie.
    W pewnej znanej mi szkole gimnazjalnej dyrektor przy rekrutacji nieufnie patrzy na chłopaczków po studiach: “Nie zarobi w tej pracy na rodzinę i zaraz odejdzie, gdy tylko znajdzie coś lepszego”.
    Trzykrotnie to się sprawdziło. Raz trwało 3 lata, za drugim razem – rok, za trzecim – 5 miesięcy.

    Zakończę wyświechtanym: “negatywna selekcja do zawodu nauczycielskiego” oraz “precz z KN”

  4. Idiotyzmy
    w podręcznikach wynikają z procedury ich tworzenia. Autor (lub autorka, lub większa ilość płci dowolnej) oddaje podręcznik do redakcji i się zaczyna. Redaktorów jest dwoje lub troje, plus jeden koordynator, coś w rodzaju menedżera projektu, który ma nadzorować całość. I się zaczyna:

    pierwsza redakcja: “Ty, a po co tyle o monitorach? Przecież teraz wszędzie są już LCD!”
    druga redakcja: “O myszce musi być, myszka jest najważniejszym urządzeniem w komputerze, dziecko zaczyna od dotykania myszki i nauki sterowania nią!”
    trzecia redakcja: “Dyskietki 3,5 cala? To prehistoria!”.

    I tak każdy redaktor obdziera z tego, co mu się wydaje niepotrzebne. A kompetencje są przeróżne.

    A potem jest jeszcze dopuszczenie, czyli podręcznik po redakcji wędruje do jednego lub dwóch ekspertów, wyznaczonych przez MEN, którzy badają go pod kątem prawidłowości merytorycznej oraz poprawności metodycznej. Mogą oni dać dopuszczenie warunkowe (“Jeżeli zmienicie państwo następujące fragmenty: na stronie 15…”) lub nie dać go w ogóle, z podaniem przyczyn. Wtedy wszystko zaczyna się od początku.

    Dlatego wydaje mi się, że to, co zostało w tym podręczniku, w sensie PC i Mac, to może być akurat to, na co redaktorzy się zgodzili, w sensie – co nikomu nie przeszkadzało, czego wszyscy byli pewni.

    Natomiast dlaczego ten nieszczęsny docx tam się znalazł – Pan w niebiesiech raczy wiedzieć.

    • Myślę, że tu raczej działa to
      Myślę, że tu raczej działa to co opisała Ania. Kto się bierze za pisanie takich podręczników? Wybitni informatycy raczej nie. Prawdopodobnie “ciało pedagogiczne” przed emeryturą, albo i na emeryturze pisze takie gnioty, a takim to MEN akceptuje wszystko. Jak wygląda redakcja nie wiem, ale jest to chyba jedyny przedmiot tylko z dwoma podręcznikami, czyli raczej nikt się nie pali do roboty i trzeba brać co jest.

        • Nasze dzieci wiedzą dużo o komputerach
          Ale wiesz, nadal są dzieci, którym książki do czytania nikt w życiu nie kupi, a komputer gdzieś tam widziały.

          Znam takie środowisko, siedmioro dzieci w domu na głuchej wsi. Głuchej mentalnie. Tak głuchej, że się nie da tego przekonać. Żeby komuś pomóc, ten ktoś musi dać sobie pomóc. A jeśli nie daje?

          Podręcznik informatyki tu przytoczony im pewnie na nic się nie zda. Nie czytałam tego dzieła. Być może jest obliczony na dzieci, które nic o komputerze nie wiedzą?

  5. Idiotyzmy
    w podręcznikach wynikają z procedury ich tworzenia. Autor (lub autorka, lub większa ilość płci dowolnej) oddaje podręcznik do redakcji i się zaczyna. Redaktorów jest dwoje lub troje, plus jeden koordynator, coś w rodzaju menedżera projektu, który ma nadzorować całość. I się zaczyna:

    pierwsza redakcja: “Ty, a po co tyle o monitorach? Przecież teraz wszędzie są już LCD!”
    druga redakcja: “O myszce musi być, myszka jest najważniejszym urządzeniem w komputerze, dziecko zaczyna od dotykania myszki i nauki sterowania nią!”
    trzecia redakcja: “Dyskietki 3,5 cala? To prehistoria!”.

    I tak każdy redaktor obdziera z tego, co mu się wydaje niepotrzebne. A kompetencje są przeróżne.

    A potem jest jeszcze dopuszczenie, czyli podręcznik po redakcji wędruje do jednego lub dwóch ekspertów, wyznaczonych przez MEN, którzy badają go pod kątem prawidłowości merytorycznej oraz poprawności metodycznej. Mogą oni dać dopuszczenie warunkowe (“Jeżeli zmienicie państwo następujące fragmenty: na stronie 15…”) lub nie dać go w ogóle, z podaniem przyczyn. Wtedy wszystko zaczyna się od początku.

    Dlatego wydaje mi się, że to, co zostało w tym podręczniku, w sensie PC i Mac, to może być akurat to, na co redaktorzy się zgodzili, w sensie – co nikomu nie przeszkadzało, czego wszyscy byli pewni.

    Natomiast dlaczego ten nieszczęsny docx tam się znalazł – Pan w niebiesiech raczy wiedzieć.

    • Myślę, że tu raczej działa to
      Myślę, że tu raczej działa to co opisała Ania. Kto się bierze za pisanie takich podręczników? Wybitni informatycy raczej nie. Prawdopodobnie “ciało pedagogiczne” przed emeryturą, albo i na emeryturze pisze takie gnioty, a takim to MEN akceptuje wszystko. Jak wygląda redakcja nie wiem, ale jest to chyba jedyny przedmiot tylko z dwoma podręcznikami, czyli raczej nikt się nie pali do roboty i trzeba brać co jest.

        • Nasze dzieci wiedzą dużo o komputerach
          Ale wiesz, nadal są dzieci, którym książki do czytania nikt w życiu nie kupi, a komputer gdzieś tam widziały.

          Znam takie środowisko, siedmioro dzieci w domu na głuchej wsi. Głuchej mentalnie. Tak głuchej, że się nie da tego przekonać. Żeby komuś pomóc, ten ktoś musi dać sobie pomóc. A jeśli nie daje?

          Podręcznik informatyki tu przytoczony im pewnie na nic się nie zda. Nie czytałam tego dzieła. Być może jest obliczony na dzieci, które nic o komputerze nie wiedzą?

  6. Idiotyzmy
    w podręcznikach wynikają z procedury ich tworzenia. Autor (lub autorka, lub większa ilość płci dowolnej) oddaje podręcznik do redakcji i się zaczyna. Redaktorów jest dwoje lub troje, plus jeden koordynator, coś w rodzaju menedżera projektu, który ma nadzorować całość. I się zaczyna:

    pierwsza redakcja: “Ty, a po co tyle o monitorach? Przecież teraz wszędzie są już LCD!”
    druga redakcja: “O myszce musi być, myszka jest najważniejszym urządzeniem w komputerze, dziecko zaczyna od dotykania myszki i nauki sterowania nią!”
    trzecia redakcja: “Dyskietki 3,5 cala? To prehistoria!”.

    I tak każdy redaktor obdziera z tego, co mu się wydaje niepotrzebne. A kompetencje są przeróżne.

    A potem jest jeszcze dopuszczenie, czyli podręcznik po redakcji wędruje do jednego lub dwóch ekspertów, wyznaczonych przez MEN, którzy badają go pod kątem prawidłowości merytorycznej oraz poprawności metodycznej. Mogą oni dać dopuszczenie warunkowe (“Jeżeli zmienicie państwo następujące fragmenty: na stronie 15…”) lub nie dać go w ogóle, z podaniem przyczyn. Wtedy wszystko zaczyna się od początku.

    Dlatego wydaje mi się, że to, co zostało w tym podręczniku, w sensie PC i Mac, to może być akurat to, na co redaktorzy się zgodzili, w sensie – co nikomu nie przeszkadzało, czego wszyscy byli pewni.

    Natomiast dlaczego ten nieszczęsny docx tam się znalazł – Pan w niebiesiech raczy wiedzieć.

    • Myślę, że tu raczej działa to
      Myślę, że tu raczej działa to co opisała Ania. Kto się bierze za pisanie takich podręczników? Wybitni informatycy raczej nie. Prawdopodobnie “ciało pedagogiczne” przed emeryturą, albo i na emeryturze pisze takie gnioty, a takim to MEN akceptuje wszystko. Jak wygląda redakcja nie wiem, ale jest to chyba jedyny przedmiot tylko z dwoma podręcznikami, czyli raczej nikt się nie pali do roboty i trzeba brać co jest.

        • Nasze dzieci wiedzą dużo o komputerach
          Ale wiesz, nadal są dzieci, którym książki do czytania nikt w życiu nie kupi, a komputer gdzieś tam widziały.

          Znam takie środowisko, siedmioro dzieci w domu na głuchej wsi. Głuchej mentalnie. Tak głuchej, że się nie da tego przekonać. Żeby komuś pomóc, ten ktoś musi dać sobie pomóc. A jeśli nie daje?

          Podręcznik informatyki tu przytoczony im pewnie na nic się nie zda. Nie czytałam tego dzieła. Być może jest obliczony na dzieci, które nic o komputerze nie wiedzą?

  7. Przepraszam za reakcję, ale
    Przepraszam za reakcję, ale rozbawiło mnie to, co przeczytałam.
    Doszłam do wniosku, że miałam szczęście, bo ominęła mnie informatyka w szkole i do wszystkiego co umiem doszłam sama intuicyjnie, metodą prób i błędów.
    Miałam szczęście, przyznaję, bo mój pierwszy kontakt z komputerem wyglądał tak: Rób co chcesz, tylko nie rzucaj nim i nie wal młotkiem. Dostałam starego grata i na nim trenowałam. Format co tydzień. Teraz mogę, i to robię, uczyć innych, pomagać. Bardzo późno kupiłam podręcznik dla początkujących i praktycznie NIC nie zrozumiałabym z tego co tam napisali gdybym nie wiedziała tego wcześniej.
    Chciałam nawet zrobić jakiś kurs, żeby mieć podkładkę w pracy. Koleżanka na takim 1-ego stopnia nauczyła się włączać i wyłączać.
    To nie jest problem tylko i wyłącznie dzieci i ich rodziców, ale o wiele głębszy.

  8. Przepraszam za reakcję, ale
    Przepraszam za reakcję, ale rozbawiło mnie to, co przeczytałam.
    Doszłam do wniosku, że miałam szczęście, bo ominęła mnie informatyka w szkole i do wszystkiego co umiem doszłam sama intuicyjnie, metodą prób i błędów.
    Miałam szczęście, przyznaję, bo mój pierwszy kontakt z komputerem wyglądał tak: Rób co chcesz, tylko nie rzucaj nim i nie wal młotkiem. Dostałam starego grata i na nim trenowałam. Format co tydzień. Teraz mogę, i to robię, uczyć innych, pomagać. Bardzo późno kupiłam podręcznik dla początkujących i praktycznie NIC nie zrozumiałabym z tego co tam napisali gdybym nie wiedziała tego wcześniej.
    Chciałam nawet zrobić jakiś kurs, żeby mieć podkładkę w pracy. Koleżanka na takim 1-ego stopnia nauczyła się włączać i wyłączać.
    To nie jest problem tylko i wyłącznie dzieci i ich rodziców, ale o wiele głębszy.

  9. Przepraszam za reakcję, ale
    Przepraszam za reakcję, ale rozbawiło mnie to, co przeczytałam.
    Doszłam do wniosku, że miałam szczęście, bo ominęła mnie informatyka w szkole i do wszystkiego co umiem doszłam sama intuicyjnie, metodą prób i błędów.
    Miałam szczęście, przyznaję, bo mój pierwszy kontakt z komputerem wyglądał tak: Rób co chcesz, tylko nie rzucaj nim i nie wal młotkiem. Dostałam starego grata i na nim trenowałam. Format co tydzień. Teraz mogę, i to robię, uczyć innych, pomagać. Bardzo późno kupiłam podręcznik dla początkujących i praktycznie NIC nie zrozumiałabym z tego co tam napisali gdybym nie wiedziała tego wcześniej.
    Chciałam nawet zrobić jakiś kurs, żeby mieć podkładkę w pracy. Koleżanka na takim 1-ego stopnia nauczyła się włączać i wyłączać.
    To nie jest problem tylko i wyłącznie dzieci i ich rodziców, ale o wiele głębszy.

  10. Panie dorabiają jak mogą,
    Panie dorabiają jak mogą, starają się i tylko przyklasnąć, że im się chce. Być może tylko ktoś pomylił szufladki i zamiast 60+ czy inny uniwersytet III-go wieku trafiło do czwartoklasistów. Ale z tego co wiem, przeciętny czwartoklasista radzi sobie bez takich broszur.

  11. Panie dorabiają jak mogą,
    Panie dorabiają jak mogą, starają się i tylko przyklasnąć, że im się chce. Być może tylko ktoś pomylił szufladki i zamiast 60+ czy inny uniwersytet III-go wieku trafiło do czwartoklasistów. Ale z tego co wiem, przeciętny czwartoklasista radzi sobie bez takich broszur.

  12. Panie dorabiają jak mogą,
    Panie dorabiają jak mogą, starają się i tylko przyklasnąć, że im się chce. Być może tylko ktoś pomylił szufladki i zamiast 60+ czy inny uniwersytet III-go wieku trafiło do czwartoklasistów. Ale z tego co wiem, przeciętny czwartoklasista radzi sobie bez takich broszur.