Reklama

Nasza konstytucja ma poważne wady, a politycy wiele mówią o jej naprawie. Ale każda sensowna reforma konstytucyjna oznaczałaby zmniejszenie albo zwiększenie czyjejś władzy. Dlatego żadne próby naprawy konstytucji dotychczas się nie powiodły. Mimo tego 7 maja udało się uchwalić w Sejmie ustawę o zmianie konstytucji.

Reklama

Nasza konstytucja ma poważne wady, a politycy wiele mówią o jej naprawie. Na przykład Platforma Obywatelska proponuje dwie ważne zmiany konstytucji: jednomandatowe okręgi wyborcze (JOW) w miejsce proporcjonalnych wyborów do Sejmu oraz nowy rozdział kompetencji między rządem a prezydentem.

Ale każda sensowna reforma konstytucyjna oznaczałaby zmniejszenie albo zwiększenie czyjejś władzy. A do tego nie sposób uzyskać niezbędnej większości dwóch trzecich posłów. Dlatego żadne próby naprawy konstytucji dotychczas się nie powiodły.

Mimo tego 7 maja udało się uchwalić w Sejmie ustawę o zmianie konstytucji. Ustawa dodaje do konstytucji następujący przepis (nowy punkt 3, dodany do artykułu 99):

Wybraną do Sejmu lub do Senatu nie może być osoba skazana prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego.

Przepis ten dotyczy nie tylko osób, które rzeczywiście zostały osadzone w więzieniu, ale również skazanych na więzienie w zawieszeniu – a więc sporej liczby ludzi, którzy popełnili lżejsze przestępstwa. Skutki przepisu rozciągają się na wybory prezydenckie (wynika to z art. 127 punkt 3 konstytucji), ale nie na obsadę stanowisk rządowych. Andrzej Lepper nie będzie już mógł zostać posłem, senatorem ani prezydentem Rzeczypospolitej, ale nadal może wrócić na stanowisko wicepremiera albo nawet zostać premierem.

Nowy przepis zyskał ogromne poparcie w Sejmie: ponad 400 posłów głosowało za, tylko kilku wstrzymało się od głosu, nikt nie był przeciw. Ale nie łudźmy się: cele, o które chodzi, czyli umoralnienie i ulepszenie Sejmu, osiągnięte nie zostaną. O tym poniżej.

Dodatkowo, przepis jest niedemokratyczny: władzę, która należy się wyborcom, przekazuje sądom. Jest też niesprawiedliwy: jednym osobom odbiera prawa wyborcze, a innym nie – według kryteriów, które nie są sensowne, a w przyszłości będą się mechanicznie (i chaotycznie) zmieniać w takt reform prawa karnego. Przepis jest też źle zredagowany: nie sposób jednoznacznie ustalić, na jak długo odbiera przestępcom prawa wyborcze. O tym wszystkim w dalszej części tekstu.

Strzał kulą w płot

Celem zmiany konstytucji było uczynienie Sejmu bardziej moralnym i w ogóle lepszym. Z pozoru zmiana konstytucji zdaje się służyć temu celowi: Sejm bez przestępców, to chyba coś lepszego, niż Sejm z przestępcami.

Problem leży w tym, że tak samo można powiedzieć: Sejm bez nieuków byłby lepszy niż Sejm z nieukami. Przecież nieuk Kononowicz nie byłby lepszym posłem niż przestępca Lepper. Czy w takim razie należy zamknąć drogę do Sejmu ludziom bez odpowiedniego wykształcenia?

Sejm bez posłów z zaburzeniami osobowości też byłby lepszy. Czy w takim razie należy wprowadzić obowiązkowe badania psychologiczne i na ich podstawie, bez żadnej decyzji wyborców, usunąć z Sejmu Jarosława Kaczyńskiego?

Możemy pójść dalej i uznać, że Sejm, w którym posłowie przedstawiają wyważone poglądy, byłby lepszy od Sejmu, w którym pani Senyszyn kłóci się z prawicowymi oszołomami. Czy w takim razie powinniśmy zabronić kandydowania działaczom partii skrajnych (SLD, Prawicy RP czy komu tam jeszcze)?

Zakazami nic nie załatwimy. Z chmary marnych posłów możemy usunąć niektórych, np. przestępców prawomocnie skazanych. Możnaby też usunąć Nelli Rokitę przy pomocy odpowiedniego testu (na przykład z języka polskiego lub z logiki – ja tu nic nie zmyślam, obowiązkowe testy językowe dla posłów istnieją np. na Łotwie). Ale nie usuniemy całej reszty: nieuków, ekstremistów, pyszałków, kombinatorów, ani tych przestępców, którzy dzięki sprytowi lub dobrym plecom na razie nie mają wyroków.

Skład Sejmu zależy w gruncie rzeczy od dwóch czynników: od wyborców i od systemu wyborczego. Zmieniać wyborców można tylko jedną drogą: przez edukację. I to się rzeczywiście dzieje, ale jest to proces powolny. System wyborczy można zmienić dużo łatwiej i taka zmiana mogłaby natychmiastowo przebudować Sejm.

Przekonanie, że system wyborczy trzeba zmienić, jest w Polsce rozpowszechnione. W czasie poprzedniej kadencji Sejmu ruch na rzecz jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW) zebrał w tej sprawie około 200 000 podpisów, a Platforma Obywatelska około 700 000. Dziś, gdy Platforma rządzi, z tych licznych podpisów nic nie wynika. Sejm nad sprawą nie obraduje: nie ma mowy ani o projekcie zmiany konstytucji, ani o ewentualnym referendum.

Tymczasem właśnie taka reforma mogłyby Sejm uzdrowić. W okręgu jednomandatowym posłem zostaje tylko ten, kto wybory tam wygra – a więc tylko osoba ciesząca się dużym zaufaniem społecznym. Tymczasem przy obowiazującym dziś systemie proporcjonalnym mandaty poselskie dostają osoby cieszące się poparciem zupełnie minimalnym. Dla partii politycznej jako całości dolna granica, to 5% w skali kraju, ale dla indywidualnego posła prawie nie ma dolnej granicy.

Przy tak niewygórowanych kryteriach, trudno się dziwić, że do Sejmu wchodzą posłowie beznadziejni. Weźmy jako przykład Nelli Rokitę z PiS. Pani Rokita dostała 6397 głosów. Jest to 0,6% ogółu głosów w jej okręgu (Warszawa i zagranica), jest to też 2% głosów oddanych w tym okręgu na jej partię, czyli na PiS.

Czy w tej sytuacji możemy winić warszawskich wyborców (albo chociażby waszawskich wyborców PiS) za wybór tej nieszczęśnicy? Czy możemy mówić, że dostała się ona do Sejmu z woli wyborców? Raczej nie. Trudno zrzucać odpowiedzialność na dużą grupę ludzi za to, co jest dziełem tylko 0,6% czy nawet 2% spośród nich.

Przykład Nelli Rokity wcale nie jest ekstremalny. Artur Górski z PiS został warszawskim posłem otrzymując 3070 głosów, a więc mniej niż połowę tego, co dostała Rokita. Michał Szczerba z PO też został warszawskim posłem, chociaż uzyskał jeszcze mniej, bo 2372 głosy.

Przy systemie opartym na JOW osoby takie, jak Andrzej Lepper, Krzysztof Kononowicz czy Nelli Rokita mogłyby wejść do Sejmu tylko gdyby przekonały do siebie większość wyborców w danym okręgu. A to poważna zapora. Dużo trudniejsza do pokonania i dużo bardziej sensowna niż ta, którą Sejm właśnie wpisał do konstytucji.

Ograniczenie demokracji

Demokracja polega na tym, że władza, a w szczególności Sejm, pochodzi z wyboru. Ocena wszelkiej władzy należy do wyborców. Wyborcy, najwyższa władza w państwie, mogą np. uznać, że sądy działają niesprawiedliwie i wybrać posłów, którzy gruntownie zreformują wymiar sprawiedliwości. I ten porządek rzeczy jest demokratyczny. Zupełnie niedobry jest porządek odwrotny, polegający na tym, że sądy mogą ingerować we władzę wyborców i decydować, kogo wolno im wybrać.

Tyle ogólnych zasad. A teraz konkretnie. W teorii sądy są niezawisłe, wydają sprawiedliwe wyroki na podstawie materiałów przygotowanych przez profesjonalną, wolną od nacisków prokuraturę. A w praktyce? Różnie bywa. I wcale nie jest dobrze, że czyjeś prawo do bycia posłem może zeleżeć od tego "różnego bywania".

Nie należy też zapominać, że istnieją przestępstwa polityczne. To pojęcie fatalnie kojarzy się Polakom, a to z winy PRL: w PRL przestępstwami politycznymi były czyny, które w ogóle przestępstwami być nie powinny, na przykład rozprowadzanie wydawnictw drugiego obiegu.

Ale pojęcie przestępstwa politycznego ma sens w państwie demokratycznym. I jest to pojęcie normalne, a nie wstydliwe. Na przykład przestępstwami politycznymi są niszczenie upraw roślin genetycznie zmodyfikowanych, ataki na laboratoria, które prowadzą okrutne doświadczenia na zwierzętach, czy wreszcie ataki na kliniki aborcyjne.

Są to przestępstwa polityczne, gdyż są popełniane dla idei, nie dla korzyści osobistej. Państwo musi za takie przestępstwa karać, bo inaczej zapanuje bezprawie. Państwo może może na przykład uznać, że rośliny genetycznie zmodyfikowane są niebezpieczne i zakazać ich uprawy. Ale póki takiego zakazu nie ma, to tych, którzy te rośliny niszczą, państwo musi karać, nawet jeśli są w tej sprawie wątpliwości i nawet jeśli wszyscy jesteśmy przekonani, że ci ludzie działają z pobudek szlachetnych (przynajmniej w ich własnym mniemaniu).

Czy przestępca polityczny powinien mieć zakaz wstępu do Sejmu? Być może tak, ale o tym powinni decydować wyborcy. Czy atak na klinikę aborcyjną jest ratowaniem życia, działaniem godnym pochwały? Czy niszczenie roślin genetycznie zmodyfikowanych jest ratowaniem Ziemi przed katastrofoą ekologiczną? Jeśli takie pytania pojawiają się z okazji wyborów, to odpowiedź należy do wyborców, a nie do sądu. Nawet jeśli chodzi o kandydata, który za swoje polityczne przestępstwa siedział czy nawet w danym momencie siedzi.

Diabeł, który siedzi w szczegółach (nieprzemyślane sformułowania w konstytucji)

Wejdźmy teraz w szczegóły. Zacznijmy od prostego pytania: czy człowiek skazany na więzienie w zawieszeniu jest wykluczony z Sejmu na całe życie, czy tylko na kilka lat? Mówiąc inaczej: czy może kandydować do Sejmu sześćdziesięcioletni Dziadzio Dawny Menel, który, gdy miał lat 18, pobił się z kolegą i dostał za to czterdzieści lat temu wyrok więzienia w zawieszeniu?

Jest to dość proste pytanie. Ale niestety są na nie dwie sprzeczne odpowiedzi. I nie wiadomo, która jest dobra.

Pierwsza odpowiedź jest prosta: zakaz kandydowania do sejmu jest dożywotni. Aby uzyskać tę odpowiedź, wystarczy przeczytać rzeczony przepis i zauważyć, że zakaz kandydowania nie jest w żaden sposób ograniczony czasowo.

Drugą odpowiedź uzyskujemy, jeśli weźmiemy pod uwagę instytucję zatarcia skazania. Ta instytucja istnieje w polskim prawie i oznacza, że wyroki karne po pewnym czasie uważa się za niebyłe: dany przestępca, chociaż faktycznie był karany, uzyskuje status niekaranego. Kary więzienia w zawieszeniu zacierają się szybko (po kilku latach) i wówczas przestępca wraz ze statusem "osoby niekaranej" powinien odzyskać prawo do kandydowania do Sejmu.

Ale jest tu problem: instytucja zatarcia jest czysto ustawowa, nie ma podstaw ani w konstytucji, ani w żadnych podstawowych zasadach prawa. A ustawy powinny realizować konstytucję, a nie zmieniać jej znaczenie. Jeśli twierdzimy, że ustawowe pojęcie zatarcia zmienia znaczenie przepisu konstytucyjnego (ogranicza w czasie zakaz kandydowania do Sejmu, który według samej tylko konstytucji byłby nieograniczony w czasie), to mamy do czynienia właśnie z przepisem ustawy, który zmienia konstytucję. A na coś takiego nie ma miejsca w państwie prawa.

Jak jest prawda? Czy w końcu Dziadzio Dawny Menel może kandydatować do Sejmu? Nie wiem. A to, że nie wiem, fatalnie świadczy o jakości redakcyjnej przepisu.

A teraz inny szczegół: przepis dotyczy tylko osób karanych za przestępstwa z oskarżenia publicznego, a nie z oskarżenia prywatnego. W praktyce chodzi o to, by nie wykluczać z Sejmu osób skazanych za przestępstwa mniej poważne, w szczególności pomówienie lub zniewagę (artykuły 212 i 216 kodeksu karnego) – bo właśnie te przestępstwa są ścigane z oskarżenia prywatnego. Ponieważ w praktyce pomówienia i zniewagi często są przestępstwami politycznymi, mamy tu wyraźny ukłon w stronę poglądu, który przedstawiłem powyżej: przestępcy polityczni nie powinni być wyrokiem sądu pozbawiani dostępu do Sejmu.

Ale jest to ukłon wyjątkowo niezdarny, gdyż związek logiczny między politycznym charakterem pomówień i zniewag, a brakiem oskarżenia publicznego w tych sprawach, jest słaby. Wiele przestępstw typowo politycznych ściga się z oskarżenia publicznego. Tak jest na przykład ze zniewagą Prezydenta RP, z pomówieniem lub zniewagą Narodu Polskiego, z obrazą uczuć religijnych.

Samo rozróżnienie między oskarżeniem prywatnym a publicznym nie ma żadnej podstawy w konstytucji, jest natomiast silnie związane z zasadą legalizmu, która obowiązuje w polskim prawie i zmusza prokuraturę do ścigania wszystkich przestępstw podlegających oskarżeniu publiczemu. Zasada legalizmu jest nierealistyczna: w praktyce prokuratura nie ma środków na ściganie wszystkich przestępstw. Dlatego zasada ta musi zostać wcześniej czy później obalona (projekt rządowy w tej sprawie już jest w przygotowaniu). Co zostanie wprowadzone w jej miejsce? Tego do końca nie wiemy, ale pożądana i całkiem możliwa wydaje się kompletna reforma systemu, w której zniknie rozróżnienie na "oskarżenie prywatne" i "oskarżenie publiczne". I co wtedy będzie z artykułem konstytucji, który wbrew logice posługuje się tym rozróżnieniem jako substytutem rozróżnienia między przestępstwami mniej i bardziej groźnymi, mniej i bardziej politycznymi? Tym, którzy mają nadzieję, że artykuł konstytucji zostanie odpowiednio dostosowany do nowego prawa karnego, przypomnijmy, że każda zmiana konstytucji jest niezwykle trudna do przeprowadzenia, dużo trudniejsza, niż reforma prawa karnego.

Trzecim dziwnym szczegółem przepisu jest rozróżnienie między przestępstwami umyślnymi i nieumyślnymi. Tylko ten, kto popełnił przestępstwo umyślne, może być pozbawiony praw wyborczych.

Zgodnie z tym rozróżnieniem, człowiek, który spowodował śmiertelny wypadek, gdyż jechał po mieście 200 km/h, może zostać wybrany posłem, gdyż dopuścił się jedynie przestępstwa nieumyślnego. Natomiast ten, kto ukradł rower, posłem zostać nie może (o ile został za to skazany na karę pozbawienia wolności).

Intencją Sejmu było wyróżnienie przestępstw w jakimś sensie mniej poważnych i pozostawienie pełni praw wyborczych osobom, które się tych przestępstw dopuściły. Ale dlaczego akurat przestępstwa nieumyślne mają być uznane za mniej poważne? Czyżby pogarda dla zasad ruchu drogowego, prowadząca do czyjejś śmierci i na tyle poważna, że sąd orzekł karę więzienia, była jakimś "mniejszym złem", mniejszym niż kradzież roweru?

Co to wszystko oznacza

Sejmowe głosowanie z 7 maja pokazuje, że polską konstytucję da się zmienić. Da się, pod warunkiem że chodzi o zmianę, która tak na prawdę mało zmieni: Sejm nadal wybierany będzie według tego samego systemu. Będą w nim zasiadać te same osoby, co dziś, często niegodne mandatu poselskiego i cieszące się minimalnym poparciem społecznym (0,6% w przypadku posłanki Rokity, jeszcze mniej w innych przypadkach). Wykluczono z Sejmu przestępców z prawomocnymi wyrokami więzienia – ale ci stanowią tylko mały ułamek tych, którzy w Sejmie zasiadać nie powinni. Wykluczono ich w sposób niedemokratyczny (bez decyzji wyborców), nielogiczny (złodziej roweru jest wykluczony, a sprawca śmiertelnego wypadku nie jest), przy pomocy przepisu, którego nie sposób zrozumieć i którego skutki będą się chaotycznie zmieniać w takt przyszłych reform prawa karnego.

Reklama

16 KOMENTARZE

    • Na razie nie widzę chętnych,
      Na razie nie widzę chętnych, albo inaczej: widzę ich, ale głównie wśród zwykłych obywateli, nie wśród polityków. W każdym razie warto się o te JOWy co jakiś czas upominać, przypominać politykom, że są w Polsce ludzie, którzy tego chcą i tłumaczyć tym ludziom, którzy o JOWach mają blade pojęcie, na czym JOWy polegają i dlaczego są dla nich dobre.
      Pozdrawiam.

    • Na razie nie widzę chętnych,
      Na razie nie widzę chętnych, albo inaczej: widzę ich, ale głównie wśród zwykłych obywateli, nie wśród polityków. W każdym razie warto się o te JOWy co jakiś czas upominać, przypominać politykom, że są w Polsce ludzie, którzy tego chcą i tłumaczyć tym ludziom, którzy o JOWach mają blade pojęcie, na czym JOWy polegają i dlaczego są dla nich dobre.
      Pozdrawiam.

  1. Skubi
    Dzięki za pracę i dobry tekst.
    Zmiany w konstytucji mogą się nie obronić, jeśli trafią do oceny Trybunału. Zoll, zdaje się, skrytykował od strony prawnej te nowe zapisy. To samo z resztą i Ty czynisz.

    Mam drobną wątpliwosć w sprawie przykładu kierowcy jadącego przez miasto z prędkością 200km/h. Wydaje mi się, że jeśli udowodni mu się tą prędkość albo inną zbliżoną to każdy wypadek spowodowany przy takiej prędkości zostanie uznany za sprawstwo umyślne a nie nieumyślne.
    Biegli sądowi tak to chyba zawsze proponują a sąd często uznaje za słuszne. Np. współsprawca zderzenia na skrzyżowaniu, który wyprzedzał na nim lekceważąc podwójną ciągłą jest umyślny, a ktoś, kto wjechał nieostrożnie na skrzyżowanie nieumyślnym.

    Pozdrawiam

    • Zmiany w konstytucji się obronią, niestety
      … bo nie sposób uznać zasprzeczną z konstytucją ustawę o zmianie konstytucji.

      Co do umyślnego przestępstwa przy jeździe 200 km/h, to całkiem możliwe, że masz rację, to możed podpaść pod ten artykuł:

      Art. 174. § 1. Kto sprowadza bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym,

      podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

      … ale nie wiem, jakie jest orzecznictwo w tej sprawie.
       

  2. Skubi
    Dzięki za pracę i dobry tekst.
    Zmiany w konstytucji mogą się nie obronić, jeśli trafią do oceny Trybunału. Zoll, zdaje się, skrytykował od strony prawnej te nowe zapisy. To samo z resztą i Ty czynisz.

    Mam drobną wątpliwosć w sprawie przykładu kierowcy jadącego przez miasto z prędkością 200km/h. Wydaje mi się, że jeśli udowodni mu się tą prędkość albo inną zbliżoną to każdy wypadek spowodowany przy takiej prędkości zostanie uznany za sprawstwo umyślne a nie nieumyślne.
    Biegli sądowi tak to chyba zawsze proponują a sąd często uznaje za słuszne. Np. współsprawca zderzenia na skrzyżowaniu, który wyprzedzał na nim lekceważąc podwójną ciągłą jest umyślny, a ktoś, kto wjechał nieostrożnie na skrzyżowanie nieumyślnym.

    Pozdrawiam

    • Zmiany w konstytucji się obronią, niestety
      … bo nie sposób uznać zasprzeczną z konstytucją ustawę o zmianie konstytucji.

      Co do umyślnego przestępstwa przy jeździe 200 km/h, to całkiem możliwe, że masz rację, to możed podpaść pod ten artykuł:

      Art. 174. § 1. Kto sprowadza bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym,

      podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

      … ale nie wiem, jakie jest orzecznictwo w tej sprawie.
       

  3. Skubi
    Dzięki za pracę i dobry tekst.
    Zmiany w konstytucji mogą się nie obronić, jeśli trafią do oceny Trybunału. Zoll, zdaje się, skrytykował od strony prawnej te nowe zapisy. To samo z resztą i Ty czynisz.

    Mam drobną wątpliwosć w sprawie przykładu kierowcy jadącego przez miasto z prędkością 200km/h. Wydaje mi się, że jeśli udowodni mu się tą prędkość albo inną zbliżoną to każdy wypadek spowodowany przy takiej prędkości zostanie uznany za sprawstwo umyślne a nie nieumyślne.
    Biegli sądowi tak to chyba zawsze proponują a sąd często uznaje za słuszne. Np. współsprawca zderzenia na skrzyżowaniu, który wyprzedzał na nim lekceważąc podwójną ciągłą jest umyślny, a ktoś, kto wjechał nieostrożnie na skrzyżowanie nieumyślnym.

    Pozdrawiam

    • Zmiany w konstytucji się obronią, niestety
      … bo nie sposób uznać zasprzeczną z konstytucją ustawę o zmianie konstytucji.

      Co do umyślnego przestępstwa przy jeździe 200 km/h, to całkiem możliwe, że masz rację, to możed podpaść pod ten artykuł:

      Art. 174. § 1. Kto sprowadza bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym,

      podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

      … ale nie wiem, jakie jest orzecznictwo w tej sprawie.