Reklama

 

Pierwsza debata prezydencka jest określana jako wczesne Święta Bożego Narodzenia dla tęskniących za prawdziwą Ameryką konserwatystów.  Obama był tak kiepski, że kilku obserwatorów zaczęło się zastanawiać czy to czasem nie jest jego jakaś nowa strategia… Zwolennicy Obamy są głęboko rozczarowani, konserwatyści nabierają entuzjazmu.

Aż 72% zapytanych  przyznało zwycięstwo Mittowi Romney, zaś zaledwie 20% Barackowi H. Obamie.  Według najnowszego sondażu PEW Reaserch Center, poparcie dla Romneya skoczyło do 49%, zaś dla Obamy wynosi 46%.  Jest to nowa jakość w grze o prezydenturę, widocznie oglądający przez 90 minut debatę Amerykanie w większym stopniu zaakceptowali Mitta Romneya, mimo oczerniania go artylerią płatnych ogłoszeń przez kampanię Obamy.

Reklama

http://andrewsullivan.thedailybeast.com/2012/10/did-obama-just-throw-the…

Wysoka oglądalność (76 milionów Amerykanów), ustępowała tylko debacie Reagan/Carter z 1980 r., którą oglądało aż 81 milionów telewidzów.  Zwolennicy Obamy ciągle nie mogą otrząsnąć się z debatowego szoku, część z nich, tych z main stream mediów uwierzyła,że Romney wygrał, bo kłamał… Telewizyjny lewacki satyryk Bill Maher,  który podarował na kampanię Obamy $1 mln, wyraził obawę, czy aby Obama nie wydał całej sumy na marihuanę i może stąd jego zachowanie podczas debaty…

Po upuszczeniu gazu z napompowanego medialną propagandą Obamy, w poniedziałek  Romney w przemówieniu  w Instytucie Militarnym w Lexinghton  (stan Virginia), przedstawił  fundamenty i akcenty swojej polityki zagranicznej.  Romney skrytykował politykę zagraniczną Obamy zaznaczając, że NADZIEJA nie jest i nie może być strategią mocarstwa podkreślając, że Ameryki nie stać na osłabianie swoich (i swoich sojuszników) wpływów w świecie i wzmacnianie pozycji swoich wrogów, przez następne 4 lata.

Romney zauważył, że ryzyko konfliktu na Bliskim Wschodzie zwiększyło się po 4 latach polityki Obamy, czego dowodem m.in. było zamordowanie ambasadora Stevensa w libijskiej Benghazi.  Na światło dzienne wychodzi coraz więcej informacji, m.in. o zmniejszeniu przez administrację Obamy (Hillary Clinton)  ochrony ambasady w Libii, mimo narastającego zagrożenia (próby zamachu na amb. brytyjskiego) i daremnych próśb samego amb. Stevensa o zwiększenie ochrony.

Romney zapowiedział (po ewentualnej wygranej) zwiększenie pomocy dla syryjskich rebeliantów, żadnej elastyczności wobec wojowniczego Putina (w przeciwieństwie do Obamy) i większą troskę o interesy sojuszników (w tym Izraela) i nie obcinanie funduszy dla wojska. A na kogo będzie głosowało wojsko?  Według ostatnich sondaży aż 66% chce głosować na Romneya, a jedynie 26% popiera Obamę.

Pretendent do prezydentury skrytykował obamowską strategię „przewodzenia z tyłu” (przykład w Libii) wskazując, że jeśli ktoś chce przewodzić to najlepiej dając przykład i stając na czele.  Zwolennik Romneya, słynny b. mer Nowego Jorku Rudy Gulliani powiedział, że Ameryka przez ostatnie miesiące nie ma prezydenta i naczelnego wodza, ma za to naczelnego prezydenckiej kampanii wyborczej, który właśnie wyłożył się w pierwszej debacie…

Republikanie krytykują Obamę, że podczas kryzysu, wysokich cen benzyny i ciągnącego się bezrobocia (realne 11,7%), Obama zabronił wierceń w celu poszukiwania ropy (na terenach federalnych), wydając $90 mld na zieloną energię (większość z tego została zmarnowana ,bankrucja Solyndry).  Ceny benzyny poszybywały w górę, średnia cena krajowa wynosi $3.80, ale np. w Kalifornii dochodzi już do $5.00 za galon.  Ludzie zaczynają przypominać sobie kryzys paliwowy z 1973 r., kiedy ceny benzyny poszybowały aż do 40 centów! (wtedy wydawało się, że to wysoko), ze słynnymi kolejkami, brakiem paliwa, ect.

Aż 58% wyborców w stanach niezdeklarowanych uważa, że sprawy w USA idą w złym kierunku.  Z układu elektorskiej mapy wynika, że aby zostać prezydentem Romney musi wygrać 3 stany posiadające w sumie 60 elektorskich głosów.  Są to stany: Virginia, Ohio i Floryda.  Poparcie dla pracy Obamy w tych „swing” stanach wynosi 48%, z oceną negatywną 52% respondentów.

W 11 niezdeklarowanych stanach Romney prowadzi na dzisiaj 49%, do 47% Obamy z tym, że 46% głosujących w tych stanach zdeklarowało, że będzie na pewno głosować na Romneya, a mniej bo 40% powiedziało tak o Obamie.  W czwartek oczekiwana wiceprezydencka debata między Joe Bidenem, a Paulem Ryanem, demokraci rozpaczliwie czekają na to, że stary wyga wiceprezydent Biden dołoży młodemu kongresmenowi ze stanu Wisconsin. Zobaczymy…

http://www.rasmussenreports.com/public_content/politics/obama_administra…

Coraz głośniej również słychać o „donor fraud”, mowa tu o setkach milionów nielegalnych donacji wyborczych z zagranicy dla kampanii Obamy.  Oblicza się, że również w 2008 r. Obama otrzymał z zagranicy ok. $500 mln, donacje  wpłacane anonimowymi jednorazowymi kartami kredytowymi od $50 do $200, tak aby nie wzbudzić podejrzeń łamania przepisów wyborczych.

Według Mackinac Center (Vinnie Veruccio), masowo popierające Obamę związki zawodowe wydają więcej na kampanie wyborcze  w USA niż wielki biznes i korporacje. Związki zawodowe stały się jednym wielkim politycznym biznesem. W stanie Ohio, związkowcy mają plan otwartej agitacji na rzecz Obamy, w ramach której 400 tys. aktywistów planuje zapukać do ok. 800 tys. domów, aby namawiać ludzi do głosowania na Obamę.

Przez ostatnie lata amerykańska ekonomia niszczona jest przez kolejne wybuchające bańki spekulacyjne w różnych dziedzinach działalności, wszyscy pamiętamy bańkę technologiczną (wybuchła za późnego Clintona 1999, czyszcząc kieszenie ciułających obywateli), później po zamachu na WTC, 11 września 2001 (za Busha), wybuchła bańka bezpieczeństwa, grzebiąc tradycyjne prawa i wolności Ameryki.  Następnie ok. 2005 r. wybuchła bańka mieszkaniowa zmiatając oszczędności i majątek Amerykanów zawarty w wartości ich własnych domów (spadek wartości o ok. 40%!).

Ostatnia bańka właśnie pęka na naszych oczach, jest to bańka NADZIEI wygenerowana przez Obamę w 2008 r. i wybuchająca w jego kandydacką twarz przed zdumionymi oczyma jego naiwnych wyborców, na szczęście wybudzająca z głębokiego snu konserwatywną Amerykę, której Obama zafundował następne $6 bln długu do spłacenia. 
Oto prawdziwa cena jaką Ameryka zapłaci za swoją durnowatą dobroduszność i naiwność.

Jacek K. Matysiak

 
 
Reklama