Reklama

Proszę się nie martwić, nie będzie nudno, to mój ulubiony zabie

Proszę się nie martwić, nie będzie nudno, to mój ulubiony zabieg, popisowy numer, przyrządzam takie koktajle od czasu do czasu, żeby ukazać jak to się nie tylko w Polsce, ale i w świecie liczy bardziej kto mówi, niż co mówi. Pewnie już po tytule większości czytających samoczynnie odtworzy się słynne zdanie słynnego polityka, o tym jakie były jego obserwacje w pewnej uniwersyteckiej bibliotece. I postarajmy się od razu ustalić jedną rzecz, ów polityk gada głupoty nie raz i nie dwa, ale w tym jednym niewinnym opisie, scence rodzajowej, niczego nie wymyślił, ponieważ każdego dnia w dowolnej bibliotece można zaobserwować dokładnie to samo lub coś bardzo podobnego. Ustalmy też drugą rzecz, taką z półki socjologicznej, bo zaraz mi się tu znów zacznie dawać przykłady, że jaj jestem inny, moja córka inna, a szwagierka szwagra już w ogóle święta. Otóż mogę potwierdzić nie tylko z teoretycznych obserwacji, ale z autopsji, że poziom intelektualny młodego pokolenia, do którego chyba jeszcze się zaliczam jest więcej niż smutny i nie dotykam zacnej mniejszości, mówię o szarej masie większości. Z autopsji dlatego, że nigdy nie czyniłem tajemnicy ze swojej edukacji, jestem klasyczną ofiarą własnej młodzieńczej głupoty, trzy razy rozpoczynane studia na trzech różnych kierunkach i w końcu wstydliwe zaliczenie magistra w trybie zaocznym. Mój wstyd i moja cena, niemniej również zysk, między innymi taki, że teraz mogę z pełną swobodą potwierdzić banał, „konfliktu pokoleń”, wykorzystywany jako narzędzie obosieczne w zależności kto mówi. Zanim potwierdzę powiem jeszcze, że ten mit na temat zaocznych, co to są głupsi od stacjonarnych jest tylko mitem, odkąd na studia stacjonarne dostają sie młotki z 30% świadectwem dojrzałości, a i wcześnie nie było różnicy. Zaoczni mają jeden poważny bat nad sobą, czyli wydaną kasę, zatem nawet jak nie grzeszą inteligencją, nadrabiają zaangażowaniem. Złudzeń pozbywają się szybko, przynajmniej na moim roku i Uniwersytecie Wrocławskim dość szybko wybito co poniektórym zasadę: „płacę, to mam zdać, klient nasz pan”. Owszem wcześniej czy później delikwent otrzymywał zaliczenie, ale wyniki z egzaminów semestralnych u największym wariatów, to średnio 10% zaliczeń, co też świadczyło o wariatach. Nie wiem kto korzystał z materiałów źródłowych, na roku może 3 oryginałów, królowały bryki i to akurat samo w sobie nie jest złe, wiele z tych bryków było naprawdę solidną porcją wiedzy, modyfikowaną latami i dopracowaną do perfekcji. Delikwenci zdawali za czwartym, piątym razem kiedy już padł prikaz z centrali, żeby głąbów puścić, z tym, że koszt takiego egzaminu nie były małe, nie mówią o materialnych, ale psychicznych. Sesje powtórkowe, zwolnienia z pracy, kombinacje i tak dalej.

Piszę o tym wszystkim dlatego, że jest absolutnym fałszem twierdzenie, że poziom nauczania na studiach zaocznych jest niższy, nie jest niższy, program jest w zasadzie ten sam, tylko tempo większe i więcej do roboty w domu. Moja autopsja ma zastosowanie w całym przekroju, nie tylko zaocznym. Nie poziom nauczania i nawet nie fabryka dyplomów, ale podejście i poziom inteligencji studiujących, w dowolnym trybie, jest kluczem do zagadki: Co z tą młodzieżą? Swojej ścieżki edukacyjnej nie kryję i zawsze dodaje, że z naukowego, czy nawet zawodowego punktu widzenia socjolog ze mnie żaden, po prostu uzyskałem dyplom i jestem na emeryturze. Moje opinie z dziedziny nie mają żadnej podbudowy naukowej, będąc „nieczynnym” zawodowo mówię sobie jak każdy, znaczenie moich opinii jest takie same jak każdej innej opinii. Kryterium celności opinii, może być tylko logika, inteligencja, racja, na pewno nie „papier”. Ten wtręt z kolei po to, żeby niepoliczalny już raz wyśmiać dyskusję „przez autorytet”, takich jak ja jest zdecydowana większość. Mają papier i dawno zapomnieli co z czym się je, ale zawsze można odkurzyć dyplom i zamknąć usta „ignorantom”. Wszystko to jednak są rzeczy robiące za tło, tego co chcę napisać. Powyższe słowa, zawarte w tytule, to nie jest opinia żadnego prawicowego polityka, katechety, czy słuchacza RM. Te słowa wypowiedział nie kto inny jak Jan Hartman, flagowa postać środowiska, które jedni nazywają salonem, inni nowoczesną Polską, jeszcze inni europejską siłą modernizacyjną, a ja nazywam mentalnym PRL, tudzież towarzysko-ideologiczną grupą włazidupów.

Reklama

Hartman zjechał młodych wykształconych bez litości, przy jego artykule, żeby było zabawniej w „katolickim” Tygodniku Powszechnym, Kaczyński wręcz niewinnie napomknął o czymś, co nie tylko jest faktem, ale w takiej skali powtarzanym schematem, że można mówić o powszechności. Jeden został przygłupem, drugi naukowcem, mimo że obaj mają doktorskie tytuły naukowe i doświadczenia z pracy akademickiej. Jeszcze zabawniej! Hartman nazywa młodych z miast pijakami i pornosami, bezmózgimi bez ambicji i przy tym słynne „wykształciuchy” to komplement i nie sądzę, żeby Hartman, jak Dorn, spadł ze świecznika. Co więcej ci, których zjechał jak starą ścierę, jeszcze będą głupio kiwać głowami, bo oczywiście nie ich tylko kumpli „psor” miał na myśli. Zabawy nie koniec, bo i Hartman jest tu wybitnie zabawny, wytrwali dowiedzą się z jakiego powodu, póki co jeszcze jeden przerywnik z autopsji. Na swoim roku byłem średniakiem, takim wiekowym średniakiem, większość młodsza ode mnie i poziom zawartości ich czaszek jeszcze młodszy, również z zawodowymi i życiowymi ambicjami nie było lepiej. Nie skłamię, jeśli powiem, że grubo ponad połowa kupiła pracę magisterską, o pracach semestralnych w ogóle nie warto wspominać. Moim ulubionym zdaniem z czasów studiów jest zdanie jednej panienki wypowiedziane w czasie krótkiej prezentacji. Owa dama bez ogródek powiedziała dokładnie w ten sposób: „Pracuje w PKO. Nie lubię tej roboty i szczerze mówiąc olewam ile się da”. Zdarza się, w najlepszym towarzystwie. Z tym, że większość na tej sali, łącznie ze mną, byli klientami PKO. W takich okolicznościach powinny pojawić się gwizdy. Nic podobnego, z wyjątkiem dwóch starszych lasek, co to ich Gazownia wysłała na przymusowe kursy i mojej skromnej osoby, na sali wybuchła salwa śmiechu i potakiwania, a w przerwie potwierdzenie stosunku do wielu innych spraw.


W tym wszystkim nie chodzi o moralność, którą atakuje Hartman, jak każdy kaznodzieja ideologii, w tym wszystkim chodzi o jakość funkcjonalności takich ćwiartek inteligencji, która się przekłada na jakość mojego życia. Otóż ja mam głęboko, czy młodzież pije, ćpa, puszcza się, ma niskie ambicje i nie wiadomo co jeszcze. Mnie interesują tylko dwie rzeczy. Po pierwsze kogo społecznie wyróżniamy, te szare stada lecące na skróty po laury, które im zapewnia ogólny trend, bo przecież wystarczy krzyknąć parę razy schematem, żeby triumfować jako nowoczesna inteligencja. Czy ludzie, którzy co najmniej sprzedają te prace magisterskie, a wcześnie je napisali i są zdolni napisać kolejne. Oczywiście przesadzam w skrajnościach, ale po to, żeby zobrazować pewien uwsteczniający społeczeństwa mechanizm. Dziś promuje się modnych, nie inteligentnych. I rzecz druga, sprowadzająca się do mikro skali. Niech sobie pije piwo i ogląda porno, niech myślami biega po najnowszym modelu Noki i tipsach, ale ja się pytam, dlaczego to wszystko w okienku, gdzie ja zostawiam swoją kasę? Jak to się dzieje, że w sakli kilkunastoprocentowego bezrobocia, w okienkach ciągle tkwią te same poziomy inteligencji i „szczerze mówiąc olewania obowiązków”. Dzieje się, bo w TV, w „necie” jesteś ktoś tylko wtedy gdy pierdolisz wszystko, lecisz „pozdro”, „cool” i „szacun”, czyli dogoniłeś trend, a to jest więcej niż łatwe zdobyć taki immunitet. Z takim ekwipunkiem jesteś nietykalny, jesteś młody, wykształcony, inteligentny i na potwierdzenie wkleisz komentarz w „necie” wszystkim „ignorantom”, z pozycji dyplomowanego idioty. Niezmiernie się cieszę, że nastąpiła fala wzrostu „na docinku” wyższe wykształcenie, ale to dzisiejsze wyższe wykształcenie nie jest warte nawet połowy tego, co znaczyło wykształcenie licealne, czy techniczne jeszcze 20 lat temu i to też znam z autopsji. Brutalnie rzecz ujmując 90% mojego roku nie zaliczyłoby jednego roku w moim liceum i to liceum prowincjonalnym. Dla odmiany podam, że z mojej licealnej klasy 85% dostało się na studia, w tym troje na medycynę. Tylko, że „za moich czasów” nie wystarczyło napisać matury na poziomie 30%, co dziś jest ministerialną normą.

Największym nieszczęściem jednak jest to, że taki Hartman, czy GW, która ostatnio namalowała wielki artykuł na ten sam temat, tak naprawdę tylko popuszcza wentyl. Temu środowisku zupełnie nie zależy na zmianie stanu rzeczy, ponieważ oni z tego stanu rzeczy żyją. Gdyby nagle podnieść poziom edukacji i wymogów, już nie mówię moralnych, tylko intelektualnych i maglować delikwentów do skutku, zbankrutowałyby wszelkie „tokszoły wojewódzkie”, seriale na plebaniach i półświatki Uli Brzyduli, a już kolorowych gazet nie używano by do niczego innego jak do origami. Hartman nie zbierze jak Kaczyński, co więcej oklaski będą się sypać garściami, ponieważ Hartman jest jednym z twórców tego systemu „tolerancji” i kolejnych certyfikatów niezdolności intelektualnej, tak zwanych chorób cywilizacyjnych i innych „ADHD”. Wieści nie są najlepsze, ale mają też niezwykle istotną i pozytywną cechę. Otóż w takich warunkach, masowego zidiocenia, wystarczy spędzić z dzieckiem trochę czasu i opowiedzieć jak było kiedyś i dlaczego to takie ważne, żeby robić dobrze, a nie modnie. Za 15 lat takie dziecko będzie geniuszem w świecie, który przez te lata skretynieje jeszcze bardziej. Tym się w zasadzie zajmuję i tylko tym, od czasu do czasu staram się przekazać w czym rzecz i specjalnie się nie przejmuję, że posłuch mam marny, poziom konkurencji jest ważny, teraz szacuję go na 7% populacji, wystarczy, żeby nie popaść w rutynę, a zwiększenie konkurencji niepotrzebnie komplikuje życie. Dzieci tych młodych wykształconych, modnie podejmujących decyzje, będą tanią siłą roboczą dla kurczących się 7%, zacofanych i obciachowych. W skali świata działa to na przykładzie konserwatywnej Anglii, Szwajcarii, a i wszystko wskazuje na to, że Niemcy wracają do źródeł, widząc co się dzieje z Francją. Polska mogłaby nie popełniać tych ideologicznych bzdetów serwowanych przez szamanów nowoczesności, bo prawdziwa nowoczesność, to jest postęp, nie uwstecznienie. Niestety, a może na szczęście mody nie pokonasz, w Polsce jest jeszcze o tyle „nietypowo”, że u nas powiela się modę z lat sześćdziesiątych, wyzwolenie seksualne i inne takie lewackie transgresje. Słowem u nas za modę robi wiocha, przerabiana blisko pół wieku temu. Tym łatwiej powinno być nielicznym starzej wykształconym.

Reklama

24 KOMENTARZE

  1. Nie mam pomysłu na tytuł
    Za moich czasów była matura z obowiązkową matematyką dla wszystkich profili, i ten egzamin był jedynym, który można na procenty przeliczyć. Reszta była uznaniowa, czy trójka, czy czwórka, czy może piątka.

    Matura z matmy to było pięć zadań, a się ją zaliczało na ocenę dostateczną po rozwiązaniu jednego.
    Czyli 20% !! Teraz jest 30%…
    Rzecz w tym, że zdanie matury było wtedy tylko zdaniem matury i uzyskaniem wykształcenia średniego.

    Egzaminy wstępne na studia były selekcją wyznaczoną przez uczelnie, albo Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a nie, jak teraz, matura ustalona przez MEN daje wstęp na studia.

    Każda selekcja ma znaczenie, teraz nie ma tej najważniejszej – nie ma selekcji do rangi studenta. Czy to stacjonarny, czy niestacjonarny, jak ma maturę, to gdzieś go przyjmą. Bo jeśli nawet zdał na minimum 30%, to na prawo lub medycynę szans oczywiście nie ma, ale na “zarządzanie” przyjmą wszędzie.
    No i są studenci pierwszego roku, a i drugiego, a i absolwenci – ludzie, którzy są zwyczajnie głupi.

    Każdy proces selekcji kogoś odrzuca, kogoś przepuszcza. Im więcej procesów selekcji w CV, tym większa szansa na człowieka nie tylko inteligentnego, ale też takiego, który zadał sobie trud, usiadł na dupie i się nauczył.

    Nie ma egzaminów na studia, studia przychodzą bardzo łatwo. Uczelnie mają fundusze zależnie od liczby studentów, i te państwowe, i te prywatne. Dlatego mamy takich magistrów, eksportowych do Niemiec robotników niewykwalifikowanych.

    Co by nie było, 7% wydaje się poziomem ludzi inteligentnych ORAZ wykształconych. Tyle było kiedyś, tyle jest i dziś.

  2. Nie mam pomysłu na tytuł
    Za moich czasów była matura z obowiązkową matematyką dla wszystkich profili, i ten egzamin był jedynym, który można na procenty przeliczyć. Reszta była uznaniowa, czy trójka, czy czwórka, czy może piątka.

    Matura z matmy to było pięć zadań, a się ją zaliczało na ocenę dostateczną po rozwiązaniu jednego.
    Czyli 20% !! Teraz jest 30%…
    Rzecz w tym, że zdanie matury było wtedy tylko zdaniem matury i uzyskaniem wykształcenia średniego.

    Egzaminy wstępne na studia były selekcją wyznaczoną przez uczelnie, albo Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a nie, jak teraz, matura ustalona przez MEN daje wstęp na studia.

    Każda selekcja ma znaczenie, teraz nie ma tej najważniejszej – nie ma selekcji do rangi studenta. Czy to stacjonarny, czy niestacjonarny, jak ma maturę, to gdzieś go przyjmą. Bo jeśli nawet zdał na minimum 30%, to na prawo lub medycynę szans oczywiście nie ma, ale na “zarządzanie” przyjmą wszędzie.
    No i są studenci pierwszego roku, a i drugiego, a i absolwenci – ludzie, którzy są zwyczajnie głupi.

    Każdy proces selekcji kogoś odrzuca, kogoś przepuszcza. Im więcej procesów selekcji w CV, tym większa szansa na człowieka nie tylko inteligentnego, ale też takiego, który zadał sobie trud, usiadł na dupie i się nauczył.

    Nie ma egzaminów na studia, studia przychodzą bardzo łatwo. Uczelnie mają fundusze zależnie od liczby studentów, i te państwowe, i te prywatne. Dlatego mamy takich magistrów, eksportowych do Niemiec robotników niewykwalifikowanych.

    Co by nie było, 7% wydaje się poziomem ludzi inteligentnych ORAZ wykształconych. Tyle było kiedyś, tyle jest i dziś.

  3. Nie mam pomysłu na tytuł
    Za moich czasów była matura z obowiązkową matematyką dla wszystkich profili, i ten egzamin był jedynym, który można na procenty przeliczyć. Reszta była uznaniowa, czy trójka, czy czwórka, czy może piątka.

    Matura z matmy to było pięć zadań, a się ją zaliczało na ocenę dostateczną po rozwiązaniu jednego.
    Czyli 20% !! Teraz jest 30%…
    Rzecz w tym, że zdanie matury było wtedy tylko zdaniem matury i uzyskaniem wykształcenia średniego.

    Egzaminy wstępne na studia były selekcją wyznaczoną przez uczelnie, albo Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a nie, jak teraz, matura ustalona przez MEN daje wstęp na studia.

    Każda selekcja ma znaczenie, teraz nie ma tej najważniejszej – nie ma selekcji do rangi studenta. Czy to stacjonarny, czy niestacjonarny, jak ma maturę, to gdzieś go przyjmą. Bo jeśli nawet zdał na minimum 30%, to na prawo lub medycynę szans oczywiście nie ma, ale na “zarządzanie” przyjmą wszędzie.
    No i są studenci pierwszego roku, a i drugiego, a i absolwenci – ludzie, którzy są zwyczajnie głupi.

    Każdy proces selekcji kogoś odrzuca, kogoś przepuszcza. Im więcej procesów selekcji w CV, tym większa szansa na człowieka nie tylko inteligentnego, ale też takiego, który zadał sobie trud, usiadł na dupie i się nauczył.

    Nie ma egzaminów na studia, studia przychodzą bardzo łatwo. Uczelnie mają fundusze zależnie od liczby studentów, i te państwowe, i te prywatne. Dlatego mamy takich magistrów, eksportowych do Niemiec robotników niewykwalifikowanych.

    Co by nie było, 7% wydaje się poziomem ludzi inteligentnych ORAZ wykształconych. Tyle było kiedyś, tyle jest i dziś.

  4. trza bić na alarm
    Z tych kawałków które czytałem na Onecie wynika że Hartman nie ruszał sprawy poziomu wykształcenia a jedynie narzekał na ogólny upadek moralny, a to jest temat samograj od tysięcy lat więc słabo mnie to zainteresowało.
    Można taki temat ująć też z trzeciej beczki i zastanowić się czy jest możliwe aby społeczeństwa z pokolenia na pokolenie genetycznie kretyniały w uchwytny statystycznie sposób.
    Otóż jest to o dziwo możliwe.
    Wystarczy jeśli preferowaną, sprzyjającą przeżyciu cechą osobnika jest prymitywizm, chamstwo i średnia inteligencja, to po kilkuset latach mamy ludność złożoną głównie z debilowatych prymitywów, gdyż kobiety akurat takich będą chętniej wybierać na dawców.
    Powstanie społeczeństwo na swój sposób sprawne i zaradne, lecz żyjące na bardzo niskim poziomie zaawansowania technicznego i cywilizacyjnego.
    Taką sytuację mamy np w Afryce czy w części Azji, i niema to nic wspólnego z tradycyjnie rozumianą “rasą”.
    W Polsce nie jest pod tym względem aż tak źle, cechy preferowane są bardziej różnorodne, jednak liczne przykłady zawrotnych karier tępaków, wskazują że kierunek na Czarny Ląd jest niestety trwały.
    Sytuacja w której kobiety nie widzą sensu w uganianiu się za intelektualistami jest bardzo niebezpieczna dla Polski w dłuższej perspektywie i niezmiernie mnie martwi z rożnych powodów.

  5. trza bić na alarm
    Z tych kawałków które czytałem na Onecie wynika że Hartman nie ruszał sprawy poziomu wykształcenia a jedynie narzekał na ogólny upadek moralny, a to jest temat samograj od tysięcy lat więc słabo mnie to zainteresowało.
    Można taki temat ująć też z trzeciej beczki i zastanowić się czy jest możliwe aby społeczeństwa z pokolenia na pokolenie genetycznie kretyniały w uchwytny statystycznie sposób.
    Otóż jest to o dziwo możliwe.
    Wystarczy jeśli preferowaną, sprzyjającą przeżyciu cechą osobnika jest prymitywizm, chamstwo i średnia inteligencja, to po kilkuset latach mamy ludność złożoną głównie z debilowatych prymitywów, gdyż kobiety akurat takich będą chętniej wybierać na dawców.
    Powstanie społeczeństwo na swój sposób sprawne i zaradne, lecz żyjące na bardzo niskim poziomie zaawansowania technicznego i cywilizacyjnego.
    Taką sytuację mamy np w Afryce czy w części Azji, i niema to nic wspólnego z tradycyjnie rozumianą “rasą”.
    W Polsce nie jest pod tym względem aż tak źle, cechy preferowane są bardziej różnorodne, jednak liczne przykłady zawrotnych karier tępaków, wskazują że kierunek na Czarny Ląd jest niestety trwały.
    Sytuacja w której kobiety nie widzą sensu w uganianiu się za intelektualistami jest bardzo niebezpieczna dla Polski w dłuższej perspektywie i niezmiernie mnie martwi z rożnych powodów.

  6. trza bić na alarm
    Z tych kawałków które czytałem na Onecie wynika że Hartman nie ruszał sprawy poziomu wykształcenia a jedynie narzekał na ogólny upadek moralny, a to jest temat samograj od tysięcy lat więc słabo mnie to zainteresowało.
    Można taki temat ująć też z trzeciej beczki i zastanowić się czy jest możliwe aby społeczeństwa z pokolenia na pokolenie genetycznie kretyniały w uchwytny statystycznie sposób.
    Otóż jest to o dziwo możliwe.
    Wystarczy jeśli preferowaną, sprzyjającą przeżyciu cechą osobnika jest prymitywizm, chamstwo i średnia inteligencja, to po kilkuset latach mamy ludność złożoną głównie z debilowatych prymitywów, gdyż kobiety akurat takich będą chętniej wybierać na dawców.
    Powstanie społeczeństwo na swój sposób sprawne i zaradne, lecz żyjące na bardzo niskim poziomie zaawansowania technicznego i cywilizacyjnego.
    Taką sytuację mamy np w Afryce czy w części Azji, i niema to nic wspólnego z tradycyjnie rozumianą “rasą”.
    W Polsce nie jest pod tym względem aż tak źle, cechy preferowane są bardziej różnorodne, jednak liczne przykłady zawrotnych karier tępaków, wskazują że kierunek na Czarny Ląd jest niestety trwały.
    Sytuacja w której kobiety nie widzą sensu w uganianiu się za intelektualistami jest bardzo niebezpieczna dla Polski w dłuższej perspektywie i niezmiernie mnie martwi z rożnych powodów.

  7. same oczywistości, niestety
    Należę do pokolenia przegranego inaczej (aluzja do dzisiejszego tekstu z GW). Klęska moja pokoleniowa polega na tym, że kiedy byłam młoda seks dopiero stawał się dozwolony, ale jego legitymizacją było uczucie, a nie piątek w klubie. Piwa spożywczego nie było, istniało tylko piwo stygmatyzujące ( człowiek spod budki z piwem), muzyka i owszem właśnie pięknie rozkwitała, a plaże były ciche. Liceum dawało wykształcenie ogólne porównywalne z dzisiejszym uniwersyteckim, a gdybym tylko wszystko pamiętała, czegom się wtedy nauczyła, mogłabym uchodzić za mędrca, alfę i omegę oraz encyklopedystkę. Z oczywistych względów nacisku na swobodne wyrażanie opinii się nie kładło, ale cóż po tej swobodzie, kiedy wiedzy brak. Na czymś w końcu trzeba tę opinię posadowić. Wymagania młodym naonczas stawiało się wysokie, ADHD oraz dysleksja chyba nie były jeszcze nawet wynalezione, a stres i owszem wchodził do użytku, ale traktowany był jak szczepionka przeciw życiu. Ba – szkoła dawała sobie nawet radę z wychowaniem, że nie wspomnę o nauczaniu. Jest upadek, gołym okiem widać. Widzę także wiele przyczyn tego stanu rzeczy. Jedną z nich jest niewątpliwie całkowity upadek szkolnictwa niższego. Jest nią także zmierzch idei, że tylko gruntowne, wyższe wykształcenie daje szansę na. Ale na co? Na dobrą pracę? Pracy nie ma. Na wyjście ze swojej klasy? Inteligencja przestała istnieć, to był przecież leninowski wymysł. Dzisiaj mamy za to klasę średnią, tyle że przynależność do klasy średniej jest uwarunkowana posiadaniem pracy i odpowiedniego wynagrodzenia, które zapewnia należny tej klasie poziom życia, czyli korzystanie także z pełnej oferty kulturalnej. Co więc pozostaje? Tania rozrywka, byle mocno zagłuszająca gonitwę myśli, czarnych myśli o przyszłości, OFE, hipotece i takich tam imponderabiliach. Społeczeństwo obywatelskie w Polsce nigdy nie powstało, zostało natychmiast zastąpione społeczeństwem konsumentów, każdemu według jego możliwości, a potrzeby będą kreować media, reklama, system celebrytów. Zwróćcie proszę uwagę, że nawet dawny system gwiazd (hollywoodzkich), napędzający mody, marzenia dziewczątek został zastąpiony systemem celebrytów, którzy są znani głównie z tego, że są znani. Wszystko to ma jednak głęboki sens. To jest globalna inżynieria dusz, mająca na celu stałe indukowanie nieistniejących w istocie potrzeb. Aby te potrzeby można było zrealizować trzeba potulnie i wydajnie pracować, trzeba być korporacyjnym androidem z wykształceniem „lunetowym” i takim postrzeganiem świata i jego mechanizmów, a w nagrodę co rok będzie można sobie kupić nowy model komórki i napakować do niej jeszcze więcej mp3. Po co nam nowy model komórki co rok? Po nic, ale ten nowy model komórki musi być wyprodukowany, a tym bardziej sprzedany, którą to sprzedaż androidy muszą co tydzień raportować w swoich korporacyjnych arkuszach sprzedaży z rozbudowanym systemem makr. Tak więc wszechogarniająca głupota jest niczym innym, jak inteligentnym projektem. Panienka z PKO tego nie rozumie, ale może instynktownie się przed nim broni, co? To byłby chichot dopiero, 
    Pozdrawiam

    • Przepiękny komentarz – k.janno
      W części ,,historyczno- wspomnieniowej” można dopisać taką herezję : szkoła peerelowska nie była, wbrew obiegowym opiniom, tym najgorszym, ani nawet ,,dopustem Bożym”. Wychowywała, tak – w y c h o w y w a ł a w oparciu o wzorce patriotyczne w najczystszej i najświętszej postaci ( z wyłączeniem, rzecz jasna, wzorców z najnowszej historii, z przyczyn politycznych). W najczarniejszych snach nie przewidywałem, że może być gorzej, to znaczy – nastąpić degrengolada szkolnictwa. I to jest praprzyczyna WSZYSTKICH naszych największych nieszczęść. Powtarzam to z uporem …godnym tej sprawy.
      W oczekiwaniu na więcej – pozdrawiam.

      • Mała wstawka
        ADHD i dysleksja zawsze istniały, ale istnienie tych prawdziwych zaburzeń jest marginalne.

        Z ADHD miałam kontakt nie tylko zawodowy i było to dość przeraźliwe; dorośli ludzie nie radzili sobie ze sobą mimo wykształcenia i kwalifikacji. Leki im pomagały.

        Dzieci same nie rosną. Z dziećmi trzeba rozmawiać. Rodzic, który rozmawia i uczy, a nie strofuje i poniża, jest dla młodego człowieka czymś więcej, niż moda i presja rówieśników.

        Można mi łatwo zarzucić, że ja jestem tu, a mój syn jest tam, ale codziennie rozmawiamy, przynajmniej godzinę, na różne tematy, i te rozmowy są dla obu stron znaczące. Syn się nauczył ode mnie, ja się teraz uczę od niego.

        I co ciekawego mówi student pierwszego roku? Dużo ciekawych rzeczy.

        Nie ma z kim w grupie pogadać, bo alfa romeo sie liczy i wielkie imprezowanie, no nie ma z kim pogadać.
        Nikt się niczym nie interesuje, tylko trawka i piwo, a tanie piwo ma 9% alkoholu!
        Kurdę, tyle to ma wino stołowe do obiadu, a nie piwo! Rozpijanie społeczeństwa ma tu miejsce, z etykietką “cool”. Za moich czasów była na studiach wódka, były imprezy, ale kto dał się porwać, to przegrał w zmaganiach; niektórzy już nie żyją.

        Wolność studentom przyświeca: tym świeżym, po-słabo-maturalnym, najłatwiej przychodzi:
        Chcę być obrzydliwie bogaty. Na razie jestem tylko obrzydliwy.

        Zagłosuję na Korwina-Mikke, super oszołom z niego jest! Facet jest cool! Dobrze gada!!!
        Płatne studia? – no co Ty, co to za jaja ?! Za studia mam płacić? Studia maja być za darmo!

  8. same oczywistości, niestety
    Należę do pokolenia przegranego inaczej (aluzja do dzisiejszego tekstu z GW). Klęska moja pokoleniowa polega na tym, że kiedy byłam młoda seks dopiero stawał się dozwolony, ale jego legitymizacją było uczucie, a nie piątek w klubie. Piwa spożywczego nie było, istniało tylko piwo stygmatyzujące ( człowiek spod budki z piwem), muzyka i owszem właśnie pięknie rozkwitała, a plaże były ciche. Liceum dawało wykształcenie ogólne porównywalne z dzisiejszym uniwersyteckim, a gdybym tylko wszystko pamiętała, czegom się wtedy nauczyła, mogłabym uchodzić za mędrca, alfę i omegę oraz encyklopedystkę. Z oczywistych względów nacisku na swobodne wyrażanie opinii się nie kładło, ale cóż po tej swobodzie, kiedy wiedzy brak. Na czymś w końcu trzeba tę opinię posadowić. Wymagania młodym naonczas stawiało się wysokie, ADHD oraz dysleksja chyba nie były jeszcze nawet wynalezione, a stres i owszem wchodził do użytku, ale traktowany był jak szczepionka przeciw życiu. Ba – szkoła dawała sobie nawet radę z wychowaniem, że nie wspomnę o nauczaniu. Jest upadek, gołym okiem widać. Widzę także wiele przyczyn tego stanu rzeczy. Jedną z nich jest niewątpliwie całkowity upadek szkolnictwa niższego. Jest nią także zmierzch idei, że tylko gruntowne, wyższe wykształcenie daje szansę na. Ale na co? Na dobrą pracę? Pracy nie ma. Na wyjście ze swojej klasy? Inteligencja przestała istnieć, to był przecież leninowski wymysł. Dzisiaj mamy za to klasę średnią, tyle że przynależność do klasy średniej jest uwarunkowana posiadaniem pracy i odpowiedniego wynagrodzenia, które zapewnia należny tej klasie poziom życia, czyli korzystanie także z pełnej oferty kulturalnej. Co więc pozostaje? Tania rozrywka, byle mocno zagłuszająca gonitwę myśli, czarnych myśli o przyszłości, OFE, hipotece i takich tam imponderabiliach. Społeczeństwo obywatelskie w Polsce nigdy nie powstało, zostało natychmiast zastąpione społeczeństwem konsumentów, każdemu według jego możliwości, a potrzeby będą kreować media, reklama, system celebrytów. Zwróćcie proszę uwagę, że nawet dawny system gwiazd (hollywoodzkich), napędzający mody, marzenia dziewczątek został zastąpiony systemem celebrytów, którzy są znani głównie z tego, że są znani. Wszystko to ma jednak głęboki sens. To jest globalna inżynieria dusz, mająca na celu stałe indukowanie nieistniejących w istocie potrzeb. Aby te potrzeby można było zrealizować trzeba potulnie i wydajnie pracować, trzeba być korporacyjnym androidem z wykształceniem „lunetowym” i takim postrzeganiem świata i jego mechanizmów, a w nagrodę co rok będzie można sobie kupić nowy model komórki i napakować do niej jeszcze więcej mp3. Po co nam nowy model komórki co rok? Po nic, ale ten nowy model komórki musi być wyprodukowany, a tym bardziej sprzedany, którą to sprzedaż androidy muszą co tydzień raportować w swoich korporacyjnych arkuszach sprzedaży z rozbudowanym systemem makr. Tak więc wszechogarniająca głupota jest niczym innym, jak inteligentnym projektem. Panienka z PKO tego nie rozumie, ale może instynktownie się przed nim broni, co? To byłby chichot dopiero, 
    Pozdrawiam

    • Przepiękny komentarz – k.janno
      W części ,,historyczno- wspomnieniowej” można dopisać taką herezję : szkoła peerelowska nie była, wbrew obiegowym opiniom, tym najgorszym, ani nawet ,,dopustem Bożym”. Wychowywała, tak – w y c h o w y w a ł a w oparciu o wzorce patriotyczne w najczystszej i najświętszej postaci ( z wyłączeniem, rzecz jasna, wzorców z najnowszej historii, z przyczyn politycznych). W najczarniejszych snach nie przewidywałem, że może być gorzej, to znaczy – nastąpić degrengolada szkolnictwa. I to jest praprzyczyna WSZYSTKICH naszych największych nieszczęść. Powtarzam to z uporem …godnym tej sprawy.
      W oczekiwaniu na więcej – pozdrawiam.

      • Mała wstawka
        ADHD i dysleksja zawsze istniały, ale istnienie tych prawdziwych zaburzeń jest marginalne.

        Z ADHD miałam kontakt nie tylko zawodowy i było to dość przeraźliwe; dorośli ludzie nie radzili sobie ze sobą mimo wykształcenia i kwalifikacji. Leki im pomagały.

        Dzieci same nie rosną. Z dziećmi trzeba rozmawiać. Rodzic, który rozmawia i uczy, a nie strofuje i poniża, jest dla młodego człowieka czymś więcej, niż moda i presja rówieśników.

        Można mi łatwo zarzucić, że ja jestem tu, a mój syn jest tam, ale codziennie rozmawiamy, przynajmniej godzinę, na różne tematy, i te rozmowy są dla obu stron znaczące. Syn się nauczył ode mnie, ja się teraz uczę od niego.

        I co ciekawego mówi student pierwszego roku? Dużo ciekawych rzeczy.

        Nie ma z kim w grupie pogadać, bo alfa romeo sie liczy i wielkie imprezowanie, no nie ma z kim pogadać.
        Nikt się niczym nie interesuje, tylko trawka i piwo, a tanie piwo ma 9% alkoholu!
        Kurdę, tyle to ma wino stołowe do obiadu, a nie piwo! Rozpijanie społeczeństwa ma tu miejsce, z etykietką “cool”. Za moich czasów była na studiach wódka, były imprezy, ale kto dał się porwać, to przegrał w zmaganiach; niektórzy już nie żyją.

        Wolność studentom przyświeca: tym świeżym, po-słabo-maturalnym, najłatwiej przychodzi:
        Chcę być obrzydliwie bogaty. Na razie jestem tylko obrzydliwy.

        Zagłosuję na Korwina-Mikke, super oszołom z niego jest! Facet jest cool! Dobrze gada!!!
        Płatne studia? – no co Ty, co to za jaja ?! Za studia mam płacić? Studia maja być za darmo!

  9. same oczywistości, niestety
    Należę do pokolenia przegranego inaczej (aluzja do dzisiejszego tekstu z GW). Klęska moja pokoleniowa polega na tym, że kiedy byłam młoda seks dopiero stawał się dozwolony, ale jego legitymizacją było uczucie, a nie piątek w klubie. Piwa spożywczego nie było, istniało tylko piwo stygmatyzujące ( człowiek spod budki z piwem), muzyka i owszem właśnie pięknie rozkwitała, a plaże były ciche. Liceum dawało wykształcenie ogólne porównywalne z dzisiejszym uniwersyteckim, a gdybym tylko wszystko pamiętała, czegom się wtedy nauczyła, mogłabym uchodzić za mędrca, alfę i omegę oraz encyklopedystkę. Z oczywistych względów nacisku na swobodne wyrażanie opinii się nie kładło, ale cóż po tej swobodzie, kiedy wiedzy brak. Na czymś w końcu trzeba tę opinię posadowić. Wymagania młodym naonczas stawiało się wysokie, ADHD oraz dysleksja chyba nie były jeszcze nawet wynalezione, a stres i owszem wchodził do użytku, ale traktowany był jak szczepionka przeciw życiu. Ba – szkoła dawała sobie nawet radę z wychowaniem, że nie wspomnę o nauczaniu. Jest upadek, gołym okiem widać. Widzę także wiele przyczyn tego stanu rzeczy. Jedną z nich jest niewątpliwie całkowity upadek szkolnictwa niższego. Jest nią także zmierzch idei, że tylko gruntowne, wyższe wykształcenie daje szansę na. Ale na co? Na dobrą pracę? Pracy nie ma. Na wyjście ze swojej klasy? Inteligencja przestała istnieć, to był przecież leninowski wymysł. Dzisiaj mamy za to klasę średnią, tyle że przynależność do klasy średniej jest uwarunkowana posiadaniem pracy i odpowiedniego wynagrodzenia, które zapewnia należny tej klasie poziom życia, czyli korzystanie także z pełnej oferty kulturalnej. Co więc pozostaje? Tania rozrywka, byle mocno zagłuszająca gonitwę myśli, czarnych myśli o przyszłości, OFE, hipotece i takich tam imponderabiliach. Społeczeństwo obywatelskie w Polsce nigdy nie powstało, zostało natychmiast zastąpione społeczeństwem konsumentów, każdemu według jego możliwości, a potrzeby będą kreować media, reklama, system celebrytów. Zwróćcie proszę uwagę, że nawet dawny system gwiazd (hollywoodzkich), napędzający mody, marzenia dziewczątek został zastąpiony systemem celebrytów, którzy są znani głównie z tego, że są znani. Wszystko to ma jednak głęboki sens. To jest globalna inżynieria dusz, mająca na celu stałe indukowanie nieistniejących w istocie potrzeb. Aby te potrzeby można było zrealizować trzeba potulnie i wydajnie pracować, trzeba być korporacyjnym androidem z wykształceniem „lunetowym” i takim postrzeganiem świata i jego mechanizmów, a w nagrodę co rok będzie można sobie kupić nowy model komórki i napakować do niej jeszcze więcej mp3. Po co nam nowy model komórki co rok? Po nic, ale ten nowy model komórki musi być wyprodukowany, a tym bardziej sprzedany, którą to sprzedaż androidy muszą co tydzień raportować w swoich korporacyjnych arkuszach sprzedaży z rozbudowanym systemem makr. Tak więc wszechogarniająca głupota jest niczym innym, jak inteligentnym projektem. Panienka z PKO tego nie rozumie, ale może instynktownie się przed nim broni, co? To byłby chichot dopiero, 
    Pozdrawiam

    • Przepiękny komentarz – k.janno
      W części ,,historyczno- wspomnieniowej” można dopisać taką herezję : szkoła peerelowska nie była, wbrew obiegowym opiniom, tym najgorszym, ani nawet ,,dopustem Bożym”. Wychowywała, tak – w y c h o w y w a ł a w oparciu o wzorce patriotyczne w najczystszej i najświętszej postaci ( z wyłączeniem, rzecz jasna, wzorców z najnowszej historii, z przyczyn politycznych). W najczarniejszych snach nie przewidywałem, że może być gorzej, to znaczy – nastąpić degrengolada szkolnictwa. I to jest praprzyczyna WSZYSTKICH naszych największych nieszczęść. Powtarzam to z uporem …godnym tej sprawy.
      W oczekiwaniu na więcej – pozdrawiam.

      • Mała wstawka
        ADHD i dysleksja zawsze istniały, ale istnienie tych prawdziwych zaburzeń jest marginalne.

        Z ADHD miałam kontakt nie tylko zawodowy i było to dość przeraźliwe; dorośli ludzie nie radzili sobie ze sobą mimo wykształcenia i kwalifikacji. Leki im pomagały.

        Dzieci same nie rosną. Z dziećmi trzeba rozmawiać. Rodzic, który rozmawia i uczy, a nie strofuje i poniża, jest dla młodego człowieka czymś więcej, niż moda i presja rówieśników.

        Można mi łatwo zarzucić, że ja jestem tu, a mój syn jest tam, ale codziennie rozmawiamy, przynajmniej godzinę, na różne tematy, i te rozmowy są dla obu stron znaczące. Syn się nauczył ode mnie, ja się teraz uczę od niego.

        I co ciekawego mówi student pierwszego roku? Dużo ciekawych rzeczy.

        Nie ma z kim w grupie pogadać, bo alfa romeo sie liczy i wielkie imprezowanie, no nie ma z kim pogadać.
        Nikt się niczym nie interesuje, tylko trawka i piwo, a tanie piwo ma 9% alkoholu!
        Kurdę, tyle to ma wino stołowe do obiadu, a nie piwo! Rozpijanie społeczeństwa ma tu miejsce, z etykietką “cool”. Za moich czasów była na studiach wódka, były imprezy, ale kto dał się porwać, to przegrał w zmaganiach; niektórzy już nie żyją.

        Wolność studentom przyświeca: tym świeżym, po-słabo-maturalnym, najłatwiej przychodzi:
        Chcę być obrzydliwie bogaty. Na razie jestem tylko obrzydliwy.

        Zagłosuję na Korwina-Mikke, super oszołom z niego jest! Facet jest cool! Dobrze gada!!!
        Płatne studia? – no co Ty, co to za jaja ?! Za studia mam płacić? Studia maja być za darmo!