Reklama

Miałem zacząć dowcipnie, ale ponieważ nie jest wesoło to sobie daruję.

Miałem zacząć dowcipnie, ale ponieważ nie jest wesoło to sobie daruję. Gdy trzy dni temu zacząłem analizować dane z Litwy, aby w końcu dla Kontrowersyjnych zmierzyć się ze studium przypadku zdychających ekonomicznych ?tygrysów? nie było jeszcze danych o wartości PKB Litwy za drugi kwartał 2009. Dzisiejsze dane z litewskiego Urzędu Statystycznego, który szacuje spadek PKB Litwy na 22,5 procent, powtarzam DWADZIEŚCIA DWA I PÓŁ procent , zmieniły całkowicie moje podejście do tematu i rozwaliły całkowicie wcześniejszą koncepcję planowanego wpisu. Poza tym nie czuję się jeszcze do tego wpisu przygotowany, ale … no nic, pomimo wszystko, spróbuję.

W ubiegłym roku litewska gospodarka odnotowała wzrost PKB na poziomie 3,2 proc. W porównaniu z rokiem 2007, gdy wzrost PKB wyniósł prawie 9 procent wartość ta musiała budzić co najmniej zaniepokojenie Litwinów. Podkreślano jednak, że w porównaniu z wynikami krajów unijnych, ubiegłoroczny wzrost, a raczej spadek litewskiej gospodarki nie wyglądał jeszcze najgorzej. Przewyższał wyniki większości krajów Europy Zachodniej. Niemniej wszyscy zdawali sobie sprawę, że coś zaczęło się psuć w gospodarce, a podana przez litewski Urząd Statystyczny dane o wzroście upadłości o 53 proc. (prawie 1000 spółek) wskazywały na poważne problemy.

Reklama

Największy wzrost ? o prawie 124 proc. – bankrutów odnotowano w budownictwie, gdzie upadło prawie 150 spółek (najwięcej w ostatnim kwartale 2008). Ta liczba chyba najbardziej oddawała skalę problemów, przed którymi stanęła Litwa, gdyż budownictwo stanowiło jedno z głównych kół zamachowych gospodarki litewskiej, którego wkład w PKB wynosił w 2007 roku ponad 10%. Powód recesji w budownictwie był taki jak wszędzie ? ograniczenie kredytów hipotecznych, które było pokłosiem światowego kryzysu finansowego. Jednak we wszystkich krajach byłego Związku Radzieckiego (Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina) recesja przybrała olbrzymie rozmiary i trudno to tłumaczyć jedynie zastojem w branży budowlano-montażowej, albo dużym udziałem eksportu w PKB,

Faktem jest, że np. eksport Litwy opiera się na branżach, które w kryzysie takim jak ten z góry skazane są na spadki. Chemia, tekstylia, czy też pojazdy i statki to produkty, które w kryzysie trudno eksportować, jednak wg mnie spadek eksportu nie daje pełnej odpowiedzi na pytanie o o przyczyny tragicznych wyników Litwy. Również poziom spadku produkcji budowlano-montażowej taką odpowiedzią raczej też nie jest. Z danych zamieszczonych na stronie litewskiego Urzędu Statystycznego
http://www.stat.gov.lt/uploads/pdf/1_LSM_2008.pdf
wynika, że Litwa w produkcji budowlano-montażowej na jednego mieszkańca miała wynik porównywalny z Polską. Tak jak w Polsce udział tej branży w PKB wynosił ok. 10 procent.

Muszę przyznać, że szukałem długo, gdyż problem nie dawał mi spokoju, a dostępne w języku polskim lub angielskim artykuły i opracowania takiej odpowiedzi nie dawały. Jednak, koniec końców, odpowiedź znalazłem, a podręcznikowe niemal skutki nieprzemyślanych, ekonomicznych decyzji powinny stanowić przestrogę dla przyszłych zwolenników tygrysiego rozwoju. Odpowiedź znalazłem w cyfrach podanych przez litewski Urząd Statystyczny, a przyczyny i wnioski pozwoliłem sobie wyciągnąć sam. No może nie zupełnie sam, gdyż o potencjalnej produkcji piszą chyba w każdym podręczniku do ekonomii.

W 2007 roku liczba zatrudnionych w budownictwie na Litwie wynosiła 170 tysięcy co stanowiło ponad 11 procent osób pracujących na Litwie. Porównanie z Polską, gdzie zatrudnienie w produkcji budowlano-montażowej wynosi mniej niż 400 tys i odpowiednio niecałe 3% ogółu zatrudnionych mówi raczej niewiele, ale gdy zestawimy ilość ?wyprodukowanego? w budownictwie dobra dane te aż biją po oczach. W Polsce mniej niż 400 tys. budowlańców wyprodukowało budowlanego dobra za ponad 100 mld zł, a na Litwie 170 tys pracowników budownictwa za niecałe 10 mld zł. Proszę się nie czepiać o dokładność liczb, gdyż same rzędy wielkości mówią o prawdziwym problemie litewskiej gospodarki.

Pewnie takie dysproporcje w produktywności można by złożyć na karb postsowieckiej produktywności i po części muszę się z tym zgodzić. Jakieś dwa lata temu byłem na Ukrainie i widziałem z okna hotelu budowlańców ukraińskich. Muszę przyznać, że po tym doświadczeniu jestem pełen szacunku dla pracy polskiego mistrza kielni i pacy. Jednak zasadnym jest pytanie, czy to jedyny powód. Dla mnie odpowiedź jest prosta, ale ponieważ autorytetem nie jestem postaram się jakoś moja odpowiedź uzasadnić.

Czy pamiętacie 3 miliony mieszkań? Pewnie, że pamiętacie, a zapewne niektórzy z Was nawet w jednym z tych mieszkań teraz mieszkają. Pomysł rewelacyjny, jednak rodził problemy, których przedsmak poznaliśmy na początku 2006 roku, a które Litwę, która również posiadała program wspierania budownictwa, doprowadziły do obecnej sytuacji. Gwałtownie rosnące ceny materiałów, budowlańcy łapani ?spod budki z piwem” czyli spadek wydajności pracy, a w konsekwencji szybujące w górę ceny m2 i płace budowlańców. Wzrost branży w dużej części powstawał jedynie dzięki branżowej inflacji. I to wszystko przy 72 tys mieszkań i 78 tysiącach domów w szczycie, który w Polsce nastąpił w roku 2008. Polska dzięki temu dołożyła kilka procent do PKB, ale pytanie – ku czemu to zmierzało?

Brrr, muszę powiedzieć, że chyba się cieszę z obecnej recesji, gdyż jakoś nie wierze w to, że polscy politycy wzięliby sobie do serca słowa Balcerowicza o przegrzaniu gospodarki. Bycie Tygrysem Europy to jednak kusząca perspektywa. Pytanie mam tylko jedno – Co by się obecnie działo z polskim PKB, gdybyśmy zaczęli rozwój budowlany wcześniej, a obecnie branża budowlana musiałaby zwolnić jakieś 800 tysięcy nieefektywnych aczkolwiek dobrze opłacanych pracowników? Czy nasza konsumpcja (sprzedaż detaliczna) spadłaby tak jak na Litwie o 30, czy też jedynie o 25 procent.
PS
Nie byłem gotowy na ten wpis i może trochę to niepoukładane, ale z uwagi na dzisiejszą informację litewskiego Urzedu Statystycznego, na którego stronę teraz jakoś wejść nie mogę, wpis musiał ukazać się dzisiaj.

Reklama

68 KOMENTARZE

    • Jak najbardziej do rzeczy,
      ale gdyby nasze budownictwo jeszcze trochę przyspieszyło to nie byłbyś pewnie zadowolony z położonych przez “fachowca” tynków czy płytek. Oczywiście czas i pieniądze nie byłyby proporcjonalne do wykonanej dla Ciebie usługi. Mój znajomy, renomowany budowlaniec, z kryzysu się cieszy – zamówień ma na już na cały rok, ale “pracowników” nie musi już poszukiwać pod przysłowiową “budką z piwem”
      PS
      Teraz te “budki” to raczej sklepy z produktem winopodobnym, ale przysłowie to przysłowie. Szkoda bo piwo … mniam.

    • Jak najbardziej do rzeczy,
      ale gdyby nasze budownictwo jeszcze trochę przyspieszyło to nie byłbyś pewnie zadowolony z położonych przez “fachowca” tynków czy płytek. Oczywiście czas i pieniądze nie byłyby proporcjonalne do wykonanej dla Ciebie usługi. Mój znajomy, renomowany budowlaniec, z kryzysu się cieszy – zamówień ma na już na cały rok, ale “pracowników” nie musi już poszukiwać pod przysłowiową “budką z piwem”
      PS
      Teraz te “budki” to raczej sklepy z produktem winopodobnym, ale przysłowie to przysłowie. Szkoda bo piwo … mniam.

    • Jak najbardziej do rzeczy,
      ale gdyby nasze budownictwo jeszcze trochę przyspieszyło to nie byłbyś pewnie zadowolony z położonych przez “fachowca” tynków czy płytek. Oczywiście czas i pieniądze nie byłyby proporcjonalne do wykonanej dla Ciebie usługi. Mój znajomy, renomowany budowlaniec, z kryzysu się cieszy – zamówień ma na już na cały rok, ale “pracowników” nie musi już poszukiwać pod przysłowiową “budką z piwem”
      PS
      Teraz te “budki” to raczej sklepy z produktem winopodobnym, ale przysłowie to przysłowie. Szkoda bo piwo … mniam.

    • Jak najbardziej do rzeczy,
      ale gdyby nasze budownictwo jeszcze trochę przyspieszyło to nie byłbyś pewnie zadowolony z położonych przez “fachowca” tynków czy płytek. Oczywiście czas i pieniądze nie byłyby proporcjonalne do wykonanej dla Ciebie usługi. Mój znajomy, renomowany budowlaniec, z kryzysu się cieszy – zamówień ma na już na cały rok, ale “pracowników” nie musi już poszukiwać pod przysłowiową “budką z piwem”
      PS
      Teraz te “budki” to raczej sklepy z produktem winopodobnym, ale przysłowie to przysłowie. Szkoda bo piwo … mniam.

  1. szybko i dużo
    Nic tak pięknie nie zarzyna gospodarki jak “lokomotywy gospodarcze” i “koła zamachowe”, czyli wybrane działy, kwitnące dzięki decyzjom politycznym, kredytom i hojności podatników.
    Gdy nadchodzi kryzys to pada ten cały dobrobyt pośpiesznie ulepiony za cudze pieniądze, zostaje tylko to, co mozolnie i realnie zrobiono “tymi rencami”.

      • niedobrze
        Tak, wiem. Te ręce to skrót poetycki.
        Kryzys jest dziwny, bo żadna kometa nie walnęła, czarna śmierć nie grasuje, wojny raczej lokalne. Po prostu spółka debili u władzy z pazernym bankierstwem urządziła krótkotrwałe igrzyska.
        Teraz już po balu, bogactwo wirtualne znika, zostaje naga prawda o tym, czym dany kraj dysponuje. Liczy się dorobek oszczędnych pokoleń tyrających za grosze, tradycja postępu technologicznego, bogactwa naturalne, wiedza wpojona latami, spryt w palcach, smykałka do biznesu.
        Kraje które żadnym z tych bogactw nie dysponują lądują jako dostawcy ludu pracującego, pszczelego wosku i innych palet drewnianych.

  2. szybko i dużo
    Nic tak pięknie nie zarzyna gospodarki jak “lokomotywy gospodarcze” i “koła zamachowe”, czyli wybrane działy, kwitnące dzięki decyzjom politycznym, kredytom i hojności podatników.
    Gdy nadchodzi kryzys to pada ten cały dobrobyt pośpiesznie ulepiony za cudze pieniądze, zostaje tylko to, co mozolnie i realnie zrobiono “tymi rencami”.

      • niedobrze
        Tak, wiem. Te ręce to skrót poetycki.
        Kryzys jest dziwny, bo żadna kometa nie walnęła, czarna śmierć nie grasuje, wojny raczej lokalne. Po prostu spółka debili u władzy z pazernym bankierstwem urządziła krótkotrwałe igrzyska.
        Teraz już po balu, bogactwo wirtualne znika, zostaje naga prawda o tym, czym dany kraj dysponuje. Liczy się dorobek oszczędnych pokoleń tyrających za grosze, tradycja postępu technologicznego, bogactwa naturalne, wiedza wpojona latami, spryt w palcach, smykałka do biznesu.
        Kraje które żadnym z tych bogactw nie dysponują lądują jako dostawcy ludu pracującego, pszczelego wosku i innych palet drewnianych.

  3. szybko i dużo
    Nic tak pięknie nie zarzyna gospodarki jak “lokomotywy gospodarcze” i “koła zamachowe”, czyli wybrane działy, kwitnące dzięki decyzjom politycznym, kredytom i hojności podatników.
    Gdy nadchodzi kryzys to pada ten cały dobrobyt pośpiesznie ulepiony za cudze pieniądze, zostaje tylko to, co mozolnie i realnie zrobiono “tymi rencami”.

      • niedobrze
        Tak, wiem. Te ręce to skrót poetycki.
        Kryzys jest dziwny, bo żadna kometa nie walnęła, czarna śmierć nie grasuje, wojny raczej lokalne. Po prostu spółka debili u władzy z pazernym bankierstwem urządziła krótkotrwałe igrzyska.
        Teraz już po balu, bogactwo wirtualne znika, zostaje naga prawda o tym, czym dany kraj dysponuje. Liczy się dorobek oszczędnych pokoleń tyrających za grosze, tradycja postępu technologicznego, bogactwa naturalne, wiedza wpojona latami, spryt w palcach, smykałka do biznesu.
        Kraje które żadnym z tych bogactw nie dysponują lądują jako dostawcy ludu pracującego, pszczelego wosku i innych palet drewnianych.

  4. szybko i dużo
    Nic tak pięknie nie zarzyna gospodarki jak “lokomotywy gospodarcze” i “koła zamachowe”, czyli wybrane działy, kwitnące dzięki decyzjom politycznym, kredytom i hojności podatników.
    Gdy nadchodzi kryzys to pada ten cały dobrobyt pośpiesznie ulepiony za cudze pieniądze, zostaje tylko to, co mozolnie i realnie zrobiono “tymi rencami”.

      • niedobrze
        Tak, wiem. Te ręce to skrót poetycki.
        Kryzys jest dziwny, bo żadna kometa nie walnęła, czarna śmierć nie grasuje, wojny raczej lokalne. Po prostu spółka debili u władzy z pazernym bankierstwem urządziła krótkotrwałe igrzyska.
        Teraz już po balu, bogactwo wirtualne znika, zostaje naga prawda o tym, czym dany kraj dysponuje. Liczy się dorobek oszczędnych pokoleń tyrających za grosze, tradycja postępu technologicznego, bogactwa naturalne, wiedza wpojona latami, spryt w palcach, smykałka do biznesu.
        Kraje które żadnym z tych bogactw nie dysponują lądują jako dostawcy ludu pracującego, pszczelego wosku i innych palet drewnianych.

  5. Litwini przed kryzysem po
    Litwini przed kryzysem po prostu powtórzyli wyczyn Polaków z czasów Gierka – zbudowali sobie “dobrobyt” na kredyt. Jedyna różnica polegała na tym, że w Polsce obywateli zadłużał rząd, a na Litwie zadłużali się oni bez pośredników. Można było ograniczyć skalę tego zjawiska podnosząc stopy procentowe, ale litewski tygrys założył sobie na szyję węża walutowego. W rezultacie nie dało się zrobić niczego, a inflacja rosła. W 2006 roku wynosiła ona 2,7%, w 2007 roku już 5,5%, a w maju 2008 roku sięgnęła 12%. Pompowano ten balon i pompowano, aż w końcu pękł i co wtedy? Wtedy do akcji wkroczył rząd, który w ramach stabilizowania budżetu podniósł podatki. Podniesiono o jeden procent VAT i zrobiono to w momencie, gdy kurs złotego utrzymywał się na niskim poziomie i coraz więcej Litwinów zaczynało wyjeżdżać na zakupy do Suwałk, Ełku, Białegostoku i Łomży. Restauracjom i hotelom, które dotychczas nieźle sobie radziły VAT podniesiono aż o 14%, co spowodowało spadek obrotów w branży. Podniesiono też akcyzę na paliwo, alkohol i papierosy. W rezultacie zaczęto te towary kupować na Białorusi, gdzie są tańsze, albo je stamtąd masowo przemycać. Efekt? Wpływy do budżetu spadły, zamiast wzrosnąć. Konieczne stały się coraz głębsze cięcia wydatków socjalnych i pensji urzędniczych ( to akurat plus – wybrano oszczędności, zamiast nadmiernego zadłużenia ). Niestety nikogo to niczego nie nauczyło – w planach jest kolejna podwyżka VAT, tym razem o 2%. Ta podwyżka nie powinna wiele zmienić w sytuacji budżetu, natomiast dla konsumentów i dla niektórych firm będzie uciążliwa.

  6. Litwini przed kryzysem po
    Litwini przed kryzysem po prostu powtórzyli wyczyn Polaków z czasów Gierka – zbudowali sobie “dobrobyt” na kredyt. Jedyna różnica polegała na tym, że w Polsce obywateli zadłużał rząd, a na Litwie zadłużali się oni bez pośredników. Można było ograniczyć skalę tego zjawiska podnosząc stopy procentowe, ale litewski tygrys założył sobie na szyję węża walutowego. W rezultacie nie dało się zrobić niczego, a inflacja rosła. W 2006 roku wynosiła ona 2,7%, w 2007 roku już 5,5%, a w maju 2008 roku sięgnęła 12%. Pompowano ten balon i pompowano, aż w końcu pękł i co wtedy? Wtedy do akcji wkroczył rząd, który w ramach stabilizowania budżetu podniósł podatki. Podniesiono o jeden procent VAT i zrobiono to w momencie, gdy kurs złotego utrzymywał się na niskim poziomie i coraz więcej Litwinów zaczynało wyjeżdżać na zakupy do Suwałk, Ełku, Białegostoku i Łomży. Restauracjom i hotelom, które dotychczas nieźle sobie radziły VAT podniesiono aż o 14%, co spowodowało spadek obrotów w branży. Podniesiono też akcyzę na paliwo, alkohol i papierosy. W rezultacie zaczęto te towary kupować na Białorusi, gdzie są tańsze, albo je stamtąd masowo przemycać. Efekt? Wpływy do budżetu spadły, zamiast wzrosnąć. Konieczne stały się coraz głębsze cięcia wydatków socjalnych i pensji urzędniczych ( to akurat plus – wybrano oszczędności, zamiast nadmiernego zadłużenia ). Niestety nikogo to niczego nie nauczyło – w planach jest kolejna podwyżka VAT, tym razem o 2%. Ta podwyżka nie powinna wiele zmienić w sytuacji budżetu, natomiast dla konsumentów i dla niektórych firm będzie uciążliwa.

  7. Litwini przed kryzysem po
    Litwini przed kryzysem po prostu powtórzyli wyczyn Polaków z czasów Gierka – zbudowali sobie “dobrobyt” na kredyt. Jedyna różnica polegała na tym, że w Polsce obywateli zadłużał rząd, a na Litwie zadłużali się oni bez pośredników. Można było ograniczyć skalę tego zjawiska podnosząc stopy procentowe, ale litewski tygrys założył sobie na szyję węża walutowego. W rezultacie nie dało się zrobić niczego, a inflacja rosła. W 2006 roku wynosiła ona 2,7%, w 2007 roku już 5,5%, a w maju 2008 roku sięgnęła 12%. Pompowano ten balon i pompowano, aż w końcu pękł i co wtedy? Wtedy do akcji wkroczył rząd, który w ramach stabilizowania budżetu podniósł podatki. Podniesiono o jeden procent VAT i zrobiono to w momencie, gdy kurs złotego utrzymywał się na niskim poziomie i coraz więcej Litwinów zaczynało wyjeżdżać na zakupy do Suwałk, Ełku, Białegostoku i Łomży. Restauracjom i hotelom, które dotychczas nieźle sobie radziły VAT podniesiono aż o 14%, co spowodowało spadek obrotów w branży. Podniesiono też akcyzę na paliwo, alkohol i papierosy. W rezultacie zaczęto te towary kupować na Białorusi, gdzie są tańsze, albo je stamtąd masowo przemycać. Efekt? Wpływy do budżetu spadły, zamiast wzrosnąć. Konieczne stały się coraz głębsze cięcia wydatków socjalnych i pensji urzędniczych ( to akurat plus – wybrano oszczędności, zamiast nadmiernego zadłużenia ). Niestety nikogo to niczego nie nauczyło – w planach jest kolejna podwyżka VAT, tym razem o 2%. Ta podwyżka nie powinna wiele zmienić w sytuacji budżetu, natomiast dla konsumentów i dla niektórych firm będzie uciążliwa.

  8. Litwini przed kryzysem po
    Litwini przed kryzysem po prostu powtórzyli wyczyn Polaków z czasów Gierka – zbudowali sobie “dobrobyt” na kredyt. Jedyna różnica polegała na tym, że w Polsce obywateli zadłużał rząd, a na Litwie zadłużali się oni bez pośredników. Można było ograniczyć skalę tego zjawiska podnosząc stopy procentowe, ale litewski tygrys założył sobie na szyję węża walutowego. W rezultacie nie dało się zrobić niczego, a inflacja rosła. W 2006 roku wynosiła ona 2,7%, w 2007 roku już 5,5%, a w maju 2008 roku sięgnęła 12%. Pompowano ten balon i pompowano, aż w końcu pękł i co wtedy? Wtedy do akcji wkroczył rząd, który w ramach stabilizowania budżetu podniósł podatki. Podniesiono o jeden procent VAT i zrobiono to w momencie, gdy kurs złotego utrzymywał się na niskim poziomie i coraz więcej Litwinów zaczynało wyjeżdżać na zakupy do Suwałk, Ełku, Białegostoku i Łomży. Restauracjom i hotelom, które dotychczas nieźle sobie radziły VAT podniesiono aż o 14%, co spowodowało spadek obrotów w branży. Podniesiono też akcyzę na paliwo, alkohol i papierosy. W rezultacie zaczęto te towary kupować na Białorusi, gdzie są tańsze, albo je stamtąd masowo przemycać. Efekt? Wpływy do budżetu spadły, zamiast wzrosnąć. Konieczne stały się coraz głębsze cięcia wydatków socjalnych i pensji urzędniczych ( to akurat plus – wybrano oszczędności, zamiast nadmiernego zadłużenia ). Niestety nikogo to niczego nie nauczyło – w planach jest kolejna podwyżka VAT, tym razem o 2%. Ta podwyżka nie powinna wiele zmienić w sytuacji budżetu, natomiast dla konsumentów i dla niektórych firm będzie uciążliwa.