Reklama

Pan Ignacy Lajkonik ponownie nacisnął guzik dzwonka, posłuchał, jak za drzwiami wybrzmiewa ptasi świergot… i dalej stał, cierpliwie czekając.

Pan Ignacy Lajkonik ponownie nacisnął guzik dzwonka, posłuchał, jak za drzwiami wybrzmiewa ptasi świergot… i dalej stał, cierpliwie czekając. Obok niego pani Chandra poruszyła się niespokojnie, a kiedy na nią spojrzał, z zaniepokojeniem podniosła do góry brwi.
– Jesteś pewien, że się z nimi umawiałeś?
Pan Ignacy przyjaźnie się uśmiechnął.
– Stuprocentowo pewien. Nie dalej jak trzy dni temu dzwoniłem i potwierdzili, że to dzisiaj.
Stali więc i czekali, a czas dłużył im się niemiłosiernie… A właściwie nie dłużył im się wcale, bo stali razem, chociaż nie da się ukryć, że bycie razem jest przyjemniejsze w gościnnych objęciach miękkiej kanapy. Licząc na tę kanapę, pan Lajkonik ponownie użył przycisku dzwonka.

Tym razem za drzwiami dało się usłyszeć niespieszne człapanie, stuk odsuwanej zasuwy i oto w drzwiach ukazał się wysoki, chudy mężczyzna nieco podobny do agenta Coopera z serialu “Miasteczko Twin Peaks”, ale o całkiem niepodobnym do agenta nieobecnym wzroku za szkłami okularów. No i dzielnego agenta w serialu rzadko można było oglądać w szlafroku, w kapciach na bose nogi i z mokrą czupryną układającą się w imponujący czub. Popatrzył na pana Ignacego, potem na panią Chandrę, uśmiechnął się niepewnie i odchrząknął.

Reklama

– Dzień dobry… – prawie szepnął, po czym przełknął z wysiłkiem i już głośniej powiedział – Dzień dobry! A to niespodzianka! –
Pan Lajkonik przejął inicjatywę. Rzucił serdeczne – Cześć, Antoś! – po czym już bardziej formalnie dokonał prezentacji – Poznajcie się, to mój przyjaciel ze studiów, Antoś, to znaczy Kazimierz Antoni Sanderski, a to… jest Chandra – dokończył tonem, który nie pozostawiał wątpliwości, kim jest w tym towarzystwie pani Chandra. Teraz dopiero pan Antoni wyciągnął dłoń w kierunku pani C. i wymamrotał – Miło mi… –

– Ale, Antoś, jak to niespodzianka? Przecież umawialiśmy się na dzisiaj, parę dni temu sam potwierdzałeś? – zdziwił się pan Lajkonik, kiedy zamknęły się za nimi drzwi. Pan Antoni niespokojnie pociągnął nosem – Hmmm… to przecież… miało być… za tydzień? Wybaczcie, doprowadzę się tylko do porządku, rozgośćcie się tymczasem – i zniknął za drzwiami łazienki, z której zaraz rozległ się szum suszarki.
– Kochanie, przecież pytałam, czy to na pewno miało być dzisiaj – szepnęła pani Chandra. Pan Ignacy skinął głową – Tak, na pewno. Po prostu Antoś ma swoje… No, jest już taki ekscentryczny.

Tymczasem w zamku wejściowych drzwi zachrobotał klucz, a po chwili ukazała się w nich nowa postać – średniego wzrostu blondynka w modnym wiosennym płaszczu, dzierżąca w dłoni siatkę z zakupami. Zamknęła za sobą drzwi, zrobiła dwa kroki w kierunku kuchni i zauważyła gości. Pan Lajkonik uśmiechnął się do niej, a ona najpierw podniosła brwi ze zdziwienia, a potem parsknęła śmiechem.
– Cześć, kochani! Antoś znowu namieszał, co? – wykrztusiła, kiedy już mogła mówić – Kaśka jestem, żona tego tam – machnęła ręką w kierunku łazienki. – A ty pewnie jesteś Chandra? Ignacy przy każdej okazji o tobie opowiada… – Pan Lajkonik kaszlnął, zakłopotany i dostał z tej okazji przyjacielskiego szturchańca – No, już nie bądź taki skromny!

Pani Chandra z rosnącym zdumieniem słuchała tego monologu, którego – wydawałoby się – nie mogło przerwać nic poza średnich rozmiarów kataklizmem. Fertyczna pani Kasia była tak inna od swojego introwertycznego męża, że wydawało się jakby pochodziła z innego wszechświata, a przynajmniej z innej planety, i nie żeby z Wenus. Szybkość, z jaką mówiła, ciskała spojrzeniami i śmiała się, wskazywała raczej na Merkurego. Jej bystre spojrzenie szybko wyłowiło minę pani C. i od razu posypały się wyjaśnienia: – Byłam pewna, że przychodzicie dzisiaj, ale Antoś kolejny raz wmówił mi, że dopiero o dwudziestej, i był tak granitowo pewny, że mu uwierzyłam – na chwilkę, maleńką chwileczkę, jej uśmiech stracił na intensywności, ale zaraz znowu przyjął formę od ucha do ucha – Już tak mam z tym chłopem, wiecie, takiego to albo utłuc, albo pokochać! – po czym pokazała im na sekundę język, robiąc minę mówiącą “ale i tak go kocham”.

– Ale, ale, ja tu was zagaduję, a kolacja sama się nie zrobi! Chodźcie na chwilę do kuchni, wszystko mam już prawie gotowe, wyskoczyłam tylko po ostatnie drobiazgi – rzuciła pani Kasia i nie dało się jej odmówić. Przeszli do dużej, jasno oświetlonej kuchni w stylu rustykalnym, w której pani Chandrze bardzo miło się siedziało, podczas kiedy pan Ignacy, najwyraźniej już rozkrochmalony, dotrzymywał gospodyni kroku w konwersacji, przerzucając się z nią żarcikami, ale nie wyłączając z rozmowy swojej towarzyszki. Pani Chandra ani się obejrzała, kiedy opowiedziała Kasi, skąd pochodzi, co robiła w kraju i w Indiach, oraz jak to się poznali z panem Ignacym – a wtedy pyszna złota sałatka, rozsiewająca wokół aromat czosnku i ananasa, wjechała na stół, razem z nią apetyczne kawałki puchatej bagietki, a jednocześnie za szybką piekarnika rumieniły się już miniaturowe hiszpańskie kiełbaski, każda owinięta wstążką francuskiego ciasta.

Razem zanieśli wszystkie te pyszności na stół, tymczasem pojawił się wśród nich również pan Antoś, jakże jednak odmieniony! Na jego obliczu gościł życzliwy uśmiech, a on sam nie dorównywał może małżonce w szybkości i celności żartów, ale trzeba przyznać, że starał się, jak mógł. Pani Chandra szybko wybaczyła mu początkowe zachowanie, tym bardziej, że wino, które wybrał z zakamuflowanej półki i nie bez trudności otworzył, okazało się znakomite!

Coś jednak nie dawało jej spokoju. Krążyło wokół nich, chowało się w zakamarkach swobodnej konwersacji, wysuwało czułki zza żartów – aż w końcu pani Chandra skojarzyła znaczące spojrzenia pana Lajkonika z dziwnymi wypowiedziami pana Antosia. Dziwnymi, bo niepasującymi do siebie nawzajem. Otóż pan Kazimierz Antoni dwojga imion w jednej chwili opowiadał z przejęciem o zeszłotygodniowym występie swojej córki Idylli w przedszkolnych jasełkach, żeby po kwadransie roztrząsać jej szanse podczas letniej sesji egzaminacyjnej na Uniwersytecie. Tu wtrąciła się delikatnie pani Kasia, uściślając, że chodzi o egzamin kończący gimnazjum, a stąd rozmowa sama zeskoczyła już na reformę edukacji. Pani C. poczuła się nieswojo również w chwili, kiedy gospodarz zapytał jej z uśmiechem: “I jakże też się bawiliście w tej Toskanii?”, a pani Katarzyna w tejże chwili wpadła mu w słowo: “W Indiach, miałeś na myśli Indie, PRAWDA?!?”

Chandra już, już miała zapytać, co tu właściwie jest grane, ale popatrzyła najpierw na pana Lajkonika, który leciutko – prawie niedostrzegalnie – pokręcił głową na boki, jakby sugerując, że nie pora na to, a potem to już on wszystko wyjaśni. A było co wyjaśniać, ponieważ kiedy kolacja się skończyła, a goście mieli się ku wyjściu, rozmowa zeszła na wspólnych znajomych. W pewnym momencie pan Antoś zagaił: – A co tam u Igora? Wyszedł już ze szpitala? Noga cała? Ale ten samochód to paskudnie rozwalił, co? – a pan Ignacy na sekundę zesztywniał, a potem pospiesznie potaknął i zmienił temat.

Wyszli z uroczej kamieniczki na starym mieście, pan Lajkonik odetchnął świeżym powietrzem i zaczął tłumaczyć pani Chandrze:
– że pan Antoś dzieckiem może nie w kolebce, ale w szkole podstawowej miał wypadek, który cudem przeżył;
– że od tamtej pory zdarza mu się mieszać sytuacje i czasy, i wcale nie gramatyczne, ale jak najbardziej rzeczywiste;
– że przeróżni ludzie już próbowali wykorzystać ten dar dla własnych – lub reprezentowanych przez siebie instytucji – korzyści, ale nic z tego;
– że pan Antoś sam nie potrafi tego kontrolować, ale w najmniej oczekiwanym momencie zdarza mu się powiedzieć coś, co dotyczy zamierzchłej przeszłości lub bliżej nieokreślonej przyszłości;
– ale poza tym jest przemiłym człowiekiem, a żonę to w ogóle ma dzielną kobietę i hoho…

I w tym momencie pani Chandra delikatnie uszczypnęła go w ucho za to “hoho”. Co sprawiło, że pan Ignacy przerwał wyjaśnienia i zajął się udowadnianiem, że “hoho” jest wyłącznie przyjacielskie, a uczucia mocniejsze i głębsze żywi wyłącznie względem pewnej przemiłej brunetki o egzotycznej urodzie. Skończył udowadniać i trzymał tę brunetkę w objęciach jeszcze przez chwilę, żeby nie było już żadnych wątpliwości. Pani Chandra otworzyła oczy, uśmiechnęła się tak, że powietrze wokół nich pojaśniało i jeszcze przez chwilę żadne z nich nic nie mówiło. Wreszcie pan Lajkonik coś sobie przypomniał, westchnął frasobliwie i dodał:
– Ale Igora to ja widziałem nie dalej niż wczoraj. Tryskał zdrowiem i energią, więc… chyba trzeba będzie do niego zadzwonić, i to szybko.
Pani Chandra przytaknęła i też sobie coś przypomniała.
– Masz jakieś plany na wakacje? Może, hmm, wybierzemy się razem gdzieś na południe?
______________________

Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
______________________

Dla czytelników wydania kontrowersyjnego – zamiast nawigacji:
Poprzednie opowiadanie o panu Ignacym Lajkoniku znajdziecie tutaj – http://kontrowersje.net/tresc/lajkonik_i_nagla_odwilz. Niniejsze opowiadanie jest pierwszym z “drugiego tomu”.

Reklama

39 KOMENTARZE

  1. Masz dar pisania w taki
    Masz dar pisania w taki sposób, że czytając czuję jak bym słuchała siedząc przy kominku gdy za oknem szaro, buro i ponuro. Brzmi jak baśń… I w bajce to nie będzie cud… Myśli odpływają w zaczarowany świat, zapominając o tym co smuci i boli.:)
    Dziękuję.:)) Warto było czekać.:))

    • Ech, kto dzisiaj ma jeszcze kominek?
      Ci, co we własnym domu (domku, willi). A reszta, w nowych czy starych blokach, czy kamienicach – nie bardzo. Oczywiście piszę dla wszystkich chętnych, ale jeżeli jest tak, jak sugerujesz – ci drudzy mogą się poczuć jak przy kominku, no i dobrze : )

  2. Masz dar pisania w taki
    Masz dar pisania w taki sposób, że czytając czuję jak bym słuchała siedząc przy kominku gdy za oknem szaro, buro i ponuro. Brzmi jak baśń… I w bajce to nie będzie cud… Myśli odpływają w zaczarowany świat, zapominając o tym co smuci i boli.:)
    Dziękuję.:)) Warto było czekać.:))

    • Ech, kto dzisiaj ma jeszcze kominek?
      Ci, co we własnym domu (domku, willi). A reszta, w nowych czy starych blokach, czy kamienicach – nie bardzo. Oczywiście piszę dla wszystkich chętnych, ale jeżeli jest tak, jak sugerujesz – ci drudzy mogą się poczuć jak przy kominku, no i dobrze : )

  3. Masz dar pisania w taki
    Masz dar pisania w taki sposób, że czytając czuję jak bym słuchała siedząc przy kominku gdy za oknem szaro, buro i ponuro. Brzmi jak baśń… I w bajce to nie będzie cud… Myśli odpływają w zaczarowany świat, zapominając o tym co smuci i boli.:)
    Dziękuję.:)) Warto było czekać.:))

    • Ech, kto dzisiaj ma jeszcze kominek?
      Ci, co we własnym domu (domku, willi). A reszta, w nowych czy starych blokach, czy kamienicach – nie bardzo. Oczywiście piszę dla wszystkich chętnych, ale jeżeli jest tak, jak sugerujesz – ci drudzy mogą się poczuć jak przy kominku, no i dobrze : )

  4. kominek może być na prąd, lub na gaz z butli
    Czyli Antoś w wyniku urazu mózgu otrzymał dar przepowiadania nie tylko przeszłości, ale również przyszłości.
    Zawsze wtykasz jakiś element science fiction i zręcznie łączysz go z bamboszowym, ciepłym romantyzmem.
    Czyta się fajnie.

  5. kominek może być na prąd, lub na gaz z butli
    Czyli Antoś w wyniku urazu mózgu otrzymał dar przepowiadania nie tylko przeszłości, ale również przyszłości.
    Zawsze wtykasz jakiś element science fiction i zręcznie łączysz go z bamboszowym, ciepłym romantyzmem.
    Czyta się fajnie.

  6. kominek może być na prąd, lub na gaz z butli
    Czyli Antoś w wyniku urazu mózgu otrzymał dar przepowiadania nie tylko przeszłości, ale również przyszłości.
    Zawsze wtykasz jakiś element science fiction i zręcznie łączysz go z bamboszowym, ciepłym romantyzmem.
    Czyta się fajnie.

  7. Zwlekałam z komentarzem
    Bo niestety, źle mi się kojarzy.

    Pracowałam z pacjentami z chorobą Alzheimera i to było bardzo przykre.
    Przykre było widzieć, jak kochająca żona, znękana opieką, prowadziła męża do łazienki, wchodziła z nim do środka i wychodzili razem; on nie kojarzył, nie wiedział, co teraz, ona go pocałowała w nos i powiedziała wesoło: “chodź, przystojniaku!” i on dał jej rękę, i ufnie poszedł, jak go prowadziła.

    Potem powiedziała: Nie tak miało być.

  8. Zwlekałam z komentarzem
    Bo niestety, źle mi się kojarzy.

    Pracowałam z pacjentami z chorobą Alzheimera i to było bardzo przykre.
    Przykre było widzieć, jak kochająca żona, znękana opieką, prowadziła męża do łazienki, wchodziła z nim do środka i wychodzili razem; on nie kojarzył, nie wiedział, co teraz, ona go pocałowała w nos i powiedziała wesoło: “chodź, przystojniaku!” i on dał jej rękę, i ufnie poszedł, jak go prowadziła.

    Potem powiedziała: Nie tak miało być.

  9. Zwlekałam z komentarzem
    Bo niestety, źle mi się kojarzy.

    Pracowałam z pacjentami z chorobą Alzheimera i to było bardzo przykre.
    Przykre było widzieć, jak kochająca żona, znękana opieką, prowadziła męża do łazienki, wchodziła z nim do środka i wychodzili razem; on nie kojarzył, nie wiedział, co teraz, ona go pocałowała w nos i powiedziała wesoło: “chodź, przystojniaku!” i on dał jej rękę, i ufnie poszedł, jak go prowadziła.

    Potem powiedziała: Nie tak miało być.