Reklama

Pomyślałam, że jeśli prawdziwa jest moja teza o telepatii uczuć, to powinna być możliwa pozytywna zmiana naszych relacji jednostronnie tylko siłą moich. Mocno sie obawiam, że sprawdziłyby się moje najgorsze obawy, gdybym wtedy nie potraktowala serio sygnałow alarmowych pozostając nadal w gronie rodziców, którzy z miłości i w najlepszych intencjach doprowadzają swoje dzieci do rozpaczy będącej czasem powodem zejścia na złą drogę lub nawet samobójstwa ? modląc się jednocześnie o ich pomyślność. Długo pewnie jeszcze bagatelizowałabym niejasne, płynace z głębi duszy sygnały, że postępuje źle albo ? co bardziej prawdopodobne ? nigdy nie udałoby mi się bez pomocy synka zlokalizować i zrozumieć powodów naszych dopiero zaczynających się, ale grożących eskalacją konfliktów.
Stosowane dotąd tradycyjne metody wychowawcze wydały mi się teraz jako żywo podobne do tresury zwierząt: nagroda (pochwała) za dobry uczynek, kara (nagana) za zły. Odkąd zdałam sobie sprawę z własnej roli, przestałam ograniczać się do powierzchownych ocen, potępiać i wydawać wyroki, całkowicie zrezygnowałam też na rzecz przekonywania z presji i uczuciowego szantażu, które wcześniej były (przyznaję ze wstydem) na porządku dziennym. Z początku mały obserwował te zmiany nieufnie, podejrzewając pewnie jedną z rodzicielskich sztuczek i spodziewając się powrotu dobrze mu znanych metod, szybko jednak uwierzył, że to nie sztuczki, że nareszcie wolno mu być sobą bez obawy krytyki, zawstydzania, potępiania, karania za błędy lub złe zachowanie pozbawieniem mojej akceptacji. Stopniowo przestal się buntować i niedługo poźniej miałam w domu zupełnie inne dziecko: otwarte, spontaniczne, pewne siebie, szczęśliwe i …o wiele bardziej wymagające. Dzieki metamorfozie w moich myślach i uczuciach spowodowanej jednym, jedynym zdaniem doprowadzonego przeze mnie do kresu wytrzymałości dziecka, reszta dokonała się właściwie sama – zniknęła bariera hamująca dotychczas jego rozwój, nasze stosunki staly się z dnia na dzień wolne od charakterystycznego przedtem męczącego, trwałego napięcia. Oczywiście i dziś zdarzają się kłótnie takie, że ?wióry lecą? , ale porównać je można do oczyszczającej powietrze krótkiej gwałtownej burzy. Jeśli pada w nich krytyka, to wyłącznie konkretnego zachowania, nigdy osoby. Widzę, jak bardzo synowi zależy na mojej aprobacie nie tylko jego osoby, lecz także postępowania ? zwykle natychmiast deklaruje gotowość pracy nad jego poprawą, jesli zgłoszę zastrzeżenia. Mogę w najostrzejszych słowach skrytykowac zachowanie, natomiast absolutnie nie wolno mi przyklejać negatywnych ?etykietek? ? wtedy awantura murowana. Raz na zawsze pozbyłam się myślowego stereotypu, że głupi postępek oznacza głupotę, bardzo mądrym ludziom też zdarzają się idiotyczne, wynikajace np.z chwilowego braku koncentracji lub złej oceny sytuacji, błędy. Nierzadko to ja zobowiązuję się zmienić moje niedobre przyzwyczajenia. Dziś, kiedy cieszę się prawdziwym autorytetem, nie mam najmniejszych oporów przed przyznaniem się do błędów, a krytycznych uwag nie odbieram już jako obrazy majestatu. Pomyśleć ? niedawno święcie wierzyłam, że z niepojętych dla mnie powodów najwiekszą radościa synka jest robić mi wszystko na złość.
W tym ważnym okresie diametralnych (jak się okazało) zmian wpadła mi w ręce mała, wspaniała książeczka, rozmowa z psychoterapeutą p. Wojciechem Eichelbergerem pt. ?Jak wychować szczęśliwe dzieci?. Największe wrazenie zrobiło na mnie przeczytane w niej zdanie, że człowiek posiada wrodzoną wiedzę o tym, iż najwazniejsze na świecie są miłość, prawda i wolność. Właśnie samodzielnie doszłam do wniosku, że każdy u nas przychodzi na świat z zakodowanym w duszy gotowym moralnym systemem wartości i jeśli tu, na tym świecie, nie zostanie on już w dzieciństwie zastąpiony destrukcyjnym, ze szczęśliwego dziecka wyrośnie prawy, dojrzały człowiek. Powyższą listę moj synek uzupelnił o wiarę, bez której nawet miłość nie daje szczęścia.
To po co ja się tak męczyłam – pomyślałam – wbrew wyraźnym oporom usiłując wpajać dziecku ideały, które musi znać lepiej ode mnie, jako że poźniej się urodził i jest mniej wewnętrznie zdeformowany. Z pełnym przekonaniem pozwoliłam mu teraz mu na swobodny rozwój, na drodze którego każdy błąd jest małym krokiem w kierunku nieosiągalnej doskonałości – pod warunkiem jednak, że nie ukarany. Często wprawdzie powtarzamy znane porzekadło, że na błędach czlowiek się uczy, ale przeważnie pozostaje ono teorią, za to odruch karania wiekszość rodziców ma we krwi i używa go bez żadnego umiaru. Robi to z miłości i dla dobra pociech ma się rozumieć, w przeświadczeniu o odstraszającej funkcji kary w myśl zasady im surowsza, tym skuteczniejsza. Zwolennicy surowych metod wychowawczych argumentują, że takie ?hartowanie? przygotowuje dziecko do brutalności tego świata. Moim zdaniem nic bardziej błędnego! Jest dokladnie na odwrot, ponieważ kara odbiera wiarę we własny rozsądek i paraliżując swobode działania powoduje zablokowanie rozwoju. Aż dziw bierze, że dorośli, zwykle mądrzy ludzie, nie potrafią zdobyć się na refleksję w takiej prostej sprawie: wsparcie psychiczne w trudnej sytuacji polega na dodaniu wiary we własne siły komunikatem ?wierzę, że dasz sobie radę? , z pewnością nie wzmocni się nikogo psychicznie przez upokarzanie, zawstydzanie, pretensje i okazywanie rozczarowania. Paradoksalnie w stosunku do obcych większość intuicyjnie wybiera pierwszą z wymienionych wyżej postaw, natomiast najbardziej kochanych czyli dzieci ?dołują? przy każdej okazji. W przekonaniu wielu rodziców pochwały psują, więc są surowo reglamentowane i dziecko codziennie odbiera przekaz, że jest złe, słabe, głupie, nieodpowiedzialne, niegodne zaufania…
Czy można się dziwić, że tak traktowane dzieci bardzo źle czują się w swojej skórze i szukają ucieczki od rzeczywistości w alkoholu lub narkotykach? Ze zamykają się w swoim świecie, do którego rodzice nie mają wstępu? Że wyrastają z nich słabi, niezdolni zaufać ani własnym zdolnościom ani innym ludziom dorośli, którym całe zycie towarzyszy przekonanie o własnej nieudolności, utrudniające albo wręcz uniemożliwiające osiąganie sukcesów.
Przyznaję, że też wcześniej nie zastanawiałam się nad tym. Odkąd jednak dostrzegłam w moim synku istotę obdarzoną rozumem, wolą, ogromną wrażliwością i zdolnością rozwoju, istotę, której nie muszę urabiać ani formować, nabrałam też przekonania, że silny moją wiarą sam nauczy się rozpoznawać granice, podejmować stawiane mu przez życie wyzwania i wyciągać wnioski z porażek. Zaczęłam uczyć go, żeby starał się żyć w zgodzie ze swoim sumieniem, nie hołdował bezkrytycznie tradycjom, szukał własnej drogi i nie brał we wszystkim przykładu z nas ? rodziców, mając być może szansę uniknięcia naszych błędow.
I o dziwo ? przestałam mówić do ściany.
Z dziecka odpowiadającego niechętnie monosylabami na pytania zrobiła się prawdziwa gaduła, mająca zawsze wiele do opowiadania i domagająca się wręcz mojego czasu i uwagi. Nierzadko zasięga u mnie porady ? ?bo ty masz wieksze doświadczenie? mówi i dyskutujemy otwarcie na najbardziej intymne tematy, nie boi się też okazać słabości czy niewiedzy będąc dziś pewnym, że nie nadużyję jego zaufania.
Najtrudniej przyszło mi zaakceptować prawo synka do odmowy. Przedtem każde ?nie?, ?nie chce mi się?, ?zaraz zrobię? budziło mój gwałtowny sprzeciw i pretensje. Jestem przekonana, że na początku odmawiał specjalnie aby upewnić się, czy swieżo otrzymana wolność nie jest przypadkiem złudzeniem. Pytał mnie zwykle potem:?a nie jesteś zła??, ?nie jest ci przykro??, ?nie uważasz, że jestem niedobry chłopczyk?? i bardzo się dziwił kiedy z uśmiechem akceptowałam jego odmowę mówiąc pogodnie: ?trudno, będę musiała zrobić sama?. Naturalnie są obowiązki, których spełnienia oczekuję ( z ochotą czy bez) np. udzial w utrzymywaniu domowego porządku, ale nie muszę już egzekwować ich na drodze kłotni ? w spokojnej rozmowie ustaliliśmy po prostu ich zakres i oboje staramy się tego trzymać. Do sprawy porządku w jego pokoju przestałam się wtrącać i nie spełniły się moje obawy, że zamieni go w śmietnik. Wprost przeciwnie, nie naciskany dba nawet bardziej, sam planuje czas i najważniejsze ? raz na zawsze zniknął jeden z najczęstszych powodów do kłótni. Niewiele jest życzen, których spełnienia wzajemnie sobie odmawiamy pod warunkiem, że nie bedą wyrażone w formie rozkazu nie znoszącym sprzeciwu tonem.
Myślę, że ta raczej obca naszym tradycjom wychowawczym wolność to wielka rzecz dla dziecka, Marcin w każdym razie potrafił ją docenić – czasem nawet z własnej inicjatywy proponuje swoją pomoc. Pojęłam w porę, że posiadając nad nim władzę właściwie absolutną mam wprawdzie do dyspozycji bogaty arsenał środków przymusu, presją nie zdołam jednak nigdy osiagnąć tego, na czym najbardziej mi zależy: jego zaangażowania, satysfakcji z dobrze wykonanej pracy a także respektu i przyjemności bycia razem po prostu. Przy okazji niejako odrzuciłam jeszcze jeden mit ? ten o konsekwencji, która zwyczajnie stała się zbędna, kiedy zrezygnowałam z tresury. Stwierdziłam, że dziecko natychmiast na bieżąco reaguje na sygnały, jeśli zdarzy mu się przekroczyć granicę pod warunkiem respektowania granic w stosunku do niego. Przestałam żyć w poczuciu doniosłości rodzicielskiej misji, absolutnie nie wydaje mi się naganne przyznanie do chwilowego lenistwa czy innych małych ?grzeszkow?. Sobie także pozwoliłam być sobą i nie stwierdzam z tego powodu żadnych negatywnych skutkow ? wprost przeciwnie nawet, syn bardzo jest z siebie dumny jeśli uda mu się być lepszym ode mnie. Konsekwentnie tylko nadal nie poddaje krytyce osoby i nie przyklejam negatywnych etykietek.
Cdn.

Reklama

12 KOMENTARZE

  1. Ja skruszony, przegrany ojciec
    Trochę mało napisałaś, jak wyglądała zmiana podejścia po olśnieniu. Bo to nie był jednak na pewno ostry zwrot tylko , podejrzewam, świadomy proces z , jednak, kłopotami.

    Moja intuicja i wiedza niewielka mówi mi również, że poniższy pogląd jest błędem:
    "człowiek posiada wrodzoną wiedzę o tym, iż najwazniejsze na świecie są miłość, prawda i wolność. Właśnie samodzielnie doszłam do wniosku, że każdy u nas przychodzi na świat z zakodowanym w duszy gotowym moralnym systemem wartości".
    Wierzę, że ta "wiedza" jest wynikiem doświadczenia zbieranego od maleńkości. Nawet człowiek wychowany wśród wilków przejmuje jakieś ich społeczne zachowania na zasadzie  opłacalności. A niektórzy mogą mieć genetycznie wbudowaną skłonność do altruizmu i poświęceń ale tylko skłonność, którą życie społeczne może uaktywnić bądź nie.
    No ale o to niech się kłócą naukawcy. 🙂

  2. Ja skruszony, przegrany ojciec
    Trochę mało napisałaś, jak wyglądała zmiana podejścia po olśnieniu. Bo to nie był jednak na pewno ostry zwrot tylko , podejrzewam, świadomy proces z , jednak, kłopotami.

    Moja intuicja i wiedza niewielka mówi mi również, że poniższy pogląd jest błędem:
    "człowiek posiada wrodzoną wiedzę o tym, iż najwazniejsze na świecie są miłość, prawda i wolność. Właśnie samodzielnie doszłam do wniosku, że każdy u nas przychodzi na świat z zakodowanym w duszy gotowym moralnym systemem wartości".
    Wierzę, że ta "wiedza" jest wynikiem doświadczenia zbieranego od maleńkości. Nawet człowiek wychowany wśród wilków przejmuje jakieś ich społeczne zachowania na zasadzie  opłacalności. A niektórzy mogą mieć genetycznie wbudowaną skłonność do altruizmu i poświęceń ale tylko skłonność, którą życie społeczne może uaktywnić bądź nie.
    No ale o to niech się kłócą naukawcy. 🙂

  3. Zmiany trwały parę lat
    ale zaczęły od momentu, w którym synek zmusił mnie do refleksji słowami. “jak ja się mogę uczyć, kiedy ty we mnie mnie wierzysz”? Pierwszy raz w życiu pojęłam zależność między moim nastawieniem, a jego zdolnością rozwoju i to była prawdziwa rewolucja. Proszę Cię o trochę cieprliwości i doczytanie do końca. Chętnie bym się dowiedziała, dlaczego uważasz się za przegranego ojca i czy nic już sie nie da zmienić? Jeśli zechcesz, oczywiście
    Pozdrowienia

    • Marto Leno
      Dziecko dorosło i samo jest bardzo bardzo młodą matką.
      A ja wiele ze złych scenariuszy zrealizowałem i tego nie odkręcę.
      Jak można wobec dziecka stosować mobbing? Bo to co opisujesz to w końcu nic innego.
      Teraz wiem. Ale czy jeszcze namówię jakąś panią na dziecko żeby w czyn wcielić wiedzę – czas pokaże.
      W każdym razie dzięki. Pewnej młodej mamie przekażę linki na te Twoje teksty. Jej Twoje doświadczenie na pewno się przyda. 🙂

  4. Zmiany trwały parę lat
    ale zaczęły od momentu, w którym synek zmusił mnie do refleksji słowami. “jak ja się mogę uczyć, kiedy ty we mnie mnie wierzysz”? Pierwszy raz w życiu pojęłam zależność między moim nastawieniem, a jego zdolnością rozwoju i to była prawdziwa rewolucja. Proszę Cię o trochę cieprliwości i doczytanie do końca. Chętnie bym się dowiedziała, dlaczego uważasz się za przegranego ojca i czy nic już sie nie da zmienić? Jeśli zechcesz, oczywiście
    Pozdrowienia

    • Marto Leno
      Dziecko dorosło i samo jest bardzo bardzo młodą matką.
      A ja wiele ze złych scenariuszy zrealizowałem i tego nie odkręcę.
      Jak można wobec dziecka stosować mobbing? Bo to co opisujesz to w końcu nic innego.
      Teraz wiem. Ale czy jeszcze namówię jakąś panią na dziecko żeby w czyn wcielić wiedzę – czas pokaże.
      W każdym razie dzięki. Pewnej młodej mamie przekażę linki na te Twoje teksty. Jej Twoje doświadczenie na pewno się przyda. 🙂

  5. Sawo
    Oczywiście, że inne jest każde dziecko i każdy człowiek. Ale potrzeby duchowe wszyscy mamy jednakowe, nie sądzisz? Jak świat długi i szeroki nie znajdzie się moim zdaniem nikt, kto nie pragnie być kochany, akceptowany takim jaki jest czy też życzliwie, ze zrozumieniem wysłuchany. Owszem, zdarza się, nierzadko nawet, że człowiek wiele razy rozczarowany pod wpływem utraty nadziei zamyka się w sobie i nie chce nic od innych, ale za to zawsze płaci się cierpieniem, bo wszystkim potrzebna jest harmonia i to nie tylko z najbliższymi – tak myślę.
    Jako cudzoziemska robotnica ( mieszkam w Niemczech od stanu wojennego) rzadko mam okazję spotykać się z przedstawicielami niemieckiej elity, ale czasem się zdarza. Pamiętam rozmowę z na szkoleniu związkowym na temat mobbingu. Prowadząca pani psycholog zadała nam pytanie o nadrzędne wartości. Wymienione zostały wszystkie z miłością na czele poza zaufaniem. “A zaufanie?” – mówię, jest przecież ogromnie ważne. Usłyszałam chór głosów: “ważne jest tylko dla ciebie”.Czy też tak myślisz?

  6. Sawo
    Oczywiście, że inne jest każde dziecko i każdy człowiek. Ale potrzeby duchowe wszyscy mamy jednakowe, nie sądzisz? Jak świat długi i szeroki nie znajdzie się moim zdaniem nikt, kto nie pragnie być kochany, akceptowany takim jaki jest czy też życzliwie, ze zrozumieniem wysłuchany. Owszem, zdarza się, nierzadko nawet, że człowiek wiele razy rozczarowany pod wpływem utraty nadziei zamyka się w sobie i nie chce nic od innych, ale za to zawsze płaci się cierpieniem, bo wszystkim potrzebna jest harmonia i to nie tylko z najbliższymi – tak myślę.
    Jako cudzoziemska robotnica ( mieszkam w Niemczech od stanu wojennego) rzadko mam okazję spotykać się z przedstawicielami niemieckiej elity, ale czasem się zdarza. Pamiętam rozmowę z na szkoleniu związkowym na temat mobbingu. Prowadząca pani psycholog zadała nam pytanie o nadrzędne wartości. Wymienione zostały wszystkie z miłością na czele poza zaufaniem. “A zaufanie?” – mówię, jest przecież ogromnie ważne. Usłyszałam chór głosów: “ważne jest tylko dla ciebie”.Czy też tak myślisz?