Reklama

Naskrobałem już A4 z kawałkiem, ale wyszło więcej opisów przyrody niż konkretów, dlatego radykalnie zmieniam formę i eksponuję czystą treść. Punktuje wszystkie fakty, które dotąd miały miejsce na komediowej scenie, gdzie rozgrywa się przedstawienie „państwo polskie” vs Matka Kurka. Jak uprzedzałem w tej komedii wszystko będzie inne, przede wszystkim wszystko będzie jawne, inaczej eksperyment pod tytułem „egzamin z państwa prawa” nie miałby najmniejszego sensu. Trzymając się ram zdaję relację z szacunkiem dla każdego detalu. 1) 13 czerwca Pani Barbara Ropela, Prokurator Prokuratury Rejonowej Gdańsk Śródmieście przesłała pismo, w którym zwraca się do właścicielki domeny kontrowersje.net z nakazem ujawnienia danych w postaci adresu IP i wszelkich dostępnych informacji, pozwalających ustalić tożsamość autora tekstu: „Polską rządzą dwa ruskie cwele: Tusk i Komorowski”. 2) Pod koniec czerwca odpowiadam prokuraturze gdańskiej, ponieważ właścicielka domeny, poza formalnym zakupem domeny, nigdy z działalnością portalu nie miała nic wspólnego. W piśmie informuję, że w określonym przez prokuraturę terminie, taki artykuł na portalu kontrowersje.net, nie został zamieszczony. To był mój błąd, a właściwie błąd w skryptach oprogramowania Drupal, które w wynikach wyszukiwania wskazywały datę 14 kwietnia 2012 roku. Skorzystałem z tego faktu, by sprawie nadać dodatkowego wymiaru komediowego, ale przyznaję, tutaj popełniłem błąd. Prawda jest taka, że artykuł został opublikowany w terminie do 13 kwietnia i tę wersję ostatecznie przekazałem prokuraturze. To nie ma żadnego znaczenia, bo nigdy nie zamierzałem uciekać przed odpowiedzialnością, wręcz przeciwnie, mówiąc kolokwialnie „proszę się o ten proces”, ale chce, żeby wszystko było klarowne. 3) Po tym wyjaśnieniu przyszło do mnie wezwanie na przesłuchanie w roli świadka. Miejsce przesłuchania, z racji miejsca zamieszkania: Prokuratura Rejonowa w Złotoryi. W czasie przesłuchania przyznałem się do autorstwa tekstu oraz szczegółowo wyjaśniłem swoją pomyłkę dotyczącą daty publikacji. Dodam, że w pomyłkach jesteśmy z prokuraturą na remis. W pierwszym piśmie z dnia 13 czerwca 2012, Pani prokurator Barbara Ropela była łaskawa wszcząć postępowanie z artykułu 135 paragraf 1, to jest: „Kto dopuszcza się czynnej napaści na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.”. Za swoją pomyłkę przeprosiłem, natomiast pomyłkę prokuratury byłem zmuszony sam wyjaśniać i paragraf zmienił się na 2: „Kto publicznie znieważa Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.” 4) Wyjaśnienia jakie złożyłem w roli świadka trafiły do prokuratury w Gdańsku, a stamtąd ponownie wróciły do prokuratury w Złotoryi i od tej chwili postępowanie przygotowawcze prowadzi Pani prokurator Danuta Górecka, pełniąca funkcję wiceprokuratora Prokuratury Rojowej w Złotoryi. 5) Od Pani prokurator Góreckiej otrzymałem wezwanie do stawienia się w złotoryjskiej prokuraturze, ale tym razem w roli podejrzanego. Krótko mówiąc, zarzuty publicznego znieważenia prezydenta postawiła mi Pani prokurator Górecka, nie prokuratura w Gdańsku. 6) W dniu 29 października stawiłem się w prokuraturze z prostym zamiarem powtórzenia zeznań, jakie złożyłem będąc świadkiem. Na prośbę Pani prokurator zamiast zdania o tym, że nie mam nic do dodania poza wcześniejszymi zeznaniami, powtórzyłem raz jeszcze, że przyznaję się do autorstwa inkryminowanego artykułu i wyjaśniłem, że w żadnym miejscu artykułu nie używam imienia i nazwiska prezydenta Rzeczypospolitej, nie posługuję się wizerunkiem prezydenta i nie odnoszę się do urzędu prezydenckiego. 7) W trakcie przesłuchania Pani prokurator poinformowała mnie o przysługujących mi prawach i przywilejach, a następnie rozpoczęła się rutynowa seria pytań z cyklu: zamieszkały, karany, operacje na wyrostek. Tutaj mam jedną, bardzo malutką wątpliwość, którą szacuję na 5% w 100% skali co do kluczowego postanowienia Pani prokurator. Jestem niemal pewien, w 95%, że Pani prokurator poinformowała mnie w jednym z pierwszych zdań, że postanowiła w mojej sprawie powołać dwóch biegłych…uwaga… psychiatrów, a dopiero później padły pytania o leczenie psychiatryczne, odwykowe i pozostałe środki odwykowe. 8) Seria rutynowych pytań zawierała punkt: "leczony psychiatrycznie", nerwicowo itp., czyli „państwo polskie”, postanowiło w imieniu majestatu prezydenckiego wleźć z kamaszami w moje prywatne sprawy. Kto mnie zna i czyta od lat, ten wie, że nigdy nie epatowałem swoimi prywatnymi sprawami, do tego stopnia, że w ogóle nie poruszałem tych kwestii, o co niektórzy mają żal, definiując mój chłód jako mało empatyczne zachowanie. Niestety teraz „państwo polskie” zmuszam mnie do babrania się w własnych sprawach i opowiadania czegoś na wzór wywodów gwiazd sceny, ekranu i pozostałych celebrytów. Nie jestem Marią Peszek, tylko prostym wieśniakiem, dlatego moje problemy emocjonalne z czasów, gdy się pije pierwsze piwo i obłapia pierwszą dziewuchę nie mają tego przysłowiowego glancu, o którym opowiadał niejaki Kania, w kultowych „CK dezerterzy”. Za tak zwanych moich czasów depresji, którą nazywano załamaniem nerwowym i czasem przyozdabiano traumatycznym doświadczeniem, nie leczyło się wycieczką do Indonezji, ale pobytem w pierwszej lepszej placówce „zdrowotnej”, gdzie pierwszy lepszy psycholog opowiadał, że życie jest piękne, a wina i kobiet też nie powinno zabraknąć. Takie były standardy leczenia depresji i one chyba nadal obowiązują wszystkich ubezpieczonych, którzy nie występują w telewizji. O tym osobistym fakcie poinformowałem Panią prokurator, chociaż nie mam bladego pojęcia, co ma wspólnego mój tani melodramat, zaliczony w okresie dojrzewania i oparty na wenezuelskim scenariuszu nieszczęśliwej miłości do blondynki, z artykułem zamieszczonym całą epokę później. 9) Tak czy siak, Pani prokurator zarządziła OBLIGATORYJNE, jak się wyraziła, "wynikające bezpośrednio z zapisów prawa", badania psychiatryczne z udziałem dwóch biegłych psychiatrów. Na moje pytania, na jakiej podstawie prawnej ma się odbyć ta komedia, otrzymałem odpowiedź, że to rutynowe działania w takich przypadkach. W związku z urzędową odpowiedzią, zapytałem powtórnie. Czy każdy Zygmunt, który po pijaku nazwie Jadźkę stosowną inwektywą, jest poddawany w prokuraturze złotoryjskiej rutynowym badaniom psychiatrycznym, czy ten zaszczyt kopie tylko mnie? Tutaj odpowiedź była okrągła jak urzędnicze zdania, zatem dopytałem o jeszcze jeden aspekt, mianowicie, jakie konkretne przesłanki sprawiły, że Pani prokurator zamierza powołać biegłych psychiatrów? Pytanie brzmiało wprost, czy Pani prokurator po blisko trzech godzinach rozmowy ze mną, zauważyła niepokojące objawy w moim zachowaniu, które naprowadziły Panią prokurator na niepoczytalność podejrzanego? Uzyskałem odpowiedź komplementującą, Pani prokurator urzekła mnie stwierdzeniem, że w najmniejszym stopniu nie widzi w moim zachowaniu odchyleń od psychicznej normy, wręcz do głowy jej to nie przyszło, ale… „takie jest prawo”. 10) Kwestia moich źle ulokowanych uczuć z pryszczatych czasów została zamknięta postanowieniem, że pomimo braku przesłanek, w ocenie samej Pani prokurator, moc prawa i tak wymusza obligatoryjne badania, które mimo wszystko mają się odbyć. W trakcie przesłuchania musiałem uznać to wyjaśnienie za prawdziwe, teraz wiem, że Pani prokurator, jak to się grzecznie mówi, rozminęła się z prawdą. Powołanie biegłych leży w gestii prokuratora i nie wynika z żadnego obligu prawnego jest jedynie prawem, ale nie obowiązkiem prokuratora. Identyczny, niemal w każdym szczególe, precedens zaliczył Jarosław Kaczyński. Jego też, ale chyba sąd nie prokurator odesłał na badania psychiatryczne, ponieważ leczył depresję po tragicznej śmierci najbliższych mu osób. Gdzie mnie tam do Jarosława, zwracam tylko uwagę, że „norma prawna”, zaczerpnięta z azjatyckich krajów, staje się coraz bardziej „unormowana”. Prokurator ma do dyspozycji takie narzędzie, jak powołanie biegłych, z którego może i nie musi korzystać, natomiast korzystając powinien mieć wyraźne przesłanki. Jeśli z jednej strony Pani prokurator stwierdza, że w jej ocenie rozmawia z podejrzanym, który nie wykazuje najdrobniejszych objawów zaburzeń psychicznych, a z drugiej strony powołuje biegłych, to psychiczny, czy zdrowy podejrzany ma prawo sądzić, że coś w zachowaniu Pani prokurator nie trzyma logiki. Co więcej podejrzany ma prawo przypuszczać, że Pani prokurator jeśli nawet nie ma intencji, jakie „państwo polskie” zwykle wykazuje wobec obywateli, czyli „my tu rządzimy”, to w najlepszym razie Pani prokurator chce mieć święty spokój, żeby się Pani prokurator nic nie dało zarzucić, z katalogu obowiązków: „mogłaś i nie zrobiłaś”. Jeśli miałbym zgadywać, Pani prokurator Górecka wykazuje się nadgorliwością i nadmierną ostrożnością, ponieważ wbrew temu, co rutynowo oświadcza, ta sprawa wcale nie jest dla złotoryjskiej prokuratury taka sama, jak każda inna. Sprawa była taka sama jak każda inna, ale dopóki sprawą martwił się Gdańsk. Z chwilą, gdy mają zapaść konkretne decyzje w Złotoryi, sprawa w sposób oczywisty jest polityczna, w dodatku przyszła z tak zwanej góry i Bóg jedyny wie, co z tym pasztetem zrobić, dlatego najlepiej zrobić wszystko co się da, żeby mieć święty spokój. Takie są moje przypuszczenia, ale postanowiłem, że nie będę się bawił w przypuszczenia i wykazywał empatią wobec Pani prokurator, bo to daleko posunięta naiwność. Mnie nikt z empatią nie potraktował, „państwo polskie” wlazło z butami w moje życie osobiste, rodzinne i usiłuje mocą urzędu, jeśli nie zrobić ze mnie wariata, to przynajmniej ubezwłasnowolnić mnie na czas badania. Co komediowe, to komediowe, ale co moje poczucie godności, to moje poważne prawo. 11) Poinformowałem Panią Prokurator Górecką, że w klasykę polityczno-prokuratorską: krytyk władzy znaczy wariat, wkomponować się nie dam. Przez jakiś czas Pani prokurator poważnie zastanawiała się nad zmianą decyzji, ale w efekcie decyzja zabrzmiała mało poważnie:„Umówmy się tak, ja pana wezwę, a jak się pan nie stawi, to się zastanowię co dalej, bo ja bym tu nie chciała robić niczego, wie pan, takiego, żeby było jakoś nie tak”. Coś w tym rodzaju i coś w tym rodzaju padnie z mojej strony. Na wezwaniu, które podpisałem, albo sprytnie albo z przeoczenia, nie ma słowa o celu w jakim prokuratura wzywa mnie na kolejne przesłuchanie, natomiast i ja i Pani prokurator ten cel przedyskutowaliśmy prze pół godziny. Dlatego w dniu 8 listopada jako prawy obywatel zjawię się na przesłuchaniu, ale z chwilą, gdy celem przesłuchania stanie się „biegłość psychiatryczna”, odmówię udziału w tej scenie komediowej. 12) Diagnozom „idź się lecz” byłem poddawany wielokrotnie i nie sądzę, aby się cokolwiek zmieniło. Czy Kurka jest psychiczny, czy zdrowy, wielu i bez prokuratury będzie sobie diagnozować. Sam uważam się za sporego kalibru wariata, bo inaczej bym w tych normalnych czasach nie przeżył, ale są jeszcze inne wątki komedii, które w mojej ocenie nie mają żadnego związku z kondycją psychiczną podejrzanego. Pani prokurator, jak na mój gust, wbrew prawu odmówiła mi wglądu do akt sprawy, co w procesie karnym na pewno jest większą rutyną niż ustalanie, czy podejrzany ma „kuku na muniu”. Odmowa była uzasadniona etapem śledztwa, czego pojąć nie mogę. Pani prokurator stwierdziła, że wszystko mi pokaże, ale jak pozbiera całość dowodów. Mam przez to rozumieć, że na tym etapie postępowania coś takiego jak równy dostęp stron do materiału dowodowego nie obowiązuje? Już się nie domagam, jak schamiały biłgorajski kolega Komorowskiego, by w ramach symetrii poddać badaniom psychiatrycznym pokrzywdzonego Komorowskiego, ale jakoś dziwnie jestem przekonany, że mam prawo wiedzieć na jakiej podstawie „państwo polskie” usiłuje mnie przezywać Piotrem W. I byłoby na tyle, w tym akcie komedii, za wtręt tragikomiczny przepraszam, ale nie chcę, by o moich sprawach osobistych, za jakiś czas pisał jeden, czy drugi „publicysta”, w sposób, który nie ma nic wspólnego z prawdą, dlatego napisałem ze szczegółami jak było faktycznie. Co do samej komedii, muszę powiedzieć, że klasyka, aż w oczy szczypie. Jeśli nie nahaj w postaci przestępstwa pospolitego, jak to było w przypadku Frycza, no to się leci klasyką – „z uma saszoł, włast nie nrawitsa”. Pani prokurator i wszystkim z osobna oświadczam, że pisząc artykuł „Polską rządzą dwa ruskie cwele…”, byłem trzeźwy, przytomny, czysty chemicznie i w doskonałej kondycji umysłowej, co widać w racjonalnym i całkiem nieźle poukładanym artykule, choć dziś parę zdań bym poprawił, ale inkryminowanych słów na pewno bym się nie odważył tknąć. W państwie prawa, w państwach normalnych, biegłych psychiatrów powołuje adwokat podejrzanego, w PRLII, jak w chińskim kantonie, do psychiatry odsyła prokurator. Tak czy siak, chciałbym, żeby z mojej sprawy popłynęła jedna najważniejsza informacja. W żadnym wypadku tej komedii nikt się nie powinien obawiać, nikomu palce nad klawiaturą nie powinny grabieć, to są jaja, które nie tylko z przysłowiowym palcem wygrywa się w europejskich trybunałach, ale to są jaja świadczące o niemocy i strachu skończonej władzy.

Reklama

6 KOMENTARZE

  1. A co na to ruskie cwele?
    Nie tylko te dwa, wybrane przez wory zakona, ale tabuny pomniejszych:

    ''Już pierwsze próbki, zarówno z wnętrza samolotu, jak i poszycia skrzydła maszyny, dały wynik pozytywny. Urządzenia wykazały m.in., że aż na 30 fotelach lotniczych znajdują się ślady trotylu oraz nitrogliceryny. Substancje te znaleziono również na śródpłaciu samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem. Było ich tyle, że jedno z urządzeń wyczerpało skalę. Podobne wyniki dało badanie miejsca katastrofy, gdzie odkryto wielkogabarytowe szczątki rozbitego samolotu''

    Więcej… Rzeczpospolita_apos__apos___Na_wraku_Tupolewa.html#ixzz2AlhF6Xxg

  2. A co na to ruskie cwele?
    Nie tylko te dwa, wybrane przez wory zakona, ale tabuny pomniejszych:

    ''Już pierwsze próbki, zarówno z wnętrza samolotu, jak i poszycia skrzydła maszyny, dały wynik pozytywny. Urządzenia wykazały m.in., że aż na 30 fotelach lotniczych znajdują się ślady trotylu oraz nitrogliceryny. Substancje te znaleziono również na śródpłaciu samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem. Było ich tyle, że jedno z urządzeń wyczerpało skalę. Podobne wyniki dało badanie miejsca katastrofy, gdzie odkryto wielkogabarytowe szczątki rozbitego samolotu''

    Więcej… Rzeczpospolita_apos__apos___Na_wraku_Tupolewa.html#ixzz2AlhF6Xxg