Reklama

Moja „bardzo dobra Znajoma” została zatrzymana przez policję, bo z okna samochodu wystawały ludzkie stopy.

Reklama

Moja „bardzo dobra Znajoma” została zatrzymana przez policję, bo z okna samochodu wystawały ludzkie stopy.

Oficer tuszował uśmiech widząc drewnianego Jezusa niemieszczącego się w aucie, który był właśnie przewożony na konserwację.

Często sprawy wyglądają inaczej niż jesteśmy sobie w stanie wyobraźić. Dla mnie na przykład, walenie rakietami w księżyc to zabawa wykształconych wariatów, a dla wielu, wielki krok ludzkości. Mamy już wiele takich kroków, jeszcze dwa, trzy i będziemy mogli powiedzieć, że wychodzimy z wychodka na trawę podziwiać widoki.

Do rzeczy. Kiedy śmialiśmy na imprezie u „bardzo dobrej Znajomej” pod cudownie nagim niebem z drewanianego Jezusa, który mógł wylądować w areszcie, ktoś zaprotestował: to profanacja, zbawiciela autem wozić jak zakupy… ktoś zażartował: nigdy autem nie jeździł biedak to go wzieła na przejażdżkę po pięknej Bydgoszczy… inny dodał: a jak on się do cholery zmieścił z krzyżem? – Nie był ukrzyżowany – odpowiedziała „bardzo dobra Znajoma”. Przynajmniej wtedy. Od jezusa, konserwacji zabytków, kalafiora z fetą i nasionami słonecznika i dynii, przeszło zwyczajowo do podróży. I niezależnie czy jesteśmy na nartach, jachtach, pontonach czy pieszo, zawsze walimy czołem w drzwi muzeum. Takie zboczenie.

– To wszystko podróbki, mówię wam. Się przyglądnęłam dobrze w tym Luwrze.
– Jak to podróbki – oburzyłem się tylko na chwilę, bo nic mnie tak nie bawi jak nowe teorie.
– Wiszą sobie tak na sznureczkach, tak? Obrazy warte miliony dolarów. Widziałam kiedyś Halsa w jakimś muzeum. Wisiał za pancerną szybą, za którą mrugały czujniki i stał obok strażnik, wyglądał jak Rambo. I wierzcie mi, nie był to najlepszy Hals, jakiego widziałam. Zapaliły mi się światełka w mózgu, błysnęła jakaś mała jarzeniówka. Nie realne, ilu ludzi musiało by te kopie tworzyć, to znaczy stworzono. To jakaś spiskowa teoria. Ale dlaczego jeden obraz pokazuje się za pancerną szybą a drugi nie, nie mogło być sprawą drogich kuloodpornych szyb i mrugających fotokomórek. Jarzeniówka w moim mózgu na chwilę zgasła, by ponownie rozbłysnąć, za sprawą pewnego artykułu, który donosił:
Kradzież obrazu Magritte’a w Brukseli – 09.2009 Obraz belgijskiego malarza surrealisty Rene Magritte’a "Olimpia" o wartości, która może sięgać 3 mln euro, został w czwartek rano skradziony z muzeum w Brukseli. "Dwaj mężczyźni, wdarli się uzbrojeni w pistolet do muzeum tuż po jego otwarciu", czyli po godz. 10.00 – poinformował kustosz Muzeum Rene Magritte’a Andre Garitte. Muzeum mieści się w podmiejskiej dzielnicy Jette, na północy Brukseli. "Dwaj mężczyźni z odsłoniętymi twarzami zmusili dwóch, z trzech obecnych na miejscu pracowników, by położyli się na dziedzińcu budynku, a jeden ze złodziei pokonał 1,5-metrową szklaną ściankę oddzielającą obraz od zwiedzających". Nikt nie został ranny.
Muzeum mieści się w domu, w którym malarz i jego żona Georgette mieszkali przez 24 lata i który służył belgijskim surrealistom jako kwatera główna. "Wybiegli z obrazem, a następnie wsiedli do samochodu" – dodał rzecznik policji w Brukseli. Obraz, do którego pozowała Georgette Magritte, przedstawia nagą kobietę leżącą w muszli. Mierzy 60 ma 80 cm, a jego wartość szacuje się na 750 tys. – 3 mln euro.

I przypomniałem sobię ostatnią podróż do Prowansji. W jednym z muzeów prezentowano pokaźną liczbę słynnych rzeźb, między inymi Rodina. Nie powinienem był tego robić ale jednego przystojnego pana, pstryknęłem po prostu w jajo. Jajca miał puste jak wydmuszka. Wszyscy mieli. Były to gipsowe odlewy. Na żadnej z żeźb nie było odpowiedniego napisu informującego, że panowie są puści. Może brzmiało by to zbyt obraźliwie?

Reklama

4 KOMENTARZE