Reklama

Wakacyjny czas ma to do siebie, że się niewiele chce, a ju

Wakacyjny czas ma to do siebie, że się niewiele chce, a już zajmować fundamentalnie egzystencjalnymi zagadnieniami to w ogóle. Dlatego nie będę się wyłamywał z konwencji urlopowej i zaproponuję temat lekki, łatwy i przyjemny, który nikogo nie martwi i nikt się nim nie przejmuje. Budżet czterdziestomilionowego państwa będzie tematem wakacyjnej, luźnej impresji. Nieco wyłamie się z konwencji wstępna deklaracją powagi. Poważnie zapewniam, że nie mam pojęcia o mechanizmach rządzących budżetem, dla mnie to czysta abstrakcja, może ktoś kto będzie miał nieszczęście przeczytać ten ignorancki wpis, zlituje się jeśli nie nade mną, to chociaż nad innymi użytkownikami portalu i wyjaśni choćby taki czarodziejski mechanizm jak nowelizacje abstrakcji.

Reklama

Gospodyni Kowalska w piątkowy wieczór usiadła przy kawie i zaczęła ołówkiem na śniadaniowym papierze wyliczać sobie przyszłość.

1)    Stary zarabia 1800
2)    Ja wyciągam 1400
3)    Razem mamy 3200
4)    3200×12 miesięcy daje mi, no przepraszam nich będzie, że nam 38400

38400 na cały rok. 38400 na cały rok, no dobrze, to teraz policzę czego na pewno z tej kasy nie zobaczę.

1)    Czynsz, prąd, woda, gaz 750
2)    Raty za graty 550
3)    Jeść coś trzeba 900
4)    Paliwo do grata 350
5)    Zawsze coś wyskoczy 250

Razem 2800 i zostaje 4 stówy co daje Kowalskiej do myślenia, a myśli nad dwoma sprawami. Wsadzić do skarpety, czy kupić na raty giętarkę do wyrobu wieszaków? Powiedzmy, że Kowalska wymyśliła giętarkę i dalej jej los potoczył się tak, że zarobiła na ratę i jeszcze jej zostanie z 1200 dochodu z gięcia wieszaków. Ponieważ Kowalska jest polską zapobiegliwą gospodynią domową, roboty za 1400 nie rzuci w życiu, wieszaki wygina po godzinach. Tym rad sposobem do 3200 można dołożyć 1200 i Kowalscy mimo wydatków zamiast oszczędności, mają 4400, pomniejszone o opłaty stałe plus 4 stówy za giętarkę. W sumie 1200 na czarną godzinę lub dalsze inwestycje. Kowalską na mój prosty rozum można nazwać liberałem pełną gębą i pracowitą, biorącą się z problemami za bary kobietą. Niestety w rodzinie coś pierdykło, Kowalski pracował w fabryce pukawek i amunicji i związku z tym, że minister Klich miał do wtorku znaleźć kilka miliardów, Klich odmówił w fabryce broń dla „zawodowej armii”, a Kowalskiego wywali go z roboty z powodu braku zleceń. Teraz Kowalscy mają 2600, czyli mają 6 stów w plecy, bo przecież rata za giętarkę plus stałe wydatki daje łączną kwotę 3200.

Ale stary już nie jeździ do roboty, to paliwa wystarczy za 150, czyli brakuje 4 stów. Oczywiście Kowalski poszedł na zasiłek i dostał 700 stów i Kowalscy mają już 3 do przodu. Giętarka ma znacznie większe moce przerobowe niż Kowalskiej kondycja po godzinach, stary ma teraz wolne i zwiększa obrót na maszynie do 1800. Kowalscy wracają na prostą i chociaż nie jest lekko, przeżywają kryzys na dochodzie mniejszym niż przed kryzysem, ale mają 9 stów do przodu. Tną wydatki, inwestują, reagują na niesprzyjające okoliczności. Przy tym wszystkim weszli w szarą strefę, ale też państwo aż się prosiło, żeby je orżnąć, bo w państwie, w którym trzeb tyrać na dwa etaty i nie zna się dnia ani godziny, kiedy połowę domowego budżetu z racji idiotycznych decyzji państwa szlag trafi, trzeba kombinować. Kowalska ma firmę na „legalu”, płaci jedynie składkę zdrowotną ZUS, jakieś 200 PLN, resztę opłaca zakład pracy. Kowalski pobiera zasiłek i robi na czarno u Kowalskiej, nic nie płaci, to za niego płaci „państwo”. Dla mnie prostego kmiota to jest rachunek, to się nazywa rachunek. To również nazywa się inicjatywa, zapobiegliwość, przygotowania na czarną godzinę.

Teraz popatrzę na Donalda Tuska i jego działania związane z kryzysowym budżetem, nie domowym, ale państwowym. Tusk jest za leniwy, żeby policzyć co ma w portfelu, dlatego liczy Rostowski. No i teraz jak on liczy, pamiętając, że mamy kryzys.

1)    Zarabiamy na podatkach nie wiemy ile, ale żeby nie wyglądało skromnie powiedzmy, że zarobimy 251,4 mld. Zaplanował taki dochód facet, który się zna, nie jakaś tam Kowalska. Ja tępy kiep, jeszcze głupszy w rachunkach niż przeciętna Kowalska zerknąłem sobie do wpływów z podatku w 2007 roku, czyli roku wielkiego prosperity i widzę, że te wpływy wyniosły 236 miliardów i były o 7 miliardów wyższe niż planowała Zyta Gilowska. Rostowski w kryzysie zaplanował 251,4 czyli o 14 miliardów więcej niż w najbardziej tłustym roku. W efekcie powstała nowelizacja, która zakłada 204,8 miliarda, czyli 46,6 miliardów z planowanych dochodów w plecy

 

2)    W przeciwieństwie do Kowalskiej, Rostowski wyliczył, że będzie wydawał więcej niż zarobi, pierwotnie wyszło mu z tych rachunków 18 miliardów. Dochody minus wydatki Rostowskiego, według Rostowskiego dadzą 18 dużych baniek pod kreską. Z litości już nie wspominam, że te założenia po 2 tygodniach weryfikowana o kolejne 18 miliardów „oszczędności”.

Zanim o tym co Rostowski dla leniwego Tuska przyrządził i jaki zakalec z tego wyszedł jeszcze założenia Rostowskiego. Tym razem złożenia wydatków.

1)    na zdrowie powiedzmy 50
2)    na bezpieczeństwo 30
3)    na wojsko 20
4)    na jedzenie 80
5)    itd.

Potraktowałem te założenia wydatków lekko, ponieważ jak się za chwile okaże, one są gówno warte, zresztą jak i założenia dochodów. Rostowski ani przez moment nie myśli o zainwestowaniu w giętarkę, co więcej zakłada, że nie będzie czarnej godziny, i nie ma żadnych rezerw, jedyny pomysł jaki ma, to siedzieć, nic nie robić i mniej jeść. Co się dzieje po pół roku z planami Rostowskiego? Z planowanych dochodów znika 46 miliardów, a to jest więcej ni połowa zakładanego długu.  Rostowski giętarki nie ma, spadają mu dochody z podatków, bo takich Kowalskich za których już nikt nie płaci podatków i ZUS-ów przybywa. Teraz to Rostowski musi zapłacić za Kowalskiego „kuroniówkę” podatek i ZUS i mógłby to wprawdzie wyrównać ZUS-em Kowalskiej i zatrudnionego przez Kowalską męża, ale to pracowite małżeństwo musiałby być idiotami wcielonymi, aby tyrać na leniwego Tuska i bajkopisarza Rostowskiego, zamiast uciekać w szarą strefę.

Co pozostaje Rostowskiemu? Ciąć wydatki po raz kolejny, czyli zakładać, że można jeszcze mniej jeść, że mniej będzie chorowało, mniej będzie złodziei, zatem i radiowozów tyle nie trzeba, a zawodowa armia sama się uzbroi i wyżywi. Te nic nie znaczące cyferki w tabelce wydatków, po prostu się obcina i na tym kończy się robota „czarodzieja rynków”. To jest jeden pomysł Rostowskiego, na tym chce zarobić kolejne 3 miliardy. Drugi jest taki, żeby podnieść Kowalskiej podatki i to na dwa sposoby. Z jednej podnieść podatek odprowadzany przez zakład pracy Kowalskiej, czyli zwiększyć zakładowi pracy koszty pacy. Z drugiej podnieść VAT na wieszaki, czyli podnieść cenę produktu, z której to podwyżki ani Kowalska, a tym bardziej klient nie będzie miał żadnego pożytku. Do tych zabiegów Rostowski dołoży jeszcze różnicę z wysokiego kursu złotego, na której ma zamiar zarobić, okradnie z dywidendy firmy, które dają sobie jeszcze radę i w końcu przykręci śrubę na dodatkowych haraczach, jak akcyzy. W sumie z 46 miliardów zrobi 27 miliardów, o 9 więcej niż planował i po tym wysiłku pokaże czerwoną mapę świata z zieloną polską wyspą. Zatytułuje tę prezentację: „Jam to nie chwaląc się dla leniwego Tuska uczynił”.

Trzeba pamiętać, że działania Tuska i Rostowskiego pogarszają to co było. Wszystkie wskaźniki spadają. Co by się stało gdy Tusk i Rostowski przejęli schedę po Gilowskiej, a wcześniej Gilowska po Belce na takim poziomie jak przejął Miler po Krzaklewskim? Z tym deficytem, z tym PKB i bezrobociem? Przy tych dwóch nygusach i propagandzistach, bylibyśmy już bankrutującą Islandią. W całym działaniu Rostowskiego dla leniwego Tuska NIE MAM NIC. Żadnej roboty, wszystko co Rostowski robi, to przerzucanie cyferek, albo obciążanie robotą Kowalskiej, zakładu pracy Kowalskiej, tudzież obciążanie ceną klientów, w końcu z nieba spada mu kurs złotego jako dodatkowe parę baniek za friko.

Co ważne Rostowski już nie mówi, że ten geszeft i tak zostanie przejedzony, przez obsługę długu zagranicznego. Każda rodzina Kowalskich przy takim rachunku jaki prowadzi Rostowski umarłaby z głodu, komornik usiadłby na wszelkich dobrach, a Rostowski z Tuskiem nie dość, że przetrwał, to jeszcze został okrzyknięty geniuszem na ciężkie czasy. Geniuszem, który dewastuje otrzymane za friko parametry makroekonomiczne i jedyne co dodaje od siebie, to odbieranie żarcia innym, bo przecież nie sobie. Poza biernością i groteskowym już oszczędzaniem, nie polegającym na usuwaniu molochów pożerających budżet, ale kastrowaniu inwestycji i nędznych wydatków, nie ma żadnych działań. ŻADNYCH.

Dlaczego w warunkach, w których podstawowa komórka społeczna zwana rodziną zdycha z głodu, państwo ma się cudownie i święci triumfy. Odpowiedź jest prosta. Państwo ma w dupie przychody i wydatki, ponieważ to nie państwa pieniądze, to jest pot i znój Kowalskich. Państwo zaprzęga Kowalskich w kierat i wie, że oni aby nie zdechnąć muszą zpaierda..ć, kombinować bez względu na to ile piachu w tryby wsypie państwo. Samo państwo Rostowski i Tusk mogą leżeć do góry brzuchem i czekać na to czy Kowalska przeżyje i mimo piachu rozwinie firmę na tyle, aby zatrudnić pracowników, a z taką firmą co już o niej wie wielu, strach uciekać do szarej strefy lub na to czy Kowalska zdechnie z głodu.

Jeśli Kowalska zatrudni, Rostowski dostanie kasę z podatków i znów zorganizuje Tuskowi konferencję, że sprawy się mają genialnie. „Eksperci” orzekną, że Rostowski „zaczarował rynki” i polityka permanentnego opierdalan.a się przyniosła błogosławiony skutek. Gdy Kowalska zdechnie z głodu, Rostowski z Tuskiem powiedzą” „no cóż kryzys, panie tego i Kaczyński na dodatek, a zresztą i tak w Polsce mamy wyspę, bo najmniej Kowalskich zdechło”. Znając Kowalskich można w ciemno założyć, że przeżyją, bo nie takich pasożytów już przeżyli i Tusk z Rostowskim o tym wiedzą i na tym oparli całą „politykę” gospodarczą. Z czasem znów się podniesie PKB, stado idiotów będzie bić brawo genialnej strategii mężów stanu, których polityka uratowała kraj. A co najbardziej śmieszne, cały ten feudalizm, bo już nawet nie socjalizm, Tuska i Rostowskiego, polegający na bierności, podnoszeniu podatków, produkcji szarej strefy i zarzynaniu inwencji przedsiębiorców, nazywa się LIBERALIZM i to liberałowie najbardziej bronią parodii własnej DOKTRYNY. Trzymajcie mnie ludzie bo sierp tatowy wisi na znanym gwoździu.  

Reklama

76 KOMENTARZE

  1. Jak zwykle winny jest Tusk,
    Jak zwykle winny jest Tusk, Rostkowski, Kaczyńscy z Gilowską – słowem cała klasa polityczna. Mamy więc złych ‘Onych’ czyli polityków i dobrych, jednocześnie uciemiężonych, ‘Nas’ obywateli których władza znowu robi w ch*ja. Znowu bo ‘My’ zawsze mieliśmy “nie po drodze” z ‘Onymi”, każdą władzą. Czy to naszą (I, II, III, IV, w przyszłości V, VI, VII, VIII, IX, X RP i więcej) czy zaborczą. Zawsze było źle.

    Kryzys ma prawo być wszędzie ale nie u nas. To że na kryzysie połamało sobie zęby supermocarstwo jakim jest USA, że w odmęty otchłani wpadła lokomotywa Europy – Niemcy, to jest nic, to że nasze ‘tygrysy’ Europy – Łotwa czy Estonia stoją na krawędzi otchłani. To też jest nic. To że w Rosji kryzys i bida że się Putin z Miedwiediewem srają po gaciach – też NIC.

    Ale to że u nas jest ‘kryzysik’ – boże zlituje się nad potępionymi duszami Tuska i Rostowskiego.
    Tak tylko dla refleksji radzę porównać sobie ceny (podobno bardzo drogiej) benzyny u nas i wszędzie indziej.

  2. Jak zwykle winny jest Tusk,
    Jak zwykle winny jest Tusk, Rostkowski, Kaczyńscy z Gilowską – słowem cała klasa polityczna. Mamy więc złych ‘Onych’ czyli polityków i dobrych, jednocześnie uciemiężonych, ‘Nas’ obywateli których władza znowu robi w ch*ja. Znowu bo ‘My’ zawsze mieliśmy “nie po drodze” z ‘Onymi”, każdą władzą. Czy to naszą (I, II, III, IV, w przyszłości V, VI, VII, VIII, IX, X RP i więcej) czy zaborczą. Zawsze było źle.

    Kryzys ma prawo być wszędzie ale nie u nas. To że na kryzysie połamało sobie zęby supermocarstwo jakim jest USA, że w odmęty otchłani wpadła lokomotywa Europy – Niemcy, to jest nic, to że nasze ‘tygrysy’ Europy – Łotwa czy Estonia stoją na krawędzi otchłani. To też jest nic. To że w Rosji kryzys i bida że się Putin z Miedwiediewem srają po gaciach – też NIC.

    Ale to że u nas jest ‘kryzysik’ – boże zlituje się nad potępionymi duszami Tuska i Rostowskiego.
    Tak tylko dla refleksji radzę porównać sobie ceny (podobno bardzo drogiej) benzyny u nas i wszędzie indziej.

  3. suma
    1) Stary zarabia 1800
    2) Ja wyciągam 1400
    3) Razem mamy 3200
    4) 3200×12 miesięcy daje mi, no przepraszam nich będzie, że nam 38400

    Suma sie zgadza.
    Dodaj 2 córki dorosłe ale na utrzymaniu naszym (pomijam stypendium socjalne i zarobek 1000pln na miesiąc córek)
    Punkt 1 i 2 to sa nasze emerytury)
    My sie z tego utrzymujemy.
    Mało tego tyję bo przy 168 cm ważę 95kg.
    Ale coś chyba sie udało zaoszczędzić praez te 80lat pracy (plus majątek rodzinny)
    Rocznik 47 nie może mieć bo i skąd, pojęcia o kapitaliźmie.
    A jednak od 89 roku cały czas sie bogacę i to nie zakładając żadnego biznesu.
    Oboje z moją “połowa” przepracowaliśmy w całkiem państwowych firmach sprywatyzowanych w 200x roku i to na stanowiskach roboli godzinowo płatnych.
    Nie chcę być jakimś kuriozum ale to wyliczanie i narzekanie że jest za mało?
    Bo jest i jeszcze będzie długo…
    PS.
    Kowalska i Kowalscy jeszcze będą długo zdychać z głodu i na to ani Tusk, Rostowski czy nawet Olechowski z Rydzykiem nic nie poradzą a raczej wykorzystają aby coś sobie dorzucić.
    Oby to był zmniejszajacy sie margines!
    No chyba że “Komuno Wróć”!

  4. suma
    1) Stary zarabia 1800
    2) Ja wyciągam 1400
    3) Razem mamy 3200
    4) 3200×12 miesięcy daje mi, no przepraszam nich będzie, że nam 38400

    Suma sie zgadza.
    Dodaj 2 córki dorosłe ale na utrzymaniu naszym (pomijam stypendium socjalne i zarobek 1000pln na miesiąc córek)
    Punkt 1 i 2 to sa nasze emerytury)
    My sie z tego utrzymujemy.
    Mało tego tyję bo przy 168 cm ważę 95kg.
    Ale coś chyba sie udało zaoszczędzić praez te 80lat pracy (plus majątek rodzinny)
    Rocznik 47 nie może mieć bo i skąd, pojęcia o kapitaliźmie.
    A jednak od 89 roku cały czas sie bogacę i to nie zakładając żadnego biznesu.
    Oboje z moją “połowa” przepracowaliśmy w całkiem państwowych firmach sprywatyzowanych w 200x roku i to na stanowiskach roboli godzinowo płatnych.
    Nie chcę być jakimś kuriozum ale to wyliczanie i narzekanie że jest za mało?
    Bo jest i jeszcze będzie długo…
    PS.
    Kowalska i Kowalscy jeszcze będą długo zdychać z głodu i na to ani Tusk, Rostowski czy nawet Olechowski z Rydzykiem nic nie poradzą a raczej wykorzystają aby coś sobie dorzucić.
    Oby to był zmniejszajacy sie margines!
    No chyba że “Komuno Wróć”!

  5. pijawki nasze
    Ciężko coś dodać, bo opis krajowej sytuacji jest raczej pełny.
    Od zawsze żyjemy w państwie podzielonym na kastę rządzącą i rzeszę baranów tyrającą na nią, zwaną pieszczotliwie elektoratem.
    Podobnie jest w innych krajach, jednak w Polsce mamy szczególnie ostry przykład systemu określonego jako ?wrogie państweo opiekuńcze?, w którym administracja jest głównym i niebezpiecznym wrogiem obywatela, a wszelki dobrobyt powstaje nie dzięki, a wbrew państwu.
    W normalnym socjalizmie, np. skandynawskim, rząd goli podatników, ale przynajmniej stara się usuwać im z pod nóg wszelki pyłek i zdejmuje z bark troskę o zdrowie czy życie.
    Taki socjalizm jaki mamy tutaj, jest natomiast do kitu, bulić trzeba za wszystko, własność prywatna jest ledwie tolerowana, baby miały być wg klasyków wspólne, a nie są, jednym słowem ? dno.
    Lepiej by było na choć próbę, jakiś kapitalizm wprowadzić.

    • Zawsze są oni. Nie ważne
      Zawsze są oni. Nie ważne kiedy, nie ważne kto rządzi – zawsze są to ONI. Nie wiadomo skąd się biorą, jak dostają się do władzy – jedyne co wiadomo o nich, to to że niesławnymi Onymi. Tymi co ciemiężą naród w pocie czoła pracujący, starający się coś wypracować. Jednak nie ważne jak naród (My!) będziemy silni, zwarci i gotowi, zawsze będą Oni – zawsze o kilometr przed nami, zawsze wyciskający na siłce o 30 kg więcej od nas.
      Imion mają wiele – lewo prawo, liberał, socjalista, komuch i solidarnościowiec, zawsze jednak zjednoczeni pod jedną banderą – Oni. I tak do usranej śmierci…

  6. pijawki nasze
    Ciężko coś dodać, bo opis krajowej sytuacji jest raczej pełny.
    Od zawsze żyjemy w państwie podzielonym na kastę rządzącą i rzeszę baranów tyrającą na nią, zwaną pieszczotliwie elektoratem.
    Podobnie jest w innych krajach, jednak w Polsce mamy szczególnie ostry przykład systemu określonego jako ?wrogie państweo opiekuńcze?, w którym administracja jest głównym i niebezpiecznym wrogiem obywatela, a wszelki dobrobyt powstaje nie dzięki, a wbrew państwu.
    W normalnym socjalizmie, np. skandynawskim, rząd goli podatników, ale przynajmniej stara się usuwać im z pod nóg wszelki pyłek i zdejmuje z bark troskę o zdrowie czy życie.
    Taki socjalizm jaki mamy tutaj, jest natomiast do kitu, bulić trzeba za wszystko, własność prywatna jest ledwie tolerowana, baby miały być wg klasyków wspólne, a nie są, jednym słowem ? dno.
    Lepiej by było na choć próbę, jakiś kapitalizm wprowadzić.

    • Zawsze są oni. Nie ważne
      Zawsze są oni. Nie ważne kiedy, nie ważne kto rządzi – zawsze są to ONI. Nie wiadomo skąd się biorą, jak dostają się do władzy – jedyne co wiadomo o nich, to to że niesławnymi Onymi. Tymi co ciemiężą naród w pocie czoła pracujący, starający się coś wypracować. Jednak nie ważne jak naród (My!) będziemy silni, zwarci i gotowi, zawsze będą Oni – zawsze o kilometr przed nami, zawsze wyciskający na siłce o 30 kg więcej od nas.
      Imion mają wiele – lewo prawo, liberał, socjalista, komuch i solidarnościowiec, zawsze jednak zjednoczeni pod jedną banderą – Oni. I tak do usranej śmierci…

  7. Wariant pesymistyczny
    Giętarkę i chałupę wraz z niespłaconymi gratami Kowalskich licytują za tyle żeby nie starczyło na długi, Kowalska też traci pracę, ale opłaty za czynsz się zmniejszają, bo teraz płacą za 13,5 m2 w blaszaku, do których ich eksmitowano. Rostowski jak i Tusk nadal mają się dobrze, im pensja nie drgnęła, choć są glosy żeby to się zmieniło, np.:

    Admin – http://forum.dr-kwasniewski.pl/index.php?topic=2700.msg75292#msg75292 :

    Drogi Donaldzie,
    ponieważ regularnie zagląda tu ktoś od Was powiem, że pondoszenie społecznych kosztów pracy, akcyzy i PIT nie jest dobrą metodą “łatania dziury”!
    Wpływy z PIT zmalały około 14%? to o tyle powinno się zmniejszyć pensje “budżetówce” w ramach “solidarności społecznej”, ponieważ ci co płacą realny PIT o tyle mniej zarabiają i się NIE BUNTUJĄ! Chronić tylko emerytów i rencistów!
    Na inflacji zarabiają bogaci, a bieda jeszcze bardziej zbiednieje i upomni się o swoje w swoim czasie! Oni muszą mieć pieniądze na papierosy i inne używki.
    Podnoszenie VAT i akcyzy uderzy jak zwykle wyłącznie w najbiednieszych.
    Trzeba jechać natychmiast do Brukseli po pieniądze na inwestycje, bo chętnie dadzą.
    Weźcie się wreszcie za budowę państwowych płatnych autostrad, bo tylko Państwo jest w stanie je wybudować i tylko Państwo powinno na nich zarabiać. Najkorzystniejsze jest elektroniczne naliczanie opłaty kilonemtrowej, wprowadzane zamiast winiet np: w Czechach, czy Austrii. I tyle na dziś.

    serdecznie pozdrawiam

    PS
    W PIT należy zlikwidować wszytskie odliczenia i ulgi, bo są tylko dla bogatych.

  8. Wariant pesymistyczny
    Giętarkę i chałupę wraz z niespłaconymi gratami Kowalskich licytują za tyle żeby nie starczyło na długi, Kowalska też traci pracę, ale opłaty za czynsz się zmniejszają, bo teraz płacą za 13,5 m2 w blaszaku, do których ich eksmitowano. Rostowski jak i Tusk nadal mają się dobrze, im pensja nie drgnęła, choć są glosy żeby to się zmieniło, np.:

    Admin – http://forum.dr-kwasniewski.pl/index.php?topic=2700.msg75292#msg75292 :

    Drogi Donaldzie,
    ponieważ regularnie zagląda tu ktoś od Was powiem, że pondoszenie społecznych kosztów pracy, akcyzy i PIT nie jest dobrą metodą “łatania dziury”!
    Wpływy z PIT zmalały około 14%? to o tyle powinno się zmniejszyć pensje “budżetówce” w ramach “solidarności społecznej”, ponieważ ci co płacą realny PIT o tyle mniej zarabiają i się NIE BUNTUJĄ! Chronić tylko emerytów i rencistów!
    Na inflacji zarabiają bogaci, a bieda jeszcze bardziej zbiednieje i upomni się o swoje w swoim czasie! Oni muszą mieć pieniądze na papierosy i inne używki.
    Podnoszenie VAT i akcyzy uderzy jak zwykle wyłącznie w najbiednieszych.
    Trzeba jechać natychmiast do Brukseli po pieniądze na inwestycje, bo chętnie dadzą.
    Weźcie się wreszcie za budowę państwowych płatnych autostrad, bo tylko Państwo jest w stanie je wybudować i tylko Państwo powinno na nich zarabiać. Najkorzystniejsze jest elektroniczne naliczanie opłaty kilonemtrowej, wprowadzane zamiast winiet np: w Czechach, czy Austrii. I tyle na dziś.

    serdecznie pozdrawiam

    PS
    W PIT należy zlikwidować wszytskie odliczenia i ulgi, bo są tylko dla bogatych.

  9. Derywaty
    “że Matka Kurka walił/wali kogokolwiek młotem; uważam natomiast świadomie, że budzi i puka -głównie śpiących czytelników – lekkim piórem w nasadę samozadowolenia i – w bardziej skrajnych przypadkach – w samo sedno bezsensownego godzenia się na spływające na nas ciepłym strumieniem cyklicznie następujące po sobie dary publicznego losu”

    Jeden lubi Kurka.
    Inny lubi Tuska.
    “w samo sedno bezsensownego godzenia się na spływające na nas ciepłym strumieniem cyklicznie następujące po sobie dary publicznego losu”
    Co za straszne pierdoły.
    Ciepłym strumieniem to sie nie da wygrać wyborów na starszego harcmistrza a co dopiero na prezydenta!
    Ja oddaje wszystkie głosy (o ile jakeś są) na Pana Tuska!
    W drugiej turze będzie oczywiście “jajcarz”

  10. Derywaty
    “że Matka Kurka walił/wali kogokolwiek młotem; uważam natomiast świadomie, że budzi i puka -głównie śpiących czytelników – lekkim piórem w nasadę samozadowolenia i – w bardziej skrajnych przypadkach – w samo sedno bezsensownego godzenia się na spływające na nas ciepłym strumieniem cyklicznie następujące po sobie dary publicznego losu”

    Jeden lubi Kurka.
    Inny lubi Tuska.
    “w samo sedno bezsensownego godzenia się na spływające na nas ciepłym strumieniem cyklicznie następujące po sobie dary publicznego losu”
    Co za straszne pierdoły.
    Ciepłym strumieniem to sie nie da wygrać wyborów na starszego harcmistrza a co dopiero na prezydenta!
    Ja oddaje wszystkie głosy (o ile jakeś są) na Pana Tuska!
    W drugiej turze będzie oczywiście “jajcarz”

  11. Niestety,
    wszystko wskazuje na to, że zabawią się podatkami, aż jęknie(my) i tąpnie. I wiesz co, pochwal może teraz na łamach pana ministra Rostowskiego – będzie jakiś cień szansy, że też z roboty wyleci. Jakoś tak masz dobrą rękę…

  12. Niestety,
    wszystko wskazuje na to, że zabawią się podatkami, aż jęknie(my) i tąpnie. I wiesz co, pochwal może teraz na łamach pana ministra Rostowskiego – będzie jakiś cień szansy, że też z roboty wyleci. Jakoś tak masz dobrą rękę…

  13. O budżecie państwa trzeba
    O budżecie państwa trzeba wiedzieć jedno – rząd to nie Kowalska. Kowalska widzi, że ma 3200. Wie, że nowego kredytu nie weźmie, bo banki teraz nie kredytują już tak chętnie jak przed kryzysem, poza tym nawet jakby dali jej kredyt, to ma ponad pięć stów różnych rat do zapłacenia, więc kolejna stówa, czy dwie to dla niej pętla na szyję. Ale Kowalska widzi, że jak będzie oszczędnie wydawać, to z tych 3200 zostanie jej jeszcze 400, które będzie mogła zainwestować w giętarkę. Tak, czy siak na codzienną konsumpcję i kryzysową inwestycję może wydać w sumie tylko 3200, bo więcej nie ma. Tyle, jeśli chodzi o Kowalską.

    Teraz kolej na rząd. Jak już ustaliliśmy rząd to nie jest jakaś Kowalska. Rząd nie zarabia na siebie, na rząd zarabiają Kowalskie, Nowakowe, Wiśniewskie, etc. Rząd nie wie ile te kobiety i ich mężowie na rząd zarobią, więc kieruje się wskaźnikami. Wskaźniki nie mogą być zbyt pesymistyczne, bo jeśli będą, to giełda wpadnie w panikę, a jak wiadomo giełda jest dla gospodarki najważniejsza, nie to, co Kowalska z giętarką. Na podstawie optymistycznych wskaźników rząd zakłada, że zarobi, dajmy na to, 220 ( licząc w miliardach ), a wyda 238. Nieważne, że jak Kowalska zarobi 3200, to może wydać tylko 3200. Rząd to rząd i rząd przy zarobkach 220 może wydać 238. Taką sytuację nazywamy “deficytem budżetowym” i proszę nie myśleć, że to jakaś patologia, to w naszym kraju od kilkunastu lat norma. W międzyczasie okazuje się, że zarobki rządu będą niższe niż zakładały optymistyczne prognozy i wyniosą nie 220, ale tylko 200. Rząd nie może sobie pozwolić na znaczny wzrost deficytu, więc robi oszczędności i szuka dochodów, co daje mu, dajmy na to, 11 miliardów. W ten sposób rząd, który miał wydać 18 miliardów więcej niż zarobił, wyda 27 miliardów więcej. W przypadku Kowalskiej powiedzielibyśmy, że jest bardziej rozrzutna niż poprzednio, w przypadku rządu powiemy, że jest to oszczędność i troska o niski deficyt.

    Deficyt nie musi być oczywiście przez cały czas tak “niski”, może wzrosnąć. Poza tym jest kryzys i ludzie chcieliby, by rząd coś zrobił. Rząd ma więc trzy możliwości. Pierwsza możliwość to podnoszenie podatków, o czym ostatnio dużo się mówi. Druga możliwość to zwiększenie wydatków na fabrykę amunicji, w której pracuje Kowalski, co zaproponowałby pewnie Lord Keynes i co wydaje się na pierwszy rzut oka rozsądne ( w końcu to inwestycja, a jak wiadomo inwestycje procentują ). Trzecia możliwość to poważne, systemowe oszczędności, prywatyzacja i cięcie podatków. Zastanówmy się nad nimi po kolei. Opcja numer jeden, czyli wyższe podatki, oznacza, że jeśli wzrośnie opodatkowanie pracy, to Kowalska przejdzie do szarej strefy, a wraz z nią wielu innych ludzi. Niektórzy w ogóle nie znajdą pracy, wpływy z podatków więc spadną, nie wzrosną. Wzrosną za to nakłady na zasiłki ( które rząd zapobiebgliwie podniósł ), więc deficyt też wzrośnie. Jeśli natomiast wzrośnie opodatkowanie konsumpcji, to ludzie kupią u Kowalskiej mniej wieszaków. Kowalska nie zbankrutuje, ale będzie musiała zacisnąć pasa. Konsumenci też będą musieli zacisnąć pasa, bo konsument to nie rząd i nie wyda na VAT więcej niż zarabia. W budżecie nic się nie zmieni. Ta opcja jest więc do kitu.

    Teraz druga możliwość, czyli inwestycje rządowe. Jeśli rząd zapłaci zbrojeniówce więcej, to Kowalski utrzyma robotę. To dobrze. Ale wpływy z podatków są jakie są, więc by zainwestować w pracę Kowalskiego rząd będzie musiał zwiększyć deficyt. Tak więc mieli wydać 227, a wydadzą, powiedzmy, 240. Te 13 miliardów wydane na inwestycje teoretycznie się rządowi zwrócą, bo Kowalski zapłaci podatki. A z czego zapłaci? Z tego, co rząd zapłacił jego firmie, czyli rząd opodatkuje sam siebie. Ale grunt, że Kowalski ma robotę. Sęk w tym, że ta robota to robota na kredyt. Na kredyt zaciągnięty przez rząd, bo skąd się wezmą pieniążki na pokrycie deficytu? Ano rząd wydrukuje trochę obligacji i sprzeda je bankom. Oczywiście będzie musiał spłacać cały czas odsetki i to duże odsetki, bo bank pożycza mu nie z pobudek patriotycznych, ale dla zysku. Skąd wziąć na odsetki? Z podatków i to z podatków Kowalskiej. Jakby tego było mało, to te 13 miliardów, które rząd w gospodarkę wpompuje nie musi wcale doprowadzić do wzrostu produkcji. Równie dobrze te pieniądze mogą doprowadzić do wzrostu cen, bo łatwiej podnieść ceny, niż zwiększyć moce przerobowe. Tak więc Kowalska będzie musiała wydać więcej na jedzenie i uważać, żeby nic jej nie wyskoczyło. Być może będzie musiała też zapłacić większe podatki, by rząd mógł spłacać odsetki, w każdym razie z ich obniżką będzie musiała się pożegnać. Kowalska może jeszcze sobie jakoś poradzi, bo stary ma robotę, ale już Nowak nie będzie miał takiego szczęścia, bo jego żona nie pracuje, a firma, podobnie jak u Kowalskiej, znajduje się na krawędzi plajty. Być może będzie musiał się ratować zwalniając ludzi, bądź zatrudniając ich na czarno. Wtedy wpływy z podatków rządowi nie tylko nie wzrosną, ale będzie dobrze jeśli nie spadną. W tej sytuacji trzeba będzie przemeblować budżet i obciąć wydatki na drogi, szkoły i inne “duperele”, by móc zapłacić za wyższe koszty obsługi zadłużenia. Tak więc ta opcja powoduje, że jeden problem zostaje rozwiązany, a w jego miejsce pojawiają się trzy następne. Ją też skreślamy.

    Co zostaje? Zostaje możliwość numer trzy. W tym wariancie rząd zmniejsza opodatkowanie pracy, co pozwala Kowalskiej i Nowakowi na legalne prowadzenie biznesu. Nie muszą już uciekać do szarej strefy, a państwo nie musi płacić dodatkowych zasiłków, więc wpływy w budżecie rosną. Jeśli dodatkowo zaoszczędzimy pozbywając się paru agencji oraz likwidując ZUS i przekazując jego obowiązki skarbówce, to dziurę budżetową mamy z głowy. Żeby mieć ją z głowy jeszcze bardziej, to sprzedajemy państwowe firmy, zamiast zdzierać z nich dywidendy, co pomoże i firmom i państwu, które zarobi. Robimy też reformę emerytalną, pozwalamy ludziom na samodzielne decydowanie, czy chcą oszczędzać w OFE, czy wolą zostawić pieniądze dla siebie i likwidujemy wszelkie przywileje, dzięki czemu ratujemy ten system przed rozpadem. Co dzięki temu pakietowi reform osiągnęliśmy? Osiągnęliśmy tyle, że nie mamy deficytu, Kowalska spokojnie skręca wieszaki, a Kowalski bez żadnych sztuczek i pożyczek ma legalną pracę, jeśli nie w zbrojeniówce, to w innej branży. Tak więc z trzech opcji należy wybrać opcję numer trzy, zgodną ze zdrowym rozsądkiem i odrzucić keynesowską opcję numer dwa oraz idiotyczną opcję numer jeden. To tyle, jeśli chodzi o kryzys i budżet.

    • Brawo Ja. Serio , serio
      Co do opcji trzy miałbym tylko jedną uwagę. Najlepiej ją realizować, gdy gospodarka jest na plusie – chociażby dlatego, aby łatwiej upchnąć na rynku pracy te wszystkie sieroty po restrukturyzacji agencji i funduszy.
      PS
      Co do likwidacji ZUS to jeszcze nie czuję się przekonany.

    • Żeby to było takie proste.
      Balcerowicz o tym mówi od lat.
      Ale są jeszcze zwykli ludzie. Kowalska nie jest zwykłym człowiekiem. Kowalska kręci lody. Zwykłym człowiekiem byłby może Kowalski, gdyby po plajcie swojego zakłady pracy leżał w domu przed telewizorem, ale Kowalski na czarno gnie wieszaki, więc nie jest zwykły, tylko też kręci lody.
      Zwykli ludzie nie potrzebują pracy, tylko posady. Różnica jest taka, że na posadzie się siedzi, a w pracy trzeba pracować. Oni też sprzeciwiają się prywatyzacji, bo prywatny właściciel będzie ich zmuszał do pracy. Zwykli ludzie chcą godnie żyć, otrzymywać regularne podwyżki, mieć zapewnione wszystkie zdobycze ludu pracy z poprzedniej epoki, tylko wynagrodzenia europejskie, nie tam za jakis wzrost wydajności, czy produkcję towarów, które znajdą nabywców.
      Zwykli ludzie mają swoich rzeczników : związki zawodowe, lewicę, którzy bronią interesów zwykłych ludzi, że nie powinni ponosić skutków kryzysu. Zwykłych ludzi jest na tyle dużo, że należy się z nimi liczyć, bo stanowią elektorat. Na pociechę ? występują na całym świecie, nie tylko w Polsce

      • Nie wiem, ale podejrzewam, że
        Nie wiem, ale podejrzewam, że łatwiej jest powiedzieć ludziom “słuchajcie, my byśmy przeprowadzili potrzebne reformy, ale jest kryzys, więc musimy się wstrzymać”, niż po prostu reformy przeprowadzić. Zresztą co to za reformy? Prywatyzacja? Czyli co, jakiś prywaciarz będzie rządził firmą zamiast człowieka, którego mianowaliśmy i którego nowy rząd zmieni po wyborach na swojaka? Reforma emerytalna? To po to podnosiliśmy przyciski za starą reformą, jako AWS i UW, by teraz jako PO podnosić przyciski przeciwko niej? No i w ogóle co to za pomysł, by przywileje emerytalne likwidować? O takich rzeczach można sobie pisać w raporcie o 2030 roku, a nie w ustawach. I nie szkodzi, że jeśli nie uchwalimy koniecznych zmian, to w 2030 roku nie będzie czego zbierać nie tylko z przywilejów, ale w ogóle z systemu emerytalnego. Ważne, że w 2010 roku są wybory. Wybory, rozumiesz człowieku? I co, mamy teraz iść na wojnę ze związkowcami o jakieś głupie emerytury? A likwidacja agencji, ZUSów, i tak dalej? Przecież mamy tam dziesiątki tysięcy potencjalnych wyborców. Nie powiemy im teraz, że mają zmienić pracę. Opłacimy im szkolenia, zmniejszymy formalności i podatki, by mogli założyć własne firmy, albo zatrudnić się w czyichś firmach? Kompetentnych i potrzebnych zostawimy i nie będziemy im nawet zawracać głowy przekwalifikowaniem? No i co? Przecież będzie przy tym trochę zamieszania i to przed wyborami. Lepiej zostawić to jak dotychczas, ludzie się przyzwyczaili. Zmniejszenie opodatkowania pracy? Dobry pomysł, ale poważna obniżka, jaką jest zniesienie przymusu oszczędzania w OFE, nie jest możliwa, bo jak powiedzieliśmy nie po to przyciskaliśmy guziki za OFE, by dziś przyciskać przeciw. Niski, liniowy PIT, na poziomie 10, czy 12%, w tym składka zdrowotna, odprowadzany bez formularzy, jako procent od funduszu wynagrodzeń? Prezydent pewnie i tak zawetuje, nie warto się fatygować. Mniejsza składka rentowa? Albo chociaż jakieś ulgi dla pracodawców? Dajmy już sobie spokój, to będzie drobna zmiana i nic nie da. Lepiej zostawmy wszystko tak jak jest, a jeśli deficyt wzrośnie, to podniesiemy jakiś podatek. Nie pomoże? Trudno, kryzys, trzeba stosować nadzwyczajne środki. Ludzie zrozumieją, wiadomo, że jest ciężko. Grunt, że tak, czy siak jesteśmy zieloną wyspą, a inni byliby gorsi.

        Myślę ( choć mogę się mylić ), że to jest właśnie przyczyną rezygnacji z opcji numer trzy.

          • Ja też wolę pisać
            Ja też wolę pisać merytoryczno-teoretycznie. Ale nasi “liberałowie” i tak z tej merytorycznej teorii nie skorzystają. Być może dlatego, że jest dla nich zbyt liberalna.

        • szkoda psuć dobry układ
          Jedna z przyczyn jest taka, iż politycy potrzebują natychmiastowych sukcesów.
          Coś co przyniesie efekty następnym ekipom kompletnie ich nie interesuje.
          Obniżka podatków spowoduje spadek wpływów w jednej chwili, natomiast efekty pozytywne pojawią się po jakimś czasie. Jak długi będzie ten jakiś czas, tego z góry nie wiadomo. Wolą więc nie ryzykować.
          A reformy strukturalne, które przecież nic nie kosztują?
          Tutaj jest tak jak piszesz, trza by wylać ze świetnych posad masę kumpli od piwa i grilla i ich krewnych, a system działa świetnie tylko wtedy, gdy w dowolnej sprawie można zadzwonić do swojego człowieka i powiedzieć “Wacek, załatw mi to migiem”.
          Straszna szkoda niszczyć coś tak pożytecznego.

    • Dziękuję,mam nadzieję,że nie
      Dziękuję,mam nadzieję,że nie obrazisz się za porównanie.Czyta mi się Ciebie jak prof. Balcerowicza,który podobno musi odejść ale mówi tak jasno,że nawet tak rozlazłe (w odróżnieniu od ścisłych) ,jak mój typowo humanistyczne umysły pojmują.:)

      • Dziękuję.
        Nie obrażę się, bo nie mam nic przeciwko Balcerowiczowi. Podoba mi się, że zachowuje w obecnej sytuacji rozsądek. Ale już np. za Jeffreyem Sachsem, który współtworzył jego plan ( mający oprócz licznych zalet także parę wad ) nie przepadam.

        • Mogę tylko obiecać,że
          Mogę tylko obiecać,że doczytam,spróbuję pojąć i wtedy się ustosunkuję.A może Ty spróbujesz mi objaśnić to wszystko w przystępny sposób?Tak jakbyś mówił do przeciętych wyborców.Nie ma najmniejszego znaczenia,że mam jakieś tam IQ,lenistwo umysłowe robi swoje,czekam na gotowca do którego się mogę ustosunkować pogłębiając w międzyczasie swoją mizerną wiedzę.:)

  14. O budżecie państwa trzeba
    O budżecie państwa trzeba wiedzieć jedno – rząd to nie Kowalska. Kowalska widzi, że ma 3200. Wie, że nowego kredytu nie weźmie, bo banki teraz nie kredytują już tak chętnie jak przed kryzysem, poza tym nawet jakby dali jej kredyt, to ma ponad pięć stów różnych rat do zapłacenia, więc kolejna stówa, czy dwie to dla niej pętla na szyję. Ale Kowalska widzi, że jak będzie oszczędnie wydawać, to z tych 3200 zostanie jej jeszcze 400, które będzie mogła zainwestować w giętarkę. Tak, czy siak na codzienną konsumpcję i kryzysową inwestycję może wydać w sumie tylko 3200, bo więcej nie ma. Tyle, jeśli chodzi o Kowalską.

    Teraz kolej na rząd. Jak już ustaliliśmy rząd to nie jest jakaś Kowalska. Rząd nie zarabia na siebie, na rząd zarabiają Kowalskie, Nowakowe, Wiśniewskie, etc. Rząd nie wie ile te kobiety i ich mężowie na rząd zarobią, więc kieruje się wskaźnikami. Wskaźniki nie mogą być zbyt pesymistyczne, bo jeśli będą, to giełda wpadnie w panikę, a jak wiadomo giełda jest dla gospodarki najważniejsza, nie to, co Kowalska z giętarką. Na podstawie optymistycznych wskaźników rząd zakłada, że zarobi, dajmy na to, 220 ( licząc w miliardach ), a wyda 238. Nieważne, że jak Kowalska zarobi 3200, to może wydać tylko 3200. Rząd to rząd i rząd przy zarobkach 220 może wydać 238. Taką sytuację nazywamy “deficytem budżetowym” i proszę nie myśleć, że to jakaś patologia, to w naszym kraju od kilkunastu lat norma. W międzyczasie okazuje się, że zarobki rządu będą niższe niż zakładały optymistyczne prognozy i wyniosą nie 220, ale tylko 200. Rząd nie może sobie pozwolić na znaczny wzrost deficytu, więc robi oszczędności i szuka dochodów, co daje mu, dajmy na to, 11 miliardów. W ten sposób rząd, który miał wydać 18 miliardów więcej niż zarobił, wyda 27 miliardów więcej. W przypadku Kowalskiej powiedzielibyśmy, że jest bardziej rozrzutna niż poprzednio, w przypadku rządu powiemy, że jest to oszczędność i troska o niski deficyt.

    Deficyt nie musi być oczywiście przez cały czas tak “niski”, może wzrosnąć. Poza tym jest kryzys i ludzie chcieliby, by rząd coś zrobił. Rząd ma więc trzy możliwości. Pierwsza możliwość to podnoszenie podatków, o czym ostatnio dużo się mówi. Druga możliwość to zwiększenie wydatków na fabrykę amunicji, w której pracuje Kowalski, co zaproponowałby pewnie Lord Keynes i co wydaje się na pierwszy rzut oka rozsądne ( w końcu to inwestycja, a jak wiadomo inwestycje procentują ). Trzecia możliwość to poważne, systemowe oszczędności, prywatyzacja i cięcie podatków. Zastanówmy się nad nimi po kolei. Opcja numer jeden, czyli wyższe podatki, oznacza, że jeśli wzrośnie opodatkowanie pracy, to Kowalska przejdzie do szarej strefy, a wraz z nią wielu innych ludzi. Niektórzy w ogóle nie znajdą pracy, wpływy z podatków więc spadną, nie wzrosną. Wzrosną za to nakłady na zasiłki ( które rząd zapobiebgliwie podniósł ), więc deficyt też wzrośnie. Jeśli natomiast wzrośnie opodatkowanie konsumpcji, to ludzie kupią u Kowalskiej mniej wieszaków. Kowalska nie zbankrutuje, ale będzie musiała zacisnąć pasa. Konsumenci też będą musieli zacisnąć pasa, bo konsument to nie rząd i nie wyda na VAT więcej niż zarabia. W budżecie nic się nie zmieni. Ta opcja jest więc do kitu.

    Teraz druga możliwość, czyli inwestycje rządowe. Jeśli rząd zapłaci zbrojeniówce więcej, to Kowalski utrzyma robotę. To dobrze. Ale wpływy z podatków są jakie są, więc by zainwestować w pracę Kowalskiego rząd będzie musiał zwiększyć deficyt. Tak więc mieli wydać 227, a wydadzą, powiedzmy, 240. Te 13 miliardów wydane na inwestycje teoretycznie się rządowi zwrócą, bo Kowalski zapłaci podatki. A z czego zapłaci? Z tego, co rząd zapłacił jego firmie, czyli rząd opodatkuje sam siebie. Ale grunt, że Kowalski ma robotę. Sęk w tym, że ta robota to robota na kredyt. Na kredyt zaciągnięty przez rząd, bo skąd się wezmą pieniążki na pokrycie deficytu? Ano rząd wydrukuje trochę obligacji i sprzeda je bankom. Oczywiście będzie musiał spłacać cały czas odsetki i to duże odsetki, bo bank pożycza mu nie z pobudek patriotycznych, ale dla zysku. Skąd wziąć na odsetki? Z podatków i to z podatków Kowalskiej. Jakby tego było mało, to te 13 miliardów, które rząd w gospodarkę wpompuje nie musi wcale doprowadzić do wzrostu produkcji. Równie dobrze te pieniądze mogą doprowadzić do wzrostu cen, bo łatwiej podnieść ceny, niż zwiększyć moce przerobowe. Tak więc Kowalska będzie musiała wydać więcej na jedzenie i uważać, żeby nic jej nie wyskoczyło. Być może będzie musiała też zapłacić większe podatki, by rząd mógł spłacać odsetki, w każdym razie z ich obniżką będzie musiała się pożegnać. Kowalska może jeszcze sobie jakoś poradzi, bo stary ma robotę, ale już Nowak nie będzie miał takiego szczęścia, bo jego żona nie pracuje, a firma, podobnie jak u Kowalskiej, znajduje się na krawędzi plajty. Być może będzie musiał się ratować zwalniając ludzi, bądź zatrudniając ich na czarno. Wtedy wpływy z podatków rządowi nie tylko nie wzrosną, ale będzie dobrze jeśli nie spadną. W tej sytuacji trzeba będzie przemeblować budżet i obciąć wydatki na drogi, szkoły i inne “duperele”, by móc zapłacić za wyższe koszty obsługi zadłużenia. Tak więc ta opcja powoduje, że jeden problem zostaje rozwiązany, a w jego miejsce pojawiają się trzy następne. Ją też skreślamy.

    Co zostaje? Zostaje możliwość numer trzy. W tym wariancie rząd zmniejsza opodatkowanie pracy, co pozwala Kowalskiej i Nowakowi na legalne prowadzenie biznesu. Nie muszą już uciekać do szarej strefy, a państwo nie musi płacić dodatkowych zasiłków, więc wpływy w budżecie rosną. Jeśli dodatkowo zaoszczędzimy pozbywając się paru agencji oraz likwidując ZUS i przekazując jego obowiązki skarbówce, to dziurę budżetową mamy z głowy. Żeby mieć ją z głowy jeszcze bardziej, to sprzedajemy państwowe firmy, zamiast zdzierać z nich dywidendy, co pomoże i firmom i państwu, które zarobi. Robimy też reformę emerytalną, pozwalamy ludziom na samodzielne decydowanie, czy chcą oszczędzać w OFE, czy wolą zostawić pieniądze dla siebie i likwidujemy wszelkie przywileje, dzięki czemu ratujemy ten system przed rozpadem. Co dzięki temu pakietowi reform osiągnęliśmy? Osiągnęliśmy tyle, że nie mamy deficytu, Kowalska spokojnie skręca wieszaki, a Kowalski bez żadnych sztuczek i pożyczek ma legalną pracę, jeśli nie w zbrojeniówce, to w innej branży. Tak więc z trzech opcji należy wybrać opcję numer trzy, zgodną ze zdrowym rozsądkiem i odrzucić keynesowską opcję numer dwa oraz idiotyczną opcję numer jeden. To tyle, jeśli chodzi o kryzys i budżet.

    • Brawo Ja. Serio , serio
      Co do opcji trzy miałbym tylko jedną uwagę. Najlepiej ją realizować, gdy gospodarka jest na plusie – chociażby dlatego, aby łatwiej upchnąć na rynku pracy te wszystkie sieroty po restrukturyzacji agencji i funduszy.
      PS
      Co do likwidacji ZUS to jeszcze nie czuję się przekonany.

    • Żeby to było takie proste.
      Balcerowicz o tym mówi od lat.
      Ale są jeszcze zwykli ludzie. Kowalska nie jest zwykłym człowiekiem. Kowalska kręci lody. Zwykłym człowiekiem byłby może Kowalski, gdyby po plajcie swojego zakłady pracy leżał w domu przed telewizorem, ale Kowalski na czarno gnie wieszaki, więc nie jest zwykły, tylko też kręci lody.
      Zwykli ludzie nie potrzebują pracy, tylko posady. Różnica jest taka, że na posadzie się siedzi, a w pracy trzeba pracować. Oni też sprzeciwiają się prywatyzacji, bo prywatny właściciel będzie ich zmuszał do pracy. Zwykli ludzie chcą godnie żyć, otrzymywać regularne podwyżki, mieć zapewnione wszystkie zdobycze ludu pracy z poprzedniej epoki, tylko wynagrodzenia europejskie, nie tam za jakis wzrost wydajności, czy produkcję towarów, które znajdą nabywców.
      Zwykli ludzie mają swoich rzeczników : związki zawodowe, lewicę, którzy bronią interesów zwykłych ludzi, że nie powinni ponosić skutków kryzysu. Zwykłych ludzi jest na tyle dużo, że należy się z nimi liczyć, bo stanowią elektorat. Na pociechę ? występują na całym świecie, nie tylko w Polsce

      • Nie wiem, ale podejrzewam, że
        Nie wiem, ale podejrzewam, że łatwiej jest powiedzieć ludziom “słuchajcie, my byśmy przeprowadzili potrzebne reformy, ale jest kryzys, więc musimy się wstrzymać”, niż po prostu reformy przeprowadzić. Zresztą co to za reformy? Prywatyzacja? Czyli co, jakiś prywaciarz będzie rządził firmą zamiast człowieka, którego mianowaliśmy i którego nowy rząd zmieni po wyborach na swojaka? Reforma emerytalna? To po to podnosiliśmy przyciski za starą reformą, jako AWS i UW, by teraz jako PO podnosić przyciski przeciwko niej? No i w ogóle co to za pomysł, by przywileje emerytalne likwidować? O takich rzeczach można sobie pisać w raporcie o 2030 roku, a nie w ustawach. I nie szkodzi, że jeśli nie uchwalimy koniecznych zmian, to w 2030 roku nie będzie czego zbierać nie tylko z przywilejów, ale w ogóle z systemu emerytalnego. Ważne, że w 2010 roku są wybory. Wybory, rozumiesz człowieku? I co, mamy teraz iść na wojnę ze związkowcami o jakieś głupie emerytury? A likwidacja agencji, ZUSów, i tak dalej? Przecież mamy tam dziesiątki tysięcy potencjalnych wyborców. Nie powiemy im teraz, że mają zmienić pracę. Opłacimy im szkolenia, zmniejszymy formalności i podatki, by mogli założyć własne firmy, albo zatrudnić się w czyichś firmach? Kompetentnych i potrzebnych zostawimy i nie będziemy im nawet zawracać głowy przekwalifikowaniem? No i co? Przecież będzie przy tym trochę zamieszania i to przed wyborami. Lepiej zostawić to jak dotychczas, ludzie się przyzwyczaili. Zmniejszenie opodatkowania pracy? Dobry pomysł, ale poważna obniżka, jaką jest zniesienie przymusu oszczędzania w OFE, nie jest możliwa, bo jak powiedzieliśmy nie po to przyciskaliśmy guziki za OFE, by dziś przyciskać przeciw. Niski, liniowy PIT, na poziomie 10, czy 12%, w tym składka zdrowotna, odprowadzany bez formularzy, jako procent od funduszu wynagrodzeń? Prezydent pewnie i tak zawetuje, nie warto się fatygować. Mniejsza składka rentowa? Albo chociaż jakieś ulgi dla pracodawców? Dajmy już sobie spokój, to będzie drobna zmiana i nic nie da. Lepiej zostawmy wszystko tak jak jest, a jeśli deficyt wzrośnie, to podniesiemy jakiś podatek. Nie pomoże? Trudno, kryzys, trzeba stosować nadzwyczajne środki. Ludzie zrozumieją, wiadomo, że jest ciężko. Grunt, że tak, czy siak jesteśmy zieloną wyspą, a inni byliby gorsi.

        Myślę ( choć mogę się mylić ), że to jest właśnie przyczyną rezygnacji z opcji numer trzy.

          • Ja też wolę pisać
            Ja też wolę pisać merytoryczno-teoretycznie. Ale nasi “liberałowie” i tak z tej merytorycznej teorii nie skorzystają. Być może dlatego, że jest dla nich zbyt liberalna.

        • szkoda psuć dobry układ
          Jedna z przyczyn jest taka, iż politycy potrzebują natychmiastowych sukcesów.
          Coś co przyniesie efekty następnym ekipom kompletnie ich nie interesuje.
          Obniżka podatków spowoduje spadek wpływów w jednej chwili, natomiast efekty pozytywne pojawią się po jakimś czasie. Jak długi będzie ten jakiś czas, tego z góry nie wiadomo. Wolą więc nie ryzykować.
          A reformy strukturalne, które przecież nic nie kosztują?
          Tutaj jest tak jak piszesz, trza by wylać ze świetnych posad masę kumpli od piwa i grilla i ich krewnych, a system działa świetnie tylko wtedy, gdy w dowolnej sprawie można zadzwonić do swojego człowieka i powiedzieć “Wacek, załatw mi to migiem”.
          Straszna szkoda niszczyć coś tak pożytecznego.

    • Dziękuję,mam nadzieję,że nie
      Dziękuję,mam nadzieję,że nie obrazisz się za porównanie.Czyta mi się Ciebie jak prof. Balcerowicza,który podobno musi odejść ale mówi tak jasno,że nawet tak rozlazłe (w odróżnieniu od ścisłych) ,jak mój typowo humanistyczne umysły pojmują.:)

      • Dziękuję.
        Nie obrażę się, bo nie mam nic przeciwko Balcerowiczowi. Podoba mi się, że zachowuje w obecnej sytuacji rozsądek. Ale już np. za Jeffreyem Sachsem, który współtworzył jego plan ( mający oprócz licznych zalet także parę wad ) nie przepadam.

        • Mogę tylko obiecać,że
          Mogę tylko obiecać,że doczytam,spróbuję pojąć i wtedy się ustosunkuję.A może Ty spróbujesz mi objaśnić to wszystko w przystępny sposób?Tak jakbyś mówił do przeciętych wyborców.Nie ma najmniejszego znaczenia,że mam jakieś tam IQ,lenistwo umysłowe robi swoje,czekam na gotowca do którego się mogę ustosunkować pogłębiając w międzyczasie swoją mizerną wiedzę.:)

  15. Nawet do depilatora można przywyknąć, byle regularnie:)
    Rurkę skręcić – nie w kij dmuchał. Chociaż, skoro stopy sobie zmniejszają, oczy powiększają i wydłużają nogi, to czemu włosy tylko rozjaśniają? Niekonsekwentne jakieś i zakompleksione albo faceci przedziwnie grymaśni…

  16. Nawet do depilatora można przywyknąć, byle regularnie:)
    Rurkę skręcić – nie w kij dmuchał. Chociaż, skoro stopy sobie zmniejszają, oczy powiększają i wydłużają nogi, to czemu włosy tylko rozjaśniają? Niekonsekwentne jakieś i zakompleksione albo faceci przedziwnie grymaśni…