Reklama

Piszę to pierwotnie na warsztaty dziennikarskie, bośmy takie zadanie dostali. Poza tym jest takie “blogowe” więc może komuś się spodoba.


Piszę to pierwotnie na warsztaty dziennikarskie, bośmy takie zadanie dostali. Poza tym jest takie “blogowe” więc może komuś się spodoba.

Reklama

Impreza którą zamiar opisać mam, ma miejsce siedemnastego dnia grudnia. By jednak w pełni ją zrozumieć musimy sięgnąć pamięcią nieco ponad tydzień wstecz. Był wtorek 8 grudnia, piliśmy z kolegą piwo z wódką koło krakowskiego kina Kijów a potem piliśmy w akademiku, a potem wróciłem do pokoju i wtedy chyba nastąpił ten dziejowy moment kiedy podjąłem szaleńczą decyzję-do Sylwestra nie piję!

Co mnie skłoniło? W głównej mierze utyskiwania mojej dziewczyny, w pewnej mierze chęć sprawdzenia siebie, swojej siły woli, a także czy nie mam przypadkiem choroby alkoholowej. Ogłosiłem swe “adwetowe” postanowienie publicznie dnia następnego, wzbudzając zdziwienie pomieszane z powątpiewaniem. Pokusa sięgnięcia po alkohol była spora-nazajutrz poznaliśmy z kolegą bardzo fajnych, imprezowych ludzi z drugiego piętra (w akademiku UJotu jakim jest Żaczek trudno o imprezowiczów, a co dopiero o imprezowiczów na poziomie, więc zazwyczaj piliśmy ja z kolegą+zaproszeni goście z zewnątrz). Impreza odbywała się w pokoju trzech dziewczyn, który one same nazwały “Rumunią”. Z początku swoim ekscentrycznym zachowaniem wzbudziłem mieszaninę rozbawienia i zbulwersowania, później jednak alkohol sprawił, że w odbiorach mojego wulgarnego lub abstrakcyjnego humoru pozostało głównie rozbawienie (tak mi się wydawało). Z wielkim zdziwieniem muszę przyznać, że pozostając trzeźwy jak niemowle, bawiłem się w miarę dobrze. Skontrastować należy przykład mój z przykładem kolegi, który z trudem, przypominając rasowego żula, po walce do samego końca zszedł z placu boju. Pomimo lekkiego zażenowania w twarzach współbiesiadników, koledze udało się podbić serce przedstawicielki płci przeciwnej (jak się między nimi rozstrzygnie czas pokaże;). Dodatkowo, na tej imprezie, poznałem nowego całkiem spoko kumpla filmoznawcę, wyposażonego chojnie przez swą pracowitość w konsole PS3 i Xbox oraz wielki, imponujący, ogromny… ekran.

Kolejna poważna próba czekała mnie już następnego dnia. Po krótkiej “rumuńskiej” rozgrzewce, udałem się z dziewczyną na parkiet, co jak wiadomo dla faceta totalnie trzeźwego musi być nielada wyczynem. I o dziwo tego wieczora zostałem prawdziwym królem parkietu! Niestety zjawiliśmy się na parkiecie długo po konkursie tanecznym, ale myślę że w takiej formie spokojnie mógłbym rywalizować o główne nagrody. Owszem te wszystkie małpie ruchy wprawiały mnie w lekkie zażenowanie, ale dałem się odurzyć głośnej muzyce i światłu kolorofonu, tak że po pewnym czasie odczuwałem z tańca pewną dozę przyjemności. Nie potańczyłem zbyt długo (nieco ponad godzinę), ale za to intensywnie i dziewczyna była pod wrażeniem. Następnego dnia walka Pudzian-Najman, ja nadal nie piję (choć piwo przegrałem;).

Właściwa impreza którą chciałem opisać zaczęła się tydzień później, właśnie 17 grudnia w środę. Zapis z uzględnieniem godzin:
Godz.20:Gramy w piłkę na konsoli-wygrywam;)
Godz.21:Początek imprezy nudny-siedzimy na korytarzu durzą grupą ludzi. Automatycznie podział na dwie podgrupy mówiące o czym innym. Przyszły “rumunki”, osoby z drugiego piętra, ludzie z roku z politologii, nawet jakaś muzułmanka (śmiesznie się przy niej kolędy śpiewało;), i jakiś zbyt wesoły jegomość z brodą i długimi włosami. No i gadamy gadamy, nuda… jakoś nie mogę rozwinąć pełni swego dowcipu i zwrócić uwagi obecnych (eh tydzień temu przyniosłem parówki które zrobiły furorę,teraz takich atrybutów brak).
Godz.23coś: Nuda osiągnęła taki poziom, że poszliśmy z paroma osobami do pokoju grać w PeeSa (ProEvolutionSoccer)-przegrywam. W międzyczasie koleżanka z politologii zezłościła się na chłopaka że nie wracają wcześniejszym tramwajem, tylko są skazani na nocny (chyba, bo kto zrozumie kobiety?).

Północ-kolega ma 22-gie urodziny-oblewamy szampanem (korytarz;), kolega dostaje 22 uderzenia paskiem w miejsce gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę-nagrałem komórką. Piję łyk szampana z tej okazji [Bartek po raz pierwszy upada;]. Ogólny “dżoj” i wesołość, choć mi niepijącemu jakoś mało wesoło-wróciłbym do PeeSa popykać (to uczucie będzie toarzyszyć mi do końca “wieczoru”). Wracam do siebie do pokoju, potem wracam na dół do moich wesołków. Koleżanka z politologii i jej chłopak ulatniają się.

Godz.1 w nocy: Przybywa ekipa niewiadomo skąd, jacyś znajomi jegomościa z bródką-idziemy do niego na trzecie piętro. Lokujemy się na korytarzu, palimy, piją. Gadamy, ale znowu na grupki podział (wkurzające, choć naturalne-gadam z tymi których już znam). Jest nas duuużo. Kurcze nuda- gadam z filmoznawcą i jakąś anorektyczką o Kubie Wojewódzkim.
Godz.2 (chyba) Alkohol znika, ekipa się kurczy-idę do siebie do pokoju po sylwestrowego szampana. Zalewają korytarz bo był nabuzowany. W ogóle mają maluśko alkoholu-jakieś 13 osób pije piwko i dwa szampany? Gdzie wódzia która tak wspaniale przy polewaniu integruje? W końcu z drugiego piętra zostają trzy osoby. Ktoś skarży ochronie, że zakłucamy ciszę nocną-chowamy się do pokoju. Po serii żartów o murzynach, robimy “You Tube party”. Anorktyczka zna niezłe filmy, a u mnie znika przekonanie, że skoro znam Joa Lajoie to jestem kimś wyjątkowym. Jegomość z bródką też całkiem wporzo, ma wobec mnie pewne oczekiwania na przyszłość (tutaj pozostawię enigmatyczne niedomówienie;). W końcu, jak to mówią, “ściemnia się”, wracam z filmoznawcą do jego pokoju po bluzę, przy okazji toczymy rozmowę o poszuciu humoru. Naszym oczom ukazuje się obraz pijackiego syfu jaki zostawiliśmy na drugi piętrze-butelki, chipsy, pety. Wracam sam na trzecie, tutaj jeszcze większy syf, chyba nie tylko po nas.
Godz.3 w nocy,albo i czwarta. Sprawdzam czy nadal trwa “You Tube party”, ale trafiam do złego pokoju-tam jakaś “Wigilia”. Wychodzimy na korytarz, gadamy. Wychodzi wysoki kolo który był kiedyś ochroniarzem-Moja dziewczyna ma was już dość. Jak się nie uciszycie to nie będę dzwonił po ochronę, tylko po kumpli z klubu i zrobimy z wami porządek-mówi. Zmywam się do pokoju, biorę do pisania tego tekstu na Warsztaty Dziennikarskie i na bloga.
Godz.5-kończę tekst, kurcze na 9:30 mam te warsztaty.

Czy będę pił nie wiem, przewiduję żę tak, chociaż raczej nie aż tyle co dotychczas. Ciekawe że nawet bawią mnie takie imprezy-czyli alkohol nie był nieodzownym meritum. Poza tym stałem się, przynajmniej przy wódce, animatorem picia. Siedzę i myślę komu polać, zachęcam, organizuję dostawy. Kurcze, to chyba z pewnego braku zajęcia-jednak dobrze mieć w ręce piwko i popijać w chwilach braku natchnienia do trajkowania o pogodzie. Dobrze mieć kieliszek w jednej, “popitkę” w drugiej ręce i nieco w czubie. Przyjemna jest stysfakcja że wypiło się sporo, tyle by świat zawirował, ale nie za dużo, by na drugi dzień nie umierać; że budzi się we własnym łożu a nie w najdroższym hotelu świata, jak mawiają na “wytrzeźwiałkę”. Hmm z drugiej strony jakoś sporo więcej pieniędzy w portfelu, no i jakiś zdrowszy się czuję. Całość skłoni mnie chyba do po prostu umiarkowania w piciu.Amen.

Reklama

4 KOMENTARZE

    • iii ziom spoko
      niewyspanie bywa niekiedy fajną jazdą,zresztą lekki rausz też:)w ogóle fajnie jest mieć niekiedy lekką jazdę niż żyć w ‘czeźwości’.
      PS:fajny joke dziś powiedziałem na zajęciach-jak kolega skomentował że tekst koleżanki ma słaby wstęp i początek,ja na to palnąłem przeróbkę klasyka ‘kobietę poznaje się po tym co ma w środku’…cisza…”on jest niewyspany”;)

      PS:właśnie sobie odespałem-od20do13,wstałem bo ktoś pukał

    • iii ziom spoko
      niewyspanie bywa niekiedy fajną jazdą,zresztą lekki rausz też:)w ogóle fajnie jest mieć niekiedy lekką jazdę niż żyć w ‘czeźwości’.
      PS:fajny joke dziś powiedziałem na zajęciach-jak kolega skomentował że tekst koleżanki ma słaby wstęp i początek,ja na to palnąłem przeróbkę klasyka ‘kobietę poznaje się po tym co ma w środku’…cisza…”on jest niewyspany”;)

      PS:właśnie sobie odespałem-od20do13,wstałem bo ktoś pukał